Przejdź do treści

Jak przebiegły strajki rolników?

W szkole uczono nas, że na przełomie XV i XVI wieku Polska była spichlerzem Europy. Spławialiśmy zboże z folwarków do Gdańska, skąd płynęło do Europy Zachodniej. Dzisiaj żywność znów jest na agendzie. Protesty rolników to temat nieustannie tlący się w dyskusji publicznej. Ale o co tak naprawdę w nich chodzi? Kto protestuje? I co na to ludzie, ci na dole i ci na szczycie?

Rolnicza oś czasu

Strajki rolników w Europie ciągną się od schyłku 2023 roku. W Niemczech szczególnej intensywności przybrały na przełomie grudnia i stycznia. U naszych zachodnich sąsiadów podobnie jak u nas, nie tylko Zielony Ład był problemem. Tamtejszy rolnicy protestowali także przeciwko rządowemu projektowi ustawy o ochronie zwierząt. Ich rząd chce bowiem wprowadzenia zakazu trzymania na uwięzi bydła w przeciągu najbliższych pięciu lat, co zmusi wielu hodowców przykładowo do powiększania obór. Musieliby oni zapłacić łącznie aż 900 milionów euro.

Wydarzenia zza naszej zachodniej granicy szybko przyjęły się także w polskich warunkach. Pierwsze strajki rolników miały miejsce na początku lutego. Od tego momentu mniej więcej co dwa tygodnie rolnicy organizują coraz to większe akcje, których celem jest komunikacyjne sparaliżowanie miasta w celu zwrócenia uwagi na swoje postulaty.

11 lutego, niedaleko granicy z Ukrainą, wysypano z tirów ukraińskie zboże – oszacowano, że z każdej ciężarówki była to wartość po około jednej tonie towaru. To wydarzenie wskazuje się jako pierwszą głośniejszą i bardziej kontrowersyjną akcję związaną ze strajkami. Wywołała ona spory szum nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie spotkała się także z ostrą reakcją ukraińskiej strony konfliktu. W tej sprawie interweniowała Komisja Europejska, a ukraińska dyplomacja zaapelowała do polskiej policji o jak najszybsze odnalezienie winnych. Sytuacje z wysypywaniem przyjeżdżających zza wschodniej granicy towarów już kilkukrotnie się powtarzały.

Co ciekawe, ze strony społeczeństwa spotykało się to z raczej pozytywnymi komentarzami w internecie. Głównie ze względu na stereotypy wskazujące, iż ukraińskie towary są znacznie gorszej jakości niż te nasze, polskie, nie brakowało opinii wskazujących na trujące właściwości zboża u naszego sąsiada. Należy wskazać, że Ukraina to światowy pionier jeżeli chodzi o rolnictwo są najlepsi w Europie jeśli chodzi o eksport kukurydzy czy rzepaku, a także i na świecie w kwestii eksportu oleju słonecznikowego. Nasi wschodni sąsiedzi nie bez powodu są nazywani „spichlerzem świata”.

6 marca pojawiły się kolejne kontrowersje wobec strajku rolników. Tym razem siły wobec demonstrujących użyła policja. W Warszawie rolnicy mieli próbować obalać barierki, aby przypuścić szturm na budynek Sejmu. To miało być głównym powodem użycia gazu łzawiącego przez policjantów. Pojawiły się jednak głosy, że na wskutek działań policjantów ucierpiały także osoby protestujące pokojowo.

Kontrowersji nie zabrakło także we Wrocławiu. Nieco wcześniej, bowiem 15 lutego, demonstrujący na Dolnym Śląsku łamali przepisy związane ze zgromadzeniami. Palono opony, odpalano race, a także dokonywano prób siłowego wtargnięcia do tamtejszego Urzędu Wojewódzkiego. Funkcjonariusze policji wezwali rolników do rozejścia się, ale Ci nie reagowali, uniemożliwiali także przejazd pojazdom uprzywilejowanym.

Porozumienie z nowym rządem

Strajki rolników dalej trwają ostatnie blokady miały miejsce 20 marca w około 560 lokalizacjach. Blokowano wjazdy do miast, urządzano pikiety pod urzędami, a równolegle Michał Kołodziejczak z dumą ogłaszał zawarcie porozumienia z rolnikami. 19 marca, w Jasionce koło Rzeszowa, część rolników przystąpiła do rozmów ze stroną rządową. Te miały zakończyć się około godziny drugiej w nocy. Rolnicy podpisali z rządem dokument nazwany „uzgodnienia”.

Osoby, które podpisały dokument, to w większości starzy działacze związkowi, którzy nie są organizatorami obecnych protestów, nie są nawet rolnikami, nie mają prawa podpisywać czegokolwiek w imieniu protestujących. Jest też działacz Agrounii, bliski współpracownik wiceministra Kołodziejczaka – tłumaczy portalowi Wirtualna Polska Emil Lemański, działacz organizacji Rola Wielkopolski oraz członek Ruchu Młodych Farmerów.

Chociaż brzmi to jak absurd rodem ze skeczów Monty Pythona, rzeczywiście w gronie osób, które podpisały porozumienia z Michałem Kołodziejczakiem, byli ludzie jemu podwładni, tacy jak Błażej Bieniasz czy Filip Pawlik. Ten pierwszy nawet kandydował z list Koalicji Obywatelskiej i zapewne gdyby zdobył nieco więcej głosów, stałby po tej samej stronie barykady co poseł Kołodziejczak.

Społeczeństwo a protest rolników

Rolnicy cieszą się gigantycznym poparciem. 27 lutego, według badań IPSOS, aż 78% społeczeństwa popierało strajkujących rolników. Badania CBOS z marca tego roku wskazują na to, iż rolnicy cieszą się ponad 80 procentową aprobatą swoich działań. W tych samych badaniach sprawdzono także, w jaki sposób społeczeństwo ocenia poszczególne działania mające miejsce w trakcie strajków. O tyle, o ile blokady ulic czy pikietowanie pod urzędami nie wzbudziło kontrowersji, to ze znaczącym sprzeciwem spotkało się m.in. niszczenie towarów rolnych z Ukrainy – aż 73% respondentów wskazało tę metodę sprzeciwu za niedopuszczalną.

Powiedzenie „pamiętaj z czyjej ręki chleb masz”, funkcjonuje w polskiej świadomości, choć oczywiście duża część społeczeństwa zapewne nie zdaje sobie sprawy z tego, co rolnicy w ogóle postulują. Pomimo tego, co widać gołym okiem w internecie, nie jesteśmy aż tak przesiąknięci prorosyjską narracją. Strajki rolników to temat bardzo delikatny, wchodzi bowiem na dwie sfery wzbudzające ogromne emocje. Pierwsza to Ukraina, która budzi w Polakach mieszane uczucia. Nie jest bowiem tajemnicą, że polskie i ukraińskie interesy w zakresie rolnictwa kolidują ze sobą na wielu płaszczyznach. Gdy po pierwszych kilkunastu miesiącach wojny ten temat wrócił, relacje znowu zrobiły się napięte.

Strajki rolników to także kolejny bodziec do podgrzewania eurosceptycznych emocji, które w kontekście rosyjskiej agresji na Ukrainę stawiają nas w trudnym położeniu. Działania Unii Europejskiej bardzo często wymierzone są w niekoniecznie sprawiedliwy sposób. Tracą mniejsi, zyskują więksi  tak jak w przypadku rolników. Powodów do krytyki wspólnoty europejskiej znajdzie się zapewne niemało, jednak silna, znacząca, zintegrowana i szanowana Polska w Europie to obecnie najważniejszy gwarant bezpieczeństwa. W kontekście obecnie trwających strajków niekiedy brakuje szerszego spojrzenia na rzeczywistość, budzą się skrajne emocje i dochodzi do niedopuszczalnych sytuacji takich jak właśnie wysypywanie zboża czy paradowanie z flagą ZSRR  niestety jedno i drugie miały miejsce podczas ciągnących się już od ponad miesiąca demonstracji.

Fakty i mity na temat protestów rolników

Protesty w Polsce mają swoją specyfikę. Bo o ile w Niemczech, Francji czy Luksemburgu rolnicy protestują głównie przeciw Zielonemu Ładowi i zmianom w polityce rolnej rządów, tak w Polsce drugim głównym argumentem jest zahamowanie importu z Ukrainy. Choć żeby być rzetelnym, należy dodać, że ten temat pojawia się nie tylko nad Wisłą, ale także w Rumunii czy na Litwie. Rumuńscy rolnicy w styczniu zdecydowali się nawet blokować przejście graniczne z Ukrainą.

Zboże nas zalewa i wychodzi z wagonów

Jak naprawdę wygląda sytuacja z „zalewem” polskiego rynku? I czy ukraińskie zboże naprawdę nas truje?

Najwyższa Izba Kontroli w listopadzie 2023 roku opublikowała raport, w którym pokazuje dane dotyczące napływu produktów rolnych zza naszej wschodniej granicy:

„W 2021 r. import pszenicy z Ukrainy do Polski wyniósł 3,1 tys. ton, a w 2022 r. około 523 tys. ton, tj. wzrost o 16 771 %. Import kukurydzy z Ukrainy do Polski również wzrósł z 6,2 tys. ton w 2021 r. do 1854 tys. ton w 2022 r., tj. wzrost o 29 803 %. Import rzepaku z Ukrainy w 2021 r. był na poziomie 86 tys. ton, zaś w 2022 r. było to 662 tys. ton, tj. wzrost o 670 %”.

Kontrolerzy wskazali również, że tylko niewielka część zboża była transportowana do innych krajów. Zdecydowana większość została w Polsce, co przełożyło się na zwiększenie zapasów magazynowych i trudności w sprzedaży naszych produktów.

W raporcie NIK mowa również o nieskutecznych działaniach polskiej administracji. Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi działało doraźnie, bez określania celów długoterminowych oraz bez opracowanych instrumentów, które zapobiegłyby destabilizacji rynku. Dodatkowo sytuację paradoksalnie pogorszyły słowa ówczesnego ministra rolnictwa z czerwca 2022. Henryk Kowalczyk na antenie Trójki apelował wtedy do rolników o spokój i o niewyprzedawanie zapasów zboża. Przewiduję, że w przyszłym półroczu zboże na pewno nie będzie tańsze, ale można się zastanawiać, tylko o ile będzie droższe powiedział ówczesny minister.

Z perspektywy kilku miesięcy należy przyznać, że były to prognozy błędne. Powyższe słowa doprowadziły do spadku ilości polskiego zboża na rynku, ponieważ rolnicy trzymali je w magazynach, jednocześnie zwiększając import z Ukrainy. W marcu 2023 r. przedstawiciele rolników zapowiedzieli, że rozważają pozew przeciwko ministrowi, oskarżając go o narażenie ich na olbrzymie straty.

A jaka sytuacja jest teraz? Skoro rolnicy mówią o zalewie, to przecież musimy widzieć tę falę, prawda? Otóż nie, nie widzimy bieżącej fali, ale jej widmo. I właśnie tego widma boją się rolnicy.

15 kwietnia 2023 roku Minister rozwoju i technologii wydał rozporządzenie zakazujące importu z Ukrainy między innymi zbóż, miodu czy cukru. Embargo spowodowało całkowite zahamowanie napływu tych produktów na nasz rynek. W maju Komisja Europejska również wydała rozporządzenie, które zakazywało wprowadzania ukraińskich produktów rolnych na rynki Bułgarii, Węgier, Polski Rumunii i Słowacji. Wszystkie te kraje określa się mianem przyfrontowych, z racji sąsiedztwa z Ukrainą.

Decyzja ta obowiązywała do września i nie została przedłużona. Polska wprowadziła wtedy dalsze, jednostronne embargo. Teraz rolnicy obawiają się, czy w związku ze zmianami rządów i rozmowami w Brukseli, nasz kraj nie zostanie zmuszony do wpuszczenia zboża, kukurydzy i innych produktów na rynek. Jednocześnie należy dodać, że embargo Ministra Technologii i Rozwoju nie zakazuje tranzytu zewnętrznego tych towarów, czyli przewozu przez Polskę do innych krajów.

Równi i równiejsi? Jakie normy muszą spełniać produkty z Ukrainy?

„Trujące zboże ze wschodu” to drugi element obecnej narracji przy okazji polskich strajków. Protestujący i wszelkiej maści komentatorzy, głoszą, że ukraińskie zboże jest gorszej jakości, nie ma odpowiednich atestów i generalnie pełne jest szkodliwych chemikaliów. Czy to prawda?

Jeśli chodzi o produkty importowane do Unii Europejskiej, to muszą one spełniać te same standardy fitosanitarne, jak te pochodzące z krajów wspólnoty. Mowa tutaj o maksymalnej dopuszczalnej ilości pestycydów szkodliwych dla ludzi. Przedsiębiorcy polscy i ukraińscy mają takie same obowiązki.

Inaczej wygląda sprawa ze środkami, które są nieszkodliwe dla nas, ale szkodzą środowisku czy zwierzętom. Producenci unijni muszą przestrzegać norm środowiskowych, między innymi właśnie w zakresie stosowania środków ochrony roślin czy nawozów. Poza wspólnotą nie ma takich przepisów, co wpływa bezpośrednio na ceny produktów.

Fot. Unsplash/Raphael Rychetsky

Raport NIK podaje, że Państwowa Inspekcja Sanitarna w latach 2022-2023 przeprowadziła 11 569 kontroli towarów z Ukrainy. Zastrzeżenia zgłoszono do 272 transportów.

Jednocześnie od stycznia 2022 roku do kwietnia roku 2023, Polska zgłosiła do RASFF 26 alertów dotyczących żywności pochodzącej z Ukrainy. RASFF, czyli System Wczesnego Ostrzegania o Niebezpiecznej Żywności i Paszach (Rapid Alert System for Food and Feed) to unijny system powiadamiania, pozwalający w szybkim tempie zidentyfikować zagrożenia obecne np. w mięsie czy zbożu. Cztery powiadomienia miały status alarmowych, to znaczy dotyczyły poważnego ryzyka, wymagającego szybkiej reakcji.

Zostając jeszcze przy kwestii kontroli fitosanitarnych, to zarówno rolnicy jak i kontrolerzy NIK mówią, że tych audytów jest za mało. Dodatkowo Inspekcja Weterynaryjna, na polecenie ministra rolnictwa, zredukowała liczbę weryfikacji zboża przeznaczonego na pasze. Miało to w teorii przyspieszyć tranzyt przez granicę, jednak jednocześnie spowodowało zagrożenie dla rynku i konsumentów.

Reakcja na protesty

Rolnikom, mimo zmienianych haseł i składowych swojego protestu, chodzi tak naprawdę o to samo. O przetrwanie w obliczu rosnących cen i zaostrzających się wymogów UE. Jak na te postulaty odpowiadają politycy w Polsce i Europie?

Unia Europejska

Rolnictwo jest obszarem bardzo ważnym w polityce Unii Europejskiej. W samym sektorze rolnym, nie wliczając przemysłu spożywczego i pokrewnych, pracuje ponad 20 milionów osób. Około jedna trzecia budżetu UE to działania w ramach Wspólnej Polityki Rolnej, której celem jest wsparcie rolników i przetwórców. Więc skoro Unia tyle daje rolnikom, to dlaczego przedstawiają ją jako swojego największego wroga?

Trzeba zaznaczyć, że protesty rolników w zachodniej Europie trwają od 2019 roku, z mniejszą intensywnością i mniejszym nagłośnieniem medialnym, ale jednak. Natomiast w obliczu takiej erupcji niezadowolenia, rządy poszczególnych krajów decydują się teraz na odstąpienie od swoich planów. W Niemczech zapowiedziano, że kontynuowane będą dopłaty do olejów napędowych dla rolników. We Francji rząd ogłosił, że zacznie wprowadzać zmiany, których żądali rolnicy. Mówili oni między innymi o zmniejszeniu biurokracji, zahamowaniu importu spoza Unii czy dopłat w obliczu rosnących cen produkcji.

31 stycznia Komisja Europejska wydała komunikat, w którym proponuje zawieszenie obowiązku ugorowania części pól do końca roku. Konieczność wyłączenia z użytkowania części gleb była jednym z najgłośniej podnoszonych postulatów. Według pierwotnych założeń rolnicy posiadający powyżej 10 hektarów pól uprawnych mieli mieć obowiązek pozostawić 4% z nich nieobsiane. Na tych wycinkach pól miały rosnąć rośliny, zapewniające bioróżnorodność środowiska.

Według nowego pomysłu Komisji rolnik nie będzie musiał porzucać 4% pól, aby otrzymać dopłaty bezpośredniego w ramach Wspólnej Polityki Rolnej. Zamiast tego będą sadzić wiążące azot z gleby (np. soczewica, groszek albo bób) na minimum 7% areału.

Warto zaznaczyć tutaj dwie rzeczy. Pierwsza to dopłaty. Rolnicy, którzy chcieli ugorować część swojej ziemi, mieli dostawać takie same dopłaty jak za normalne użytkowanie pola. Druga sprawa to charakterystyka gospodarstw rolnych w naszym kraju. Gospodarstw o powierzchni poniżej 10 hektarów jest w Polsce 974,6 tysięcy. Wystarczy więc spojrzeć na całkowitą liczbę 100 258,5 tysięcy gospodarstw, aby zobaczyć jakich jest więcej.

Równocześnie Ursula von Der Leyen ogłosiła, że projekt zakazujący stosowania pestycydów w państwa unijnych został wycofany z prac. Miał on zakładać, że do 2030 roku cała Unia zredukuje stosowanie chemicznych pestycydów o 50 proc.

W tym samym przemówieniu przewodnicząca Komisji Europejskiej podkreśliła, jak ważne jest budowanie zaufania i chęci do dialogu. Kilkukrotnie wyraziła się też z najwyższym uznaniem o pracy rolników, zapewniających wysokiej jakości jedzenia Europejczykom.

Polska

Protesty w naszym kraju są niegasnącym tematem, zarówno w polityce jak i społeczeństwie.

Kapitał polityczny na obecnie trwających wydarzeniach chcą przede wszystkim zbić partie prawicowe i eurosceptyczne, w szczególności Prawo i Sprawiedliwość oraz Konfederacja.

Obecna opozycja oskarża rząd premiera Donalda Tuska o łamanie prawa i używanie siły wobec protestujących. W kwestii polityki europejskiej pokazuje także regulacje klimatyczne jako „drenaż portfeli Polaków”, „niszczenie polskich rolników” oraz „niebezpieczną ideologię”. PiS próbuje pozycjonować się na jedyną partię w Polsce, która rozumie trudne położenie związane z unijnym Zielonym Ładem i importem ukraińskich produktów. Jest to znaczący zwrot w porównaniu z polityką rządu Mateusza Morawieckiego. Przecież za rządów Prawa i Sprawiedliwości zostały przyjęte pierwsze regulacje dotyczące rolnictwa. Mówił o tym sam Janusz Wojciechowski, komisarz ds. rolnictwa UE, wywodzący się z PIS.  Kosiniak-Kamysz z PSL jak i inni członkowie rządzącej koalicji wskazują, że same protesty są „audytem 8 lat rządów PiS”.

Konfederacja i jej politycy aktywnie podpisują się pod postulatami rolników, kreując na ich fali własne. Szczególnie nośnym tematem był POLEXIT, czyli plan wyjścia Polski z Unii Europejskiej. To właśnie UE, według polityków tej frakcji, jest winna całego zła, jakie spada na polskich rolników. Narracje antyukraińskie i antyunijne, od zawsze będące ważną częścią narracji tej partii, znalazły wreszcie sposobność, aby wyskoczyć na światło dzienne. W całej okazałości i z całą mocą.

W same protesty jest bezpośrednio zaangażowany szef podlaskich struktur Konfederacji, Rafał Mekler. Wcześniej brał udział w protestach przewoźników na granicy z Ukrainą, teraz wspiera rolników. Na swoim koncie na X (wcześniej Twitter), opublikował wpis, kończący się słowami „To jest Polska nie Ukraina, nie Bruksela” (pisownia oryginalna). Lider podkarpackiej Konfederacji znalazł się na liście ukraińskiej organizacji Myrotvorets, „tropiącej prorosyjskich terrorystów”. To, wraz z wypowiedziami ukraińskiego wiceministra gospodarki Tarasa Kaczki o „zabijaniu Ukraińców, za to, że są Ukraińcami” oraz o „bandzie Meklera” dolało benzyny do i tak już kipiących relacji polsko-ukraińskich.

Jednym z kluczowych momentów, jeśli chodzi o narrację polityczną obu stron, były protesty rolników w Warszawie z 6 marca. To właśnie wtedy doszło do starć z policją pod Sejmem, w wyniku których zatrzymanych zostało kilkanaście osób. Komenda Stołeczna Policji poinformowała również, że wśród policjantów są ranni. Zdjęcia i nagrania z tych wydarzeń bardzo szybko znalazły się na stronach eurosceptycznych czy antyrządowych. Szczególnie „użytecznymi” ujęciami okazały się te z zatrzymania jednego z agresywnych demonstrantów. Na nagraniach widać, jak polska flaga leży obok policjantów, kajdankujących zatrzymanego.

„Wraca stara, dobra, uśmiechnięta Polska z czasów rozbijania Marszu Niepodległości przez służby Donalda Tuska” napisał Sławomir Mentzen po zamieszkach. „Stałem pod Sejmem pomiędzy policją a rolnikami. W pewnym momencie policja potraktowała nas gazem” – dodał.

Przy całym poparciu, jakie poszczególne ugrupowania i ruchy kierują w stronę rolników, problematycznym staje się antyukraiński wydźwięk niektórych zajść.

„Rolnicy szczególnie teraz powinni zwrócić uwagę, by nikt nie powodował, że rolnicze protesty będą kojarzyć się z burdą. To nie służy sprawie” napisał lider AgroUnii, obecnie wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak po zamieszkach z 6 marca. To właśnie w Warszawie miało dojść w tamtym dniu do prowokacji, mających pokazać w złym świetle zarówno rolników jak i służby.

Do ogólnokrajowego ruchu rolników przyłączają się także siły niepolityczne. Jednym ze sztandarowych przykładów jest Szczepan Wójcik. Król norek, jak określają go niektórzy, stał się twarzą jednego z protestów jadących na Warszawę. Milioner bardzo chętnie udzielał wtedy wywiadów dla mediów, fotografował się z rolnikami i kreował na wsparcie rolniczej sprawy. On sam na swojej stronie określa siebie jako człowieka zafascynowanego rolnictwem i organizującego wokół niego swoje życie zawodowe. Szczególnie istotnym jest jeden z jego projektów Instytut Gospodarki Rolnej. Think-tank Wójcika był jednym z głównych organizatorów protestu z 21 stycznia, oferując materiały z postulatami i kontaktami do koordynatorów. Na stronie IGR możemy znaleźć także informacje jak zgłosić protesty, a nawet mapę planowanych manifestacji.

Do milionera, oprócz „króla futer” przylgnęło również określenie pogromca „piątki dla zwierząt”. To właśnie on w 2017 i 2020 roku stał na czele lobbystów, którym finalnie udało się zablokować projekt ustaw, przewidujących m.in. likwidację ferm futerkowych. Obecnie parlamentarzyści pracują nad ustawą mającą zakazać hodowli zwierząt na futra do 2029 roku. Projekt przygotowała posłanka partii Zielonych Małgorzata Tracz. Wprowadzenie takich regulacji powinno niepokoić Szczepana Wójcika. Być może dlatego tak chętnie pokazuje się obecnie z rolnikami, głosząc obronę ich interesów.

Ukraina

Jak już wspomnieliśmy wcześniej, oprócz Zielonego Ładu drugim, a można rzec nawet pierwotnym powodem protestu polskich rolników, było zboże ze wschodu. Splot wielu czynników sprawił, że w drugiej połowie 2022 roku i w roku 2023 polskie zboże leżało w magazynach i traciło na wartości.

Protesty rolników odbiły się echem także na Ukrainie. O wysypaniu z ciężarówek ukraińskiego zboża w lutym 2024 roku wypowiedział się mer Lwowa jak i minister spraw zagranicznych.

„Niszczenie ukraińskiego zboża na polskiej granicy jest niedopuszczalne. Każdy rolnik powinien wiedzieć, ile pracy kosztuje produkcja zboża, zwłaszcza w czasie wojny” powiedział Dmytro Kuleba. „Dla dobra przyjacielskich stosunków ukraińsko-polskich winni tej prowokacji powinni zostać pociągnięci do odpowiedzialności” – oznajmił minister ukraińskiej dyplomacji.

Fot. Unsplash/Waldemar

Drażliwa kwestia ukraińskiego zboża ciągnie się od wielu miesięcy, sięgając dalej niż początki wielkich protestów. We wrześniu 2023 roku, podczas 78 sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku, prezydent Ukrainy Wołodymyr Zelenski wygłosił przemówienie, które było nad Wisłą szeroko komentowane. Wskazał tam, że Rosja instrumentalnie wykorzystuję między innymi kwestię dostaw zboża, aby wymusić ustępstwa. Dodał również, że niektóre państwa według niego zachowują się nieodpowiedzialnie. Wydaje się, że grają na siebie, a w rzeczywistości pomagają przygotować scenę dla aktora z Moskwy powiedział ukraiński przywódca.

Polski prezydent, pytany o tę wypowiedź, porównał Ukrainę do topiącego się człowieka, który chwyta się czegokolwiek, byle się uratować. Bo jak tonący doprowadzi do szkody i nas utopi, to nie dostanie pomocy stwierdził Andrzej Duda.

Quo vadis, Europo? Quo vadis, rolnicy?

Wydaje się, że masowe protesty odniosły skutek. Polski rząd zaczął rozmawiać i proponować rolnikom jakieś konkrety. Zdaje się, że sprzeciw wobec Zielonego Ładu nad Wisłą będzie mieć dalekie i bezpośrednie oddziaływanie na naszą politykę. Przykładem jest tutaj sprzeciw Polski wobec dyrektywy o odbudowie bioróżnorodności.

Komisja Europejska także zmieniła narrację. Ursula von der Leyen ogłosiła wycofanie się z najbardziej kontrowersyjnych przepisów dotyczących ugorowania ziemi. Tylko czy to zysk czy strata dla rolników? I jak to wpłynie na przyrodę i na nas, zwykłych zjadaczy chleba? Odpowiedzi na te pytania poznamy w przyszłości.

Fot. nagłówka: Facebook.com/karol.czy

O autorze

Piszę o polityce, sporcie, sprawach społecznych, kebabach, młodych ludziach i Polsce moich marzeń. Próbuję być publicystą. Lubię historię, od czasu do czasu coś pogotuję. Moje kibicowskie serce jest podzielone między Lecha Poznań a Liverpool FC. Torunianin z urodzenia, Poznaniak z wyboru.

Student kierunku Bezpieczeństwo Międzynarodowe i Dyplomacja.
Chce pisać o świecie i o ludziach, którzy go tworzą.
Prywatnie mól książkowy, koneser herbat oraz wielbiciel dalekich i bliskich podróży.