Przejdź do treści

Berlin w trzy dni

Stolica kontrastów, która przez 28 lat podzielona była betonowym murem. Berlin położony jest zaledwie 90 kilometrów od polskiej granicy, więc warto odwiedzić go chociaż raz w życiu. Trzy dni to oczywiście za mało, aby w pełni poznać tak wielkie miasto, ale wystarczająco, by go zasmakować i chcieć do niego wrócić.

Wybierając się do obcego kraju, warto spróbować doświadczyć go na wielu płaszczyznach – od architektury, poprzez kulturę, aż po kuchnię. Dlatego istotny jest wybór miejsca, w którym będziemy mieszkać. Lokum oddające charakter odwiedzanego miasta pozwoli nam na chwilę stać się jego częścią. W moim przypadku padło na Hotel Sachsenhof, położony w stuletniej kamienicy na berlińskim Schönebergu. Niegdyś mieszkała w nim pisarka Else Lasker-Schüler, a wnętrze ma klimat lat 20. i 30. – na ścianach wiszą reprodukcje obrazów m.in. Tamary Łempickiej.

Hotel Sachsenhof | Fot. Damian Bajkowski/Gazeta Kongresy

Do celu najłatwiej dotrzemy pociągiem. Jest to o tyle wygodne rozwiązanie, że stacja końcowa – Berlin Hauptbahnhof (dworzec główny) – znajduje się w samym centrum. W praktycznie każde miejsce łatwo dojedziemy komunikacją miejską, która, choć w pierwszej chwili wydaje się pełna komplikacji, jest całkiem intuicyjna i dobrze zorganizowana. Dla małych grup (do pięciu osób) można kupić zbiorowy bilet dwudziestoczterogodzinny. Jest on korzystny nawet wtedy, gdy podróżujemy w trzy osoby, bo jego cena to 25 euro, a koszt Fahrkarte dla jednej osoby to 8,80 euro. Korzystamy oczywiście z biletów normalnych, ponieważ w Berlinie zazwyczaj nie obowiązują zniżki dla polskich uczniów i studentów. Warto jednak mieć ze sobą legitymację, bo w niektórych miejscach może zostać honorowana.

Dzień pierwszy

Podróż najszybszym pociągiem z Warszawy trwa nieco ponad pięć i pół godziny. Już z okna widać, że pozostawione na pamiątkę zniszczeń wojennych ruiny kontrastują z nowoczesnymi biurowcami. Zgodnie z rozkładem, ekspres ten zatrzymuje się na stacji Berlin Hauptbahnhof po 14:00. Na dworcu można skorzystać z informacji turystycznej, w której możliwy jest zakup biletów komunikacji miejskiej (warto kupić od razu na cały pobyt). Najlepiej oczywiście znać język niemiecki, ale zazwyczaj wystarcza angielski, a czasem nawet polski. Pora więc dotrzeć do hotelu i się w nim zameldować.

Wnętrze Kaiser-Wilhelm-Gedächtnis-Kirche | Fot. Damian Bajkowski/Gazeta Kongresy

Dopóki jest jeszcze jasno, idziemy na spacer wzdłuż Kurfürstendamm, czy też w skrócie Ku’damm – głównej ulicy w zachodniej części Berlina. Oprócz monumentalnych kamienic i luksusowych sklepów znajdziemy tu Kaiser-Wilhelm-Gedächtnis-Kirche, czyli Kościół Pamięci Cesarza Wilhelma. Właściwie są to pozostawione, jako symbol antywojenny, ruiny głównej wieży świątyni z końca XIX wieku. Wnętrze jest zaskakująco okazałe, pełne zdobień i ukrytych w gablotach przyrządów sakralnych. Obok znajduje się dobudowana później ośmiokątna nawa, sześciokątna dzwonnica, czworokątna kaplica i kruchta. Potem przenosimy się do oddalonego o jeden przystanek U-Bahn, czyli metra, Kaufhaus des Westens (KaDeWe) – największego domu towarowego w Europie kontynentalnej. Siedmiokondygnacyjna budowla z początku XX wieku jest imponująca i warto ją zobaczyć, nawet jeśli nie planujemy zakupów. W końcu pora wrócić do hotelu, odpocząć po podróży i przygotować się na kolejny, bardziej intensywny dzień.

Dzień drugi – przedpołudnie i wczesne popołudnie

Po hotelowym śniadaniu idziemy na długi spacer. Pierwszym celem jest ponad sześćdziesięciometrowa Siegessäule (Kolumna Zwycięstwa), zwieńczona wykonaną z brązu figurą Nike. Na wschodzie widać już Bramę Brandenburską i aleję Pod Lipami (Unter den Linden), ale najpierw zbaczamy nieco z drogi i przez malowniczy park Großer Tiergarten, będący dawniej królewskimi terenami łowieckimi, docieramy do Placu Poczdamskiego – nowoczesnej i tętniącej życiem wielkomiejskiej części Berlina. Stąd dzieli nas kilkanaście minut spaceru od Checkpoint Charlie, czyli jednego z najbardziej znanych przejść granicznych między NRD a Berlinem Zachodnim.

Potsdamer Platz | Fot. Damian Bajkowski/Gazeta Kongresy

Jeśli jednak zależy nam na czasie, możemy od razu udać się na północ. Następnym przystankiem jest złożony z 2711 betonowych bloków Pomnik Pomordowanych Żydów Europy. Tutaj Berlin cichnie i oddaje się kontemplacji. Monumentalizm otaczającego nas Holocaust-Mahnmal w pewien sposób oddaje skalę tragedii, która miała miejsce podczas II wojny światowej. Spacerując tam, widzimy ponownie Bramę Brandenburską, a także Fernsehturm – Wieżę Telewizyjną. Rzędy betonowych bloków są różnej wysokości, niektóre przewyższają nawet ludzi.

Pomnik Pomordowanych Żydów Europy | Fot. Damian Bajkowski/Gazeta Kongresy

Idąc dalej na północ, docieramy wreszcie do klasycystycznej Bramy. Dopiero w tym miejscu widzimy, jak monumentalny jest Berlin. Kawałek dalej znajduje się neorenesansowy gmach parlamentu (Reichstag) oraz przecinająca miasto rzeka Sprewa. Kiedy cofniemy się do Unter den Linden, kolejność zwiedzania będzie już dowolna – kierując się na wschód, niemal wszystkie ważne obiekty w okolicy pojawią się w zasięgu naszego wzroku. Tutaj mamy też możliwość zakupu pamiątek, a swój specjalny sklep ma nawet Ampelmann, czyli ludzik widoczny na sygnalizacjach świetlnych.

Brama Brandenburska | Fot. Damian Bajkowski/Gazeta Kongresy

Dzień drugi – popołudnie i wieczór

Na pobliskiej Wyspie Muzeów naszej uwadze nie ujdzie bogato zdobiona katedra z XIX wieku. Możemy wstąpić do znajdującej się obok Starej Galerii Narodowej, Muzeum Egipskiego czy też Muzeum Pergamońskiego, w którym trzymana jest między innymi Brama Isztar. W tym ostatnim honorowano moją polską legitymację studencką, więc warto spróbować uzyskać zniżkę na wstęp. Najważniejsza część wystawy jest jednak dosyć szybko zamykana, dlatego można odłożyć zwiedzanie Pergamonmuseum na kolejny dzień (jednak bilety kupmy wcześniej, by uniknąć kolejek przy wejściu), a teraz pojechać autobusem lub metrem na Alexanderplatz.

Katedra Berlińska | Fot. Damian Bajkowski/Gazeta Kongresy

Tam dotrzemy wreszcie do Wieży Telewizyjnej, która niemal przez cały czas służy nam za punkt orientacyjny. To najlepsze miejsce, z którego możemy obejrzeć panoramę Berlina. W pobliżu znajduje się też Rotes Rathaus – neorenesansowy ratusz z czerwonej cegły. Teraz przydałoby się coś zjeść, a wybór restauracji jest całkiem spory. Warto oczywiście spróbować czegoś typowo berlińskiego. Zanim zrobi się ciemno, zdążymy jeszcze zobaczyć East Side Gallery, czyli sztukę uliczną na dawnym murze berlińskim. Łatwo dostaniemy się na miejsce autobusem linii 300. To właśnie tutaj znajduje się słynna praca przedstawiająca braterski pocałunek Leonida Breżniewa i Ericha Honeckera. Na zakończenie dnia polecam wybrać się na pokaz w Zeiss-Großplanetarium. Miałem okazję uczestniczyć w wydarzeniu zatytułowanym „Pink Floyd – Dark Side of the Moon”, które polegało na oglądaniu gwiezdnych (i nie tylko) wizualizacji w sali kopułowej, przy dźwiękach wspomnianego albumu. Miłe zakończenie dnia.

Dzień trzeci

Ostatni dzień pobytu jest najbardziej elastyczny. Dzisiaj wymeldowujemy się z hotelu i oglądamy to, czego nie udało nam się zobaczyć w poprzednich dniach. Od 10:00 czynne jest Muzeum Pergamonu, więc jeśli jeszcze go nie zwiedziliśmy, teraz jest na to odpowiedni moment. Co najmniej dwie godziny warto zarezerwować też na Pałac Charlottenburg oraz otaczające go ogrody i park. Miejsce to jest niezwykle malownicze, więc po zakończeniu spaceru możemy tam odpocząć od wielkomiejskiego zgiełku i powoli wyczekiwać pociągu powrotnego. Jeśli nie będziemy mieli na ten dzień innych planów, zdążymy także zajrzeć do barokowego wnętrza pałacu.

Pałac Charlottenburg | Fot. Damian Bajkowski/Gazeta Kongresy

Pociąg powrotny odjeżdża z Berlin Hauptbahnhof około 16:00. Na cały pobyt wystarczyły dwa dobowe bilety komunikacji miejskiej. W przyszłości warto będzie odwiedzić stolicę Niemiec ponownie i na dłużej – tym razem latem – bo miasto pełne jest drzew, które teraz niestety były pozbawione liści. Zieleń doda temu miastu jeszcze więcej uroku.

Fot. nagłówka: Brama Brandenburska | Fot. Damian Bajkowski/Gazeta Kongresy.

O autorze

Student Dziennikarstwa międzynarodowego na Uniwersytecie Łódzkim. Pasjonat szeroko pojętej kultury, a także fotografii i wszystkiego, co jest vintage.