„Odwiedzić każdy powiat w Polsce” – tak brzmiało główne hasło kampanii kandydata Konfederacji. Dlatego o Sławomirze Menzteznie wyborcy po raz pierwszy usłyszeli już 31 sierpnia. W przestrzeni publicznej pojawiły się wówczas zarzuty o nielegalne zabiegi. Głównie chodziło o to, że Konfederacja przeznaczy na kampanię zdecydowanie więcej środków i nie będzie mogła ich rozliczyć przed Państwową Komisją Wyborczą. Nie ogłoszono jeszcze wtedy oficjalnej daty wyborów, co faktycznie mogło zezwalać na finansowe przekręty. Jednak prekampania ta dała kandydatowi ogromny rozgłos i w początkowej fazie kampanii okazała się skuteczna. Sztab postawił na organizację widowisk, połączonych z silną ekspozycją kandydata w social mediach. Ogromna ilość wyświetleń i viralowe filmiki krytykujące koalicję rządzącą sprawiły, że w badaniach opinii publicznej zyskiwał ponad 16% i typowany był na tego, który może ścigać się z Karolem Nawrockim o drugą turę. Co więc poszło nie tak?


Medialna klęska?

Zaskoczeniem dla wielu było to, że Sławomir Mentzen postawił na bezpośredni kontakt z wyborcami. Jednak czy na pewno zależało mu na rozmowie? W lutym, po hucznej konwencji w Bełchatowie, trudno było oprzeć się wrażeniu, że bardziej niż na dialogu, zależało mu na pokazie siły i lojalności swojego elektoratu. Tłum, slogany, mocne hasła – wszystko wskazywało na próbę budowania wizerunku twardego lidera, a nie partnera do rozmowy. Choć fizycznie był blisko ludzi, jego przekaz był jednostronny – mówił dużo, ale słuchał mało. Okazało się, że późniejsze spotkania z wyborcami przybierały bardziej funkcje „uczelnianego wykładu”, a kandydat nie pozwalał w ich trakcie na żadne pytania od publiczności. Zrezygnował także ze spotkań z młodzieżą (ogromną grupą wyborców), która zmieniła wyniki wyborów parlamentarnych w 2023 roku. Jak się okazało – był to ogromny błąd.

Opinia publiczna zaczęła domagać się szczegółowych wyjaśnień na temat postulatów, głównie tych dotyczących kwestii gospodarczych – przyszłości 13. emerytury, zmian finasowania NFZ czy szkolnictwa. Najpierw Mentzenowi zaszkodził reportaż TVN: „Świat według Mentzena”, w którym to dziennikarz Filip Folczak obnażył brak wiedzy „profesora nauk ekonomicznych” na temat struktury deficytu budżetowego w Polsce. Jednak najmocniejszym ciosem był własna wypowiedź kandydata, który zapytany przez Krzysztofa Stanowskiego o jego wizję Polski stwierdził: „W moim idealnym świecie studia są płatne”. Wzbudziło to falę oburzenia, szczególnie wśród środowisk akademickich, a sami studenci zadeklarowali zmianę głosu na innych kandydatów. Pole przejęli tutaj inni kandydaci opozycji: Szymon Hołownia, Magdalena Biejat i Adrian Zandberg, którzy pojawiali się na spotkaniach otwartych ze studentami.
Debatanckie show?
Mentzen słabo wypadał także w debatach. Nie pojawił się w Końskich i po pierwszej debacie TV Republiki zanotował spadek o 5,4 punktów procentowych. Ponownie realnym zagrożeniem stał się wówczas Szymon Hołownia. Kandydat Konfederacji postawił na narrację, że nie wspiera pomysłów sztabu Rafała Trzaskowskiego i ważniejsze są dla niego spotkania z wyborcami na Podkarpaciu. Na platformie X zamieścił także komentarz: „Mam dziś spotkania z wyborcami w Ustrzykach Dolnych, Lesku, Brzozowie i Krośnie.
„Nie będę ich odwoływał i zawodził czekających tam na mnie ludzi, żeby jechać do Końskich i próbować wejść na debatę, na którą nie jestem zaproszony. Nie będę brał udziału w tym cyrku”.
Natomiast w następnych debatach: tej drugiej w TV Republika, w Super Expresie, a także tej w TVP, ponownie nie potrafił przedstawić konkretnego zamysłu programowego. Przyćmiony został przez m.in. Magdalenę Biejat, która, zgodnie ze swoim programem, broniła prawa do aborcji i skutecznie podważała wizerunek Mentzena jako obrońcy praw kobiet. Najbardziej w pamięć zapadła także pewna fraza wypowiadana przez kandydata. Powtarzał nieustannie jedno, niezmienne zdanie: „Mam największe szanse wygrać z Trzaskowskim w drugiej turze”. Rzadko kiedy wykorzystywał pełen czas, co sprawiło wrażenie, że „nie ma już nic więcej do powiedzenia”. Taki efekt wzmocnił także Adrian Zandberg przywołując nagranie, w którym Mentzen mówił o usunięciu 13. emerytury,w znacznej mierze demaskując fałsz jego narracji.

Znaczący był także spór z marszałkiem Hołownią, który uwidocznił się podczas debat. Marszałek skutecznie podważał wypowiedzi kontrkandydata i demaskował nieścisłości w prezentowaniu postulatów. Medialna zagrywka – wspólne selfie podczas debaty w Super Expressie, nie wniosła wiele do wyników sondaży. Z tej serii wystąpień i debat wyłania się obraz kandydata, który zamiast wzmacniać swoją pozycję, zaczął ją tracić pod ciężarem własnych niedopowiedzeń i powtarzanych fraz. Brak spójnej wizji programowej i unikanie rzeczowych odpowiedzi stawia pod znakiem zapytania nie tylko gotowość Mentzena do sprawowania władzy, ale i jego wiarygodność.
Jednak liczby nie kłamią?
Portal MamPrawoWiedzieć przeprowadził analizę przebiegu trasy wyborczej Mentzena – na dzień 30.04. kandydatowi nie udało się odwiedzić wszystkich 380 powiatów. Uzyskał jednak naprawdę imponujący wynik – zorganizował ponad 292 wieców. Podróż kandydata objęła wszystkie województwa, w których nie pomijał nawet mieszkańców najmniejszych miasteczek.

Konfederacja podeszła do tej kampanii strategicznie. Szczególnie intensywnie Mentzen wizytował w województwie lubelskim, podkarpackim, dolnośląskim i wielkopolskim. Dopiero w ostatnich tygodniach kampanii zdecydował się na największe polskie miasta, gdzie elektorat koalicji rządzącej jest bardzo silny. Za cel postawili sobie mobilizację niezdecydowanego elektoratu, odciągając potencjalnych wyborców Karola Nawrockiego.
Fot. nagłówka: Sławomir Mentzen/Facebook
O autorze
Studentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Pasjonatka historii Polski XIX wieku i czasów napoleońskich. Prywatnie wielbicielka literatury pięknej, a także działaczka społeczna. Ulubione tematy to polityka krajowa i międzynarodowa. Naukowo interesuje się komunikowaniem politycznym.