W poprzednim artykule pisałam o słynnych procesach wiedźm w Massachusetts – w tym za to skupimy się na polskich wiedźmach. W Rzeczypospolitej Obojga Narodów, kobiety posądzane o czary podzielały los oskarżonych z Salem. Procesy w Polsce rozpoczęły się dosyć późno, głównie przez niewielką popularność wydobywania zeznań za pomocą tortur. Przez rozrastające się z czasem parafie oraz postęp w chrystianizacji odkryte zostało czarostwo, jednak mimo wszystko na terenach Polski istnienie diabła i zła było jedynie wiedzą teoretyczną.
W małej wsi w Wielkopolsce – Falmierowie, na stosie spłonęły cztery niewinne osoby: Katarzyna Drelina, Katarzyna Błachowa, pracownica szpitala w podeszłym wieku, Barbara, oraz Regina, pochodząca ze wsi Gromadno. Pierwszą oskarżoną o uprawianie czarów była nieznana z imienia kobieta, która została ona spalona na stosie już w 1511 roku w miejscowości Chwaliszów. Miasteczko słynęło z warzenia piwa – kiedy mieszkańcy Poznania zatruli się piwem, które stamtąd przywieziono, zaczęli zaraz szukać winnego, którego znaleźli w postaci miejscowej zielarki.
Wiara w magię była powszechnym zjawiskiem, ale wszystkie niepowodzenia przypisywane były jednak nie jej skutkom, a… złej woli duchów, która wywołana została przez czary. Dopóki osoby parające się rzekomym kuglarstwem były pomocne, darzono ich szacunkiem (który swoje podłoże miał w strachu). Wystarczyło jednak, by przez taką osobę doszło do nieszczęścia – wtedy pojawiało się oskarżanie o spółkowanie z siłami nieczystymi. Ponadto, z Zachodu przybyło przekonanie, iż każda osoba zajmująca się czarostwem musiała spiskować z samym diabłem. Do najczęstszych przyczyn powoływania przez sąd stały się najzwyklejsze zatargi sąsiedzkie, a także ludzka zazdrość. Przez upowszechnienie procesów, ludzie w łatwy sposób mogli pozbywać się „przeszkadzających” im osób. Bardzo często do procesów dochodziło przez spory w rodzinie. Niejednokrotnie bliscy sobie ludzie zostawali zmuszani do oskarżeń, jak było w przypadku córki tkacza, Katarzyny Doerr, która została odwiedzona przez sierotę. Katarzyna poczęstowała dziewczynę chlebem, a ta stwierdziła, iż Doerrówna ją zatruła; zarówno córka, jak i żona zostały błyskawicznie oskarżone o czarostwo. Michał Doerr poprosił o przeprowadzenie próby wody, gdyż nie dowierzał w pogłoski o rzekomym paraniu się magią przez dwie najbliższe mu osoby. Te nie utonęły jednak od razu –unosiły się na wodzie, więc uznano, że spiskują z szatanem. Mężczyzna zaraz się ich wyrzekł, a wyrok wygnania spadł na Katarzynę z winy jej matki, która – w przeciwieństwie do córki – nie mogła znieść mąk zadawanych przez kata.
W odróżnieniu od innych państw, w Polsce rzadko kiedy ofiarami procesów padali przedstawiciele grupy uprzywilejowanej, czyli szlachty i duchowieństwa. Według prawa, szlachta pozostawała nienaruszona – chociażby przez wzgląd na to, że nie można było poddawać ich torturom, a bez tego nikt nie przyznałby się do swojej (domniemanej) winy. Najczęściej jednak kobiety były skazywane na śmierć przez spalenie na stosie z powodu…oskarżenia przez inne wiedźmy. Czasem osąd był wynikiem śledztwa, jednak sędziowie chętniej wierzyli kobietom, które przywoływały inne, by tylko przerwane zostały ich męki.
Jedną z przyczyn wygasania procesów na terenach Polski były zabory. Państwa, które okupowały ziemię, narzucały swoje zasady prawne oraz dysponowały środkami, które pozwoliły nie tylko skończyć sam proces, lecz także ukarać sprawców samosądów. Mimo tego, w roku 1775 miał miejsce jeden z ostatnich procesów, mający miejsce we wsi Doruchowo. Zginęło wówczas aż 14 niewinnych kobiet, gdzie trzy z nich zmarły podczas tortur, a reszta z nich została spalona na stosie. Kolejny proces miał miejsce 34 lata później w miejscowości Reszel. Sprawa rozpoczęła się od pożaru, który wybuchł w nocy z 16 na 17 września 1807 roku. O spowodowanie go oskarżono Barbarę Zdunk, Mała go wywołać z chęci zemsty na parobku, który najpierw się z nią związał, a następnie porzucił. Czterdziestolatka zginęła przez podpalenie na stosie. Wcześniej została jednak podduszona, jako symbol litości ze strony pruskich władz.
Oficjalnie procesy zostały zakazane na mocy ustaw, jednak przez jakiś czas gdzieniegdzie dochodziło jeszcze do samosądów, które nakazywał pan danej wsi. Na ich całkowity koniec trzeba było czekać jeszcze niemal kilkadziesiąt lat.
O autorze
Miłośniczka lat 80-tych i 90-tych. Zainteresowana historią, kulturą i kryminałami licealistka. Pozytywnie nastawiona do świata i kocha muzykę.