Jednym z najbardziej poruszających momentów tegorocznej Wenecji była premiera dokumentu Nicolasa Wadimoffa Who Is Still Alive. 3 września na 82 edycję festiwalu reżyser przyjechał wraz z kilkorgiem bohaterów swojego filmu, lecz nie wszystkim udało się dotrzeć – nie każdemu udało się otrzymać wizę.
Wadimoff – wierny przez dekady tematom trudnym, politycznie „niewygodnym” – wraca do Palestyny nie jak do miejsca, lecz jak do rany, która nigdy się nie zabliźniła. Jego bohaterowie i bohaterki to dziewięć głosów ocalałych, dziewięć istnień, które wciąż niosą w sobie echo bombardowań. Ich ciała są obecne, lecz dusze błądzą pośród ruin. Na ekranie kreślą kredą mapy swoich dzielnic – nieistniejących już, zamienionych w pył. Te rysunki przypominają dziecięce szkice, a jednocześnie stają się aktami pamięci, które mają ocalić choćby zarys domu, zapach ulicy, śmiech sąsiadów.
Cisza, która krzyczy
Who Is Still Alive nie obiecuje ani zrozumienia konfliktu, ani politycznych wyjaśnień. To film, który domaga się od nas czasu i cierpliwości. Wadimoff zostawia kamerę w bezruchu, by mogła oddychać razem z bohaterami. Pozwala, by cisza miała taki sam ciężar jak słowa. A my, widzowie, zaczynamy słuchać nie tylko historii o stracie, lecz także o dumie, o sztuce, o pragnieniach, które pomimo wszystkiego nie gasną.

Muzyk, uczennica, influencerka – to nie anonimowe ofiary, ale ludzie, którzy mogliby mieszkać tuż obok nas, w Warszawie, Berlinie, Paryżu. I właśnie ta bliskość sprawia, że pytanie „kto jeszcze żyje?” przestaje być wyłącznie pytaniem o Gazę. Staje się pytaniem o nas samych – o nasze zdolności do współodczuwania, o to, czy potrafimy jeszcze być ludźmi w świecie, który coraz częściej zamienia się w popiół.
Siła filmu Wadimoffa tkwi w jego prostocie. Nie potrzebuje on efektów ani dramaturgii. Wystarczy spojrzenie w oczy bohaterów, aby serce zaczęło drżeć. W sali kinowej słychać było nie tylko westchnienia, ale i szelest wyciąganych z torebek chusteczek.
Who Is Still Alive to nie film o wojnie. To film o pamięci, która nie pozwala zamilknąć. To poetycki akt sprzeciwu wobec obojętności i opowieść o tym, że nawet w ruinach można znaleźć resztki światła.
Fot. nagłówka: Maria Kolos/Gazeta Kongresy
O autorze
Studentka dziennikarstwa i medioznawstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Kocha literaturę i herbatę cytrynową, a każdą wolną chwilę najchętniej spędzałaby w podróży.


