Donald Trump, były prezydent USA, prawie padł ofiarą snajpera. Świat widział już wiele zamachów na polityków, w tym głowy państwa. W Polsce zginął Gabriel Narutowicz, we Francji prezydent Charles de Gaulle kilkukrotnie unikał śmierci. Za oceanem kule dosięgły choćby prezydenta Johna F. Kennedy’ego w Dallas. Kim był zamachowiec z Butler? Co ten zamach oznacza dla Joe Bidena i jego rywala? I, być może najważniejsze pytanie, dlaczego w kraju, będącym symbole demokracji, strzela się do przeciwników politycznych?
Niewielka miejscowość Butler w amerykańskim stanie Pensylwania znalazła się na ustach całego świata. To właśnie tam były prezydent Donald Trump i jednocześnie kandydat w nadchodzących wyborach, zorganizował jeden z wieców przedwyborczych. I to właśnie tam o mało włos uniknął śmierci. Thomas Matthew Crooks kilkakrotnie strzelił do kandydata Republikanów z karabinu AR-15. W zamachu zginęła przypadkowa osoba na widowni, dwie inne zostały poważnie ranne. Sam Trump został ranny w ucho. Zamachowiec został zabity przez strzelca wyborowego Secret Service. Wraz z echem wystrzałów rozpoczęto ładowanie amunicji politycznej.
Strzały z dachu
Zamach miał miejsce, kiedy Donald Trump przemawiał do swoich zwolenników. To właśnie wtedy strzelec, leżący na dachu budynku oddalonego o ok. 140 metrów, otworzył ogień. Według samego ex-prezydenta, życie uratowało mu to, że skręcił głowę, aby przeczytać tekst umieszczony na tabeli z boku.
Nie powinno mnie tu być. Powinienem być martwy. Powinienem być martwy.
Donald Trump w wywiadzie dla „New York Post”
Nagrania, które błyskawicznie zalały internet, pokazują, że kandydat na prezydenta najpierw złapał się za ucho, nie rozumiejąc, co się dzieje, a dopiero później padł na ziemię. Równocześnie słychać było strzały oddane przez zamachowca, a później serie Secret Service. Agenci dobiegli do niego i zasłonili własnym ciałem. Gdy wstali, wyprowadzając Trumpa ze strefy zagrożenia, ten kazał im czekać.
„Fight! Fight! Fight!” – krzyknął do zgromadzonych ludzi, unosząc w górę zaciśniętą pięść. Gest wywołał euforię, a w internecie falę komentarzy, że oto widzimy zwycięzcę listopadowych wyborów prezydenckich. Jak przystało na centrum światowego kapitalizmu, błyskawicznie pojawiły się koszulki z ikonicznym zdjęciem.
Reakcje i śledztwo
Służby ustaliłi, że zamachowcem był dwudziestoletni Thomas Matthew Crooks. Według doniesień New York Times chłopak nie miał przeszłości kryminalnej, interesował się jednak bronią. W momencie zamachu miał mieć na sobie koszulkę z logo Demolition Ranch, popularnego kanału na Youtube, zajmującego się bronią. Według kolegów ze szkoły, Thomas uczył się dobrze, szczególnie interesował się historią. Jednocześnie rówieśnicy dręczyli go, gdyż trzymał się z boku. Przed zamachem pracował w domu opieki jako pomoc kuchenna. W stanowym spisie wyborców był zarejestrowany jako republikanin. Jednocześnie w styczniu 2021 r. przekazał 15 dolarów na rzecz Progressive Turnout Project, liberalnej grupy zajmującej się frekwencją wyborczą. Funkcjonariusze znaleźli w samochodzie Thomasa ładunek wybuchowy. Śledztwo prawdopodobnie będzie trwać wiele miesięcy.
Joe Biden, a zaraz za nim inni światowi przywódcy, wysłali wyrazy wsparcia dla Donalda Trumpa i słowa potępienia dla zamachu. Urzędujący prezydent wygłosił orędzie do narodu, w którym zaapelował do wszystkich obywateli o „zrobienie kroku w tył”.

„Nie możemy pozwolić na to, by ta przemoc została znormalizowana. Polityczna retoryka w tym kraju stała się bardzo gorąca. Czas ją ochłodzić” – dodał. W kontekście przemocy, Biden wspomniał o wcześniejszych przypadkach, taki jak szturm na Kapitol z 6 stycznia 2021 roku czy atak na Paula Pelosi, męża byłej przewodniczącej Izby Reprezentantów, Nancy Pelosi. W 2022 roku mężczyzna został zaatakowany w swoim własnym domu.
Trump na celowniku
Służby dopiero rozpoczęły zabezpieczanie miejsca zdarzenia i badanie przyczyn, jednak w internecie już rozlała się fala komentarzy, oskarżeń i teorii spiskowych. Członkowie Partii Republikańskiej wprost oskarżają urzędującego prezydenta Joe Bidena o doprowadzenie do zamachu.
Mike Collins, senator ze stanu Georgia, napisał w serwisie X: „Joe Biden wydał rozkazy”. Inna członkini Partii Republikańskiej w Senacie, Marsha Blackburn, również zasugerowała związek pomiędzy obecnym prezydentem a próbą zamachu. Odniosła się w swoim wpisie do artykułu Politico, cytującym wypowiedź Joe Bidena z jego spotkania z darczyńcami. Gospodarz Białego Domu miał tam powiedzieć, że jego zadaniem jest pokonanie Donalda Trumpa i uważa, że jest najlepszą osobą do tego zadania. Więc skończmy mówić o debacie. Czas, by Trump znalazł się na celowniku – miał dodać.
Just days ago, Biden said “It’s time to put Trump in a bullseye.”
— Sen. Marsha Blackburn (@MarshaBlackburn) July 13, 2024
Today, there was an assassination attempt against President Trump.
Trump, system i teorie spiskowe
Po każdym tak ekstremalnym zdarzeniu skrajne opinie, oskarżenia i teorie rozchodzą się z prędkością kuli. Jedni twierdzą, że to sam Trump wszystko zainscenizował, aby przysporzyć sobie sympatii przed wyborami. Inni, o czym już wspominałem, oskarżają Joe Bidena i służby specjalne USA. Jeszcze inni Mossad, Chińczyków albo George’a Sorosa.
Rozpowszechnianiu teorii spiskowych o zamachu sprzyja fakt, że środowiska protrumpowskie od dawna są zainfekowane podobnymi historiami. Narracja o spisku służb specjalnych przeciwko Trumpowi i strachu, jaki budzi w skorumpowanym establishmencie, może nabrać tempa za sprawą zamachu.
Uspokojeniu nastrojów i rozwijaniu teorii nie pomaga fakt, że Secret Service pokazało, że nie jest tak wszechwładne i skuteczne, za jakie pragnie uchodzić. Dyrektor służby, Kimberly Cheatle, zostanie przesłuchana w Kongresie 22 lipca. Komisja ds. nadzoru ma zbadać, jak służby zabezpieczyły spotkanie w Butler i dlaczego pozostawiono dach budynku bez nadzoru. Dach, z którego zamachowiec doskonale widział scenę. Świadek zdarzenia, cytowany przez BBC, twierdzi, że widział czołgającego się po dachu mężczyznę. Ostrzeżeni przez niego funkcjonariusze zignorowali jednak te informacje.
Jednocześnie po zamachu w internecie pojawiły się nagrania i zdjęcia rzekomego zamachowca. Konta rozpowszechniające taką informację twierdziły, że to Mark Violets, członek Antify. Bardzo szybko okazało się, że zdjęcia przedstawia… włoskiego dziennikarza. Marco Violi jest dziennikarzem sportowym z Rzymu. Jak sam napisał, obudził się w środku nocy i zobaczył zalew wiadomości, w których oskarżano go o zamach na byłego prezydenta USA. To tylko jeden z naprawdę wielu przykładów ilustrujących jak w chwilach skrajnych emocji łatwo paść ofiarą manipulacji.
Ameryka w kawałkach?
Komentatorzy już wcześniej określali obecną kampanię prezydencka w Stanach jako jedną z najgorętszych i najbardziej brutalnych. Strzały w kierunku Donalda Trumpa pogłębią podziały w już i tak spolaryzowanym społeczeństwie. Co wydarzenia z Butler mówią nam o stanie amerykańskiej debaty publicznej?
Gary LaFree, kryminolog z Uniwersytetu Maryland, zauważa, że zaostrzenie sytuacji nastąpiło w 2016 roku, w okresie kiedy Donald Trump obejmował fotel prezydenta.
Obecny poziom tego zjawiska jest największy od lat 70. ubiegłego wieku. Według danych Reutersa, od 6 stycznia 2021 roku (atak na Kapitol), odnotowano łącznie 213 przypadków aktów przemocy na tle politycznym.
Większość tego typu przypadków wiąże się z bezpośrednią konfrontacją zwolenników przeciwnych sobie partii. Drugą pod względem wielkości kategorią zdarzeń są przestępstwa przeciwko mieniu, jednak bez ofiar. Ten rodzaj ataków był przez długi czas powszechny USA, zwłaszcza w pierwszej połowie lat 70., gdy bomby eksplodowały w nocy lub po telefonicznym ostrzeżeniu.
Obecnie fanatycy polityczni znów biorą na cel ludzi. W badanym przez dziennikarzy okresie (od 6.01.2021), w aktach zaklasyfikowanych jako „przemoc na tle politycznym” zginęło 36 osób oraz 8 sprawców. W 13 przypadkach sprawcy deklarowali jednoznacznie prawicowe przekonania, w jednym przypadku lewicowe, a czterech z nich nie identyfikowało się z żadną partią.

Zbyt długa lista
Poniżej kilka przykładów z niechlubnej listy ataków na tle politycznym:
- atak na Kapitol – 6 stycznia 2021 r. w czasie posiedzenia Kongresu, który miał zatwierdzić wynik wyborów prezydenckich, grupa zwolenników Republikanów wtargnęła do budynku. Wcześniej Donald Trump oskarżał administrację o fałszerstwa wyborcze. W wyniku zamieszek zginęło 5 osób, a wiele innych zostało rannych;
- zabójstwo w Portland – 19 lutego 2022 roku Benjamin Smith zabił jedną z działaczek lewicy i ranił kilka następnych. W kwietniu tego samego roku został skazany na dożywocie;
- atak na Paula Pelosi, męża przewodniczącej Izby Reprezentantów – 28 października 2022 David DePape wtargnął do rezydencji Pelosi w San Francisco. Zaatakował tam Paula Pelosi, który został poważnie ranny i musiał być poddany operacji. Sprawca wcześniej był zaangażowany w szerzenie teorii spiskowych, leczył się również psychiatrycznie. Twierdził, że chciał wziąć Nancy Pelosi jako zakładniczkę;
- ostrzelanie domów działaczy Partii Demokratycznej w Nowym Meksyku – na przełomie 2022 i 2023 roku domy czterech lokalnych działaczy zostały ostrzelane. W co najmniej jednym przypadku strzelano z broni automatycznej. Prokurator stanowy oskarżył Solomona Peña, byłego kandydata Republikanów w wyborach do Izby Reprezentantów stanu Nowy Meksyk. Peña oskarżał wcześniej Demokratów o fałszerstwa wyborcze.
Czy Donald Trump już wygrał wybory?
Amerykanie lubią symbole. Trudno o bardziej amerykański symbol niż zakrwawiony mężczyzna, stojący z wyciągniętą w niebo pięścią. A wszystko to na tle flagi narodowej. Donald Trump niewątpliwie pokazał siłę, a zdjęcia wykonane zaraz po zamachu staną się paliwem jego kampanii. Paliwem rakietowym. Porównując wizerunek starszego mężczyzny, któremu plączą się słowa z silnym, zdecydowanym biznesmenem, łatwo można wysnuć wnioski za kim pójdą Amerykanie.
Tylko czy naprawdę Republikanie już wygrali?
Postawa Trumpa zaraz po zamachu i oskarżenia jego zwolenników pod adresem Joe Bidena osłabiają już i tak słabą pozycję Demokratów. Będą musieli teraz zrewidować kurs swojej kampanii, nie mogąc już tak bezpośrednio atakować rywala i oskarżać go o całe zło na amerykańskiej ziemi. W końcu oskarżenia o inspirowanie przemocy politycznej to nie jest coś, z czym chcesz mierzyć się na półmetku kampanii prezydenckiej.
System polityczny w USA jest skonstruowany w taki sposób, że wybory wygrywa się tak naprawdę w poszczególnych stanach. Chcąc zasiąść w Gabinecie Owalnym, kandydat musi zdobyć 270 z 538 głosów elektorskich. Każdy stan ma określoną liczbę elektorów.
Pensylwania (19 elektorów), miejsce zamachu, jest jednym z tak zwanych swing state. Tak określa się stany, w których Demokraci i Republikanie mają zbliżone poparcie. W czasie wyborów to o głosy mieszkańców i elektorów z tych stanów najbardziej zabiegają kandydaci. Do tej grupy zalicza się także Północną Karolinę, Michigan albo Wisconsin.
Amerykańska polityka nie raz zaskoczyła i pewnie nie raz zaskoczy. W momencie, w którym piszę ten artykuł, rozpoczyna się konwencja wyborcza Partii Republikańskiej w Milwaukee. Trump ma być na niej oficjalnie wybrany kandydatem partii w listopadowych wyborach. Nadchodzące miesiące będą jednymi z najbardziej nieprzewidywalnych i interesujących w amerykańskiej polityce.
Fot. nagłówka: obraz stworzony przez autora Z wykorzystaniem sztucznej inteligencji w programie Leonardo.AI
O autorze
Student kierunku Bezpieczeństwo Międzynarodowe i Dyplomacja.
Chce pisać o świecie i o ludziach, którzy go tworzą.
Prywatnie mól książkowy, koneser herbat oraz wielbiciel dalekich i bliskich podróży.