Przejdź do treści

Krwawe oblicze irlandzkiego Kościoła

Historia Irlandii, wydawałoby się, skupia się głównie na ciągłej walce z Wielką Brytanią. Mało mówi się o wydarzeniach mających miejsce po tym, jak Irlandczycy zyskali autonomię. Niepodległa Irlandia skrywała za sobą rzeszę krwawych sekretów. Płynęły one z tamtejszego Kościoła Katolickiego.

W 1921 roku utworzono Wolne Państwo Irlandzkie. Od tego czasu, autonomia Irlandczyków tylko się poszerzała. Kraj ten był kolonizowany przez Wielką Brytanię aż 750 lat. Wraz z niepodległością od korony, przyszedł kolejny zaborca i kolonizator — Kościół Katolicki. W końcu jak inaczej nazwać instytucję, która kontrolowała każdy obszar życia społecznego w Irlandii? Narracja katolicka zawsze stała na piedestale i stała się przyczynkiem wielu tragicznych historii. Irlandzka konstytucja z 1937 roku legitymowała katolicyzm jako religię uprzywilejowaną. Co to oznaczało w praktyce?

Irlandia na przekór postępowi

Prawo tworzono w oparciu o katolicką retorykę. Zakazano rozwodów, wspierano finansowo sieć szkół katolickich, ustawy przegłosowywano po konsultacji z kościelnymi hierarchami. W irlandzkich sklepach próżno było szukać prezerwatyw — były zakazane, a zainteresowani musieli ściągać je z Anglii. Co więcej, Kościół bardzo starał się o podkreślanie wyższości mężczyzn — paszporty wydawano kobietom dopiero po uzyskaniu zgody od małżonka. Cały świat szedł w stronę emancypacji, ale Irlandia, na przekór swoim obywatelkom, obrała kurs w przeciwną stronę.

Niechlubnym symbolem przedmiotowego traktowania kobiet i dominacji Kościoła Katolickiego w Irlandii były Domy Matki i Dziecka oraz tzw. pralnie magdalenek. Obie instytucje funkcjonowały jako domy pomocy socjalnej. Gdy Irlandia uzyskała niepodległość, niemal wszystkie socjalne instytucje trafiły pod pieczę Kościoła Katolickiego, co z automatu narzucało wszystkim potrzebującym państwowej pomocy obywatelom funkcjonowanie w realiach kościelnej moralności.

Fot. Flickr

Uprzedmiotowienie kobiet w irlandzkim wydaniu

Sam koncept funkcjonowania azylu sióstr magdalenek, z dzisiejszej, bardziej progresywnej perspektywy, wygląda bardzo podejrzanie i, bez dwóch zdań, opiera się na skrajnie fundamentalistycznym sposobie postrzegania świata. Azyle były domem dla „kobiet upadłych” — takich, które miały postępować wbrew nauczaniu Kościoła Katolickiego. Przyjmowano tam prostytutki, niezamężne matki, kobiety z przeszłością kryminalną, a także kobiety wykorzystywane seksualnie albo postrzegane przez społeczeństwo jako rozwiązłe czy nawet zbyt ładne. Do instytucji „wsparcia” upadłych, z jakiegoś powodu, przyjmowano także kobiety z ograniczoną sprawnością intelektualną.

Azyle nazywano często pralniami magdalenek — ze względu na to, iż kobiety je zamieszkujące najczęściej wykonywały nieodpłatną pracę w pralniach funkcjonujących w ramach działań ośrodka. W domach opieki panowały określone zasady — przebywające tam kobiety do sióstr zakonnych musiały zwracać się per matka, zakonnice natomiast nazywały przebywające tam kobiety „dziećmi”, niezależnie od wieku.

Instytucja opiekuńcza czy więzienie? 

Co więcej, znaczna część kobiet znajdowała się w pralniach magdalenek mimowolnie. Aż 26% kobiet skierowanych pod pieczę sióstr zakonnych, trafiała tam ze względu na skierowanie instytucji państwowych. Tak, w XX wieku, w europejskim państwie, władze chciały leczyć kobiety z „upadłości” i bez pytania o zgodę wysyłały kobiety do wykańczającej pracy. Wszystko to za wysokimi murami oplecionymi kolczastym drutem. Bez kontaktu ze światem zewnętrznym.

System bezwzględnych kar

Podopieczne magdalenek były wykorzystywane do wielogodzinnej pracy ponad własne możliwości. Siostry zakonne nie patrzyły na to, czy kobieta miała lat czternaście, czy trzydzieści sześć. Gdy któraś z podopiecznych miała odwagę złamać punkt regulaminu, spotykała się z surowymi karami. Jedną z nich było np. ścinanie włosów, regularnie dochodziło do aktów przemocy fizycznej i wykorzystywania seksualnego.

Fot. Flickr

Opuszczenie takiej pralni z własnej woli było bardzo utrudnione. Siostry zakonne wmawiały podopiecznym, że te powinny jak najdłużej pozostawać w placówce. Kobiety nie informowano, kiedy opuszczą azyl, a gdy już je zwalniano, nie miały wpływu na wybór swojego miejsca pracy. Traktowano je jako obywatelki drugiej kategorii.

Historia Mariny Gambold

Marina Gambold została zabrana do pralni w wieku szesnastu lat przez księdza. Na łamach BBC wspomina o traumatycznych przeżyciach w katolickim domu opieki. Gambold została osierocona w wieku ośmiu lat — trafiła wtedy pod opiekę babci. Gdy była już nastolatką, stwierdziła, że nie ma dokąd pójść. Perspektywą na spędzenie reszty młodości był właśnie azyl sióstr magdalenek. Marina opowiadała, że płacz stał na porządku dziennym. Dziewczyna całymi dniami była zmuszana do sprzątania korytarzy i pracy w pralni, ponad swoje siły i możliwości. Gdy nastolatka stłukła filiżankę, zakonnica w ramach kary związała szyję podopiecznej grubym sznurem na trzy dni. Każdego ranka była zmuszona do spożywania śniadań z podłogi. Miało to nauczyć ją ostrożności.

Znęcanie się dla rozrywki 

Pewnego zimowego wieczoru Gambold wyszła na balkon. Jedna z zakonnic zajmująca się podopiecznymi, zamknęła ją tam na dwie noce. Czemu? Nie wiadomo. Pani Marina w wieku dziewiętnastu lat przeżyła załamanie nerwowe. Nie widziała swojej przyszłości w Irlandii, więc wyprowadziła się do Anglii. Historii takich jak powyższa było mnóstwo. Pralnie magdalenek w rzeczywistości służyły za ciężkie więzienia dla kobiet, które nie wpisywały się w skrajnie konserwatywną formę posłusznych, oddanych Bogu, rodzinie i mężowi. Azyle nie były miejscami resocjalizacji, a generatorami traum.

Więzienia matki i dziecka

Inny niechlubny epizod związany z nadrzędną rolą Kościoła w świadczeniu usług socjalnych stanowiły sytuacje z Domów Matki i Dziecka — katolickich instytucji przeznaczonych dla niezamężnych kobiet. Pełniły funkcję zarówno sierocińców, jak i domów adopcyjnych. W tego typu ośrodkach również panowały podłe, nieludzkie warunki. Podopieczne traktowano mocno przedmiotowo. W Domach również dochodziło do przemocy emocjonalnej. Kobiety, które się tam znajdowały, były ofiarami szykan. Kontrolowano je na każdym kroku.

Fot. Flickr

Bezmyślne oddanie wartościom krokiem w stronę zniewolenia 

Nieszczęśniczki najczęściej trafiały tam, ponieważ nie miały innej alternatywy. Gdy zachodziły w niechciane ciąże, mężczyźni porzucali je, a dla rodzin takie sytuacje były rozległą plamą na honorze. Kobiety przez jeden nieprzemyślany ruch traciły wszystko to, co miały. Konserwatywne podejście do życia było tak głęboko zakorzenione w systemie wartości Irlandczyków, że stawały się przyczynkiem do wykluczania z życia społecznego tych, którzy popełnili „błąd” i odwróciły się od katolickiego nauczania.

Na irlandzkim portalu The Journal można znaleźć obszerne świadectwa kobiet, które sytuacja zmusiła do szukania schronienia w Domach Matki i Dziecka:

Kiedy miała piętnaście lat, (…) wracała do domu z wesołego miasteczka, kiedy siedemnasto- bądź osiemnastoletni chłopiec złapał ją i zaczął uprawiać z nią seks. Myślała, że to element gry „kiss and chase” i nie kwestionowała tego, ponieważ „zdarzało się to regularnie wielu dziewczynom” (…). Zakonnica odebrała ją na stacji kolejowej, aby odprowadzić do Domu Matki i Dziecka, gdzie — jak powiedziała — przy przyjęciu rozebrano ją, obcięto włosy i powiedziano: „Jesteś tu z powodu swoich grzechów”.

Victim Blaming jako narzędzie irlandzkiego Kościoła 

Tak wyglądała rzeczywistość przesiąknięta, jak gąbka, skrajnie konserwatywną ideologią. Patriarchat w swoim najwyższym stadium. Jak inaczej opisać państwo, w którym kobieta nie mogła powiedzieć „jestem zgwałcona”, bo gwałt był elementem chorej zabawy nastoletnich chłopców? Jak opisać rzeczywistość, w której młode dziewczęta rozbierają się przed obcymi kobietami i muszą brać ich opinię do serca tylko dlatego, że noszą habit na głowie?

Zabrakło żalu za grzechy i mocnego postanowienia poprawy

Azyle sióstr magdalenek i Domy Matki i Dziecka to dwie popularne instytucje opiekuńcze, które nałogowo przekraczały swoje uprawnienia. Przy takiej skali nadużyć prawda prędzej czy później musiała wyjść na jaw. Rok 1993. Jeden z zakonów sprzedaje ziemię deweloperowi. Podczas budowy dochodzi do makabrycznego odkrycia. Zbiorowa mogiła z ciałami 155 kobiet, podopiecznych pralni magdalenek. Wydarzenie wstrząsnęło irlandzką opinią publiczną. Laicyzacja społeczeństwa doznała potężnego przyspieszenia. Kościół stracił autorytet, zaufanie. Zabrakło nawet trywialnego „przepraszam”.

Sinéad O’Connor, niedawno zmarła irlandzka piosenkarka, spędziła swoje dzieciństwo w pralni magdalenek. Dorastała w skrajnie konserwatywnej rodzinie, gdzie panował system drakońskich kar. Okres nastoletni spędziła w internacie „Sisters of Our Lady of Charity”, gdzie także była ofiarą przemocy i gwałtu ze strony duchownego.

Zwalczcie prawdziwego wroga!

3 października, 1992 roku, zatem na krótko przed odkryciem zbiorowej mogiły w Dublinie, O’Connor występowała w programie NBC „Saturday Night Live”, gdzie podczas prezentowania albumu „Am I Not Your Girl?” podarła zdjęcie papieża Jana Pawła II, wykrzykując: „Zwalczcie prawdziwego wroga!”.

Polacy widzą Jana Pawła II jako człowieka krystalicznego, tego, który zniszczył bezduszny komunizm i zawsze stał w obronie uciśnionych. Jan Paweł II stronił jednak od irlandzkiej kwestii. Zabrakło przeprosin, konsekwencji nie wyciągano. Postąpiono „po watykańsku” — sprawę zamieciono pod dywan, mimo że ta, paradoksalnie, ujrzała już światło dzienne.

Dla Irlandczyków postać papieża była symbolem piekła przeżywanego w katolickich placówkach opiekuńczo-wychowawczych. Człowiek, który mówi o miłosierdziu, miłości Boga, stoi na straży moralności Kościoła, a potem nabiera wody w usta, gdy okazuje się, że podległa mu instytucja masowo niszczyła psychikę tysiącom kobiet i dzieci, to raczej słaba reklama wyznania katolickiego. Trudno się dziwić gestowi O’Connor — jej dzieciństwo zdefiniował fanatyczny katolicyzm, którego przedstawiciele pozostawali bezkarni za swoje, nieraz drastyczne, czyny.

Pozbawieni pokory 

W 2013 roku opublikowano raport rządowej komisji, ujawniający rzeczywistą skalę okrucieństwa, z którym zmagały się podopieczne azylu sióstr magdalenek. W ciągu 150 lat działalności przez pralnie przewinęło się około 30 tysięcy kobiet. Rząd Irlandii uruchomił fundusz, będący swego rodzaju zadośćuczynieniem za wyrządzone krzywdy. Kościół Katolicki nie dołożył do niego ani grosza.

Kolejne odkrycia 

Cofnijmy się o rok. Historyczka-amatorka, Catherine Corless publikuje artykuł będący rezultatem jej własnego śledztwa. Dziennikarka z małego, urokliwego Tuam przekonuje, że w małej miejscowości znajduje się masowy grób, gdzie pochowano prawie tysiąc dzieci zmarłych w Domach Matki i Dziecka.

Irlandzki Kościół pozbawiony kolejnej tajemnicy  

Dziennikarka dokonała porównania wystawianych przez placówki aktów zgonu z rejestrami pochówków na okolicznych cmentarzach. Sporo się nie zgadzało. Corless nieco pogrzebała w historii Tuam. W 1975 roku grupa chłopców natrafiła na zbiorową mogiłę. Potraktowano to jednak jako masowy grób z okresu XIX wieku, kiedy Irlandię nawiedziła plaga głodu. Szybko okazało się, iż mogiła powstała znacznie później i miała związek z mrocznymi tajemnicami Kościoła.

Fot. Flickr I Dom Matki I Dziecka w Cork

Zatrważające liczby 

Corless ustaliła, że między 1925 a 1961 rokiem w Domu Matki i Dziecka w Tuam zmarło 796 dzieci. Pochowano je w zbiorowej mogile. Instytucje sprawujące kontrolę dostrzegały fakt wysokiej śmiertelności w tego typu placówkach, jednak nie łączono tego z postawą zakonnic, które według wszelkich raportów, wzorowo prowadziły swoje domy opieki. W latach 1922-1998 w Domach Matki i Dziecka łącznie zmarło 50 tysięcy dzieci. To w sumie 15% z około 57 tysięcy dzieci przyjętych w ośrodkach.

„Bardzo wysoki wskaźnik śmiertelności noworodków w pierwszym roku życia dzieci przebywających w placówkach jest prawdopodobnie najbardziej niepokojącą cechą tych instytucji” — zdiagnozowała irlandzka rządowa komisja, która zajęła się badaniem tych  okrutnych miejsc.

Dlaczego Irlandczycy aż tak pokochali Kościół Katolicki? 

Dlaczego prawda tak długo nie wychodziła na jaw? Dlatego, że boli. Irlandzkie społeczeństwo słynęło z religijności i żarliwego katolicyzmu. To owoc, a raczej efekt uboczny, walki o niepodległość od anglikańskiej Wielkiej Brytanii. Irlandczycy, by walczyć o niezależność, musieli być niezwykle skonsolidowanym narodem. Społeczeństwo łączyły nie tylko idee narodowowyzwoleńcze, ale i wspólna religia. Im więcej wspólnych cech, tym łatwiej walczyć o autonomię. Irlandczycy bezgranicznie zaufali kościelnym hierarchom. Bez słowa sprzeciwu przyjęli skrajnie konserwatywną, purytańską narrację, której największymi ofiarami były kobiety. Gwałt? Wina ofiary. Zbyt duże powodzenie u mężczyzn? Wina kobiety. Jakiekolwiek upośledzenia, odchyły od przyjętej przez panów w czarnych ubraniach wizji kobiety były winą ofiary.

Irlandia pod kościelnymi zaborami

Kościół ugruntował sobie mocno uprzywilejowaną pozycję. Jak wcześniej wspominałem — miał wpływ na ustawodawstwo, na instytucje socjalne, kulturalne. Katolickim hierarchom ufano bezgranicznie. Nikt nie odważył się dokonać skrupulatnej kontroli. Część państwa znajdowała się po prostu pod władaniem Kościoła, który wykorzystał to w najbardziej brutalny, bezduszny sposób.

Państwo i Kościół? Złe połączenie 

Historia z Irlandii to dobra nauczka na przyszłość o tym, jak cenna jest idea rozdziału Kościoła od państwa. Uprzywilejowanie jednej religii, nawet gdy wyznaje ją znacząca część społeczeństwa, to de facto oddanie części władzy w ręce danej instytucji. Irlandzki rząd ugruntował Kościołowi przestrzeń do ogromnych nadużyć, a katoliccy hierarchowie z zimną krwią to wykorzystali, czego świadectwem są wstrząsające historie z azylów sióstr magdalenek czy Domów Matki i Dziecka.

Fot. nagłówka: Flickr

O autorze

Piszę o polityce, sporcie, sprawach społecznych, kebabach, młodych ludziach i Polsce moich marzeń. Próbuję być publicystą. Lubię historię, od czasu do czasu coś pogotuję. Moje kibicowskie serce jest podzielone między Lecha Poznań a Liverpool FC. Torunianin z urodzenia, Poznaniak z wyboru.

1 komentarz do “Krwawe oblicze irlandzkiego Kościoła”

  1. Dużo informacji mało konkretów. Brakuje bibliografii potwierdzającej stwierdzenia autora. Czytając ten tekst wybija się mocno jego stronniczość. Choć wątek wymaga pochylenia się nad nim, to mnie wysuwane stanowisko nie przekonuje.

Możliwość komentowania została wyłączona.