Przejdź do treści

Kula śnieżna polskiej edukacji

Trwający już kilka lat kryzys w polskim szkolnictwie z każdym dniem staje się coraz bardziej widoczny.

Czternastego czerwca na portalu pracuj.pl, po wpisaniu w wyszukiwarkę hasła „nauczyciel”, pokazuje się 3031 ofert pracy. Jest to wynik tylko z jednego portalu. Czwartego lipca na konferencji prasowej prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, Sławomir Broniarz, powiedział, że w polskiej szkole brakuje około dwudziestu tysięcy nauczycieli. Dziesiątego czerwca Renata Kaznowska, wiceprezydentka Miasta Stołecznego Warszawy, w rozmowie z warszawa.naszemiasto przyznała, że w samej stolicy brakuje ich półtora tysiąca.

Nauczyciel roku 2021 odchodzi ze szkoły publicznej, tak jak setki innych pedagogów.

Nauczyciele z innowacyjnymi pomysłami, nie zawsze trzymający się sztywnej podstawy programowej i nie straszący maturą od pierwszego dnia w szkole średniej, często spotykają się z niezadowoleniem ze strony czy to rodziców, czy dyrektora. Rankingi szkół, prowadzone między innymi przez Perspektywy, doprowadzają do sytuacji, w których nauczyciel musi tłumaczyć się z każdej piątki za aktywność, z każdego projektu zastępującego sprawdzian. Nauczyciele starający się pomóc uczniom przebrnąć przez przeładowany program nauczania w najmniej bolesny sposób, zostają wzywani na „dywanik” do gabinetu dyrektora. W polskiej szkole nie ma miejsca na projekty, pracę w grupach i wycieczki edukacyjne. System zmusza do postrzegania uczniów jako jedną masę, bez żadnej różnorodności. 

Oceny wyliczane przez algorytm Librusa nie pozwalają na zauważenie ucznia, jego zainteresowań, pasji, indywidualności i jego pracy. Jedyną osobą, która może stworzyć w szkole przyjazną atmosferę i zaufać nauczycielom w tym, co robią, jest dyrektor. Od niego zależy czy nauczyciele mają wolną rękę w przekazywaniu wiedzy. Czy uczniowie mogą realizować swoje pasje, także te poza szkołą, rozwijać się. Szkoła jest miejscem, w którym uczymy się nie tylko dodawać, pisać i czytać, ale możemy też rozwijać się jako obywatele. Tylko relacja uczeń-nauczyciel zbudowana na zaufaniu stwarza warunki przyjazne ludziom. Nauczyciel nie będzie się bał wyjść poza schemat, a uczeń nie będzie się bał popełniać błędów. Czytając opinie o warszawskich liceach, prawie nie widać szkół, w których takie zaufanie jest.

Niestety, nie ma co liczyć na poprawę. Pod koniec lipca 2021 roku wspomniana już wcześniej Renata Kaznowska powiedziała w wywiadzie dla OKO.press, że jest coraz mniej chętnych na stanowisko dyrektora:

„Nawet trudno mi sobie przypomnieć, aby gdzieś był więcej niż jeden kandydat. W poprzednich latach zazwyczaj gotowych do objęcia funkcji zarządczych były dwie, trzy osoby.”

Kto zastąpi nauczycieli?

Na stronie Kuratorium Oświaty w Warszawie w zakładce „Kwalifikacje nauczycieli” zamieszczony jest dokument warunkujący dopuszczenie do wykonywania zawodu nauczyciela osób bez odpowiedniego wykształcenia. Pierwsze trzy zdania dokumentu brzmią tak:

„Stanowisko nauczyciela może zajmować osoba, która posiada wystarczające kwalifikacje do zajmowania danego stanowiska. Nauczyciele są zatrudniani i realizują godziny zajęć dydaktycznych, wychowawczych lub opiekuńczych zgodnie z kwalifikacjami. Zatem brak kwalifikacji uniemożliwia zatrudnienie na stanowisku nauczyciela.”

Dwa następne przewidują wyjątkowe sytuacje:

„Dyrektor w szczególnych przypadkach może zatrudnić nauczyciela/osobę niebędącą nauczycielem, który nie posiada kwalifikacji wymaganych do zajmowania danego stanowiska.”

Według dokumentu to kurator oświaty lub organ prowadzący musi wyrazić zgodę na zatrudnienie osoby niespełniającej wymagań kwalifikacyjnych. Czy polska szkoła może  sobie jednak pozwolić na odrzucanie jakichkolwiek chętnych? To rodzi kolejne pytania: jaka będzie ta szkoła? Kto będzie tam uczył? Czego będzie uczył? W jakiej atmosferze? Czy będą to pasjonaci potrafiący zarazić swoją ciekawością świata, czy urzędnicy działający w ramach odgórnie ustalonych ram?

Fot. nagłówka: Wojciech Olkuśnik/PAP