W przyszłym roku dwie największe partie polityczne w Polsce nie wystawią kobiety w wyborach – to wiemy na pewno. Zanim jakakolwiek kobieta będzie miała realną szansę objęcia stanowiska prezydenta, czeka nas kolejna kadencja nowej pierwszej damy. W wyścigu o najważniejszą funkcję w państwie wszystkie chwyty są (niestety) dozwolone, a nadchodząca kampania zapowiada się na niezwykle brutalną i zaciętą. Żona kandydata może zaś odegrać w tym rolę zdecydowanie większą niż „ozdoba męża”.
Trampolina do polityki
Pierwsze damy to temat rzeka. Żonami światowych przywódców były modelki: Carla Bruni (żona Nicolasa Sarkozy’ego) czy powracająca do Białego Domu Melania Trump. Jacqueline Kennedy była prawniczką, podobnie jak Jolanta Kwaśniewska czy Michelle Obama. Agata Kornhauser-Duda to z wykształcenia germanistka, a Anna Komorowska – filolożka klasyczna. Przekrój jest bardzo szeroki.
Standardy działalności polskiej pierwszej damy mniej więcej od czasów pierwszej prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego wzorujemy na Stanach Zjednoczonych. Żona amerykańskiego prezydenta to osoba zazwyczaj niezwykle elegancka, zainteresowana filantropią, pochylająca się nad losem chorych i ubogich, zajmująca się edukacją i dziećmi. Zawsze jest przedstawiana w kontrze do męża, który skupia się na „poważniejszych” sprawach: obronności, polityce międzynarodowej czy sądownictwie. Tak, jakby sprawy automatycznie przypisane pierwszej damie, były tylko dodatkiem, zagrywką ocieplającą wizerunek. A to znacząco obniża rangę jej działań.
Owszem, można powiedzieć, że pierwsza dama nie powinna pełnić żadnych funkcji poza reprezentacyjnymi, bowiem jej pozycja zależy od wyniku męża w wyborach. Jednak żona prezydenta ma w zanadrzu dwa silne argumenty, które umacniają jej pozycję w dyskursie publicznym: rozpoznawalność i szansę realnej zmiany. To, w jakim zakresie działa, nie może oczywiście wykraczać poza sprawy „niekontrowersyjne”: bez względu na to jakie wykształcenie ma pierwsza dama, nie powinna decydować w kwestiach kluczowych. Jednak nie musi się też ograniczać do stereotypowo kobiecych inicjatyw, które nie budują jej pozycji, ale wpływają na to, jak postrzega się kadencję prezydenta.
Czy można krytykować pierwszą damę, która nie chce się angażować i skorzystać z trampoliny do polityki, jaką niewątpliwie jest bycie żoną prezydenta? Często jest to funkcja jej narzucona. Pierwsze damy są zazwyczaj osobami spoza świata polityki, które wcale się do niego nie pchają. Natomiast niedostateczne wykorzystanie przez nie potencjału swojej sprawczości podlega ocenie wyborców. Wybierając prezydenta, wybiera się parę.
Wybór Agaty Kornhauser-Dudy
Mijający powoli czas Agaty Kornhauser-Dudy jako pierwszej damy to moment na podsumowania. Jak wiadomo, wypowiada się ona rzadko, a jak podkreśliła w swoim przemówieniu po ogłoszeniu wyników drugiej tury wyborów w 2020 roku, był to rodzaj sprzeciwu:
Drogie media, drodzy dziennikarze, mówiliście, pisaliście, że nie wypowiadam się, zapominaliście tylko dodać, że nie wypowiadam się do mediów. Ja, proszę państwa, przez pięć lat rozmawiałam z Polakami, z naszymi rodakami, na każdym ze spotkań. Drodzy dziennikarze, muszę wam powiedzieć jedno, otóż chciałabym, abyście również wy szanowali i Polaków, i polityków, jak również chciałabym, abyście szanowali mój wybór, ponieważ dużo mówicie o tolerancji, natomiast pozbawiacie mnie mojego własnego wyboru. Jeżeli nie chciałam udzielać wywiadów, to był to mój własny wybór. A dlaczego nie chciałam się wypowiadać do mediów? Ponieważ niestety to był mój milczący sprzeciw przeciwko manipulacji, przeciwko dezinformacji i przeciwko kłamstwom, które niestety w mediach występują.
Rezygnacja z wypowiadania się do mediów niesie za sobą poważne konsekwencje. Przede wszystkim w liczbie osób, do jakich dotrze taki przekaz. W dobie środków masowego przekazu bazowanie jedynie na ekskluzywnych w pewien sposób spotkaniach twarzą w twarz to automatyczna marginzalizacja swoich działań. Dlatego Agata Kornhauser-Duda nie może się dziwić, że bilans jej „kadencji” jako pierwsza dama jest nijaki. Oczywiście podejmowała ona szereg konkursów, np. dla Kół Gospodyń Wiejskich, seniorów czy dzieci ze szkół polonijnych. Obejmowała patronatem honorowym wiele inicjatyw. Ale bez poinformowania o tym mediów, uzyskania rozpoznawalności: tak jakby to nie istniało. Wpis na oficjalnej stronie Prezydenta RP to za mało. Milczący sprzeciw brzmi szlachetnie. Tylko, że Agata Kornhauser-Duda mogła mieć możliwość podjęcia bardziej konkretnych działań.
Silna para to nie tylko mąż
W sierpniu 2024 roku na zlecenie SE Pollster przeprowadził badanie. Zadał Polakom pytanie, którą z pierwszych dam oceniają najlepiej. Bez zaskoczeń: Jolanta Kwaśniewska zdeklasowała rywalki, uzyskując 53% głosów. Na drugim miejscu uplasowała się Maria Kaczyńska, zdobywając 14% poparcia, o jeden procent mniej zaś Agata Kornhauser-Duda. Mimo mijających lat, Kwaśniewska bryluje w sondażach. Co pięć lat pojawiają się plotki o jej potencjalnej kandydaturze. Takie pogłoski nie dotyczą żadnej innej polskiej pierwszej damy.
Pierwsze damy próbowały już przesiąść się na fotel prezydenta. Najbardziej znanym przypadkiem jest Hillary Clinton, która zbudowała na tyle silną pozycję, aby uzyskać nominację z ramienia Partii Demokratycznej. Nie niosło jej jednak tylko nazwisko. Pełniła funkcje doradcze w Białym Domu i zajmowała się reformą służby zdrowia.
Silna para to dwie osoby. Postawa pierwszej damy może budować pozycję jej męża. Działalność żony głowy państwa jest elementem prezydentury: wynika to jednak tylko z tradycji i konwenansów, nie z przepisów. Według nich małżonka prezydenta to przysłowiowa „paprotka”: towarzyszy przy uroczystych powitaniach, zajmuje się pierwszą damą innego kraju podczas wizyt. Nie ma żadnych dodatkowych kompetencji z tytułu swojej funkcji. Ale ma z pewnością więcej sposobności.
Kontrowersyjna pierwsza dama?
Wśród potencjalnych kandydatów wszystkich partii politycznych, tylko jednemu „wytyka się” żonę. Mowa oczywiście o małżonce minstra spraw zagranicznych, Radosława Sikorskiego, czyli o Anne Applebaum. Krytykom nie podoba się wizja „zagranicznej” pierwszej damy, choć dziennikarka uzyskała polskie obywatelstwo w 2013 roku. Ale czy to na pewno stanowi sedno problemu? Niepolskie nazwisko nie powinno być dla nikogo przeszkodą: obecna pierwsza dama pochodzi z rodziny żydowskiej.
Anne Applebaum, zdobywczyni prestiżowej nagrody Pulitzera, dziennikarka, wypowiada głośno swoje – często kontrowersyjne – opinie. Zresztą, źle świadczyłoby to o jej dziennikarskim warsztacie, gdyby wiecznie gryzła się w język. Opinia publiczna jakiś czas temu przywołała jej – skandaliczne dla wielu – wypowiedzi o Trumpie. Nazwała go „idiotą” czy „produktem mafijno-autokratycznego świata”.
Kwestia Anne Applebaum to tylko symptom większego problemu. To nie przystoi pierwszej damie: powiedzą niektórzy. Strach przed aktywną politycznie pierwszą damą wydaje się jednak nieuzasadniony. Przecież nie pełni ona żadnej funkcji, oprócz towarzyszenia i wspierania głowy państwa. Czy żona prezydenta nie ma prawa do własnego zdania? Szanując wybór milczenia, trzeba respektować prawo do wolności wypowiedzi. Owszem, ma to swoje konsekwencje: budowanie swojej autonomicznej pozycji w dyskursie publicznym. Żaden z poważnych światowych liderów jednak nie będzie uzależniał sposobu prowadzenia polityki zagranicznej od słów żony prezydenta, z którym współpracuje. Gdyby relacjami międzynarodowymi rządziły tylko prywatne antypatie i sympatie, rzadko dochodziłoby do sojuszy. A milczenie może być zarówno zgodą, jak i – w przypadku Agaty Kornhauser-Dudy – sprzeciwem. Trzeba się domyślać.
fot. nagłówka: Pixabay
O autorze
„Zainteresuj się polityką, zanim ona zainteresuje się tobą". Zajmuję się polityką i stale staram się zrozumieć, jak działa jej świat. Dzień bez podcastów jest dla mnie dniem straconym. Jestem studentką twórczego pisania i edytorstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. Uważam że, w życiu najważniejsza są pasja i charyzma, które codziennie pchają nas do przodu i pozwalą spełniać marzenia.