Istnieją dwa rodzaje samochodów: przeznaczone dla osób, które kupują pojazd, aby szybciej dostać się od punktu A do punktu B, i te dla fanatyków motoryzacji. Samochód dla fanatyka motoryzacji jest mniej praktyczny niż ten dla reszty ludzi, jest on zazwyczaj jednak bardziej sportowy. Za większą prędkością stoi jednak bardziej skomplikowany silnik, za czym idzie większa potrzeba sumiennej i regularnej opieki. Jednakże obecne trendy sugerują, że samochody dla fanatyków odchodzą powoli w zapomnienie.

Skąd ten wniosek? Proste – już za dwanaście lat na terenie Unii Europejskiej ma wejść w życie zakaz rejestrowania samochodów zasilanych silnikami spalinowymi. Firmy produkujące samochody jednak już w większości same z siebie „przerzucają” się na te elektryczne i o mniejszych silnikach – nowa generacja Forda Mustanga, mająca pojawić się w roku 2024 będzie ostatnią zasilaną przez silnik spalinowy, a Lamborghini jest gotowe pożegnać się ze swoją słynną wolnossącą jednostką V12, a ostatnimi samochodami zasilanymi przez ten też silnik będą limitowanej edycji Invencible oraz Auténtica.
Wiadomości te powodują niemałą gorycz wśród fanów motoryzacji, którzy sami mają dość negatywne nastawienie w stosunku do samochodów elektrycznych – i nic w tym dziwnego. Samochód elektryczny bowiem przez ostatnia lata stał się synonimem do marki Tesla Elona Muska dzięki temu, że jego właśnie firma jako pierwsza osiągnąła sukces w sprzedaży wyłącznie samochodów elektrycznych. Tutaj pojawiają się problemy. Sam Musk w ostatnim czasie codziennie mieszany jest z błotem za sposób, w jaki prowadzi Twittera, wprowadzając niepotrzebne i nielubiane zmiany, a sama Tesla produkuje… złe samochody. Nie zrozumcie mnie źle – Model S Plaid jest wielkim osiągnięciem. 1,9 sekundy czasu rozpędzania się od zera do setki to bardzo imponująca liczba, jednak nie tylko prędkością samochód stoi, zwłaszcza w przypadku Tesli, która jest kupowana w dużej większości przez ludzi szukających środka transportu który wzbudza w nich wrażenie, że pomagają ratować środowisko. Same modele Tesli przypominają bardziej jednak smartfon na kółkach, a nie samochód, a fakt, że Musk wprowadził funkcję instalowania aktualizacji do samochodów nie pomaga mi w zmianie zdania. Pomijając jednak już takie gadżety w Teslach, jak klakson odgrywający dowolny plik mp3 czy hiperprzestrzeń z „Gwiezdnych Wojen” na tablecie służącym do obsługi wszystkich praktycznie funkcji samochodu, trzeba zauważyć, że Tesle są po prostu niskiej jakości. Żadna marka podająca się za luksusową nie powinna być wypełniona skrzypiącym i trzeszczącym plastikiem w środku. Wiele modeli do tej pory cierpi na problemy z lakierem –wiele wlaścicieli musiało zamówić przemalowanie całego samochodu z powodu różnych zadrapań i niedopatrzeń które wystąpiły podczas oryginalnego malowania. Ciekawostka – klamki w Teslach podczas zimy mogą się po prostu nie otworzyć przez to, że są na jednej płaszczyźnie z drzwiami.

Sama Tesla nie jest jednak jedynym obiektem nienawiści fanów motoryzacji – ten jakże zaszczytny tytuł należy się Fordowi Mustangowi Mach E. Muszę przyznać, o ile sam staram się być stosunkowo neutralny wobec samochodów elektrycznych, o tyle Mach E doprowadza mnie do szewskiej pasji. Ford bowiem uznał, że dobrym pomysłem będzie wprowadzenie elektrycznego SUV-a i nadanie mu nazwy legendarnego muscle cara. Prawie tak tragiczny pomysł, jak Mistubishi Eclipse Cross. Inne, znane i stałe na rynku modele zostały już zapowiedziane jako przyszłe elektryki – chociażby Chevrolet Blazer czy Alfa Romeo Giulia.

Wszystko powyżej wymienione jest jednak niczym w porównaniu do tego, co pasjonaci motoryzacji uważają za grzech główny samochodu elektrycznego – sposób zasilania. Według najbardziej zagorzałych i radykalnych przeciwników „elektryków” samochód bez silnika spalinowego nie jest w ogóle samochodem a jedynie marną imitacją tego, co sami kochają najbardziej. Samochody elektryczne mają jednak swoje zalety: są chociażby łatwiejsze do utrzymania dzięki braku silnika. Wszystkie serwisowe obowiązki związane z silnikiem spalinowym są oczywiście nieistniejące w przypadku „elektryków. Ładowanie ich może być również robione w garażu w nocy – podobnie jak wcześniej wspomniany smartfon.
Jednak najbardziej oczywistym argumentem za kupnem samochodu elektrycznego jest to, że są one lepsze dla środowiska. Tutaj muszę obalić pewien mit, że produkcja baterii zasilającej „elektryka” jest tak samo szkodliwa dla środowiska, jak 12 lat regularnego użytku samochodu z silnikiem spalinowym. Nawet zaliczając produkcję, samochód elektryczny zawsze będzie lepszy dla środowiska niż spalinowy, chociaż nie jest to tak wielka różnica, jak niektórym może się wydawać – jest to bowiem „tylko” 17-30% mniej emisji dwutlenku węgla dla samochodu elektrycznego. Można to porównać do picia z papierowej słomki, aby pomóc środowisku.

Jaki bowiem można wysnuć z tego wszystkiego wniosek? Odpowiedź nie jest oczywista. O ile może się wydawać, że samochody elektryczne zastąpią spalinowe, o tyle trzeba zauważyć, że trzy największe firmy produkujące samochody (Toyota, Renault–Nissan–Mitsubishi Alliance i Volkswagen, odpowiednio 11.5, 6.7 i 4 procent sprzedaży samochodów na świecie w 2022 roku) nie podpisały deklaracji stuprocentowego przejścia na samochody eletryczne do roku 2040. Czy to jednak coś zmieni? Ciężko stwierdzić, biorąc pod uwagę tempo i częstotliwość zmian w naszym nastawieniu do klimatu i próbach ochrony środowiska. Na razie pozostaje poczekać i zobaczyć, co z tego wyjdzie.
O autorze
Licealista i oddany fan starych kawałków oraz motoryzacji. Preferuje tematy luźniejsze i bardziej rozrywkowe.