Przejdź do treści

Wybrać siebie – recenzja „Edukując Ritę” w reż. E. Korina

Edukując Ritę wraca na afisz Teatru 6. piętro po ponad 10 latach od poprzedniej premiery. Tym razem jednak w duecie Rity i Franka podziwiać będziemy mogli Marię Dębską oraz Mirosława Bakę.

Dramat autorstwa Willy’ego Russella ukazał się po raz pierwszy w 1980 roku w Londynie pod tytułem Educating Rita. Od tego momentu stał się punktem wyjściowym do rozmowy o życiu, edukacji, a także relacjach, szczególnie tych damsko-męskich. Kolejna adaptacja teatralna dramatu Edukując Ritę w reżyserii Eugeniusza Korina trafiła na świetny moment. Tekst zyskuje nowy wydźwięk w obliczu dzisiejszej sytuacji politycznej, pozycji kobiet, młodych dorosłych szukających swojej drogi, a także ciągle istotnego problemu uzależnienia.

Spektakl ma kompozycję zamkniętą – rozpoczyna go i kończy muzyka Vivaldiego, The Four Seasons, lecz w wersji na nowo zaaranżowanej przez Maxa Richtera. To istotny element przeplatający akcję, współgrający z wydarzeniami dziejącymi się w przeciągu roku. Przestrzeń sceniczna pozostaje nienaruszona, natomiast kluczowym miejscem dla akcji są monumentalne drewniane drzwi. Oddzielają one niejako dwa światy, charaktery, dwie historie i skrajne temperamenty, które zupełnie przypadkowo zderzają się w biurze Franka.

Scenografia, którą przygotowała Justyna Elminowska, zaprasza nas od samego początku do przytulnego, wypełnionego ciepłym światłem oraz książkami sięgającymi po sufit gabinetu profesora. To jego pierwsze dni na Uniwersytecie Otwartym, podobnie jak Rity, która pewnego piątkowego wieczoru przychodzi na zajęcia. Jej osoba wytrąca go z rytuału upijania się w barze w każdy weekend, co początkowo przynosi wykładowcy tylko frustrację.

Fot. Paulina Pander/Teatr 6. piętro

Maria Dębska od samego początku emanuje pewnością siebie, jednocześnie będąc dalej beztroską dziewczyną, która z fascynacją opowiada o jedynej książce jaką przeczytała oraz wierszu, który da się zrozumieć. Jest samoświadoma, pełna zapału do pracy, bo sama przyznaje, że jest jeszcze tyle rzeczy, których nie rozumie. Nie rozumie również, że aby zdać egzaminy, Frank będzie musiał zmienić także ją. Zmiana ta, choć upragniona, powoduje lawinę wydarzeń oraz coraz intensywniejszych uczuć.

To nie tylko opowieść o studentce i profesorze. Ich dialogi otwierają wiele pól konotacyjnych, poruszają między słowami istotne kwestie społeczne, lecz początkowo obserwujemy tylko tę wspaniałą parę aktorów oraz ich relację. W pierwszym akcie to ciągła, dość mozolna próba dystansowania się od siebie, utrudniona przez niesamowitą wrażliwość na drugą osobę. To niewinny flirt, który w warunkach akademickich nigdy nie powinien się wydarzyć, a jednak, wzajemna sympatia pcha Ritę ku lepszemu. Znajduje wsparcie w tym ciepłym gabinecie profesora, gdy dotychczasowe środowisko sprzeciwia się jej pragnieniom. On też przywiązał się do swojej studentki, lecz budzi to w nim sprzeczne uczucia. Tęskni za dziewczyną, która pierwszy raz przyszła na zajęcia, lecz przygotowania do egzaminu kończy z osobą zupełnie inną.

Z czasem więc Rita zyskuje nowe horyzonty, zaczyna zabierać głos i dostrzega swój potencjał, natomiast Frank traci swoją rozkoszną Ritę. Z tego względu to również manifest kobiety pragnącej niezależności, wierzącej, że edukacja pozwoli jej odnaleźć własną drogę. Awansuje w pozycji społecznej, prezentuje nam tę podróż z wielkim wyczuciem, zwracając uwagę na niuanse. W końcu wie, jakie wino kupować, jakie sukienki ubierać, zna też ładniejsze piosenki i potrafi rozmawiać w towarzystwie. Spełnia marzenia, a jej nauczyciel pogrąża się w swoim zaciszu w towarzystwie ukrytych butelek z alkoholem.

Ile trzeba poświęcić, by dostrzec i polubić samego siebie oraz o siebie zadbać? Ile możemy stracić, nie dostrzegając własnych potrzeb i uczuć? Mirosław Baka pochyla się bardzo precyzyjnie nad wątkiem o rozwijającym się stadium nie tylko choroby, lecz także straty i samotności. Wykorzystuje swoją postać maksymalnie, by pokazać coś więcej niż mężczyznę zauroczonego kobietą. Odkrywa się przed nią, płacze, stara się dotrzymać kroku, lecz tłamsi go choroba. Alkohol zamyka wiele dróg i stawia mur między nim a Ritą.

Zarówno Maria Dębska, jak i Mirosław Baka w sposób niesamowicie precyzyjny i czuły wnikają do sedna sprawy. Wyglądają lekko, jakby bawili się tą historią, lecz wydobywają przy tym tak wiele szczegółów, które wraz z biegiem czasu tworzą spójny portret psychologiczny, że nie sposób odmówić im pięknej wrażliwości i wyczucia wobec tak burzliwych losów dwójki ludzi.

Ten duet na scenie do końca daje nadzieję, wzrusza, ich energia przyciąga. Wsiąkamy do gabinetu Franka, zza szpar w stosach książek czekamy na ich kolejne zajęcia. I ciągle się zastanawiamy – czy znajdą wspólne miejsce?

Fot. nagłówka: Paulina Pander/Teatr 6. piętro

O autorze

Studiuję kulturoznawstwo, pisałam dla Dziennika Teatralnego, a także pracuję w Teatrze 6. piętro. Uwielbiam śledzić polską scenę teatralną, kinematografię i zaczytywać się w literaturze pięknej.