Przejdź do treści

WCIĄŻ NIEMCY, CZY JUŻ BAWARIA?

Po dłuższym pobycie w Bawarii i rozmowach z jej mieszkańcami człowiek zaczyna się zastanawiać, czy nie jest to zupełnie inne państwo. Różnic jest więcej niż podobieństw.

Western Europy

Każdego wjeżdżającego dumnie wita herb oraz podpis „Freistaat Bayern” [Wolne Państwo Bawaria]. Dla tych, którzy przegapili niebiesko-białą szachownicę, gospodarze zadbali o dodatkowe wskazówki. Wysiadamy na ogromnym, przytłaczającym wręcz dworcu głównym w samym sercu stolicy – Monachium. 26 peronów, z których co chwila odjeżdżają pociągi. Ogromny tłum stanowi preludium tego potężnego i ultranowoczesnego miasta. Po drugiej wojnie światowej nastała tutaj okupacja amerykańska. Nie skończyło się tylko na denazyfikacji, Amerykanie zainwestowali także sporo własnego kapitału w odradzającą się gospodarkę. Świetne uniwersytety kształciły kadrę kierowniczą dla zaawansowanego przemysłu wysokich technologii – farmacji, biotechnologii i – chyba najbardziej znanej – motoryzacji. Po zakończeniu okupacji wpompowane pieniądze pozostały, do dziś możemy podziwiać nowoczesne, przeszklone, nocą dodatkowo rozświetlone, budynki i arterie przechodzące przez miasto. Przez chwilę można poczuć się jak na Manhattanie.

Tabliczki rozstawione przy wszystkich drogach informują nas, że wjeżdżamy do Wolnego Państwa Bawarii. Fot. Ralph Goldmann

Nowoczesność przeplatana tradycją

Monachium zachowało również swój historyczny charakter miasta. W samym centrum, na placu mariackim, można podziwiać pochodzący z XIV wieku Stary Ratusz oraz neogotycki, imponujący Nowy Ratusz. W każdy letni dzień o 12:00 lub 17:00 można posłuchać bicia 43 mechanicznych dzwonów i obejrzeć sceny z życia miasta odgrywane przez 32 postacie wielkości człowieka. Poza sezonem władze miejskie zapraszają wszystkich zainteresowanych na godzinę 11:00. Po pięciu minutach spaceru dochodzimy na Viktualienmarkt. Tutaj spróbujemy prawdziwych bawarskich specjałów: precli (Brezeln), kiełbas i innych wędlin, a także pieczeni mięsnej (Leberkäse), której ostatnio pojawiły się nawet wersje dla wegetarian i wegan.

Ale wkoło jest zielono

Stolica Bawarii jest niewiele większa od Krakowa, ale ma ponad pół miliona więcej mieszkańców. Tłok w centrum i na stacjach metra po kilku godzinach staje się nieznośny. Na szczęście już kilka kilometrów dalej znajduje się wiele parków. Mieszkańcy mogą biegać, jeździć na rowerze, odpoczywać ze znajomymi – codziennie w innym miejscu. W Englischer Garten odbywają się wakacyjne spektakle pod gołym niebem. Trupy aktorskie odgrywają przedstawienia z pasji, nie dla pieniędzy. W parku zachodnim każdego dnia odbywają się pokazy filmowe. W Olympiapark znajduje się wieża widokowa, z której widać wszystkie symbole miasta, w tym Alianz Arenę oraz BMW Welt. Na łąkach Teresy już w lipcu trwają przygotowania do największego wydarzenia w roku – Oktoberfest. Rankiem spotkamy tam tylko maszyny stawiające stoiska i ludzi w każdym wieku, dbających o własną kondycję.

Prowincja – bastion lokalnego patriotyzmu

Odjeżdżamy, pozostawiając milionowe miasto, pociągiem regionalnym, od kół aż po dach oblepionym symbolami Bawarii, docieramy do 20-tysiecznego miasta położonego 70 km na wschód. Pomimo że mamy za sobą lata nauki niemieckiego, nie jesteśmy w stanie zrozumieć akcentu. Sprzedawczyni w piekarni dziwnie się na nas patrzy, gdy prosimy o „Brötchen”, po chwili jednak orientuje, na co wskazujemy. – Oh, Sammeln – nawet na bułki mówi się tutaj zupełnie inaczej. Zatrzymuję się w domu Paula – ucznia tutejszego gimnazjum – i jego rodziny. Mama pracuje w Bawarskim Czerwonym Krzyżu, ta instytucja także jest odrębna dla „Wolnego Państwa”.  Tata jest członkiem Rady Miasta i wspólnoty religijnej. Na tym polu Bawarczycy też wyróżniają się od pozostałych Niemców. Wytrwale pozostają przy wierze katolickiej, gdy ogólnym trendem jest laicyzacja społeczeństwa. Obecnie ateistów jest już więcej niż wyznawców. W całym domu panuje ogromne podniecenie. Rodzice jadą na pasję w Oberammergau. Mówią, że dla nich i ich przyjaciół z całego landu jest to przeżycie, niczym dla muzułmanów Hadżdż.

Pasja w Oberammergau to życiowe doświadczenie dla wciąż bardzo katolickich Bawarczyków. W przedstawieniu, które odbywa się co 10 lat, uczestniczy cała wieś, a niektórzy mieszkańcy specjalnie na tę okazję zapuszczają brody przez cały rok.

Odmienna historia

Paul opowiada mi historię regionu, zna ją bardzo dobrze, lepiej niż dzieje całych Niemiec. Do 1871 r. rządziła tutaj dynastia Wittelsbachów. Mieszkańcy nie byli zadowoleni ze zjednoczenia. Sprowokowany przeze mnie Paul dodaje – lepiej by to wyszło, gdybyśmy stworzyli jedno państwo z Austrią i południowym Tyrolem. Sam widziałeś w Bonn, zupełnie nie rozumiem ludzi z Nadrenii Północnej Westfalii, mamy inne poczucie humoru. Na moje pytanie, czy bliżej mu do Wiednia niż Berlina odpowiada – nie, Wiedeń zawsze był Habsburgów, Berlin zaś Hohenzollernów, ale za to Innsbruck czy Salzburg są mi dużo bliższe niż Frankfurt. Wieczorem gramy w karty, ich własną wersję „tysiąca” bawarską talią, gdzie numeracja zaczyna się od cyfry sześć.

Jedynym kolorem w bawarskiej talii kart, który powtarza się z tymi, które znamy z pokera jest serce.

Różnice wciąż się pogłębiają

Rówieśnicy w szkole Paula narzekają na szkolnictwo tak samo często, jak uczniowie w Polsce. Chodzi im jednak o coś zupełnie innego. Uważają, że system jest niesprawiedliwy dla Bawarczyków, matury różnią się poziomem trudności w zależności od landu, natomiast na uczelnie wyższe przeliczniki dla wszystkich są takie same. – Znam ludzi, którzy na ostatnią klasę zmienili adres zamieszkania, np. w Nadrenii na maturze mają poziom jak my w 9 klasie – a w Niemczech jest ich 12. – Potem dla nas brakuje miejsc w Monachium [na Uniwersytecie], chociaż dostają się inni, którzy mają mniejszą wiedzę – żali mi się Anna z klasy informatycznej. Sam program też się różni, dopuszczalne są, np. dwie formy rodzajników – jedna ogólnoniemiecka, urzędowa (tzw. Hoch Deutsch) oraz lokalna. Historii też uczą się z własnych podręczników. Czy w przyszłości Bawarczycy zdecydują się napisać raz jeszcze swoją własną? Nie można tego wykluczyć.

O autorze

Uczeń krakowskiego liceum w klasie o profilu prawniczo-ekonomicznym. Redaktor w czasopiśmie Młody Kraków - Czytajże!. Zwycięzca XLIX Olimpiady Historycznej. W wolnym czasie podróżuje, jeździ na rowerze lub chodzi po górach.