W Weselu Stanisława Wyspiańskiego zapisana jest ciekawa wymiana zdań między duchem Stańczyka a Dziennikarzem. Dawny nadworny błazen opowiada o podniosłym momencie, gdy na Wawelu zawieszany był dzwon Zygmunt, a także o równie wspaniałej (w odczuciu opowiadającego) chwili, gdy tenże dzwon po raz pierwszy zadzwonił. Dziennikarz jednak odpowiedział na to tymi słowy:
„A toć on nam tętni dziś,
jak grzebiemy, kto nam drogi;
zwołuje nas, każąc iść
posłuchać kościelnych szumów,
w wielkim zamęcie rozumów,
w wielkim modlitew rozjęku (…)”
Widać tu obraz społeczeństwa, które cały czas opłakiwało nie tylko swoich bliskich, ale też inne, wielkie osoby. Co ważniejsze, każdy był w stanie takie chwile uszanować. Wpływ na to mógł mieć fakt, że Polacy, będąc pod zaborami, umieli się zjednoczyć, godnie upamiętnić zmarłych oraz na tej podstawie zbudować tożsamość narodową.
Dzisiaj, niestety, nie można powiedzieć tego samego o nas, a ściślej mówiąc, o polskiej klasie politycznej. Choć funkcjonuje w wolnym kraju, nieokupowanym przez nikogo, jest ona coraz bardziej spolaryzowana i skłócona. Widać to na przykładzie podejścia do trudnych wydarzeń, jakie miały miejsce w przeciągu ostatnich stu lat. Jednym z nich bez wątpienia była katastrofa smoleńska z 2010 roku, podczas której śmierć poniosło 96 urzędników i wojskowych, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego żona Maria.
Wydawać by się mogło, że ta tragedia połączy Polaków. W końcu zginęła wówczas elita narodu, ludzie oddani krajowi. Straciła więc na tym cała Polska. My, jako naród, powinniśmy więc godnie i z szacunkiem uczcić pamięć wszystkich ofiar.
Niestety, żeby zobaczyć, jak bardzo błędne jest to założenie, wystarczy po prostu przypomnieć to wszystko, co się działo w związku z 12 rocznicą katastrofy prezydenckiego Tupolewa Tu-154. 9 kwietnia szef MSWiA, Mariusz Kamiński, ogłosił, że w związku z obchodami w całej Polsce o godzinie 8:41 zawyją syreny. Decyzja ta wywołała duże oburzenie wielu – po co to robić, skoro gościmy ponad 2 miliony Ukraińców, którzy mogą czuć strach, słysząc dźwięk, który w ich ojczyźnie oznaczał nakaz zejścia do schronów? Wielu samorządowców deklarowało brak aprobaty wobec tej decyzji i apelowało do władz wojewódzkich o niewłączenie syren. Pomimo tego, dzień później o 8:41 plan ministerstwa został zrealizowany. Pomysłodawcy nie byli skorzy do wysłuchania innych propozycji, których i tak pojawiło się niewiele. Wśród członków obozu władzy dominowało raczej podejście typu „Słychać wycie? Znakomicie!”.
Co gorsza, reprezentanci władz postanowili dolewać oliwy do ognia. Tego samego dnia prezes PiS-u, Jarosław Kaczyński, mówił jawnie o „zamachu”, który rzekomo miał mieć miejsce przed 12 laty. Nazajutrz komisja Antoniego Macierewicza opublikowała raport, który miał te tezy potwierdzić i pokazać nowe dowody w tej sprawie. Nic takiego nie miało jednak miejsca, co więcej, doszło do kompromitacji polegającej na ujawnieniu wizerunków ciał ofiar katastrofy. Wszystko to zepsuło nastrój całej tej rocznicy, przez co zamiast pamiętać o 96 zmarłych oficjelach państwowych ludzie obserwowali polityczną „naparzankę”.
Nie rozumiem tego, jak ktoś śmiał wykorzystać narodową tragedię do własnych politycznych gierek. Nie pojmuję, że mało kto jest w stanie godnie upamiętnić 96 ofiar tego nieszczęśliwego wydarzenia. Wstydzę się też za to, że również zwykli ludzie dali się wciągnąć w ten konflikt, jaki wokół wszystkich tych rocznic i miesięcznic się narodził. To nie jest w końcu tragedia tylko jednego człowieka czy ugrupowania. Na tym straciliśmy my wszyscy. Liczę więc na to, że politycy kiedyś dojrzeją i zaczną godnie obchodzić się z tym wydarzeniem.
O autorze
Krakowianin z urodzenia, student prawa na UJ. Pasjonat architektury, polityki, podróży, historii, literatury, muzyki i sportu. W wolnych chwilach szwenda się po ulicach Krakowa, słucha muzyki lub podcastów oraz czyta książki i gazety. Próbuje być pilnym obserwatorem otaczającej go rzeczywistości oraz zapisywać swoje spostrzeżenia. Na łamach Gazety Kongresy pisze głównie o polityce międzynarodowej i krajowej oraz o historii.