Przejdź do treści

Utracone marzenia: Co się dzieje z demokracją w Afryce?

W przeciągu ostatniej dekady Afryka Zachodnia doświadczyła serii zamachów stanu, które wniosły do władzy prorosyjskich dyktatorów. Rosnące wpływy Kremla w regionie stawiają pod znakiem zapytania zachodzący tam postęp demokratyczny w przeciągu ostatnich paru dekad. O sytuacji w regionie rozmawiam z profesorem Uniwersytetu Delty Nigru – Jude Cocodia.

Co kryje się za marzeniem?

Grzegorz Zaprawa: Biorąc pod uwagę ostatnie zamachy stanu w Afryce Zachodniej, trudno nie zadać sobie pytania, czym właściwie dla Afrykańczyków jest demokracja?

Jude Cocodia: Dla nich demokracja oznacza nadzieję. Dlatego na początku  demokratycznych przemian zawsze panuje wielkie podekscytowanie. Oczywiście jest inną kwestią jest, jak to przekłada się na rzeczywistość. Dlatego też, jeśli reformy okażą się być nieudane, demokracja zaczyna być kwestionowana.

G. Z.: W końcu demokracja to nie tylko zmiana reżimu na papierze, ale także rządy prawa, brak korupcji i powszechny aktywizm polityczny.

J. C.: A tego kraje Afryki zachodniej nie doświadczyły. Wartości demokracji są powodami dla których Afrykańczycy mają nadzieję, ale doświadczenia praktyczne ją rozwiały. Istnieje duża przepaść między oczekiwaniami, czym powinna być demokracja a tego, czym jest w Afryce Zachodniej.

G. Z.: Dlaczego w takim razie w obliczu niedoskonałej demokracji ludzie dochodzą do wniosku, że dyktatorzy będą lepsi?

J. C.: Pozwól, że dokonam porównania między niektórymi krajami Afryki Zachodniej. Na przykład Senegal doświadczył jednego z dłuższych, nieprzerwanych okresów demokracji. Ale kiedy porównujemy gospodarki, to wychodzi, że Wybrzeże Kości Słoniowej pod dwudziestoletnimi rządami Biogny’ego miało najbardziej stabilną ekonomię. Więc czym jest demokracja bez jakości przywództwa? I to właśnie zaczęli sobie uświadamiać Afrykanie. Tak więc istotą jest to, że kiedy ludzie doświadczają złych rządów, to zaczynają chcieć zmiany. Jeśli wojsko źle rządzi i dochodzi do zamachu stanu usuwającego byłych dyktatorów wojskowych, panuje radość. Jeśli ten nowy dyktator też zaczyna rządzić źle, to jest naciskany, aby ustąpić. Kiedy przekazuje władzę demokracji znowu panuje powszechna radość. Tak samo, kiedy demokracja zawiedzie i wkroczy wojsko. Podstawowym czynnikiem jest to, że mieszkańcy Afryki Zachodniej po prostu chcą dobrych rządów. Jeśli reżim demokratyczny nie przestrzega swoich podstawowych zasad, jak rządy prawa i transparencję, to ludzie chcą, aby taki rząd został usunięty.

Smutna rzeczywistość

G. Z.: Tylko dlaczego nie próbują zmienić rządu za pomocą legalnych środków, poprzez aktywizm i demokratyczne protesty?

J. C.: Powiedziałbym, że około 70% krajów afrykańskich, które są demokratyczne, nie przestrzega rządów prawa. A kiedy się ich nie przestrzega, prawo do protestu ulega erozji. Tak więc głowy państw rządzących reżimów dowodzą aparatem przymusu, wojskiem i policją. W każdym przypadku jakiegokolwiek sprzeciwu lub protestu, wkraczają z niewspółmierną siłą. Na koniec dnia w takich protestach życie jest tracone, a nic się nie zmienia, społeczeństwo lub kraj wraca do punktu wyjścia. Ludzie zmęczyli się takimi protestami, zmęczyli się rozlewem krwi.

W wielu przypadkach podejście mieszkańców jest takie, że po prostu próbują przeczekać, aż ten reżim odejdzie. Zdarzały się przypadki, w których dochodziło do punktu krytycznego, gdzie ludzie są przyparci do muru i walczą, jak widzieliśmy ostatnio w Senegalu. I myślę, że widzieliśmy to przez jakiś czas w Togo lub w Burkina Faso, gdzie ludzie powiedzieli: dość, musimy zmienić sposób rządzenia. Ale z drugiej strony, doświadczenie uczy, że kiedy ludzie narażają swoje życie, aby zmienić rząd, to nowi rządzący w mgnieniu oka zdradzają ludzi.

G. Z.: Wygląda na to, że większość Afryki nigdy nie doświadczyła demokracji. Nie można tak bowiem określić sytuacji, gdy nie jest dozwolone protestowanie.

J. C.: Dokładnie. W Afryce jest 54 krajów i ośmielę się powiedzieć, że nie więcej niż pięć demokracji. Zdecydowanie Mauritius, Botswana, też RPA. Ostatecznie Afrykanie chcą rządu, który chroniłby ich interesy i zapewniał dobrobyt niezbędny do dobrego życia. Jak dotąd demokracja zawiodła pod tym względem, zwłaszcza w Afryce Zachodniej. Od zakończenia zimnej wojny minęło już prawie 30 lat demokracji. Większość krajów Afryki Zachodniej zaczęła się demokratyzować w latach 90-tych. Więc to już prawie 30 lat. Czy udało im się przejść od poziomu ubóstwa, który mieli w tamtym czasie, do miejsca, w którym są teraz?

Procesu demokratyzacji w Afryce nie ułatwiają powszechne, ciągłe konflikty. Źródło: Wikimedia/Rr016

Co poszło nie tak?

G. Z.: Czy Afrykanie naprawdę wiedzą, co oznacza demokracja w praktyce, że wymaga rządów prawa, przejrzystości, braku korupcji i tak dalej? Czy raczej jest to dla nich magiczne słowo, system, który z marszu uczyni ich bogatymi?

J. C.: Akademicy w Afryce wiedzą. Jak udajesz się do kręgów akademickich w Afryce i Afryce Zachodniej, to słyszysz, że musimy wprowadzić demokrację. Czy politycy są tego świadomi? Myślę, że tak, nawet jeśli na koniec dnia kradną władzę. A ludzie? Ośmielę się powiedzieć, że nie, że to dalej pozostaje takim magicznym słowem, wprowadzimy demokrację i życie samo się zmieni. Wiedzą tylko, że powinna zapewniać dobre życie.

Sukces demokracji parlamentarnej na Zachodzie wyjaśnia, czemu wiele krajów chce czerpać z tego bogactwa. To zrozumiałe, że demokracja wydaje się to nieco magicznym pojęciem. Ale jest pewien problem, jeśli ludzie nie są przystosowani do stylu rządzenia. Demokracja przeszła 2000 lat rewolucji, adaptacji i modyfikacji w Europie, a w obu Amerykach ponad dwieście lat. Tak więc zmodyfikowali ją, aby pasowała do ich stylu życia. Problem z Afryką polega na tym że została ona za wcześnie wyniesiona na piedestał.

Jedna z teorii demokracji mówi, że musi być spełniony szereg czynników, jeśli kraj ich nie ma, to nie ma szans na demokrację. Pierwszym czynnikiem jest bogactwo. Jak mówiliśmy wcześniej, Afrykańczycy postrzegają demokrację jak magiczne słowo, które przynosi dobrobyt, a to właśnie jest problem. Demokracja nie przynosi dobrobytu, to dobrobyt ją podtrzymuje. Więc najpierw trzeba być bogatym krajem. Wtedy można przejść na demokrację i ją utrzymać.

Afryka jest generalnie biednym kontynentem. Tak, ciągle mówimy, że mamy tu minerały i zasoby, ale czy ten kontynent jest bogaty? Jeśli weźmiemy pod uwagę PKB i poziom standardu życia. I jeszcze jedno. Aby jakikolwiek kraj odniósł sukces w demokracji, powinien mieć dużą klasę średnią. W większości krajów afrykańskich klasa średnia z dnia na dzień słabnie, co oznacza, że kręgosłup, który podtrzymuje demokrację również słabnie. Po trzecie, edukacja. Każda demokracja rozwija się dzięki bardzo dobrze wykształconemu społeczeństwu. Ze wszystkich badań przeprowadzonych w Afryce wynika, że niewiele jest krajów, które mogą pochwalić się z umiejętności pisania i czytania wśród co najmniej 80% społeczeństwa.

Jednym się udało, innym nie

G. Z.: W Europie Wschodniej w 1989 roku, kiedy upadł komunizm, nie mieliśmy żadnych z tych warunków. Polska, kraje bałtyckie, Rumunia, wszyscy byliśmy biedni bez klasy średniej, a mimo to udało nam się zbudować demokrację ze złomu. Dlaczego więc nie może się to udać w ten sam sposób w Afryce?

J. C.: Jest to Europa Wschodnia, a nie Afryka.

G. Z.: A jaka jest różnica?

J. C.: W Europie wschodniej istniała klasa średnia, a więc była przygotowana do demokracji.

G. Z.: Ale my nie mieliśmy ani klasy średniej, ani bogactwa. W protestach w latach 80. chodziło nie tylko o zmianę rządów, ale także o konkretną wizję demokracji i rządów prawa.  Otrzymaliśmy pomoc z UE, to prawda, ale to było po roku 1989, a sam akt obalenia komunizmu, sama idea, która za nim stała była gotowa i była konkretną wizją braku korupcji, praw człowieka itd. Było to więc coś więcej niż tylko chęć zmiany stylu życia. Ciekawi mnie, czy Afrykańczycy też mają taką konkretną wizję, kiedy mówią o demokracji.

J. C.: Ich wizja uwzględnia zmiany. Nie ma co do tego wątpliwości. Sam jestem Afrykaninem pragnącym zmian. Nie jestem zbyt wielkim znawcą Europy Wschodniej, więc przepraszam, jeśli moja niewielka wiedza na temat historii Europy Wschodniej jest błędna. Ale Afryka była tak biedna, że można powiedzieć że komunizm był jakby pośrodku pod względem bogactwa, demokratyczne kraje Zachodu były na szczycie, a Afryka była na dole. Wracamy więc do tego samego punktu, że dla demokracji musi istnieć pewien stopień rozwoju gospodarczego lub stabilności, którego Afryka nigdy nie miała. Tak więc, kiedy komunizm dobiegł końca, obywatele mogli odetchnąć z ulgą, a następnie, z poziomem wykształcenia, jaki mieli, zaczęli naciskać na dalsze i zmiany. Był już w połowie drogi do stania się udanymi demokracjami.

A im większa przepaść gospodarcza, tym trudniej jest działać demokracji. Nigeria jest demokratyczna nieprzerwanie od 25 lat, a spadek poziomu życia w ciągu ostatnich dziewięciu lat nigdy nie był obserwowany w tym kraju. Teraz patrzymy wstecz na rządy dyktatora Sani Abacha, pod którego rządami Nigeria była odizolowana międzynarodowo i analitycy mówią, że gospodarka była stabilna, nie tak jak teraz. A to dlatego, że zasady demokracji nie działają, nie łączą się z warunkami na miejscu. Demokracja działa tylko w oparciu o silne instytucje, te afrykańskie wciąż są słabe

G. Z.: Chciałbym tylko wrócić do Twojej wypowiedzi, jakoby kraje komunistyczne były w środku drabiny. Musiałbym się z tym nie zgodzić. Nie wiem, jak w Afryce, ale na pewno nie byliśmy bogatsi niż Ameryka Południowa czy Azja Południowa. Ale wracając do tego, że z pewnością mieliśmy prawo protestować po upadku komunizmu, dlaczego po 20 latach demokracji w Nigerii ludziom nadal trudno jest protestować?

J. C.: Jest mnóstwo powodów, dla których nie protestujemy. Aby protestować trzeba wierzyć, że w ten sposób spowoduje się zmianę która zapoczątkuje nowy okres. Przytoczmy jako przykład Museveniego, który walczył o demokrację w Ugandzie, tylko po to aby po zwycięstwie samemu zostać dyktatorem, a naród, który go wspierał jest teraz przez niego wyzyskiwany. Tak więc sytuacja w Afryce często wygląda jak w „Folwarku zwierzęcym” Orwella. Kiedy taki scenariusz powtórzył się parę razy to dlaczego miałbyś zawracać sobie głowę protestem?

Pomimo doświadczonego ludobóstwa w 1994 roku, Rwanda stanowi obecnie jeden z bardziej rozwiniętych krajów w Afryce i model dla sąsiadów. źródło Wikimedia/ Emmanuelkwizera

 

Spojrzeć w przeszłość

G. Z.: Może problem jest w postrzeganiu jednej konkretnej osoby jako pewnego rodzaju zbawcę. A to zawsze zawodzi.

J. C.: Istnieje wiele problemów, jednym z kluczowych jest ubóstwo. Zostało ono przekształcone w broń przez klasę rządzącą. W taki sposób, że ludzie zapominają o wizjach protestów i rozwoju, a jedynie skupiają się, aby przeżyć kolejny dzień. Więc przykładowo elity polityczne okradają kraj z milionów dolarów, ale przynajmniej dają ci parę groszy na przetrwanie. Jak masz usunąć taką osobę od władzy, jeśli nie wiadomo, czy człowiek, który go zastąpi, da ci nawet te grosze? I w taki sposób ubóstwo staje się bronią rządzących, tak długo, póki masy mają te przysłowiowe grosze, to nie chcą się buntować.

Zaznaczam przy tym, że mówię w imieniu Afryki Zachodniej, ponieważ mam szanowanego kolegę w RPA i kiedy opowiadamy sobie wydarzenia z naszych krajów, to on mi często mówi, że gdyby coś takiego wydarzyło się w RPA, to cały kraj by spłonął w masowym buncie. A w Nigerii nikt nawet tego nie zauważy. Jest tak że od jednego kraju do drugiego, może się różnić, ale w większości Afryki Zachodniej już zaakceptowaliśmy że złych rządów nie da się zmienić.

Dodatkowo rządzący grają kartą etniczną i religijną. U nas w polityce panuje koncepcja, że zwycięzca bierze wszystko, a opozycja jest pozostawiona na lodzie. Ludzie u władzy zawsze mają tendencję do faworyzowania swojej grupy etnicznej. Tak więc koncepcja władzy w Afryce Zachodniej nie jest oparta na kolektywnych demokratycznych interesach. Chodzi bardziej o podniesienie swojej grupy etnicznej kosztem innych. To jest powód, dla którego Mali miało kryzys w 2012 roku. Jest powodem, dla którego Nigeria siedzi na beczce prochu, ponieważ prezydenci za każdym razem podnoszą swoją grupę etniczną kosztem reszty kraju.

G. Z.: W Nigerii demokracja istnieje już od 20 lat. Dlaczego ludzie nie zauważyli, że muszą zmienić swój sposób myślenia i kulturę polityczną? Dlaczego nie było ani jednego kandydata, który wygrałby sprzeciwiając się podziałom etnicznym? Nie było masowych ruchów przeciwko takim podziałom?

J. C.: W Nigerii około 60% ludzi jest piśmiennych. To bardzo niski poziom. Jest termin, którego nienawidzę używać, mam na myśli pierwotny sentyment. Nie ma nic pierwotnego w etniczności, ale jest to termin, który jest przydatny w literaturze akademickiej. Tak więc, nie potrafiąc analizować istotnych kwestii politycznych, ludzie uciekają się do tych sentymentów i głosują według etnicznych linii. Nie wiem, czy kiedykolwiek miałeś okazję czytać komentarze pod artykułami w krajowych dziennikach. Jeśli sprawa dotyczy kogoś z Zachodu, to komentarze mieszkańców będą zawsze wspierające, bez względu na temat. Mógł ktoś zrabować fundusze państwowe, a i tak będą mówić, żeby go zostawić tylko dlatego, że też jest z Zachodu. Tymczasem ci ze wschodu będą pisać, że nie, powinien zostać osądzony. A teraz odwróćmy sytuację. Niech to będzie osoba ze Wschodu, która zostanie uznana za winną i będzie broniona przez swoich rodaków, a mieszkańcy Zachodu będą domagali się osądzenia.

G. Z.: Nie nazwałbym tego stabilnością, ale raczej poczuciem tożsamości. W Polsce nie mieliśmy żadnego bogactwa, ale udało nam się zbudować demokrację, ponieważ mieliśmy poczucie bycia jednym narodem. Pomogły nam bardzo doświadczenia z przeszłości, że tyle wycierpieliśmy. Zawsze był zapał do budowania demokracji, bo nie chcieliśmy, żeby te wszystkie tragedie się powtórzyły.

J. C.: Dokładnie. Demokracje w południowej Afryce mogą nie działać idealnie, ale jest to obszar mniej podatny na konflikty i zamachy stanu niż Afryka Zachodnia. Ośmielę się powiedzieć, że wszystkie kraje Afryki Zachodniej uzyskały niepodległość na tacach złota. Nie przypominam sobie żadnej wojny o niepodległość w Afryce Zachodniej. Tymczasem w Afryce Południowej był apartheid w RPA, Mau Mau w Kenii. Do tego grupy partyzanckie od Namibii po Zimbabwe. Kiedy myślisz o gorzkiej przeszłości, jest coś, co warto cenić.

Fot. nagłówka: Protesty przeciwko brutalności policji w Nigerii w 2020 roku, źródło: Wikimedia