Miniony tydzień przepełniony był wieloma wydarzeniami na Ukrainie i wokół konfliktu na jej terytorium. Politykę zagraniczną pochłonęły doniesienia o rakietach, bombach i podmorskich przewodach. Dzieją się rzeczy, które nie pozwalają zapomnieć, że bezpieczne i przewidywalne dni już minęły. Jak wszystko, co wiąże się z wojną i zniszczeniem, także te informacje mogą wzbudzać strach i niepewność. Zapraszam na analizę najważniejszych wydarzeń ostatnich dni.
Chronologia
Dzieje się dużo na różnych polach, więc aby uporządkować naszą wiedzę, zacznijmy od chronologii najistotniejszych zdarzeń. Wiele rzeczy działo się równocześnie lub też dowiadywaliśmy się o nich z opóźnieniem, dlatego chcę w tym miejscu nakreślić obraz faktów dostępny w momencie pisania tego tekstu. Na ten moment nie wchodźmy w szczegóły każdego poruszanego tutaj wątku. Przyjdzie na to czas w dalszej części artykułu.
- początek listopada — Korea Południowa, Ukraina i USA alarmują, że reżim Korei Północnej wspiera Rosję i wysyła tam swoich żołnierzy; kilka dni później przychodzi potwierdzenie — Koreańczycy są w rosyjskim obwodzie kurskim, do którego Ukraińcy wtargnęli latem tego roku.
- 15 listopada — kanclerz Niemiec Olaf Scholz rozmawia przez godzinę z Władimirem Putinem.
- noc z 16 na 17 listopada — Rosja przeprowadza zmasowany atak rakietowo-dronowy, którego celem jest przede wszystkim ukraińska infrastruktura energetyczna. W wyniku ofensywy giną cztery osoby, sześć jest rannych.
- 17 listopada — amerykańska administracja wydaje zgodę na użycie rakiet ATAMCS podczas ataków na cele znajdujące się na terenie Federacji. Kilka godzin później Paryż i Londyn również pozwalają na użycie rakiet Storm Shadow/SCALP EG.
- 18 listopada — spływają informacje o przecięciu dwóch podmorskich kabli telekomunikacyjnych, łączących Finlandię z Niemcami oraz Litwę ze szwedzka Gotlandią.
- 19 listopada — Władimir Putin podpisuje nowelizację rosyjskie doktryny obronnej, w której zapisano m.in. możliwość ataku przy użyciu broni jądrowej przeciwko państwom nienuklearnym, w razie ich konwencjonalnego ataku na terytorium Federacji Rosyjskiej lub jej sojuszników (szczególnie Białorusi).
- 20 listopada — ambasada Stanów Zjednoczonych w Kijowie informuje, że w tym dniu jest zamknięta z powodu przewidywanego dużego ataku powietrznego. Kilka innych krajów idzie w ślady Amerykanów.
Scholz, Ukraina i rakiety
Olaf Scholz, kanclerz Niemiec od 2021 roku, raczej nie śpi spokojnie. Całkiem niedawno rozpadła się jego rządowa koalicja. W grudniu ma odbyć się głosowanie nad wotum zaufania, które przegra, a w 2025 roku przyspieszone wybory parlamentarne. W takich warunkach nie jest z pewnością postrzegany jako polityk silny i sprawczy. Zadzwonił jednak na Kreml.
Po rozmowie telefonicznej z Putinem, na niemieckiego przywódcę spadł deszcz krytyki. Minister spraw zagranicznych Finlandii nazwał ten ruch „bardzo dziwną strategią”. Również inni kluczowi politycy europejscy nie szczędzili słów krytyki pod adresem Berlina. Trudno im się dziwić. Rosja z pozycji partnera stała się w minionych latach trędowatym stosunków międzynarodowych. Izolacja kogoś, kto bezpardonowo łamie ogólnie przyjęte zasady i traktaty, powinna być czymś oczywistym. Widocznie nie dla wszystkich.
Sama rozmowa musiała być dla Scholza gorzką pigułką do przełknięcia, ponieważ sam przyznał, że Władimir Putin nie wykazuje chęci zmiany swojej polityki i nastawienia względem Zachodu. Co więcej, stary wyjadacz z KGB musiał uznać, że Zachód jest słaby i podzielony. Z takim przeciwnikiem łatwo podbijać stawkę. Największy od lipca nalot na Ukrainę miał być tym podbiciem stawki. Około 120 pocisków różnego typu i 90 dronów zaatakowało ukraińską infrastrukturę energetyczną. Wszak zbliża się zima, a z nią kolejny sezon polowania na sieci przesyłowe, transformatory i elektrownie.
Zielone światła dla rakiet
W niedzielę 17 listopada globalne serwisy podały, że Joe Biden wydał zgodę na użycie amerykańskich rakiet typu ATACMS przez Ukraińców do atakowania celów na terytorium Rosji. Biały Dom odpowiedział w ten sposób na dołączenie północnokoreańskich żołnierzy do wojny, z drugiej zaś wysłał sygnał o sile i determinacji. Zupełnie inny wydźwięk od rozmowy Scholza.
Kilka godzin później podobną zgodę na użycie rakiet Storm Shadow/SCALP EG wydała Wielka Brytania i Francja. Wyjaśniając, Storm Shadow/SCALP EG to określenia dla pocisków tego samego typu, jednak inaczej nazywa je się na Wyspach, a inaczej nad Sekwaną.
Skąd nagle takie poruszenie? Przecież tego typu rakiety nie mają jakiegoś niezwykłego zasięgu, Nie dostarczono ich także w tysiącach egzemplarzy. Dlaczego więc to takie istotne?
Fakt, ani ATACAMS, ani Storm Shadow, nie są rakietami dalekosiężnymi. Nie muszą jednak takimi być. Pozwalają wyrządzić poważne szkody rosyjskim oddziałom i centrom logistycznym za linią frontu. Amerykańskie pociski mają zasięg 300 kilometrów, francuskie i brytyjskie – 500 km. Ukraińcy przeprowadzali już ataki dronowe na bazy i lotniska położone dużo dalej, jednak bezzałogowe statki latające mają tę wadę, że są wolne. Wolne, to znaczy podatne na atak rosyjskiej obrony przeciwlotniczej. Z kolei rakiety są szybsze, trudniej je trafić i mogą równie precyzyjnie trafiać w cele.
Rosjanie prawdopodobnie odsuną część swoich baz zaopatrzeniowych dalej od linii frontu z obawy przed atakami. Wydłuży to szlaki zaopatrzeniowe i czas dostaw, a dodatkowo ułatwi ich atakowanie w trakcie transportu.
Bardzo ważny jest także efekt psychologiczny. Piloci myśliwców, bombowców i śmigłowców bojowych, które stacjonują na lotniskach położonych np. 100-150 km od linii frontu, nie mogą spać spokojnie. Podejrzewam, że dowódcy jak i zwykli żołnierze, pamiętają zmasowany ostrzał rakietami HIMARS, który nie tak dawno uszczuplił rosyjskie zapasy.
Dodatkowo, odsunięcie wojsk i zapasów dalej od linii frontu spowoduje, że przewidywana ofensywa Rosjan może stracić na impecie. A to dla Ukraińców dodatkowa szansa.
Wszędzie rakiety
Na efekty nie trzeba było długo czekać. W nocy z poniedziałku na wtorek (18/19 listopada) Ukraińcy wystrzelili rakiety MGM-140 ATACMS. Jedna z nich uderzyła w skład amunicji w miejscowości Karaczew, znajdującej się w rosyjskim obwodzie briańskim. Według rosyjskiej armii pięć obiektów strącono, szósty spadł samoistnie, nie powodując strat. Obiekt ataku znajdował się około 113 kilometrów od granicy z Ukrainą. Upadła więc teza, że Ukraińcom pozwolono wykorzystywać zachodnie rakiety tylko w obwodzie kurskim, gdzie stacjonować mają północnokoreańscy żołnierze.
Jednak i na nich przyszedł czas, ponieważ według późniejszych doniesień brytyjskie Storm Shadow uderzyły w podziemny bunkier w obwodzie kurskim. Mieli się w nim znajdować wysocy oficerowie z Korei Północnej, nadzorujący swoich żołnierzy. W momencie pisania tego artykułu mówi się o śmierci aż 500 północnokoreańskich żołnierzy, w tym wysokich rangą przywódców. Wszystkie informacje jednak na ten moment pochodzą od Rosjan lub z nieokreślonych źródeł blisko frontu, do których z zasady należy podchodzić ostrożnie.
Rosja, nie mogąc sobie pozwolić na upokorzenie i brak odpowiedzi, postanowiła „przetestować” kolejny rodzaj broni. Przez 48 godzin wśród komentatorów na X i w innych serwisach krążyły pogłoski o przygotowywaniu przez Rosjan międzykontynentalnego pocisku balistycznego RS-26 Rubeż. Celem miał być Kijów, a sama rakieta może przenosić zarówno głowice konwencjonalne jak i jądrowe.
Amerykanie, którzy dysponują dobrymi źródłami wywiadowczymi, wydali ostrzeżenie dla swoich obywateli i zawiesili pracę ambasady na cały dzień (20 listopada). Podobnie postąpiła Hiszpania, Grecja, Włochy, Azerbejdżan czy Kazachstan. Personel placówek dyplomatycznych miał udać się do schronów z uwagi na „konkretne informacje o potencjalnym ataku powietrznym planowanym na 20 listopada”. Według polskiego MSZ ambasada RP nie wstrzymała pracy i miała kontynuować swoją działalność niezależnie od zagrożenia.
Godziny pełne napięcia
Coś faktycznie uderzyło w Ukrainę nad ranem 21 listopada. Celem nie była jednak stolica, a miasto Dniepr we wschodniej części kraju. Wątpliwości co do użytej broni rozwiał sam Władimir Władimirowicz, który tego samego dnia wieczorem wygłosił specjalne orędzie. Potwierdził w nim, że jego kraj użył rakiety balistycznej średniego zasięgu „Oreshnik”. Celem były wojskowe zakłady produkcyjne, a sam atak był odpowiedzią na zgodę zachodnich państw na użycie ich rakiet do nalotów na terytorium Rosji. Obecnie na świecie nie istnieją systemy zdolne do przechwycenia pocisku Oresznik — powiedział Putin — pocisk ten będzie produkowany masowo i dostarczany do strategicznych sił rakietowych.
W tym samym orędziu Putin stwierdził, że konflikt na Ukrainie przybiera znamiona konfliktu globalnego. Według niego ataki nie mogły odbyć się „bez udziału zachodnich specjalistów”. Wzmianki o zachodnich specjalistach na Ukrainie nie są niczym nowym, Polacy, Amerykanie, Brytyjczycy pojawiają się na ukraińskich stepach regularnie. Przynajmniej według propagandy Kremla, która przedstawia konflikt jako wojnę z „kolektywnym Zachodem”.
Putin zadeklarował, że ma prawo użyć broni przeciwko infrastrukturze krajów, które umożliwiają wykorzystanie swojej broni przeciwko celom rosyjskim.
Nie chronologicznie, ale w temacie należy dodać, że 19 listopada prezydent Federacji Rosyjskiej podpisał nowelizacją doktryny odstraszania jądrowego. Dokument, zmieniający ten z 2020 roku, obniża próg deklarowany użycia broni jądrowej, także przeciwko państwom, które nie posiadają własnej broni masowego rażenia. Takie uderzenie miałoby być reakcją na konwencjonalne uderzenie na terytorium Rosji lub Białorusi, które stworzy zagrożenie dla suwerenności lub integralności terytorialnej tych państw.
W dokumencie wymieniono również zagrożenia lub sytuacje, które mogą skłonić Rosję do odpowiedzenia atomowym atakiem. Mowa tam między innymi o zmasowanym nalocie na terytorium Federacji, co może przypominać sytuację z ukraińskiej kampanii dronowej przeciwko instalacjom wojskowym przeciwnika.
Bałtyk — morze nie całkiem spokojne
Wypadki się zdarzają, to może stwierdzić każdy. Jednak jeśli coś zdarza się drugi raz w podobnym miejscu i w niedalekim odstępie czasu to słowo „przypadek” brzmi niezbyt poważnie. W czym rzecz?
18 listopada dostawcy usług elektronicznych poinformowali, że przecięto dwa przewody podmorskie. Pierwszy z nich, zwany C-LION1, łączył Finlandię z Niemcami, drugi Litwę ze szwedzką Gotlandią. Obydwa kable przecinają się w pewnym miejscu i to właśnie tam powstało uszkodzenie. Podobną sytuację obserwowaliśmy w październiku 2023 roku, kiedy to kotwica chińskiego statku uszkodziła rurociąg Balticconnector pomiędzy Finlandią a Estonią.
W tym wypadku również podejrzewano chińską jednostkę, konkretnie masowiec Yi Peng 3, który płynął z rosyjskiego portu Ust-Ługa do egipskiej Port-Saidy. Wieczorem, 19 listopada duński okręt straży przybrzeżnej zatrzymał statek u wyjścia z cieśniny Mały Bełt. Obie jednostki stały tam kilka godzin, po czym dołączył do nich drugi duński okręt. Brak jednakże wiarygodnych źródeł, czy Duńczycy dokonali abordażu i inspekcji. Wszystko wskazuje jednak na to, że Yi Peng 3 swobodnie opuścił Bałtyk. Prawo morskie zabrania interwencji i abordażu na wodach międzynarodowych, a na takich prawdopodobnie znajdowała się wtedy podejrzana jednostka.
To zdarzenie można odczytywać jako reakcję na zachodnie „zielone światło” dla uderzeń rakietowych, a także jako element szerszych działań hybrydowych przeciwko państwom zachodnim. Infrastruktura na Bałtyku spełnia niezwykle ważną rolę w zapewnieniu bezpieczeństwa państwom regionu. Mówimy tutaj choćby o dostawach surowców, energii elektrycznej czy komunikacji. Dlatego też Polska powinna rozwijać i modernizować okręty Marynarki Wojennej. Tylko to pozwoli naszym siłom zbrojnym na projekcję siły na Bałtyku i zabezpieczenie naszych interesów.
Rakiety, kable… ale jeszcze nie wojna
Miniony tydzień był niezwykle intensywny jeśli chodzi o zdarzenia na Ukrainie i wokół całego konfliktu. Ukraińcom, ale też Rosjanom kończy się czas. Obie strony chcą zająć jak najlepsze pozycje przed spodziewanymi w 2025 roku negocjacjami. Elementem tej rozgrywki jest również propaganda strachu i dezinformacja, jaką Rosjanie i prorosyjskie konta sączą nad Wisłą, Sekwaną, na Wyspach i za oceanem.
Dlatego tak ważne jest nieuleganie emocjom, nieuleganie strachowi. Globalnej wojny nuklearnej w najbliższym czasie nie będzie, żadnemu graczowi się to nie opłaca. Najważniejsze, żebyśmy wykorzystali czas i okazję do przygotowania nas jako państwa i społeczeństwa na wyzwania przyszłości.
Fot. nagłówka: war.ukraine.ua
O autorze
Student kierunku Bezpieczeństwo Międzynarodowe i Dyplomacja.
Chce pisać o świecie i o ludziach, którzy go tworzą.
Prywatnie mól książkowy, koneser herbat oraz wielbiciel dalekich i bliskich podróży.