Czerwiec nazywany jest Miesiącem Dumy. To właśnie w czerwcu 1969 roku w Stonewall odbył się protest przeciwko stosowanej przez policję przemocy – funkcjonariusze regularnie nachodzili bar, w którym przebywały osoby ze społeczności LGBT+, obrażali je i upokarzali. Wspomniany protest był pierwszym jawnym wystąpieniem w ich obronie. Celem celebrowania Pride Month jest zwrócenie uwagi społecznej na problem wykluczenia i stygmatyzacji osób LGBT+.
W udzielanie pomocy tym osobom aktywnie zaangażowany jest Mariusz Ławnik. Mój rozmówca opowiada o podejmowanych przez siebie działaniach, których celem jest budowanie bardziej otwartego społeczeństwa. Opisuje on swoją drogę do zrozumienia, przyjęcia i pełnego zaakceptowania siebie. Mówi o tym, jakie znaczenie w jego osobistym życiu ma relacja z Bogiem.
Alicja Bazan: Czym zajmujesz się na co dzień? Na czym polega Twoja działalność?
Mariusz Ławnik: Jestem prezesem Stowarzyszenia Tęczowi Społecznicy. Działalność stowarzyszenia obejmuje bardzo wiele obszarów: organizowanie akcji edukacyjnych oraz charytatywnych, prowadzenie hostelu interwencyjnego – którego powstanie było od początku naszym najważniejszym założeniem. Jedną z największych aktualnych potrzeb jest remont nowej siedziby, której stan jest bardzo zły, w której w trzech pomieszczeniach zupełnie zapadła się podłoga. Wymaga to dużych nakładów finansowych. Potrzeby są ogromne, a środków wciąż nie ma wystarczająco. Tylko Boża Opatrzność może sprawić, że będziemy mogli dalej bez przeszkód funkcjonować.
AB: Skąd wziął się pomysł na Stowarzyszenie i hostel? Jaka jest ich misja?
MŁ: Inspiracją były wypowiedziane podczas Mszy świętej z okazji 75. rocznicy powstania warszawskiego słowa o tęczowej zarazie, które padły z ust Marka Jędraszewskiego. Gdy je usłyszałem, dotarło do mnie, jaka jest skala prześladowania osób LGBT+ i postanowiłem stworzyć dla nich bezpieczne miejsce, w którym będą mogli się schronić i uzyskać wsparcie. Założyłem Stowarzyszenie i zaraz potem z jego członkami otworzyliśmy hostel. Zgłaszają się do nas po pomoc osoby w kryzysie bezdomności i w trudnej sytuacji finansowej, w szczególności ze społeczności LGBT+. Udzielamy wsparcia finansowego, psychologicznego, psychiatrycznego, seksuologicznego. Hostel służy wszystkim tym, którzy chcą coś zmienić w swoim życiu. W przeciwieństwie do przechowalni dla bezdomnych, pracujemy systematycznie z tymi, którzy do nas trafiają – aż do czasu, kiedy znajdą pracę i staną na nogi. Edukujemy w przestrzeni wiary, pokazując, że są alternatywy dla Kościoła rzymskokatolickiego, że można znaleźć Boga też w innych odłamach chrześcijaństwa i wyznaniach (trzeba przy tym zaznaczyć, że w Łodzi codzienne funkcjonowanie katolików LGBT+ jest nieco łatwiejsze niż w innych rejonach Polski). Średnio trzy razy w roku organizujemy tęczowe rekolekcje – pasyjne, adwentowe, towarzyszące Dniom Tolerancji, przez nas zwanymi Dniami Godności – taka nazwa jest w odczuciu moim i innych osób związanych ze Stowarzyszeniem bardziej adekwatna, bo tolerare z języka łacińskiego oznacza zdzierżyć, ścierpieć. A nam nie chodzi o to, aby ktoś dzierżył naszą obecność, ale w pełni nas akceptował.
AB: Powiedziałeś, że w Łodzi katolikom LGBT+ jest lepiej niż w innych miejscowościach. Dlaczego?
MŁ: Arcybiskupem łódzkim jest Grzegorz Ryś, który zareagowałby natychmiast, gdyby w przestrzeni publicznej, szczególnie z ust kapłana, padły krzywdzące słowa wobec osób LGBT+. Jesteśmy z nim w stałym kontakcie. Wielokrotnie spotykaliśmy się, nadal się spotykamy. Rozmawiamy na trudne tematy. Od początku istnienia Stowarzyszenia, a więc prawie od trzech lat, pracujemy na rzecz dialogu, porozumienia, współistnienia w zgodzie. Księża rzymskokatoliccy, na przykład dominikanie, prowadzą u nas rekolekcje. Rektor Wyższego Seminarium Duchownego w Łodzi był obecny na naszych tęczowych nabożeństwach ekumenicznych. Przyszedł w geście szacunku, dialogu i porozumienia – tym samym, w którym został zaproszony. Ja i kilku innych przedstawicieli Stowarzyszenia uczestniczyliśmy w pracach synodalnych na poziomie Archidiecezji Łódzkiej oraz zaprezentowaliśmy nasze stanowisko na spotkaniu presynodalnym. Jednym z naszych postulatów była rezygnacja z sojuszu tronu i ołtarza, który bezpośrednio przyczynia się do wzrostu zachowań przemocowych wobec członków społeczności LGBT+. Domagamy się też, aby nauczanie w kwestii seksualności uległo zmianie, i mamy nadzieję, że nasz głos zostanie usłyszany.
Przedstawiając swoje stanowisko, nie kierujemy się wyłącznie emocjami, bo nie są one dobrym doradcą. Podkreślamy, że debata musi być oparta o naukę, o wiedzę psychologiczną i psychiatryczną, stanowisko bioetyków. Mówimy jednak otwarcie o tym, jakie uczucia budzą w nas homofobiczne wypowiedzi padające podczas kazań czy wystąpień polityków partii rządzącej, którzy tak chętnie występują w Radiu Maryja, uczestniczą w transmitowanych w telewizji nabożeństwach. Mówimy o tym, co się dzieje, kiedy ktoś przekonuje, że „osoby LGBT+ to nie są normalni ludzie”, że „są ludźmi gorszego sortu”. Takie zachowania bezpośrednio prowadzą do samobójstw. Milo Mazurkiewicz, osoba transpłciowa, skoczyła z mostu w Warszawie, bo nie wytrzymała transfobii. Kacper, czternastoletni homoseksualny chłopak, też popełnił samobójstwo. Takich historii są tysiące.
AB: W jaki sposób osoby szukające schronienia i wsparcia trafiają do hotelu interwencyjnego?
MŁ: W bardzo różny sposób. Ostatnio rodzina z Ukrainy trafiła do nas dzięki informacji od dominikanina Tomasza Biłki. Pomagamy nie tylko osobom LGBT+. To nie jedyna grupa społeczna, która może doświadczyć bezdomności, przemocy, segregacji. Działamy również dla uchodźców i osób starszych oraz rencistów, których nie stać na zakup potrzebnych lekarstw. Przyjmujemy wszystkich, którzy doświadczają wykluczenia.
Zawsze, gdy w przestrzeni publicznej padają obraźliwe wypowiedzi wobec społeczności LGBT+, mój telefon od razu robi się gorący. Kontaktują się ze mną osoby, które albo uciekają z domu, w którym doświadczają przemocy, albo osoby pochodzące z niewielkich miejscowości, w których są stygmatyzowane. Niektórzy boją się wyoutować przed własnymi rodzicami, znając ich poglądy i mając perspektywę tego, że mogą zostać przez nich odrzuceni; że mogą usłyszeć to samo, co dzieciak z opartego na faktach filmu „Modlitwy za Bobby’ego”. Oglądałem go niezliczoną ilość razy i za każdym płakałem jak małe dziecko. W produkcji matka głównego bohatera wypowiada słowa: „Nie będę miała syna geja”. Nieustannie przypomina chłopakowi fragmenty z Pisma Świętego mówiące o piekle, o potępieniu. On w efekcie jej postępowania decyduje się zakończyć swoje życie.
Dokładnie to samo dzieje się dzisiaj w rodzinach. Stąd wstręt wielu (nie wszystkich, bo wśród nas są również osoby wierzące) do Kościoła i do wszystkiego, co związane z wiarą. Niekiedy ci, którzy deklarują się jako ateiści, tak naprawdę nie są nimi z wyboru. Zostaje im to narzucone. Przyjmują do siebie społeczny przekaz, mówiący: „Jak możesz wierzyć w Boga, będąc gejem?”. Sam wielokrotnie to słyszałem. Ostatnio podczas organizowanego przeze mnie kiermaszu charytatywnego powiedziano mi wprost, że osoba biseksualna z pewnością nie może być kimś, kto słucha Jezusa. Zapytałem wówczas: „A kim ty jesteś, aby osądzać czyjąś relację z Panem Bogiem?”. W Liście do Rzymian jest napisane jasno, że tylko Bóg zna serce człowieka. Będąc w naszym Stowarzyszeniu, przez pryzmat organizowanych przez nas wydarzeń o charakterze religijnym, ludzie zaczynają zupełnie inaczej postrzegać Stwórcę. Dla mnie, jako dla osoby wierzącej, jest to niezwykle pocieszające.
AB: W jakim stanie psychicznym znajdują się osoby LGBT+ trafiające do hostelu? Jak siebie postrzegają, co o sobie myślą?
MŁ: Żyją w poczuciu, że są nic niewarci, że ich życie nie ma żadnego znaczenia. Ich poczucie własnej wartości jest zerowe. Trzeba w nich budzić na nowo chęć do życia. Robimy wszystko, co w naszej mocy, ale nie każdemu udaje się pomóc. Z niektórymi po raz ostatni spotykamy się na cmentarzu. Jest to ogromny dramat. Ci, którzy opuścili już nasz hostel, w warunkach samodzielności wciąż będą musieli przechodzić trwającą wiele lat terapię i na niej nauczyć się nawiązywania relacji, lepszego funkcjonowania w społeczeństwie.
Często osoby LGBT+, co mogłoby wydawać się paradoksalne, same nie potrafią być tolerancyjne. Dlaczego? Dlatego, że nikt ich tego nie nauczył. Nikt ich nie nauczył kochać, akceptować, budować zdrowych relacji. Sam byłem kiedyś homofobem. Jakiś czas temu, odsłuchując swoje wypowiedzi z tamtego czasu, pomyślałem: „Bracie, nie chciałbyś tego usłyszeć w Kościele, bo też byś może popełnił samobójstwo”. Kilka dni temu spotkałem człowieka, który odwoływał się do cytatów z Listu do Rzymian, Pierwszego Listu do Koryntian i Księgi Kapłańskiej o grzeszności czynów homoseksualnych, uparcie próbując mi udowodnić, że jestem w błędzie. Zobaczyłem w nim siebie sprzed kilkunastu lat. Zrobiło mi się go bardzo żal. Powiedziałem do niego: „Nie musisz mnie przekonywać. I nie wiem, czy wiesz, ale siebie też już nie musisz przekonywać”. Tak się zakończyła nasza rozmowa.
AB: Sam jesteś osobą homonomatywną. W jakim wieku zdałeś sobie sprawę z tego, że nie pociągają Cię kobiety, a mężczyźni? Jak wyglądał Twój coming out? Czy na początku trudno Ci było mówić o tym, że jesteś gejem? Z jakimi reakcjami otoczenia się spotykałeś?
MŁ: Jako dziecko zupełnie nie potrafiłem pojąć, dlaczego moi koledzy biegają za dziewczynkami, a ja mam ochotę biegać za nimi. Nikt ze mną nie rozmawiał na temat seksualności. Pamiętam, jak na obozie harcerskim odgrywaliśmy sceny ze sztuk Szekspira. Złożyło się tak, że grałem Julię i było dla mnie wspaniałym doświadczeniem wpadanie w ramiona jednego z kolegów. Jako nastolatek zakochałem się w rówieśniku, ale wciąż siebie i swojej orientacji nie rozumiałem. Zdałem sobie sprawę, że osób takich jak ja jest więcej, kiedy pojawiła się możliwość korzystania z Internetu, kiedy zacząłem chodzić do kafejek internetowych i na stronie Interii odkryłem pokoje przeznaczone dla gejów. Miałem wówczas około szesnastu lat.
Jestem byłym katolikiem, na którym próbowano stosować terapię reparatywną. Psycholog chrześcijański, u którego byłem na wizycie, stwierdził, że „powinienem się z tego wyleczyć”. W konfesjonale też nieustannie słyszałem, że muszę żyć w czystości, że muszę walczyć ze swoją homoseksualnością. Uwierzyłem w to. Pamiętam, jak klęczałem przed obrazem Jezusa Miłosiernego i modliłem się, zalewając się łzami, przeżywając duchowe katusze. Zupełnie siebie nie akceptowałem. Później nastąpiło moje spotkanie z protestantyzmem i odejście z Kościoła Katolickiego, które było spowodowane między innymi sposobem traktowania osób LGBT+.
Często wspominam spotkanego w kościele, wobec którego w tym momencie toczy się aktualnie dochodzenie dziennikarskie spowodowane prowadzeniem w nim będącej zbrodnią terapii reparatywnej, pastora. Wiedziałem od razu, kiedy go zobaczyłem, że jest osobą homoseksualną. W jego oczach dostrzegłem wielkie nieszczęście i poczucie zmarnowania życia. Był nieustannie przygnębiony, zgorzkniały. Pomyślałem, że nie chcę być jak on, że nie chcę doprowadzić się do takiego stanu. Że nie mogę, nie chcę w imię wyimaginowanej wartości odebrać sobie szansy na bycie szczęśliwym. Zrozumiałem, że skoro Bóg stworzył człowieka na Swój obraz i podobieństwo, że jest nieomylny, świadomie kształtuje seksualność każdego człowieka. Chrześcijaństwo jest niewiarygodnie proste. To my, ludzie, nałożyliśmy na siebie wymagania, których nie jesteśmy w stanie udźwignąć. Ubraliśmy Pana Boga w nasze własne przekonania. Wystarczy popatrzeć na krzyż, który w belce pionowej i w osobie Chrystusa łączy nas z Bogiem Ojcem, a w otwartych ramionach, w belce pionowej, łączy nas między sobą. Myślę, że dla niektórych będzie wielkim zaskoczeniem, kiedy się okaże, że na sądzie ostatecznym nie zostaną zapytani o to, czy mieli partnera, ale czy byli względem niego uczciwi. Będzie zaskoczeniem, kiedy Bóg nie zapyta o to, jakiego byli wyznania, ale czy żyli w zgodzie ze swoim sumieniem. Sądzeni będziemy z miłości. „Idźcie precz w ogień wieczny, bo nie daliście Mi jeść, bo nie daliście Mi pić, bo nie przyszliście do Mnie do więzienia”.
Życie z Panem Bogiem i równocześnie w zgodzie ze samym sobą jest czymś absolutnie niesamowitym. Wiedząc, że nie ma między tym żadnej sprzeczności. Czasami ludzie pytają mnie o to, jak godzę swoją wiarę ze swoją seksualnością. Ja jej nie godzę! Bo żeby coś ze sobą godzić, to najpierw musi być ze sobą pokłócone.
AB: W Polsce homofobia, bifobia, transfobia są ogromnymi problemami. W przeprowadzonym w tym roku przez ILGA-Europe badaniu wykazano, że nasze państwo jest na ostatnim miejscu w Unii Europejskiej pod względem tolerancji wobec osób LGBT+. Z czego, Twoim zdaniem, wynika ten stan?
MŁ: Z niewiedzy i braku edukacji, i z utrwalania przez określone grupy społeczne patrzenia na innych w negatywny sposób. To, co musimy robić, to tłumaczyć i ujawniać się. Trzeba rozmawiać, być otwartym, chociaż nie zawsze wydaje się to łatwe. My, członkowie Stowarzyszenia, przy okazji organizowania kiermaszów i wystawiania stoisk, mamy bardzo wiele okazji do wyjścia do różnych ludzi, wysłuchania ich, pokazania im siebie. Prowadzę z tymi, których spotykam, merytoryczne rozmowy, które później w nich pracują, które ich uwrażliwiają. Najważniejsze jest w tym uważne słuchanie siebie nawzajem. Tak samo jest w kwestii wiary. Kiedy zaczęto prowadzić dialog międzyreligijny, to wyznawcy wszystkich religii mogli wzajemnie poznać swój światopogląd, zbliżyć się do siebie. I okazało się, że Żydzi wcale nie porywali dzieci, a muzułmanie nie wierzą w zielonych ludków (śmiech). Kiedy zdamy sobie sprawę z tego, że każdy człowiek został stworzony przez Boga, to zrozumiemy również, że jest darem Bożym, i przyjmiemy go z miłością niezależnie od różnic, jakie między nami są.
Jestem teraz w pięknej relacji z człowiekiem, który jest naprawdę dobry i cudny, z którym do tej pory ciągle się kłóciliśmy. Wzajemnie mieliśmy do siebie różne pretensje, których nie wypowiadaliśmy. Zdałem sobie sprawę, że nie realizowałem w praktyce zasady o słuchaniu, o której wszystkim przypominałem. Poprosiłem go o szczerą, otwartą rozmowę, w trakcie której każdy z nas wyznał, co mu leży na sercu. Od tamtego dnia jest nam znacznie łatwiej się porozumiewać.
Słuchajmy siebie, bo każdy człowiek ma swoje własne doświadczenia, swój sposób myślenia i postrzegania świata, swoje rozumienie różnych słów. Kiedy mówimy „środowisko LGBT+”, kiedy mówimy „Kościół”, kiedy mówimy „środowisko narodowców”, nie idźmy schematami. Bo to są nasze schematy.
AB: Co każdy człowiek może robić dla osób LGBT+ w swoim otoczeniu, jak może im okazać wsparcie?
MŁ: Są cztery rzeczy, które trzeba robić: słuchać, być, patrzeć i tyle nie gadać. Trzeba słuchać nie tylko tego, co jest powiedziane wprost, ale też czytać między wierszami. Bo bardzo często taka osoba, która przychodzi po pomoc, nie potrafi nazwać tego, co czuje i wyrazić tego, przez co przeszła. Powiernik musi się wykazać wrażliwością, dostrzec ból osoby zwierzającej się. W ten sposób całe nasze życie może stać się Ewangelią. „Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha” – to Jezus powiedział do swoich apostołów.
Chciałbym w tym miejscu zwrócić się ze szczególnym apelem do osób wierzących: Jeśli spotykasz się z kimś, kto nie odpowiada twoim poglądom wyznaniowo-społeczno-moralnym i nie wiesz, jak się wobec niego zachować, to zastanów się nad tym, co będąc na twoim miejscu zrobiłby Jezus. Wówczas zaczniesz słuchać, będziesz obecny, będziesz patrzeć, nie będziesz tyle gadać. I będziesz kochać. W Ewangelii według świętego Jana czytamy: „Jeśliby ktoś mówił: <<Miłuję Boga>>, a brata swego nienawidził, jest kłamcą”. Naśladowanie Chrystusa to czysta Ewangelia.
Osoby potrzebujące wsparcia i wysłuchania, chcące uzyskać pomoc Stowarzyszenia Tęczowi Społecznicy, mogą ją otrzymać poprzez Email Zaufania. Remont Hostelu Interwencyjnego Stowarzyszenia Tęczowi Społecznicy można wesprzeć, wpłacając środki na zrzutkę.
O autorze
Absolwentka Publicznego Salezjańskiego Liceum Ogólnokształcącego w Krakowie. Uczyła się w klasie o profilu humanistyczno-lingwistycznym. Studiuje psychologię na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Interesuje się historią literatury, kryminologią i geopolityką. Często bierze udział w różnych wydarzeniach o charakterze kulturalnym oraz społecznym. Była członkinią zespołu Fundacji Edukacja Obywatelska. Współtworzy medium polsko-ukraińskie Symvol. Należy do Stowarzyszenia Jagiellonica oraz Stowarzyszenia Polska 2050 Szymona Hołowni. Uwielbia spędzać czas w gronie przyjaciół. Działa na rzecz wielu fundacji i organizacji. Pomaga prowadzić zajęcia z hipoterapii (czyli terapii zajęciowej z udziałem konia) w stadninie Przyjaciel Konika. Co roku kwestuje dla WOŚP. Działa w inicjatywie Zupa na Plantach. Jest zaangażowana w krakowską grupę Fundacji Wiara i Tęcza.
Swoją przygodę z dziennikarstwem rozpoczęła w gimnazjum, gdy w ramach projektu "Młodzi mają głos" stworzyła kilka tekstów dla "Tygodnika Nowohuckiego". Aktualnie pisze dla magazynu "Młody Kraków - Czytajże" wydawanego przez Urząd Miasta Krakowa oraz "Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego".