Źródło: Pixabay.
Jesteśmy przyzwyczajeni do sytuacji, w której normy prawne są nam z góry narzucane. Sformułowanie to może być postrzegane jako kontrowersyjne, jednakowoż poza instytucją referendum, które nie jest obligatoryjne, czy referendum konstytucyjnego, człowiek jako jednostka nie ma zbyt dużego udziału w procesie uchwalania prawa. Oczywiście, są inicjatywy ustawodawcze zgłaszane przez grupę 100 tysięcy obywateli, ale chodzi mi o człowieka w pojęciu jednostki. De facto jedynym procesem w uchwalaniu prawa w skali krajowej, w którym głos jednostki jest słyszalny, są wybory, kiedy to możemy wybrać naszych reprezentantów i przedstawicieli biorących udział w procesach legislacyjnych.
Jednakże zastanówmy się, co może się stać, gdy system norm prawnych stanie się tak opresyjny i kolidujący z szeroko pojętymi prawami człowieka oraz prawami natury. W tym wypadku pojawiają się pytania: czy taka norma prawna rzeczywiście może być prawem obowiązującym i czy należy się jej podporządkować? Do czasu II wojny światowej społeczeństwo nie miało okazji zadać sobie tego pytania. Oczywiście, miała miejsce I wojna światowa, a totalitaryzmy i autorytaryzmy były już powszechne od lat 20., ale na powyższe pytania odpowiedziała dopiero II wojna, a wraz z nią niemiecki prawnik i filozof Gustav Radbruch. Skala okrucieństwa przełomu lat 30. i 40. otworzyła ludziom oczy i uświadomiła, że legislatura ma swoje granice w normach moralnych.
Nie trzeba długo tłumaczyć faktu, że prawo stanowione w III Rzeszy łamało jakiekolwiek normy moralne czy społeczne, lecz w sensie stricte prawnym każda ustawa została uchwalona w procesie legislacyjnym (totalitarnego państwa), więc musiała obowiązywać (w totalitarnym państwie). Wszystko to, w imię pozytywizmu prawniczego, który zakładał, że zespół norm moralnych jest systemem normatywnym, odrębnym od prawa pozytywnego. Przejawem tego stanowiska jest twierdzenie, że obowiązywanie norm prawnych jest niezależne od tego, czy realizują one jakieś wartości moralne bądź czy są zgodne z jakimiś normami moralnymi, czy też nie. Ten pogląd dotyczący obowiązywania prawa i niezależności obowiązywania norm prawnych od norm moralnych nazywany jest niezależnością walidacyjną prawa. Przyjęcie poglądu pozytywistycznego prowadzi do uznania, że prawo powinno być moralnie słuszne, ale może też być moralnie odrażające. Co najważniejsze, według pozytywizmu prawnego ocena moralna prawa nie ma wpływu na jego obowiązywanie.
Pogląd pozytywizmu prawniczego trafił jednak na bezprecedensową i niespotykaną sytuację. Otóż, oprócz rozumienia prawa w sensie przepisów i norm, należało jeszcze dorzucić drugi filar – tak negowaną przez tę doktrynę moralność. W tym miejscu pojawia się wspomniana wcześniej formuła Radbrucha. Głosi ona, iż, jeśli norma prawna w drastyczny sposób łamie podstawowe normy moralne, to nie obowiązuje (łac. lex iniustissima non est lex). Taka norma nie dostępuje godności bycia prawem, może być odrzucona i tym samym obywatele nie mają obowiązku jej przestrzegania, a administracja państwowa i sądownictwo – jej stosowania. Formuła została zaprezentowana po raz pierwszy w 1945 w audycji „Pięć minut filozofii prawa”, a rozwinięta – w klasycznej formie w artykule z 1946 pt. Ustawowe bezprawie i ponadustawowe prawo, który był reakcją na degenerację systemu prawnego w czasach Trzeciej Rzeszy. Według Radbrucha, niemieccy prawnicy przez silne przywiązanie do pozytywizmu prawnego nie byli w stanie przeciwstawić się instrumentalizacji prawa przez nazistów.
Co ciekawe, pomimo że koncepcja Radbrucha jest szeroko znana i dyskutowana, poza Niemcami brak jest bezpośrednich odwołań do niej w orzecznictwie sądowym. Natomiast samo orzecznictwo odnosi się w dużej większości do spraw związanych z ustrojem totalitarnej III Rzeszy. Między innymi chodzi tu o uchylenie rozporządzenia nr 11 do Ustawy o Obywatelstwie Rzeszy z 25 listopada 1941 r., pozbawiające majątku i obywatelstwa emigrantów pochodzenia żydowskiego. W czasach po zimnej wojnie koncepcję lex iniustissima non est lex stosowano w tzw. procesach strzelców, czyli procesach strażników granicznych strzelających do uciekających przez Mur Berliński do Berlina Zachodniego.
A jak ma się formuła Radbrucha do obecnej sytuacji w Polsce? W końcu w mediach, szeroko pojętej opinii publicznej i u partii opozycyjnych słychać, że pewne ustawy są niezgodne z prawem polskim bądź międzynarodowym (unijnym). Jak już wspomniałem, zastosowanie tej koncepcji w bezpośrednim odwołaniu nie jest powszechne na świecie, aktualnie cały czas góruje pozytywizm prawniczy. Koncepcji niemieckiego prawnika nie zastosujemy w kontekście naszego kraju z kilku powodów. Pierwszym, najbardziej oczywistym, jest kwalifikacja czynu. Otóż koncepcja Radbrucha jest stosowana tylko w przypadku wielkiego oraz silnego uchybienia w przypadkach skrajnych. Mowa tutaj przede wszystkim o wszelkiego rodzaju ustawach czy rozporządzeniach znoszących prawo do życia, posiadania majątku czy samą równość między obywatelami danego kraju. Drugą kwestią jest fakt wyższej rangi prawa unijnego niż konstytucji krajowej, co wynika z zasady pierwszeństwa prawa unijnego przed prawem krajowym przesądzonej w orzecznictwie Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu. A jak wszyscy wiemy, unijne prawo praktyki stanowczo wyklucza rażące łamanie norm moralnych. Oczywiście, w innym przypadku po wyczerpaniu drogi sądowej, a niezastosowaniu się do orzeczenia TS w Luksemburgu, dany kraj mogą czekać wszelkiego rodzaju sankcje. Tak więc zastosowanie formuły Radbrucha w stosunku do obecnej sytuacji Polski oraz jej przynależności do organów europejskich i międzynarodowych należy stanowczo wykluczyć.
Podsumowując, a więc odpowiadając na pytanie w tytule – prawo może nie być prawem. Były przypadki, w których jednoznacznie należało wykluczyć i nie przestrzegać danego przepisu czy normy prawnej. Dlatego nie można wykluczyć, iż w przyszłości taka sytuacja nie zdarzy się, a pozytywizm prawniczy trzeba będzie znowu odsunąć na bok. Natomiast przede wszystkim nie należy kusić losu, bo upadek prawa rozpoczyna się wtedy, kiedy przestaje się go przestrzegać albo gdy prawo same w sobie wyklucza inne normy.
Jan Zapolski-Downar
O autorze
Gazeta Kongresy to młodzieżowe media o ogólnopolskim zasięgu. Jesteśmy blisko spraw ważnych dla młodego pokolenia – naszych spraw.