Przejdź do treści

Spór o Hołd pruski

Kiedy Zygmunt Stary niespełna 500 lat temu przyjmował hołd ze strony Albrechta Hohenzollerna, nie przypuszczał, jak mocno wydarzenie to wpłynie na przyszły obraz polityczny. Owszem, zdawał sobie sprawę z korzyści, bo w zasadzie tylko one były widoczne na pierwszy rzut oka, ale mało interesowała go druga strona medalu. Ze współczesnej perspektywy wiele osób nie ma wątpliwości, że działanie polskiego króla było politycznym błędem. Reszta historyków, tych bardziej dla polskiego króla wyrozumiałych, bierze na tapet dyplomację i stwierdza, że w tym aspekcie Zygmunt osiągnął nawet pewien sukces, a przynajmniej nie poniósł dotkliwej porażki. Dziś obchodzimy 497 rocznicę tamtego wydarzenia i – mimo upływu kilku stuleci – na zakończenie debaty nad sensem hołdu pruskiego raczej się nie zanosi.

Prusy trafiają w ręce Hohenzollerna

10 kwietnia 1525 roku, Rynek Główny w Krakowie. Albrecht klęka, chwilę później wszystko staje się faktem: oficjalnie przysięga on wierność królowi i Koronie. Traktat królewski gwarantował ostatniemu wielkiemu mistrzowi krzyżackiemu oraz jego potomkom władzę w Prusach (dotąd krzyżackich) i pozwalał zmniejszyć dystans do polskiego króla, czyniąc Albrechta bliskim współpracownikiem Zygmunta. Do zadań pierwszego księcia pruskiego należało od tej pory uczestnictwo w sejmach i udział w elekcjach oraz służenie Polsce pomocą wojskową. Warto w tym miejscu podkreślić, że Albrechta z jagiellońskim monarchą łączyły również konotacje rodzinne (był jego siostrzeńcem), a w tamtych czasach wszelkie więzy dynastyczne były ważniejsze niż kwestie narodowe.

Za sprawą tego wydarzenia, stosunki Polski z Zakonem nieco się zatem poprawiły. Przez pewien czas wydawało się, że okres ustawicznego uprzykrzania sobie życia mamy już za sobą;ale jak to z miłymi wnioskami bywa, rzeczywistość szybko sprawiła, że zaczęło brakować dla nich argumentów. W ich miejsce pojawiły się natomiast kłopoty.

Dzieje się, zmienia się

Nie powinno nas to dziwić – postawa Albrechta przynajmniej od dekady przed przyjęciem przez Zygmunta hołdu budziła bowiem wiele wątpliwości. To przecież nie kto inny jak on, w 1514 roku zawarł antypolskie przymierze z Moskwą i Habsburgami, notabene zwiastujące współpracę przyszłych zaborców.

Dlaczego więc nagle Albrecht tak drastycznie zmienił front? Cóż, czas na lekcję porządnego makiawelizmu: po tym, jak okazało się, że prawie nikt w Europie likwidacji zakonu zbyt ciepło nie przyjął (z cesarstwem i papieżem na czele), Albrecht słusznie wywnioskował, że potrzebuje znaleźć dla Prus, przynajmniej tymczasowy, schron. Namierzył go w Polsce i, choć jej protekcję zyskał kosztem zakazu prowadzenia polityki zagranicznej, bicia monety, a także ogólnie sporej zależności, wciąż uważał to za dobry ruch. Nie mylił się.

Skoro o europejskich dworach mowa, wyjątkowo szybko, a zarazem jednogłośnie, uznano na nich, że traktat krakowski to tylko i wyłącznie dowód potwierdzający słabość Królestwa oraz niezdecydowanie króla. Trudno się takiej ocenie dziwić – Prusy można było wtedy dobić, zwłaszcza że ich społeczeństwo, niechętne Krzyżakom, inkorporację wzięłoby pewnie w ciemno. W dodatku za sprawą rozejmu z Turcją i uregulowanych przez Zygmunta Starego stosunków z cesarstwem zagrożenie walką na dwa fronty było niewielkie. Do takiej decyzji monarcha nie był jednak przekonany i mniej więcej stąd wzięła się scena, którą na swoim obrazie przedstawił lata później Jan Matejko: Albrecht oddaje hołd, Król robi wrażenie spełnionego i najpotężniejszego monarchy na globie, a po rozum do głowy idzie tylko siedzący na schodach stańczyk. Jako jedyny, z zasępionym obliczem, zdaje się myśleć: „czy to aby na pewno dobry wybór…?”. Szkoda, że zachowuje to dla siebie i że nie znalazł się tam wtedy ktoś, kto byłby w stanie to władcy wyperswadować.

No dobrze, było, minęło. Pozostaje najważniejsza kwestia – jakie były tego wszystkiego skutki?

Roszczeniowi, zaborczy. Prusy zmieniają twarz

Okej, zanim łyżka dziegciu w beczce miodu, wyrównajmy trochę proporcje. To przecież nie tak, że przez hołd wpadliśmy w same tarapaty. Prusy Książęce wniosły w końcu duży wkład w rozwój kultury i nauki rzeczpospolitej, Albrecht, wbrew licznym prognozom, do końca swojego panowania pozostawał lojalnym lennikiem władcy, a zjednanie sobie nowego sojusznika zabezpieczało Polskę przy ewentualnym ataku ze strony tureckiej.

Powtórzę: do czasu było nieźle. Ten okres skończył się wraz z rokiem 1618 i decyzją Zygmunta III Wazy, który zgodził się na przejęcie pruskiego lenna po wygaśnięciu tamtejszej dynastii książąt przez przedstawicieli brandenburskiej linii Hohenzollernów. Odtąd nadrzędnym celem Brandenburgii, będącej częścią Rzeszy, stało się zrzucenie zależności w Prusach i połączenie obu części w jedno państwo.

Z pokłosiem tej polityki zderzyliśmy się najpierw w 1657 roku, przy okazji zawarcia traktatów welawsko-bydgoskich i uniezależnienia Prus, a potem w 1772 roku, gdy ich łupem padło Pomorze Gdańskie (Prusy Królewskie). A na koniec fakt-nokaut – Prusy, zdradzieckie i fałszywe, wzięły udział we wszystkich trzech rozbiorach Rzeczypospolitej.

Zaznaczyć trzeba, że za rozbiory nikt Zygmunta Starego akurat nie wini (za to obarcza się winą krótkowzrocznych Wazów). Pretensje mają do niego historycy o co innego – mógł Prusom zadać ostateczny cios, a tak naprawdę podpiął im tlen.

Hołd pruski jako akcja resuscytacyjna? W pewnym sensie tak. W końcu to bez wątpienia Prusy zyskały na nim w dłuższej perspektywie najwięcej.

O autorze

Pochodzi z Krakowa, mieszka w Warszawie, studiuje prawo na UW. Interesuje się kinem, polityką i historią, sporo czyta i z zaciekawieniem śledzi wyniki rozgrywek piłkarskiej Ekstraklasy. W wolnych chwilach pisze i publikuje wiersze lub w nieskończoność odtwarza ulubione utwory na Spotify.