Przejdź do treści

Tu zaczyna się Europa

Upał słonecznego dnia. Chłodny, rześki wiatr na wybrzeżu wiejący z dużą siłą. Samotna skała  oblewana z trzech stron bezkresnym błękitem Atlantyku. Na obelisku przeczytamy: „Tu, gdzie ląd się kończy, a morze zaczyna”.

Portugalski przylądek o wdzięcznej nazwie Cabo da Roca jest najbardziej położonym na zachód punktem Europy kontynentalnej. To miejsce, które zapada w pamięć: okazała latarnia, wysokie klify czy położone nieopodal dzikie plaże stanowią o wyjątkowości tej przestrzeni. Dobrze odzwierciedla ona Portugalię, kraj, który – w zależności od perspektywy – stanowi pierwszy lub ostatni przystanek Starego Kontynentu. I ma do zaoferowania o wiele więcej niż sprzyjającą pogodę.

Widok na Atlantyk z przylądka Cabo da Roca, fot. Hubert Jaruzel/Gazeta Kongresy

OKNO NA ŚWIAT

Cabo da Roca przypomina o tym, że Portugalia to wrota Europy. Takie myślenie odgrywa istotną rolę dla tożsamości kraju – i to nie tylko ze względu na jego położenie na mapie. W Portugalii wciąż żywa jest pamięć o zainicjowanych przez rodzimych żeglarzy wielkich odkryciach geograficznych. To między innymi Bartolomeu Dias, Vasco da Gama, odkrywca Brazylii Pedro Cabral, w końcu Ferdynand Magellan (choć wyprawa tego ostatniego, która opłynęła świat, sponsorowana była przez Hiszpanię). Świadectw ciągłego zainteresowania historycznymi osiągnięciami żeglarzy nie brakuje. Opowiadają o nich najpopularniejsze muzea w Porto, zaś monumentalny Pomnik Odkrywców to jedna z głównych atrakcji lizbońskiej dzielnicy Belém.

Oglądając te miejsca, widać dumę Portugalczyków z tego, jak ważną rolę ten stosunkowo niewielki dziś kraj odegrał w tym przełomowym momencie dziejów. Portugalia w XV i XVI wieku faktycznie była oknem Europy na świat – eksploracja rozlicznych terytoriów Ameryki Południowej, Afryki czy Azji i handel towarami zza oceanu wzmocniły pozycję państwa, które znalazło się w jednym szeregu z najważniejszymi mocarstwami. Portugalczycy chętnie mówią też o tym, że ich przodkowie zapoczątkowali pierwszą w historii globalizację z prawdziwego zdarzenia. Osobiście dostrzegłem natomiast, że znacznie mniej uwagi poświęca się negatywnym skutkom odkryć geograficznych. Podbój zamorskich ziem i administrowanie nimi wiązał się z rabunkiem cudzych dóbr i eksterminacją tubylczej ludności. Cieniem na przeszłości Portugalii kładzie się również jej udział w handlu niewolnikami. O tym na ulicach Lizbony jednak się nie dowiemy.

Ulice Lizbony widziane z jednego z punktów widokowych, fot. Hubert Jaruzel/Gazeta Kongresy

MIEJSKA PORTUGALIA

Porto i Lizbonę przywołałem tu nie bez kozery. Choć częste są wyjazdy do Portugalii w celu wylegiwania się na plaży i podziwiania natury, moje doświadczenie oparte było o zwiedzanie miast. Sądząc zresztą po popularności city breaków – nie tylko moje. Jeśli jadąc do Portugalii łakniemy kontaktu z kulturą i historią, to niewątpliwie znaleźliśmy się we właściwym miejscu. Jaką konkretną destynację powinniśmy jednak obrać za główny cel? Z Porto i Lizboną jest, nie przymierzając, jak z Krakowem i Warszawą – można by dyskutować o wyższości walorów jednego nad drugim. Trudno stwierdzić, które miasto bardziej warto zobaczyć, czy raczej odpowiedź brzmi: oba.

W Porto, mniejszym z dwóch ośrodków, najważniejsze atrakcje turystyczne skoncentrowane są na stosunkowo niewielkim obszarze. To centrum z ratuszem i licznymi urokliwymi kościołami oraz położona malowniczo nad rzeką Douro dzielnica Ribeira. Warto wybrać się jednak także trochę dalej w gąszcz miasta, aby zobaczyć ciekawą architekturę hali koncertowej Casa da Música czy muzeum sztuki współczesnej Serralves. (Była tam czasowa wystawa Maurizio Cattelana – jeśli nazwisko nic wam nie mówi, pomyślcie o bananie przyklejonym do ściany). Na zachodnim krańcu Porto znajdziemy plaże nad oceanem – to dobry cel pieszej wycieczki.

Rzeka Douro i dzielnica Ribeira w Porto, fot. Hubert Jaruzel/Gazeta Kongresy

Podstawową różnicą pomiędzy Porto a Lizboną są odległości. By zwiedzić choć namiastkę wartych uwagi miejsc w Lizbonie, musimy pokonać duży dystans. I to przy pomocy innych niż własne nogi środków transportu.

Poza tym Lizbona ma w sobie zarówno splendor stolicy dawnego imperium, jak i urok małych, wąskich uliczek oraz kolorowych domków. To świetnie sprawdzające się połączenie. Turystę może zadziwić również wielopoziomowość miasta, które położone jest na siedmiu wzgórzach. Stąd nietrudno tu o zachwycające punkty widokowe. Godne polecenia w stolicy Portugalii są przede wszystkim stanowiące jej historyczne centrum dzielnice Baixa i Alfama. Dla przełamania miejskiej atmosfery warto udać się także do położonej na zachód od Lizbony Sintry (gdzie zobaczymy fortyfikacje w górach) oraz wspomnianego już Cabo da Roca.

Praça do Comércio – główny plac Lizbony, fot. Hubert Jaruzel/Gazeta Kongresy

POLSKA – PORTUGALIA

Poza doświadczeniami z podróży, pragnę podzielić się paroma spostrzeżeniami na temat tego, co łączy nas z oddaloną o 2000 kilometrów Portugalią. I mam na myśli coś więcej niż pamiętny ćwierćfinał Euro.

Portugalia znalazła się przez ponad cztery dekady XX wieku pod autorytarnymi rządami, które hamowały jej rozwój gospodarczy i utrudniały integrację z resztą kontynentu. Brzmi znajomo? Oczywiście w tej historii można wykazać oczywiste różnice z losem Polski (dyktatura prawicowa zamiast realnego socjalizmu, przyjęcie planu Marshalla i członkostwo w NATO od początku działania sojuszu, etc.). Znaczącym podobieństwem jest z kolei choćby doświadczenie masowego sprzeciwu wobec reżimu. W Portugalii czerpiące z wzorców faszystowskich i korporacjonistycznych Estado Novo (Nowe Państwo) powstało jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym. Obaliła je tak zwana rewolucja goździków w 1974 roku, która podobnie do przełomu ’89 w Polsce była bezkrwawa (choć doprowadził do niej ferment spowodowany zaangażowaniem Portugalii w długotrwałe i krwawe wojny w koloniach).

Zarówno Polska, jak i Portugalia znalazły się w momencie odbudowy demokracji w stanie ekonomicznego zapóźnienia względem Europy Zachodniej. W obu przypadkach szybki rozwój i nadrabianie zaległości wsparła integracja europejska. Portugalia dołączyła do EWG, poprzedniczki UE, w 1986 roku i do rozszerzenia wspólnoty o państwa Europy Wschodniej była jednym z największych beneficjentów europejskich funduszy.

Główna różnica na polu gospodarczym polega jednak na tym, że szybszy rozwój Portugalii rozpoczął się znacznie wcześniej niż w Polsce. Trwał on już od lat 60., a więc rozpoczął się jeszcze w warunkach reżimu. W Portugalii wystąpiły natomiast później niespotykane u nas od transformacji gospodarczej trudności. To na przykład problem niewypłacalności, który przypadł na okres globalnego kryzys finansowego. W efekcie tych historycznych zawirowań Portugalczycy są dziś na podobnym poziomie zamożności co Polacy. W niektórych miarach dobrobytu (PKB per capita w parytecie siły nabywczej) prześcignęliśmy nawet Lizbonę.

Fot. Wikimedia Commons

NADCHODZI SKRAJNA PRAWICA

Ostatnie podobieństwo to już znak naszych czasów. W Portugalii skrajna prawica również drastycznie rośnie w siłę. Od dekad polityka tego kraju była zdominowana przez dwa ugrupowania – lewicową Partię Socjalistyczną (PS) i konserwatywny Sojusz Demokratyczny (AD). W tegorocznych wyborach parlamentarnych po raz pierwszy drugie miejsce z ponad 20% głosów zajęła skrajnie prawicowa Chega (port. „Dość!”).

Chega zyskuje kapitał, obwiniając „duopol” o problemy strukturalne w kraju (na przykład kryzys mieszkaniowy). Jest antyimigrancka i głosi hasło niskich, prostych podatków. Na ulicach Lizbony dostrzegłem jej plakaty z napisem „PS = AD. 50 lat korupcji”. Skąd my znamy ten przekaz? To tylko dowodzi, że odwiedzając obce strony, nierzadko patrzymy w lustro.

Fot. nagłówka: Hubert Jaruzel/Gazeta Kongresy

O autorze

Jestem licealistą ze Szczecina. Pasjonuję się polityką krajową i międzynarodową, historią (szczególnie XX wieku), geografią polityczną i pokrewnymi dziedzinami. Lubię też gry planszowe oraz muzykę rockową.