Z każdym kolejnym przeczytanym newsem z czołówek mediów mam wrażenie, że świat wokół nas zaraz się zawali. Katastrofa goni katastrofę. Tymczasem, według statystyk, jesteśmy bogatsi niż kiedykolwiek w historii, a przemocy wokół nas jest coraz mniej (więcej osób ginie w wypadkach samochodowych niż w walkach zbrojnych). Nie wątpię, że zderzamy się właśnie z najpoważniejszymi w historii świata kryzysami, w tym z kryzysem klimatycznym. Globalna pandemia jeszcze bardziej uwydatniła te problemy.
Wydaje mi się, że coraz bardziej gubimy się w tym, co nas otacza, pomimo że wiemy coraz więcej. W tej pogoni jako pierwszą zatraciliśmy prawdę, a wraz z nią rzetelne informacje. Zastanawiam się jednak, czy tyle wystarczy, żebyśmy zupełnie przestali się na tym maleńkim skrawku stałego lądu, nazywanym Polską, dogadywać.
Stwierdzenie, że nie rozumiemy siebie nawzajem brzmi jak truizm, typowy refren centrycznej publicystyki. Skupiłbym się na szukaniu realnych rozwiązań; nie tyle uniwersalnej instrukcji, co płaszczyzny czy przestrzeni do porozumienia. Zacząć trzeba jednak od wejścia w buty drugiej osoby.
Próba zrozumienia wiąże się nie tylko ze zdaniem sobie sprawy z mechanizmów psychologicznych, które owo zrozumienie uniemożliwiają, ale także z postawieniem siebie na miejscu drugiej osoby, bez ubierania ramek, sztucznych schematów.
Kiedy czytam o kolejnych, z mojej perspektywy, absurdalnych czy skandalicznych decyzjach partii rządzącej zastanawiam się, jaki jest sposób myślenia jej wyborców. Gdzie popełniamy błąd w naszych modelach i analizach politycznych? Ten nasz brak zrozumienia kolejnych wyników wyborów można tłumaczyć badaniami: liberałowie i lewica tworzą swój światopogląd w oparciu o część z tych filarów, którymi kierują się konserwatyści. Konserwatyści mogą dość łatwo zrozumieć liberałów, ale w drugą stronę ten proces już nie działa.
Tylko że ten nasz polski, rodzimy konserwatyzm, trudno nazwać prawdziwym konserwatyzmem. Politycy, którzy często określają się mianem konserwatystów czy „ideowej prawicy” to raczej reakcjoniści, którzy zagubili się na ścieżce pędzącej historii. Zawrócili i rozpoczęli nieuchronny marsz w kierunku oklepanego już w dyskusjach „średniowiecza”. Teraz już dobiegają do epoki kamienia łupanego: samosądów, fanatycznej plemienności, braku jakichkolwiek metod porozumienia, a nawet przemocy. Przez nich konserwatyzm jako ciekawa idea jest zwyczajnie ośmieszany.
Do reakcjonistycznego wiru wpada także często strona liberalno-lewicowa, odpychając od siebie tych, którzy są konserwatystami (tudzież centrystami). Abstrahując od sytuacji politycznej i, nieco wyidealizowanej przez moje poglądy, wizji wielkiej roli tegoż właśnie centrum, jestem przekonany, że próba zrozumienia cudzych poglądów będzie chociażby ciekawą przygodą.
Tylko jak w sytuacji, gdy jesteśmy podzieleni jak nigdy dotąd i gdy koronawirus hula w najlepsze, można twierdzić, parafrazując propagandową telewizję i jej akolitów, że „Polska jest rajem na Ziemi”? W tym miejscu zatrzymuje się większość publicystycznych refleksji. „Jak można tak sądzić?”, „Czy ci ludzie naprawdę w to wierzą?” – słyszymy.
Prawda jest jednak zupełnie inna. Nikt, poza fanatykami, nie twierdzi, że Polska pod iście „cudotwórczymi” rządami PiS-u jest rajem na Ziemi. Chyba, że za cud uznamy nadzwyczajną zdolność tej ekipy do marnowania publicznych pieniędzy: tu 2 mld na TVP, tam 70 mln złotych na nielegalne wybory kopertowe, które się nie odbyły. Swoją drogą dziwię się, że stała Sasina wynosząca dokładnie 70 000 000 nie została jeszcze dodana jako jednostka do układu SI.
Teraz już na poważnie: Polska może nie jest rajem na ziemi, ale na pewno jest obronną twierdzą wartości. Tak i nie. Tak myśli pewnie wielu publicystów i polityków po tamtej stronie, ale czy tak rzeczywiście myślą wyborcy? Raczej nie. Gdyby tak było, to już dawno skoczyliby w przepaść wraz ze wspomnianymi już wcześniej reakcjonistami.
Nie wątpię w żadnej mierze, że na owych, tajemniczych dla części liberałów, wartościach zbudowany jest światopogląd elektoratu Prawa i Sprawiedliwości. Według mnie, świat po prostu nie jest czarno biały. Jak więc naprawdę myśli wyborca PiSu? Nie da się tego ubrać w prosty i jednakowy schemat, ale spróbujmy wyznaczyć chociaż kilka myśli. W końcu myślimy w taki sam sposób, dotykają nas te same problemy, rządzą nami te same procesy psychologiczne. Świat według wyborców PiSu nie jest ani ideałem ani katastrofą. Jest taki, jaki jest dla każdego. Tylko że dla jednej osoby ważne są hasła „Bóg, Honor, Ojczyzna”, a ktoś inny przejdzie obok nich obojętnie. Koniec. Kropka. Nie ma nic więcej. Te dewastujące tajemnicze siły, potwory spod łóżka prawicy i lewicy… Zdradzę ten sekret – nie istnieją.
To jest chyba właśnie największy problem w tym wszystkim. Tak trudno nam nie doszukiwać się jeszcze jednego błędu logicznego u przeciwnika czy argumentu o numerze siedemdziesiąt milionów jeden, i po prostu zaakceptować, zacząć tolerować.
- Różnimy się?
- OK!
- Czy się dogadamy?
- Tak.
- A to że się różnimy?
- Czy to w czymś przeszkadza?
- Bynajmniej!
O autorze
Web developer, działacz społeczny. Prezes Stowarzyszenia Instytut Młodzieżowy. Członek i działacz ruchu Polska 2050 i Pokolenia 2050. Zajmuje się tematami usług publicznych, edukacji, szkolnictwa wyższego. Moje motto: "Nec temere, nec timide — bez zuchwałości i bez lęku".