Marzec 2020 roku to moment, który już na zawsze pozostanie w pamięci nas wszystkich. Właśnie w końcówce pierwszego kwartału roku 2020 do Europy dotarł z Chin wirus Sars-CoV-2. Wówczas nieznany „koronawirus z Wuhan” zatrzymał wszystkie globalne gospodarki, a społeczeństwo całego świata obrało jeden cel: pokonanie wirusa. Nadziei szukaliśmy w szczepionkach, mających na stałe zażegnać kryzys i przywrócić wcześniej znaną normalność. Chcieliśmy świata bez maseczek, obostrzeń sanitarnych czy niekończących się testów na obecność wirusa.
Szczepienia bez rezultatów
Powszechnie dostępne, już od pierwszych miesięcy ubiegłego roku, szczepienia w znacznym stopniu pomogły w ograniczeniu śmiertelności koronawirusa, lecz nie zatrzymały zatrważającej liczby zakażeń. A apogeum zaraźliwości wirusa lekarze szacują na nadchodząca V falę wirusa, zdominowaną przez wariant Omikron. Obecnie średnia liczba zaszczepionych co najmniej jedną dawką obywateli państw unijnych wynosi prawie 73%, lecz tę statystykę zdecydowanie zaniżają: Bułgaria, Rumunia czy Słowacja. Zaszczepieni obywatele nie przekraczają tam 50% społeczeństwa. Polska również nie może pochwalić się wysokim miejscem w rankingu, gdyż plasuje się na odległej 23. pozycji państw wspólnoty. Jest to rezultat niższy od oczekiwanego przez ekspertów WHO i zdecydowanie nie pozwalający mówić o globalnej odporności. W związku z klęską promocji szczepień, politycy posiłkują się różnego rodzaju nagrodami lub przymusem, aby podnieść niezadowalający procent liczby zaszczepionych osób.
Fot. Dariusz Delmanowicz/PAP
Być może problemów niskiego procentu zaszczepionych Polek i Polaków należy szukać u podstaw, czyli w procesie zachęcania do szczepień. Politycy, szczególnie w Polsce, cieszą się zatrważająco niskim współczynnikiem zaufania społeczeństwa. Dodatkowo telewizyjni „eksperci” już dawno stracili swój dawny blask i autorytet. Jakie ma publiczne zaufanie dr Sutkowski, który mówi o koronawirusie zupełnie inne rzeczy przed i po rozpoczęciu współpracy z rządem? Czy ktoś jeszcze ufa dr Grzesiowskiemu, mówiącemu, że nawet w domu chodzi w maseczce i wykonuje codzienne testy na obecność koronawirusa? Lekarz wielokrotnie w mediach poruszał kwestię kontaktów społecznych, a raczej ich znacznego ograniczenia ze względów epidemiologicznych. „Żona przeszła na zdalny tryb pracy. Ja, jeśli tylko mogę, też staram się nie wychodzić z domu” — przekonywał w wywiadzie dla Onet.pl. Właśnie przez takie głosy specjalistów, coraz więcej z nas zdaje sobie pytanie: „Czy to jest ta nowa normalność?”.
Brutalna Azja
Przemarsz upokarzający publicznie ludzi to przeżytek? Na pewno nie w Chinach. Tak przynajmniej uważają władze kraju, które 28 grudnia ubiegłego roku przeprowadziły ulicami ludzi oskarżonych o łamanie covidowych obostrzeń. Według relacji BBC, powołującej się na lokalne media, czterech mężczyzn zostało upokorzonych w centrum miasta Jingxi. Mieli skrępowane za plecami ręce, a na ich szyjach zawisły tabliczki z imieniem i nazwiskiem oraz zdjęciem. Mają odpowiedzieć za sprowadzanie ludzi przez granicę kraju, która jest nieosiągalna dla ewentualnych przyjezdnych ze względu na restrykcje sanitarne. Władze miasta stwierdziły, że w „terenowym działaniu dyscyplinarnym” nie było nic złego. Z chińskich social mediów płyną do nas mieszane odczucia. Z jednej strony, internauci pochwalają działania rządu, mającego chronić obywateli przed zakażeniami i nadmierną śmiertelnością. Wielu jednak dostrzega, że seanse nienawiści i publiczne upokorzenia to praktyki wykorzystywane podczas rewolucji kulturalnej z lat 70. oraz 80. poprzedniego wieku, które już nigdy więcej nie powinny powrócić. Dziennik „Xin Jing Bao” zaznaczył, że takie inicjatywy są niezgodne z duchem praworządności i nigdy więcej nie powinny się powtórzyć.
Fot. Ifeng News
Ojczyzna koronawirusa to nie jedyny kraj, który zdecydowanie przesadził w walce z wirusem. W Singapurze władze okazują się mistrzami w ograniczeniu wolności obywatelskiej, zakazując pracy osobom niezaszczepionym. Początkowo tamtejszy resort zdrowia, zapowiedział, że wstęp do miejsc pracy będzie możliwy pod warunkiem zaszczepienia, bądź ujemnego wyniku testu. Z tej „furtki” jednak zrezygnowano. Od lutego tego roku szczepienie przeciwko Covid-19 będzie też kluczowym warunkiem do otrzymania długoterminowego pozwolenia na pobyt (i pracę) w Singapurze.
Co zrobi Europa?
Czy kraje europejskie pójdą drogą Chin i Singapuru? Już dziś wiele wskazuje na to, że jesteśmy biernymi obserwatorami kreacji tytułowej „nowej normalności” z nieodłącznym abonamentem na prawa obywatelskie w postaci szczepionek. Pierwszym europejskim krajem, idącym w ślady wschodnich wzorców jest Austria. Tamtejszy rząd zadecydował o obowiązku szczepień wszystkich obywateli powyżej 14 roku życia. Oznacza to, że przymusem przyjęcia preparatu zostanie objętych prawie 8 mln osób. Za odmowę przyjęcia szczepionki grożą kary w wysokości 3,6 tys. euro.
Jak objawiają się owe ograniczenia praw?
Zostańmy przy Austrii, gdzie osoby niezaszczepione nie mają — kolokwialnie mówiąc — czego szukać w okresie zimowych ferii. Zgodnie z decyzjami tamtejszych władz, osoby niezaszczepione (nieposiadające statusu ozdrowieńców) nie będą mogły korzystać chociażby z wyciągów i tras narciarskich — głównych atrakcji zimowego okresu wypoczynkowego.
Władze Finlandii również nie pozostają przyjazne osobom, które z jakiegoś powodu nie postanowiły przyjąć szczepionki przeciwko Covid-19. Tamtejsze ministerstwo spraw wewnętrznych na początku 2022 roku ogłosiło, że na terytorium państwa będzie mógł wjechać tylko ten, który otrzymał negatywny wynik testu na obecność koronawirusa i przeszedł pełny cykl szczepień lub identyfikuje się statusem ozdrowieńca. Warto napomnieć, że z obowiązku testu (nie szczepienia) zwolnieni są wszyscy obywatele i rezydenci kraju tysiąca jezior.
Niezaszczepieni mieszkańcy stref żółtych zaostrzonych restrykcji nie pójdą na koncert, do kina, teatru czy biblioteki, nie wypiją kawy przy stole i nie zjedzą posiłku w środku restauracji – taką decyzję podjęły władze Włoch. Przywódcy — jednego z najbardziej dotkniętych pandemią krajów — zdecydowali się na wprowadzenie dość odważnych i rygorystycznych ograniczeń dla osób niezaszczepionych.
Kanadyjski Quebec również stara się zachęcić, a raczej przymusić osoby niezaszczepione do przyjęcia szczepionki. Na początku roku władze prowincji poinformowały o planie wprowadzenia tzw. podatku dla niezaszczepionych. Nieznana jest jeszcze wysokość opłaty, jednak premier Francois Legault stwierdził, że będzie to „znacząca suma”.
Chcemy żyć, nie przeżyć
Obywatele nie pozostają dłużni władzy, która po raz kolejny przekształca zwykłą, znaną przedtem codzienność na walkę z koronawirusem. Po blisko dwóch latach od wprowadzenia pierwszych obostrzeń i roku szczepionkowej telenoweli, mamy po dziurki w nosie ciągłych restrykcji i utrudnień życia prywatnego, a zwłaszcza publicznego. Dla przykładu, Niderlandczycy po wprowadzeniu tzw. twardego lockdownu w połowie grudnia poprzedniego roku nie dają za wygraną, masowo okazując swoje niezadowolenie na ulicach miast i miasteczek. W Holandii dozwolone są zgromadzenia nie większe niż dwuosobowe, a do domu można wpuścić zaledwie dwie osoby spoza gospodarstwa domowego. Czy w kraju wolnych obywateli rząd powinien mieć wgląd w to z kim, kiedy i w jakich okolicznościach się spotykamy? Zdecydowanie nie, gdyż to odpowiednio każdy człowiek, sam będzie wiedział co dla niego dobre. Nikt z nas, aby zadbać o siebie i swoich bliskich nie potrzebuje dodatkowego urzędnika państwowego. Oczywiście, możemy do końca świata żyć w odizolowaniu od społeczeństwa, zamknięci w czterech ścianach własnego domu. Lecz co by to było za życie?
Fot. AFP
Dawka szczepionki nr X+1
„Jeszcze tylko dwa tygodnie” lub „Do normalności potrzeba dwóch dawek szczepionki” — te zdania jeszcze do niedawna dawały nam nadzieję na powrót do świata, który już znaliśmy. Latem 2020 roku wszyscy żyliśmy nadzieją, wierzyliśmy w naukę i szczepionki. Dziś jednak wiemy, że (początkowo) dwudawkowe szczepionki nie gwarantują nam zażegnania pandemii. Rządy większości krajów, po zasięgnięciu opinii ekspertów Światowej Organizacji Zdrowia i rad medycznych, już zadecydowały o udostępnieniu trzeciej, „przypominającej” dawki preparatu. A dziś w niektórych państwach preparat można przyjąć po raz czwarty.
Co nas czeka w nowym roku?
Rządy państw, władze samorządowe, przedsiębiorcy jak i wiele z nas zapomniało o kwestii kluczowej, którą od miesięcy podkreślają eksperci. Szczepionka żadnej firmy nie chroni przed zakażeniem koronawirusem, lecz może jedynie zapewnić łagodniejszy przebieg walki organizmu. W przestrzeni publicznej status zaszczepienia nie powinien stanowić różnicy, gdyż zarazić możemy się zarówno od osoby zaszczepionej jak i niezaszczepionej.
Pomimo tak pesymistycznego przebiegu pandemii w Polsce i na świecie, nie możemy tracić wiary, gdyż, jak to mówi stare polskie przysłowie, „nadzieja umiera ostatnia”. Wciąż mamy szansę na powrót do normalności – zwyczajnego, spokojnego życia, jakie znaliśmy jeszcze na początku roku 2020. Jako społeczeństwo demokratycznych państw, musimy patrzeć władzy na ręce. Nie dopuszczać do łamania podstawowych praw obywatelskich i wolności każdego z nas. Czy status zaszczepienia może być wyznacznikiem możliwości funkcjonowania w społeczeństwie i prowadzenia chociażby swojego biznesu? Zdecydowanie nie, a właśnie do takich warunków możemy doprowadzić podporządkowując się władzy, która w niektórych europejskich krajach już wdraża selekcję ludzi na zaszczepionych i niezaszczepionych. Powszechnie wprowadzane są „lockdowny dla niezaszczepionych”, praktykowane w większości europejskich państw lub opłaty na wzór kanadyjskiej prowincji. Trudno ocenić gdzie w przyszłości znajdą się nasi potomkowie, jeżeli dziś nie zdobędziemy się na powszechny ostracyzm, przeciwko niezrozumiałym decyzjom o zamykaniu ludzi w domach, tym samym zabijaniu biznesów i relacji towarzyskich większości z nas. Marzenie, choć trudne, możliwe do zrealizowania. Warunkiem ponadpartyjna współpraca w obronie wolności.
O autorze
Redaktor Prowadzący Gazety. W projekt zaangażowany od grudnia 2021 roku. Pisze o polityce, edukacji oraz organizacjach pozarządowych. Laureat programu „Liderzy Innowacji”. W wolnym czasie smakosz kawy, amator książek i miłośnik nauk społecznych.