Wydarzenia II wojny światowej zmusiły do rozmyślań nad naturą ludzką. Naukowcy poszukiwali przyczyny bestialskich zachowań i podległości wobec rozkazów autorytetów, upatrując winy w rzekomej większej podatności narodu niemieckiego na podporządkowanie się przełożonym. Wyniki amerykańskich eksperymentów jednak nie potwierdziły początkowych przypuszczeń. Postawiono więc pytanie: ile bólu, niewinnej ofierze, jest w stanie zadać człowiek?
Eksperyment Milgrama
Stanley Milgram, amerykański psycholog społeczny, zamieścił w gazecie ogłoszenie o możliwości udziału w badaniu. Spośród zgłoszeń wybrano ludzi zróżnicowanych pod względem płci, wieku, wykształcenia czy wykonywanego zawodu, co miało zagwarantować sprawdzenie uległości wszystkich grup społecznych. Uczestnicy zostali poinformowani, że celem eksperymentu jest zbadanie, jak wymierzanie kar wpływa na postępy w nauce. Dodatkowo cały proces badania eksperymentatorzy zaaranżowali w taki sposób, aby badani myśleli, że „uczniem”, któremu wymierzają karę, jest inny ochotnik. W rzeczywistości był to aktor w średnim wieku, udający ból. Uczestnicy, natomiast, pełnili funkcję „nauczycieli”, których zadaniem było wymierzanie kar „uczniom” – elektrowstrząsów (z coraz wyższym natężeniem) po każdej błędnej odpowiedzi.
Przebieg eksperymentu
Na wstępie warto zaznaczyć, że eksperymentator był obecny przez cały przebieg badania, a „uczeń” na samym początku poinformował o problemach z sercem. Dodatkowo badacz zapewnił go, że elektrowstrząsy bolą, ale nie spowodują uszkodzenia tkanek. Nauczyciel również otrzymał jeden wstrząs, aby mógł sam przekonać się o jego sile i wielkości bólu, jaki będzie zadawać uczniowi. Badani określali wstrząs jako „dość bolesny”.
Nauczyciel zadawał pytania i z każdym kolejnym błędem wzmacniał moc elektrowstrząsów wymierzanych uczniowi. W pewnym momencie uczeń zaczynał mówić, że go to boli, krzyczeć, płakać, prosić o zaprzestanie badania, a przy dużych natężeniach – przestawał reagować. Niemal nikt nie przerwał eksperymentu, mimo błagania ucznia, dopóki nie zrobił tego prowadzący. Co więcej, nauczyciele zadawali uczniowi kolejne wstrząsy, zdając sobie sprawę z bólu, jaki sprawiają drugiemu człowiekowi. Wynikało to z faktu, iż ludzie ulegali autorytetowi, czyli badaczowi w białym kitlu, który nakazywał kontynuowanie badania.
Warto zauważyć, że w momencie, w którym badacz mówił o zaprzestaniu badania – 100% nauczycieli przestawało zadawać wstrząsy, nawet jeśli uczeń twierdził, że wytrzyma kolejne uderzenia, a nawet w przypadku, kiedy to sam domagał się kontynuowania eksperymentu.
Zachowania badanych
Po zakończeniu eksperymentu wszyscy uczestnicy ocenili badanie jako bardzo nieprzyjemne. Już w czasie jego trwania można było zaobserwować zmianę ich zachowania. Z ludzi radosnych stali się nerwowi, trzęsły im się ręce, obgryzali paznokcie. Prosili także samego prowadzącego o zaprzestanie badania. Niektórzy zadawali uczniowi mniejsze wstrząsy, myśląc, że eksperymentator tego nie widzi. Warto również zwrócić uwagę na fakt, że zachowania badanych (zdenerwowanie, zmniejszanie skali wstrząsów) zaprzeczają skłonnościom psychopatycznym. Zatem początkowe przypuszczenia o wyrządzaniu krzywdy tylko przez osoby z zaburzeniami – zostały wykluczone.
Wyniki
Eksperyment udowodnił, że ludzi cechuje niezdolność odmawiania osobom, które uznajemy za autorytety. Wyniki były takie same bez względu na płeć, wykształcenie czy wiek osoby zadającej wstrząsy. Wcześniejsze przewidywania psychiatrów oraz studentów, wskazujące tylko 1% osób, które ukończą eksperyment, udowadniają, jak bardzo ludzie nie są świadomi swojej uległości wobec drugiej osoby. Nawet jeśli uczestnik zakończył eksperyment – nie uwolnił ucznia, ponieważ badacz nie wyrażał na to zgody.
Eksperyment więzienny
Eksperyment więzienny został przeprowadzony przez Philipa Zimbardo. Miał na celu wykazanie jak odgrywanie ról społecznych wpływa na osobowość jednostki. Uczestnicy, podobnie jak w przypadku eksperymentu Milgrama, sami zgłaszali się do udziału w badaniu po przeczytaniu ogłoszenia w gazecie. Naukowcy wybrali 24 osoby, które nie miały kryminalnej przeszłości, były zdrowe psychicznie oraz nie były uzależnione od narkotyków. Końcowo, tylko 18 kandydatów wzięło udział w eksperymencie, a pozostała szóstka stanowiła rezerwę. Uczestnicy mieli odgrywać rolę strażników więziennych oraz samych więźniów. Prowizoryczne więzienie skonstruowano w piwnicy stanfordzkiego uniwersytetu. Trzy sale zamieniono na cele – wyjęto drzwi, a w zamian wstawiono metalowe pręty. Korytarz stanowił główny dziedziniec, dlatego jego końce zabito deskami. Dodatkowo stworzono także pokój dyrektora więzienia (był nim sam Zimbardo), przebieralnie dla strażników oraz wartownię.
Strażnicy sami mogli wybrać sobie kolor ubrania oraz akcesoria. Uczestnicy wybrali pałki, które miały jedynie służyć pokazywaniu ich władzy oraz dominacji. Nie mogli używać wobec więźniów bezpośredniej przemocy fizycznej. Gdyby którykolwiek z „przestępców” uciekł – oznaczałoby to przerwanie eksperymentu. Badanie miało trwać dwa tygodnie, ale ze względu na coraz większe nadużycia strażników, naukowcy przerwali je już po 6 dniach.
Przygotowania
Nieświadomych uczestników, wcielających się w rolę więźniów, pewnego dnia zabrała z domów policja. Postawiono im zarzuty, przedstawiono prawa oraz skutych kajdankami zawieziono na komisariat. Tam funkcjonariusze pobrali odciski palców, spisali oraz, po uprzednim zawiązaniu oczu, odprowadzili do celi. Następnie „przestępcy” zostali odeskortowani do uniwersyteckiego więzienia, w którym powitał ich naczelnik. Po przeszukaniu więźniów rozebrano do naga i poddano procesowi odwszenia. Skazanych ubrano w długie białe koszule z przyklejonymi numerami identyfikacyjnymi (tylko nimi mieli się do siebie zwracać), do stóp przymocowano łańcuchy, a na głowę założono pończochę. Strój miał ich ujednolicić, ale zarazem jeszcze bardziej upokorzyć. Dla zapamiętania numerów, strażnicy pierwszego dnia zorganizowali liczne odliczania, a tych, którzy nie stosowali się do polecenia, zazwyczaj karano wykonywaniem przymusowych pompek.
Przebieg eksperymentu
W pierwszym dniu strażnicy nie wiedzieli, jak postępować wobec nieposłuszności więźniów, którzy z nich kpili. Zazwyczaj karali skazanych, wspomnianymi już, pompkami. Jednak z kolejnymi dniami, stały się one formą upokarzania skazanych – zwłaszcza kiedy kazano siadać na karanym innemu więźniowi albo strażnik nogą dociskał ich do ziemi. Już drugiego dnia eksperymentu w więzieniu wybuchł bunt – skazani zabarykadowali się w celach, zdjęli numery identyfikacyjne oraz czapki. Strażnicy, w odpowiedzi na drwinę oraz nieposłuszeństwo, potraktowali więźniów dwutlenkiem węgla z gaśnicy. Skazani byli w szoku, nie sądzili, że funkcjonariusze będą w stanie wyrządzić im jakąkolwiek krzywdę. Niestety, dalej było już tylko gorzej. Strażnicy rozebrali więźniów, wynieśli z cel łóżka, kazali robić pompki, a przy tym zakazali spożywania jakichkolwiek posiłków. Inicjatorów buntu przeniesiono do specjalnej celi.
Po tym zajściu strażnicy wyciągnęli wnioski z zachowania więźniów i postanowili zastosować wobec nich techniki manipulacyjne. Sporządzono specjalną celę, w której były poduszki, koce, odebrane poprzednio ubrania oraz lepsze jedzenie. Dodatkowo uprzywilejowani mogli brać kąpiele i myć zęby, co nie było dozwolone pozostałym. W nagrodę do lepszej celi trafiali skazani, którzy wykonywali polecenia funkcjonariuszy. Później wprowadzono do niej inicjatorów buntu. Skazani byli zdezorientowani i zaczęli podejrzewać pozostałych więźniów o współpracę ze służbami, co skutkowało nieprzychylnością i podejrzliwością z obu stron. Co ważne – strażnicy zjednoczyli się, wymierzając kolejne kary, a solidarność więźniów uległa znacznemu pogorszeniu.
Uczestnicy z każdym dniem eksperymentu zaczynali zapominać, że jest to tylko badanie i coraz bardziej wcielali się w swe role. Uważali, że jest to prawdziwe więzienie, w czym utwierdziło ich zachowanie jednego ze skazanych. Wspomniany więzień naprzemiennie stawał się agresywny i wybuchał śmiechem. Na jednym z apeli wykrzyczał, że jest to prawdziwe więzienie i nie ma możliwości ucieczki.
Przerwanie eksperymentu
Strażnicy zaczęli wymierzać coraz gorsze kary, pozbawiając więźniów ich człowieczeństwa. Funkcjonariusze między innymi: zakazywali po godzinie 22:00 wychodzenia do toalety, zmuszali do robienia pompek, czy pajacyków przez kilka godzin, a nawet mycia muszli toaletowych gołymi rękami.
Naukowcy przerwali eksperyment już szóstego dnia z dwóch powodów. Po pierwsze – strażnicy dopuszczali się coraz większego okrucieństwa wobec więźniów, myśląc, że prowadzący eksperyment nie widzą ich zachowania (dochodziło nawet do wymuszania na skazanych stymulowania praktyk homoseksualnych). Po drugie – przyszła żona Zimbardo sprzeciwiła się eksperymentowi. Była pierwszą osobą, która zauważyła, jak zgubny wpływ ma badanie na psychikę uczestników. Zanegowała również moralną stronę eksperymentu. Do tej pory badanie budzi wiele kontrowersji, a dyskusje na temat jego moralności są nieustannie prowadzone. Sam prowadzący przyznał, że przyjmując rolę dyrektora więzienia, zaczął się zmieniać i obojętniał na losy uczestników.
Wyniki
Eksperyment wykazał, że ludzie w specyficznych warunkach mogą przyjmować określone role i zapominać o swojej wcześniejszej tożsamości. Jeden z więźniów, po zakończeniu badania, powiedział, że czuł się, jakby nie znał już wcześniejszego siebie. Mężczyzna zaczął bardziej utożsamiać się z osobą, którą był, kiedy posiadał numer identyfikacyjny. Potwierdza to również fakt, iż ludzie kształtują swoją osobowość na podstawie schematów odgrywanej roli, zwłaszcza kiedy są do tego zmuszani lub nie mają marginesu swobody oraz wyboru.
Kilka słów podsumowania
Oba eksperymenty są ważne dla ludzkości, ponieważ pokazują, jak w wielkim stopniu człowiek ulega wpływom zewnętrznym. Zarówno Milgram, jak i Zimbardo wykazali, że niezależnie od wykształcenia, płci czy wieku – ludzie są skłonni wyrządzić krzywdę niewinnej ofierze. Zatrważający jest fakt, że każdy z nas, będąc pod wpływem osób uznawanych za autorytety oraz przebywając w specyficznych warunkach, w których nie mamy możliwości kształtowania swojej osobowości zgodnie z własnymi poglądami, jest w stanie dopuścić się najgorszych czynów.
Fot. nagłówka: ThisIsEngineering/Pexels
O autorze
Studentka Dziennikarstwa Międzynarodowego na Uniwersytecie Łódzkim. Miłośniczka muzyki, koncertów i widowisk teatralnych, ale przede wszystkim pozytywna osoba, poszukująca swojej drogi w tym zwariowanym świecie.