Władimir Putin nie wypowiedział wojny Ukrainie. Nasi wschodni sąsiedzi mają zwyczajnie pecha, że geografia i historia chciały, by tym razem to ona stanowiła, w oczach Kremla, symbol zachodniej, moralnej degrengolady. Rosyjscy żołnierze walczą nie przeciw pojedynczemu krajowi, a układowi międzynarodowemu. Przeciw światu, w którym ich Ojczyzna jest tworem przestarzałym i skazanym na bycie mocarstwem, w najlepszym wypadku, drugiej ligi. Nieszczęściem Putina jest fakt, że potęga Rosji była przeszacowana. Po prawie trzech miesiącach inwazji określenie Rosji jako mocarstwa drugoligowego byłoby komplementem graniczącym z kremlowską propagandą. W dość oczywisty sposób widać, że jest znacznie gorzej. Rosja, w ujęciu aż przesadnie optymistycznym, jest potęgą na skalę polskiej ekstraklasy.
Fakt jednak posiadania przez kraj ten arsenału nuklearnego wiąże się z tym, że ma on w rękawie potężnego asa. Idąc dalej tą futbolową analogią, gdy znacznie lepsi, uczeni na zachodzie piłkarze ich przeciwników wychodzą na boisko, zawodnicy Rosji, dumy ekstraklasy, wyciągają piły mechaniczne i wymachują nimi w kierunku nie tylko przeciwników, ale i sędziego. Niestety, nie możemy wykluczyć, że piły te wyślizgną im się z rąk. W tym czasie Niemcy i Francja starają się panicznie uspokoić sytuację. A niewzruszeni kibice z administracji Joe Bidena motywują piłkarzy Ukrainy do dalszej gry.
STAWKA JEST WIELKA
Inwazja Rosji na Ukrainę nie jest w ujęciu historycznym wojen naszych czasów czymś przesadnie wyjątkowym. Przede wszystkim, cechą wspólną dla konfliktów poprzedniego, powiedzmy, stulecia, jest skala spornych interesów, z którą do czynienia mamy także i dziś. Nie tylko po stronie Rosji i Ukrainy, ale i w nie mniejszym stopniu Stanów Zjednoczonych oraz europejskich potęg, Niemiec i Francji. Pozwolę sobie krótko przeanalizować strategiczne różnice w celach mocarstw biorących udział w tej wojnie.
UKRAINA – WALKA O BYT
Ukraina jest poniekąd najtrudniejszym do przeanalizowania przypadkiem. Wojna zbiera coraz obfitsze żniwa, a z każdą spaloną wioską, propozycje kompromisów wydają się tylko bardziej kuriozalne. Jednocześnie, jak się zdaje, przywódcy Ukrainy są gotowi na liczne ustępstwa, by zakończyć rozlew krwi. Z których najważniejszym, spośród z punktu widzenia interesów strategicznych Rosji, jest gotowość, by całkowicie odrzucić możliwość dołączenia do NATO. W dalszym ciągu pozostają jednak nierozwiązane kwestie Doniecka i Ługańska. I na horyzoncie nie pojawiły się dotąd kompleksowe pomysły dotyczące przyszłości tych regionów. Do tego wszystkiego, pozostaje zależność od wsparcia Unii i Stanów Zjednoczonych. To tylko pokazuje, jak ściśle w globalistycznej machinie świata osadzona jest dziś Ukraina. Jakkolwiek kluczowe jest to dla przetrwania kraju, należy zwracać uwagę na zagrożenia, które wynikają z tego w perspektywie negocjacji pokojowych.
ANTYGLOBALISTYCZNA KRUCJATA
Rosja, jak wspomniałem, nie walczy przeciwko Ukrainie jako państwu. Walczy z porządkiem, którego Ukraina jest symbolem. Walczy ze swoimi kompleksami i strachem przed całkowitą utratą kontroli. Walczy z globalizacją. Putin jest, w ujęciu zachodniego świata, liderem niepasującym do czasów. Momenty takich jak on upadły wraz z dojściem do władzy Gorbaczowa i Reagana. Globalizacja wyburzyła część fundamentów państwowej suwerenności i, by zachować realną władzę, państwa przy użyciu własnych środków musiały się do tej globalizacji zaadaptować. Targana kryzysami Rosja przełomu wieków nie miała do tego ani chęci, ani możliwości. Władza państwowa zostałaby zastąpiona dyktaturą rynków, której to perspektywy dumny naród Rosji nie potrafił zaakceptować. Putin doszedł do władzy na fali populistycznego strachu przed tą perspektywą. Co za tym idzie, cała jego polityka międzynarodowa jest determinowana sprzeciwem wobec globalizacji. Inicjatywa BRICS, spajająca największe światowe potęgi anty- lub alterglobalistyczne (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny, RPA) jest tylko wierzchołkiem góry lodowej.
Putin marzy o zimnej wojnie 2.0, o wzajemnym poczuciu strachu i szacunku po obu stronach nowej żelaznej kurtyny. A, by zapoczątkować kolejną edycję zimnej wojny, prezydent Rosji desperacko potrzebuje strefy wpływów, którą konsekwentnie od lat buduje. Eskapada na Ukrainę miała być kolejnym krokiem w tym kierunku. Dziś specjaliści szacują, że armia rosyjska jest przeciążona, a co za tym idzie, sytuacja jeszcze mniej stabilna. Rosja tej wojny z perspektywy strategicznej nie może przegrać, gdyż świadczyłoby to o zwycięstwie nowego, zglobalizowanego porządku. Zwycięstwo również nie wchodzi właściwie dziś w grę. O tyle o ile postawiony pod murem Putin, którego władza jest coraz mniej pewna, nie przypomni sobie o czerwonym guziku. Skrupuły i moralna troska o świat nigdy nie były jego najmocniejszymi atutami. W obliczu utraty władzy nie wiem, dlaczego miałoby się to zmienić.
APPEASEMENT 2.0?
Liderzy Niemiec i Francji, Olaf Scholz i Emmanuel Macron, zdają się najlepiej rozumieć położenie Rosji. W efekcie krytyka oskarża ich o prorosyjskość i brak determinacji w polityce przeciwko Putinowi. Nie pomaga też fakt, że interesy ekonomiczne Niemiec i Francji są ściśle powiązane z Rosją. Perspektywy europejskich mocarstw mają jednak kilka zasadniczych problemów, a ich strategie, przynajmniej pozornie, wydają się niepełne i niedostatecznie przyszłościowe. Scholz i Macron słusznie postawili na prymat politycznego realizmu nad idealizmem. Rozumieją, że nie da się i nie będzie się dało zadowolić dziś wszystkich. Liderzy Unii Europejskiej jako swój podstawowy cel traktują niedopuszczenie do nuklearnej eskalacji poprzez dążenie do jak najszybszego zażegnania konfliktu dzięki delikatnej sztuce dyplomacji. I choć rozmowy Macrona i Putina można, nie bez słuszności zresztą, porównać do debaty gołębia i niedźwiedzia, może być to jedyna możliwa droga do pokoju.
Na agresywną postawę Rosji złożyło się traktowanie jej od wieków jako europejskiego i globalnego pariasa. Pokój, który pozwoli Rosji wyjść z tego konfliktu bez poczucia kompletnego upokorzenia ma, choć cień szansy, by znormalizować przyszłe stosunki między Rosją a liberalnym światem. Podejście Niemiec i Francji niesie za sobą jednak pewne historyczne brzemię. Oddanie, choćby i nieznacznego fragmentu Ukrainy, budzi niebezpieczne skojarzenia z polityką appeasementu, charakterystyczną dla Wielkiej Brytanii przed II wojną światową. Hitler czuł, że może swobodnie łamać prawo międzynarodowe bez konsekwencji. Putin może dojść do podobnych wniosków. Strategia Scholza i Macrona, choć uzasadniona, razi dwiema lukami. Jak powstrzymać dalszą ekspansję Putina? I jak zachęcić Ukraińców, by w imię abstrakcyjnego dla nich, świętego spokoju Europy, zgodzili się na ustępstwa wobec okupanta?
RAZ JESZCZE KONIEC HISTORII
Kolejnym aktorem jest najpotężniejsza, mimo wszystko, siła tego konfliktu, USA. Emerytowany „policjant świata”, w wyniku izolacjonistycznej polityki Baracka Obamy i Donalda Trumpa, nie jest wybitnie skłonny do przeprowadzenia interwencji na pełną skalę. Mimo to administracja Joe Bidena ma poważne ambicje związane z dalszym prowadzeniem wojny. Silny element neokonserwatywny, zainspirowany opiniami byłego proroka „końca historii”, Francisa Fukuyamy, wierzy w nowy 1989 rok, upadek Putina i radykalną transformację rosyjskiej polityki. Jest to, z perspektywy ogólnodostępnych informacji (choć wywiad Stanów wie znacznie więcej od nas), strategia cyniczna, ryzykowna i niepewna.
Ryzyko wiąże się z tym, że Putin, stojąc przed perspektywą zmiany władzy, może zdecydować się na krok najbardziej drastyczny i irracjonalny z perspektywy międzynarodowej, wykorzystując swój potencjał nuklearny. Co więcej, nie możemy mieć pewności, kto sięgnie po sznurki władzy po Putinie. Historia udowadnia, że nie zawsze przy zmianie władzy w obliczu kryzysu krwawy dyktator zmieniany jest miłującym wolność demokratą. Cynizm tego rozwiązania wiąże się z kolei z faktem, że strategia ta równałaby się w praktyce z zerwaniem mediacji. Choć podobać może się to propagandowo narodowi ukraińskiemu, z każdym kolejnym dniem skala przemocy będzie się wzmagać. Nawet wywiad amerykański nie ma możliwości, by przewidzieć, ile mamy jeszcze przed sobą dni nim Putin, w najbardziej optymistycznym wariancie, zostanie odsunięty od władzy.
Mecz o wszystko
Rosja nie potrafi się dziś wydrzeć nawet z własnego pola karnego, a zawodnicy Ukrainy stawiają twarde warunki. To wszystko, mimo wspomnianej już, piły mechanicznej w dłoniach ich rosyjskich przeciwników. Kibice bywają określani jako 12 zawodnik drużyny. Czy w dzisiejszych stosunkach międzynarodowych Stany, Niemcy i Francja można uznać więc za takich dodatkowych zawodników? Kogo mieliby w takiej wizji wspierać?
Cały piłkarski świat stoi za czarnym koniem tych rozgrywek, Ukrainą. Która rzekomo gra przeciw Rosji. W rzeczywistości Rosja i Ukraina nie do końca grają przeciwko sobie. Ukraina nie gra przeciwko, tylko o swoją suwerenność i przyszłość narodu. Dla Putina faktycznym przeciwnikiem jest nowy porządek zglobalizowanego świata. Do mocarstw zachodu należy zatem rola niekolejnych -nastu zawodników, a bukmacherów. Francja, Niemcy i Stany obstawiają tylko, jak daleko może posunąć się Rosja bez użycia środków masowego zniszczenia i jak długo utrzyma się jeszcze obrona Ukrainy. Obliczają i analizują statystyki, czasami przekupią sędziego, może ustawią mecz. Każdy, zwłaszcza administracja Joe Bidena, liczy, że na tym wszystkim można jeszcze zyskać. Ostatecznie, wygra ten, kto straci najmniej. Rzekomo piłka jest jedna, a bramki są dwie. Poprzednie trzy miesiące powinny były nauczyć nas, teza ta mija się z prawdą, gdy stawką jest nowy porządek świata.
Fot. nagłówka: The Economist
O autorze
Student historii i stosunków międzynarodowych z powołania. Z miłości, poeta, muzyk, filozof, humanista. Idealistycznie wierzy w lepsze jutro. Realistycznie opisuje politykę zagraniczną. Z optymizmem popija herbatę.