Po nie cieszących się dużym zainteresowaniem Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu z 1900 r., zorganizowane cztery lata później zawody w St. Louis miały odbudować renomę nowożytnego ruchu sportowego. Ostatecznie jednak ich organizacja zawiodła, a sam baron de Coubertin w obliczu porażki zdecydował się na nich nie stawić.
Problemy na starcie
Podczas IV sesji Międzynarodowego Komitetu Igrzysk Olimpijskich, jego członkowie jednogłośnie opowiedzieli się za organizacją zawodów za oceanem. Pozwoliłoby to oddalić oskarżenia o europocentryzm i podnieść ich znaczenie na świecie. Dodatkowo przedsiębiorczy Amerykanie z Chicago – które początkowo zostało wybrane miejscem zmagań – wydawali się świetnymi organizatorami. Stany Zjednoczone Ameryki od drugiej połowy XIX wieku, po wojnie secesyjnej, przeżywały okres prosperity związany z rozwojem przemysłu. Jednak sceptyczni względem „ojca współczesnych igrzysk” Amerykanie, z Jamesem Sullivanem na czele postulowali zorganizowanie olimpiady w St. Louis, które z tej okazji zgodziło się nawet przesunąć o rok Louisiana Exposition – obchody stulecia przekazania Amerykanom tego stanu przez Napoleona Bonaparte. Gdy ówczesny prezydent USA Theodore Roosevelt poparł ten pomysł, komitet olimpijski musiał zaakceptować zmianę lokalizacji.
Amerykanizacja rozgrywek
Rozciągnięcie igrzysk na aż pięć miesięcy (trwały od 1 lipca do 23 listopada 1904 r.) i odbywająca się równolegle wystawa spowodowały, że nie cieszyły się one dużym zainteresowaniem, podobnie jak te sprzed czterech lat w Paryżu. Widzowie mogli oglądać jedynie 617 reprezentantów z zaledwie 12 państw, (z czego aż 80% stanowili Amerykanie). Ponieważ Europa była zajęta w owym czasie wojną japońsko-rosyjską, zawodnikom ze Starego Kontynentu brakowało środków na podróż do Ameryki. Na początku XX wieku organizacje i kluby sportowe nie były tak hojnie finansowane z państwowych budżetów. Także „Jankesi” zrezygnowali z pomysłu przetransportowania sportowców na statkach US Navy. Warto jednak zaznaczyć, że były to pierwsze igrzyska, na których wystąpili reprezentanci Kanady i Związku Południowej Afryki. W rywalizacjach pierwszy raz wzięły udział także kobiety. Osiem pań wystartowało w łucznictwie.
Rasizm i nieporozumienie
W trakcie igrzysk zorganizowano, wzbudzający już wtedy oburzenie i kontrowersje, „dzień antropologiczny”, podczas którego rywalizowali ze sobą m.in. Pigmejowie, Maurowie, Ajnowie itd. Warto się w tym momencie pochylić nad reakcją samego Pierre’a de Coubertina, który w depeszy do reprezentantów MKIO w Chicago wyrażał swoje zaniepokojenie: „ta farsa straci urok, jeśli ludzie czarni, czerwoni i żółci nauczą się biegać, skakać i rzucać tak dobrze, że zostawią białych w tyle”. Śledząc rozwój IO aż do współczesności, nie można odebrać francuzowi trafnego proroctwa. Organizatorom zarzuca się także brak odpowiedniego przygotowania infrastruktury. Dość powiedzieć, że w związku z igrzyskami nie powstał żaden nowy obiekt sportowy. Zawodnicy byli zmuszeni biegać na bieżni o długości 1/3 mili (ok. 536 m). W finale biegu na 400 m startowało 13 zawodników, gdyż zdecydowano się pominąć eliminacje. Zaś w piłce nożnej rywalizowały zaledwie trzy drużyny, dlatego do dziś trwają spory o to, czy w ogóle można uznać te rozgrywki. Podobnie było w przypadku kolarstwa. Proporcjonalnie do rozkładu narodowościowego zawodników, Amerykanie wywalczyli aż 263 z 304 medali.
Pierwszy izotonik
Symbolem nieudolnego przeprowadzenia olimpiady stał się bieg maratoński. Zawodnicy stanęli na linii startu, podczas gdy termometry pokazywały 32 stopnie Celsjusza. Z 30 śmiałków na metę dobiegło zaledwie 14. Trasa była źle zabezpieczona i oznaczona, dlatego wielu maratończyków musiało nadrabiać kilometry, uciekając przed bezpańskimi psami. Jeden z nich miał wyjątkowego pecha, gdyż spotkał niedźwiedzia. Być może dzięki wydzieleniu się u niego znacznych ilości adrenaliny, nie dość, że udało mu się uciec, to na dodatek, pomimo dodatkowych 1,5 km, ukończył bieg na dziewiątej pozycji. Pierwszy na metę dotarł Amerykanin Fred Lorz, lecz gdy już miał odbierać gratulacje od córki prezydenta Roosevelta, okazało się, że 17,5 km przejechał ciężarówką. Ostatecznie zwycięzcą maratonu został Thomas Hicks, któremu koledzy podali napój, który dziś można by określić mianem izotonika. Była to mieszanka brandy, whisky i strychniny (stosowanej w trutkach na szczury). Thomas dobiegł na metę w halucynacjach, podtrzymywany przez swoich kolegów.
Wybitne jednostki
Pomimo wielu błędów igrzyska z St. Louis były pierwszą okazją dla zawodników z biedniejszych państw do pokazania swoich umiejętności. I tak czwarte miejsce we wspomnianym maratonie zajął kubański listonosz Feliks Carvajal. Pieniądze na wyjazd zdobył dzięki zbieraniu datków. Na starcie pojawił się w ciężkich butach, koszuli i długich spodniach, które ostatecznie skrócił przy pomocy nożyczek. Wszystkie pieniądze przegrał wcześniej w Nowym Orleanie, wystartował nie będąc w pełni najedzonym. W trakcie biegu zatrzymał się, aby zjeść parę jabłek, które spowodowały u niego problemy z żołądkiem. Gdyby nie wymuszone przerwy, być może Feliks spełniłby swój cel, jakim było udowodnienie „Jankesom”, że jest lepszym długodystansowcem. Wszystkie swoje oszczędności musiał także wydać Irlandczyk Tom Kiely, któremu Anglicy proponowali wysłanie go w ramach reprezentacji Wielkiej Brytanii. Ten jednak pozostał wiernym patriotą i odmówił [patrz: „Dlaczego Irlandczycy nie płaczą po królowej Elżbiecie II”]. Tom ostatecznie zdobył złoto w pierwowzorze dzisiejszego dziesięcioboju.
Igrzyska w St. Louis były nauczką dla organizatorów IO, którzy już nigdy więcej nie zdecydowali się na łączenie ich z innymi dużymi wydarzeniami.
O autorze
Uczeń krakowskiego liceum w klasie o profilu prawniczo-ekonomicznym. Redaktor w czasopiśmie Młody Kraków - Czytajże!. Zwycięzca XLIX Olimpiady Historycznej. W wolnym czasie podróżuje, jeździ na rowerze lub chodzi po górach.