Przejdź do treści

Polska wymiera, a będzie jeszcze gorzej…

Polska wymiera. Najwyższa pora, by stwierdzić to z pełną powagą – choć sytuacja na gruncie demograficznym jest (mówiąc delikatnie) niepokojąca od dłuższego czasu, tak jednak dopiero skutki przeciwdziałania pandemii wirusa spotęgowały rosnący od dawna problem, dotyczący nas wszystkich.

Jest tak źle?

Miniony rok pod wieloma względami był dla nas tragiczny. Skutki niektórych decyzji odczuliśmy po czasie (jak, chociażby rekordowa śmiertelność spowodowana m.in. paraliżem systemu opieki zdrowotnej, o której pisałem w zeszłym miesiącu), z kolei zaś na konsekwencje innych przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać.

Jednak o tym, jak bardzo przez ten rok pogorszył się nasz „demograficzny problem”, mogą nam powiedzieć świeże, wstępne dane GUS. W ubiegłym roku liczba ludności polski spadła o jakieś 115 tys. – to tak, jakby w rok wyparowało miasto wielkości Dąbrowy Górniczej.

Fakty są takie, że od czasów zakończenia II wojny światowej w Polsce nie zmarło tyle osób, ile w 2020 r. – oznacza to ok. 477 tys. osób, czyli o 67 tys. więcej(!) niż przed ubiegłym rokiem. Odnotowaliśmy także najmniejszy współczynnik urodzeń od roku 2004. O niejednoznacznych przyczynach tego pierwszego pisałem ostatnim razem w Kongresach, jednak dla tego artykułu ważny jest fakt braku zastępowalności pokoleń, oraz to, że jest nas gwałtownie coraz mniej.

Europejski kłopot

Wiele wskazuje na to, że Europa w perspektywie czasu stanie się „starym kontynentem” nie tylko z nazwy. Postępujące starzenie się europejskiego społeczeństwa jest faktem. We wszystkich krajach UE i prawie wszystkich spoza UE występuje ten sam problem braku zastępowalności pokoleń, czyli sytuacji, w której wskaźnik dzietności wynosi co najmniej 2,1 dziecka na kobietę.

W Polsce ten współczynnik w 2017 r. wynosił 1,48. Dla porównania w 1990 roku na jedną kobietę przypadało 2,06 żywych narodzin dziecka. W przypadku, gdyby w tej chwili wskaźnik ten przyjmował podobne wartości, to demografia naszego kraju nie byłaby aż takim zmartwieniem. Niemniej jednak niestety tak nie jest.

Jak sobie z tym (nie)radzono?

Sześć lat temu, w kampanii roku 2015 ugrupowanie Prawa i Sprawiedliwości forsowało z dumą powszechnie znany, w zamyśle „prorodzinny” i „prodemograficzny” program „rodzina 500+”, który w jednym ze swoich głównych założeń miał za zadanie właśnie zwiększenie dzietności wśród polskich rodzin.

I tak jak w pierwszych latach funkcjonowania programu można było zaobserwować wzrost dzietności (z jednego z najniższych w całej EU: 1,32 w 2015 na 1,48 w 2017), tak kolejne lata i kolejne miliardy zł z kieszeni podatnika (jak chociażby rozszerzenie programu na pierwsze dziecko) okazały się być „prodemograficzną porażką”, od tego czasu bowiem liczba żywych urodzeń rok do roku spada.

Dzietność, a poziom życia?

Wspominałem wyżej, że problem niskiej dzietności jest problemem dotykającym niemal całą Europę, w tym także bogate państwa zachodu. Mogłoby to wskazywać, iż kwestie natury typowo ekonomicznej mogą nie mieć wiążącego przełożenia na liczbę rodzonych przez kobiety dzieci.

Czyżby? Spójrzmy na Polki w Wielkiej Brytanii. Okazuje się, że Polki rodzą najwięcej dzieci spośród cudzoziemek, więcej od Rumunek czy Pakistanek. Od wielu lat Polacy są tam co prawda największą grupą cudzoziemców, jednakże nawet przelicznik dzieci na jedną Polkę wynoszący 2,1 (2011) pokazuje nam, że Polki faktycznie chętniej rodzą na Wyspach.

Łatwo zatem postawić tezę, że w znacznie bogatszym kraju, ze znacznie lepszą perspektywą ekonomiczną dużo łatwiej o decyzję o posiadaniu potomstwa.

Ogólnoświatowa tendencja

Aktualne globalne prognozy najczęściej nie wskazują już na przeludnienie świata, a raczej na postępujące starzenie się społeczeństw. Kwestie ekonomiczno-kulturowe są najważniejsze w zrozumieniu tego procesu.

Tym sposobem dla mieszkańców biednych, afrykańskich krajów kwestie bezpieczeństwa materialnego są mało istotne w planowaniu rodziny. Jeśli już, to tylko i wyłącznie przy założeniu posiadania dużej ilości dzieci jako swoistej „polisy na przyszłość” w niepewnych okolicznościach życia w biednym państwie.

Postępujące starzenie się europejskiego społeczeństwa może być zatem jedynie kolejną fazą rozwoju europejskich społeczeństw, w której większe bezpieczeństwo materialne, rosnące zapotrzebowanie na kapitał społeczny, wymagający zaś wieloletniej edukacji, może skutkować znacznie powszechniejszym odejściem od tradycyjnego modelu rodziny wielodzietnej na rzecz wykształcenia i kariery zawodowej.

Dlaczego warto sobie zdać sprawę z tego, że mamy problem?

Można dać się ponieść błędnemu wrażeniu, jakoby rosnąca śmiertelność i systematyczny spadek ludność naszego kraju zasadniczo nie był jakimś znaczącym problemem. Wszak to czy teraz będzie nas ok. 38 mln, czy za 30 lat będzie nas o 4,5 mln mniej, nie ma szczególnego znaczenia. Czyżby?

Koronnym argumentem sugerującym, dlaczego tak bardzo powinno nam zależeć na demografii, jest nie tylko brak zastępowalności pokoleń, ale i postępujące lawinowo starzenie się naszego społeczeństwa. Przedpandemiczne dane wskazywały na szacunki, według których za 30 lat osoby w wieku 65 lat i więcej będą stanowiły prawie 1/3 populacji, a ich liczba wzrośnie o ponad 5 milionów w porównaniu do 2013 r.

Dla polskiego systemu ubezpieczeń społecznych jest to wizja mrożąca krew w żyłach. Jeśli tendencje demograficzne i społeczne się nie zmienią, zamiast emerytury młodych czeka praca do końca życia. Stanie się tak dzięki temu, że dla osób w wieku tzw. produkcyjnym przypadać będzie statystycznie coraz więcej osób, które nie pracują, czyli albo takich, które są do pracy zbyt młode, lub (częściej) takich, które są w wieku emerytalnym.

Żeby utrzymać coraz więcej emerytów, konieczne będzie ściąganie coraz to większych podatków od coraz to mniejszej liczby osób wypracowujących pieniądz możliwy do opodatkowania.

Wobec tego wydaje się, że potrzebować będziemy postępującej technologicznie informatyzacji, automatyzacji. Jeżeli nie będzie inwestycji w nowe technologie, to nasze przedsiębiorstwa przegrają konkurencję z zagranicznymi, a w konsekwencji mało kto będzie miał możliwość płacić na utrzymanie przyszłych emerytów, których obecnie płacone składki z kolei idą… na utrzymanie dzisiejszych emerytów.

 

O autorze

Działacz na rzecz budowy dojrzałego społeczeństwa obywatelskiego, inicjator powołania struktur ideowej wolności w rodzimej Jeleniej Górze, prezes okręgu Jelenia Góra-Legnica Młodych dla Wolności, współzałożyciel stowarzyszenia "Przyszłość Karkonoszy", parlamentarzysta na "Parlament Młodych RP" redaktor i grafik Kongresów.