100 dni „uśmiechniętej Polski” już za nami. Polska scena polityczna nieco się ukształtowała. Pierwsze tygodnie nowej ekipy rządzącej były dosyć burzliwe, bo naznaczone atmosferą skandalu. Sposób „przejęcia” TVP wywołał lawinę komentarzy, zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych. Z Kamińskiego i Wąsika zrobiono więźniów politycznych. Do tego strajki rolników, którzy oczywiście – w głównej mierze protestowali przeciwko Europejskiemu Zielonemu Ładowi i eksportowaniu ukraińskiego zboża, ale nie ukrywajmy, nie byli oni pozytywnie nastawieni do rządzących.
Gdzieś w tym wszystkim jest opozycja. Może nie jest tak zjednoczona, jak ta z lat 2019-2023, ale wciąż jest. Jej zadaniem jest patrzenie na ręce władzy – obserwacja i budowanie własnej narracji politycznej w oparciu o sprzeciw wobec dyskursowi rządzących. Dziś ten sprzeciw ma de facto trzy osobowości – bardzo niespójne, ale każda z nich jest bez dwóch zdań godna uwagi.
Te trzy osobowości mają swoje nazwy – Prawo i Sprawiedliwość (pomimo dwóch członów to jedna osobowość), Konfederacja oraz Partia Razem. Ekipa, rzeczywiście skonstruowana w sposób niebanalny, ze względów naturalnych raczej pozbawiona zdolności prowadzenia wspólnych, zjednoczonych działań antyrządowych, tak jak to miało miejsce w poprzedniej kadencji Sejmu. Czy to dobrze, czy to źle? A może lepiej zadać sobie inne pytanie – dla kogo to dobrze, a dla kogo źle?
Prawo i Sprawiedliwość
Obecnie jednak gdy słyszymy „opozycja”, myślimy sobie PiS. Oczywiście, po ośmiu latach rządów partii Jarosława Kaczyńskiego trochę ciężko się przestawić, ale rzecz jasna – wiadomo, o co chodzi. Konserwatywne ugrupowanie formalnie wygrało wybory, zdobywając nieco ponad 35% głosów. 194 mandaty (albo 193, ciężko już gdziekolwiek podpiąć Monikę Pawłowską), to wynik, który nie pozwala na samodzielne rządzenia, a spółdzielni z tymże ugrupowaniem nie chciał nikt.
Widać jak bardzo Prawo i Sprawiedliwość nie radzi sobie w nowej roli. Jarosław Kaczyński nie jest w stanie wypowiedzieć zdania bez oczernienia drugiej strony konfliktu politycznego. Zrobienie z Kamińskiego i Wąsika więźniów politycznych? Na krótką metę akcja może i korzystna politycznie, ale bez większego potencjału. Walki do upadłego o Telewizję Publiczną, próby wcielenia się w rolę KO z poprzedniego rządu przyjmując na sztandar hasła o konstytucji, wolności słowa i zaprzestaniu upolityczniania wszystkiego co żywe? To wyglądało komicznie, zresztą sondaże to zweryfikowały.
Może trzeba się przyzwyczaić? Bez instrumentów, narzędzi, które ułatwiają manipulowanie i zabawę w propagandę, jest ciężko. Trzeba sklecić coś własnymi rękami i ewidentnie PiS ma z tym duży problem. Zadanie nie jest wybitnie trudne, bo nie oszukujmy się – koalicja rządowa nie jest spójna. Ponadto pewnymi sprawami Koalicja Obywatelska sama wystawia się na lincz. Brak realizacji 100 konkretów? Było o tym trochę głośno, ale znowuż nie wykorzystano w pełni potencjału. To zabrzmi banalnie, ale wywiązywanie się z obietnic wyborczych to rzecz ważna dla społeczeństwa. Faktem jest, że przyzwyczailiśmy się do tego szkodliwego trendu, ale wciąż wyeksponowanie niesłowności Tuska i napiętnowanie to coś co czołowa partia opozycyjna powinna robić – z troski o własnych wyborców, interes polityczny i spadek poparcia dla głównego rywala na scenie politycznej.
Konfederacja
Konfederacji słupki rosną, wydają się najwiarygodniejszym sojusznikiem strajku rolników, który raczej cieszy się społecznym poparciem. Co zatem jest problemem? Mobilizacja wyborców. Odnoszę wrażenie, że ugrupowanie Mentzena bazuje w ogromnej części na wyborcach sfrustrowanych do tego stopnia, że nie śledzą aż tak wnikliwie tego, co piszczy w ławach poselskich. Obowiązki obywatelskie to dla nich pojęcie abstrakcyjne. Doskonale odzwierciedlił to fatalny wynik wyborczy w październiku – wszystkie sondaże wyglądały pięknie, wydawało się, że wynik dwucyfrowy to mówiąc w slangu bukmacherskim „pewniaczek”, ale rzeczywistość brutalnie to zweryfikowała.
Zadanie Konfederacji jako opozycji jest raczej proste – pokazać, że jest się tą bardziej merytoryczną opcją spośród konserwatywnych partii, żeby nieco odebrać PiSowi, ale i też temu bardziej tradycyjnemu elektoratowi Trzeciej Drogi. Na razie, plan idzie w miarę dobrze. Kaczyński traci, Hołownia traci, Mentzen zyskuje. Paradoksalnie, brak wyniku na tyle dobrego, by móc wejść w sojusz rządowy z PiSem okazał się raczej korzystny. Konfederacja, gdyby stanęła przed szansą utworzenia rządowej koalicji z Kaczyńskim i spółką, nie oszukujmy się, raczej nie uniosłaby się honorem. A takie działanie jednak oznaczałoby powolny rozkład ugrupowania. Teraz, dalej kwitnie i biorąc pod uwagę preferencje młodszych wyborców – ma dalej potencjał na powiększanie swojego rezultatu.
Razem
Trzeci gracz – najbardziej niepozorny, czyli Razem. Fakt, że parlamentarna Lewica składa się z Nowej Lewicy i Razem jako dwóch w miarę autonomicznych podmiotów nie jest taki oczywisty. Jeszcze mniej osób wie o tym, że ugrupowanie Razem z własnego wyboru do rządu nie weszło. Widać to pod, chociażby postami na social mediach. W sekcji komentarzy niemało ludzi zarzuca partii współodpowiedzialność za działania rządu. I tu przechodzimy do sedna problemu koncepcji Zandberga, Biejat i spółki. Są opozycją merytoryczną, są jedyną niekonserwatywną opcją polityczną w opozycji do rządu, więc teoretycznie powinna zgarnąć pełną pulę tych, co na rządzie się zawiodą, a wartości prawicowe są im zupełnie nie po drodze.
Rzeczywiście, Razem niejednemu rządowemu pomysłowi się już sprzeciwiło – chociażby likwidacji zerowego vatu na żywność czy obniżeniu składki zdrowotnej dla przedsiębiorców. Mają jednak trochę związane ręce. Koalicja z rządowym ugrupowaniem sprawia, że krytyka rządu nigdy nie przybierze stanowczego, ostrego charakteru, który pozwoli zapamiętać Razem jako rzeczywiście samodzielny byt na scenie wyborczej. Z drugiej strony, opuszczenie koalicji byłoby zagraniem lekkomyślnym. Rok 2015 pokazał, że na polskiej scenie politycznej nie ma miejsca dla dwóch, w pełni lewicowych ugrupowań. Obecnie sytuacja prezentuje się w następujący sposób – Nowa Lewica bez Razem może i da radę funkcjonować na scenie politycznej. Razem bez Nowej Lewicy już niekoniecznie.
Jaka jest opozycja?
Karminowo-granatowo-brunatna. Takie są odcienie obecnej opozycji, która przez najbliższe parę lat będzie fascynującym obiektem badań. Rywalizacja o poparcie będzie ostra, z resztą jak zawsze, a klucz do zwycięstwa to jak najlepsze wykorzystywanie błędów koalicji rządzącej. Możemy teraz wejść na poziom rozważań idealistycznych – przecież tu nie chodzi o to, żeby zawsze być przeciw, a wtedy, gdy ustawa, jakieś działanie jest niezgodne z ideami przyświecającymi tej sprzeciwiającej się partii. To też jest racja. Trzeba umieć pokazać: „Patrzcie, oni tą propozycją skrzywdzą grupę, tych i tamtych. My mamy na to inny, bezpieczniejszy pomysł, zastanów się, czy warto na tego Tuska głosować”.
Obecnie wyścig po wyborców wygrywa Konfederacja, Prawo i Sprawiedliwość utrzymuje drugą pozycję w sondażach i wygląda na to, że wbrew różnym przypuszczeniom i domysłom, Trzecia Droga w perspektywie najbliższych paru lat raczej nie zrobi sondażowej mijanki z partią Kaczyńskiego. Hołownia i Kosiniak-Kamysz powoli zaczynają tracić – duży wpływ ma na to niepewne stanowisko w sprawie aborcji, co sukcesywnie w środkach masowego przekazu wykorzystuje Lewica, w której skład wchodzi Razem, które jako jedyna lewicowa formacja ma odwagę sprzeciwiać się liberalnym postulatom i wyraźnie zaznaczyć, że z Tuskiem nie idą – w końcu ta partia powstawała na gruncie sprzeciwu wobec koalicji rządzącej PO-PSL.
Fot nagłówka. Antoni Byszewski/Gazeta Kongresy
O autorze
Piszę o polityce, sporcie, sprawach społecznych, kebabach, młodych ludziach i Polsce moich marzeń. Próbuję być publicystą. Lubię historię, od czasu do czasu coś pogotuję. Moje kibicowskie serce jest podzielone między Lecha Poznań a Liverpool FC. Torunianin z urodzenia, Poznaniak z wyboru.