Przejdź do treści

„Używając języka trzeba być ostrożnym” – Wywiad z Ivanem Davydenko

Z Ivanem Davydenką rozmawia Ewa Grajek. 

Redaktor naczelny Magazynu Malkontenty. Autor tomu Halal, za który otrzymał Wrocławską Nagrodę Poetycką Silesius 2023 w kategorii debiut roku oraz został laureatem Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego im. Artura Fryza na najlepszy poetycki debiut książkowy roku. W 2023 nominowany do Nagrody – Stypendium im. Stanisława Barańczaka przyznawanej w ramach Poznańskiej Nagrody Literackiej. Autor podcastu “Jak zostać Ukraińcem. 

Ewa Grajek: Zanim porozmawiamy o poezji, chciałam nawiązać do twojej pozapoetyckiej działalności. Prowadzisz podcast na YouTub’ie „Jak zostać Ukraińcem”, niedawno prowadziłeś slam poetycki podczas Europejskiego miesiąca kreatywności Cre-AKCJA i uczestniczyłeś w wielu spotkaniach poetyckich. Jak właściwie oswoiłeś scenę i jak poradzić sobie ze stresem?

Ivan Davydenko: Chyba nie jestem tego najlepszym przykładem. Zawsze byłem pulchnym dzieckiem, poza tym moja matka była nauczycielką w szkole, do której uczęszczałem, więc ludzie zawsze zwracali na mnie uwagę i od dzieciństwa musiałem się z tym mierzyć. Przez to wystąpienia publiczne przyszły mi naturalnie. A wracając do wątku stresu, wydaje mi się, że tego nie da się uniknąć, to jest naturalne zachowanie organizmu, kortyzol i adrenalina trafia do krwi, podnosi się tętno i to są reakcje fizjologiczne. Ja po prostu staram się zachować stan „skupienia wewnętrznego” i wtedy wystąpienia się układają. 

E.G: W wierszu „Junkfood” opowiadasz o doświadczeniu migracji i relacji z krajami, które się opuszcza i które się odwiedza. Wielu moich znajomych planuje wyjechać za granicę na studia. Często wyobrażamy sobie, że w krajach Europy Zachodniej będziemy mieli dostęp do lepszej edukacji i lepiej płatnej pracy. Czy znajduje się to, czego się szuka? 

ID: Twoje pytanie już zakłada pewną tezę interpretacyjną tego wiersza. Pisząc go, miałem na myśli kraje, w których mieszkałem, a nie kraje, z których wyprowadzam się i wprowadzam, ale to ciekawa interpretacja. Pisząc ten wiersz rzeczywiście starałem się oddać w nim dwa głosy. W młodym wieku też myślałem o przeprowadzce, bo żyjemy teraz w świecie, który jest dostępny i mamy w nim wiele możliwości. Wydaje mi się, że panuje teraz takie silne przekonanie, że jeżeli jest możliwość, to musimy z niej skorzystać. To taki trochę przymus dobrobytu. 

Niestety nie spotkałem się z najlepszymi doświadczeniami, ale uważam, że w pewien sposób mnie to ukształtowało. Wiele z mojej przeszłości migracyjnej zawarłem w podcascie „Jak zostać Ukraińcem”, tam jest taka krótka przebieżka po moich wyjazdach. Akurat nie został tam włączony mój roczny pobyt w Danii, miałem wtedy 21 lat i to był zdecydowanie trudny okres. Nie pasował mi zarówno kraj, ludzie i taka ogólna atmosfera tego miejsca. Przed wyjazdem spodziewałem się, że to będzie supermiejsce, że życie tam będzie lekkie. Myślę, że to było takie moje pierwsze zderzenie z dorosłością.

E.G: Jak po latach oceniasz to doświadczenie?

ID: Myślę, że często po latach doświadczenia, które z początku wydają nam się negatywne, okazują się w jakiś sposób pozytywne. Ponosimy po prostu konsekwencje naszych wyborów i często wydarzenia, które na początku wydają się końcem świata, z biegiem czasu mogą doprowadzić nawet do sukcesów. 

E.G: Czyli warto wyjechać, choć może to być trudne?

ID: Nie chciałem powiedzieć, że warto wyjeżdżać. Bardziej miałem na myśli, że warto postępować w zgodzie z samym sobą. Wydaje mi się, że to w ogóle jest duży problem naszych czasów. To znaczy, my często sami nie wiemy, czego tak właściwie chcemy, czasem jesteśmy pod wpływem różnych technik perswazji, potem szybko się zniechęcamy, a następnie nie chcemy niczego. Jeżeli ktoś chce wyjechać, żeby zobaczyć inne kraje, to jak najbardziej polecam, ale nie jest to jedyna słuszna droga. Jeżeli ktoś chce zostać w kraju, w mieście, to tam też znajdzie przestrzeń, żeby się rozwinąć i znaleźć dobrą pracę. 

E.G: A co pomaga Ci odróżnić nacisk środowiska zewnętrznego od tego, co chcemy zrobić sami dla siebie?

ID: To jest długa droga, którą każdy musi przejść samemu. Moim zdaniem powinniśmy po prostu pytać samych siebie „Czy ja chcę tego naprawdę?”.

E.G: Poezja często jest pisana jako komentarz polityczny. Czy uważasz, że Twoje teksty również mają charakter polityczny i czy uniknięcie polityczności jest w ogóle możliwe, jeśli pochodzi się z Ukrainy w czasie wojny?

ID: Bardzo nie chcę, żeby moja poezja była polityczna. Dla mnie to jest po prostu sztuka. Strefy życia społecznego podzielone są na pewne dziedziny, które opowiadają nam o tym, czym jest świat. Ja wyodrębniłbym naukowy, filozoficzny, polityczny, prawny i właśnie ten związany ze sztuką. Oczywiście łączy ona w sobie pozostałe dziedziny i częściowo się z nimi przenika. Może być polityczna, ale może być też filozoficzna. Wiele sztuki wchodzi w dialog z nauką, dobrym przykładem jest sztuka transhumanistyczna. Oprócz tego byłem kiedyś na performansie Jacka Mazurkiewicza. To jest kontrabasista jazzowy, który podłączał czujniki do roślin mięsożernych i pobudzał ich paszcze. Przez rośliny przechodził elektryczny impuls, on następnie był odczytywany i przekładany na muzykę. 

Nie napisałem tomiku politycznego i bardzo bym nie chciał, żeby był on odczytywany przez pryzmat mojego pochodzenia. Moja sztuka jest skierowana przede wszystkim do czytelnika i pewnymi wierszami próbuję wchodzić z nim w dialog. Napisałem książkę, nie tyle o mnie, co o wartościach, które są uniwersalne i mogą w jakiś sposób rezonować z odbiorcą.

E.G: W swoich tekstach często przyjmujesz perspektywę zmarginalizowanych grup społecznych. Czy dopatrujesz się w tym funkcji literatury? I czy literatura w ogóle ma moc, żeby to zmienić?

ID: No, jeżeli teraz powiem tak, to zostanę uznany za poetę zaangażowanego, który walczy o wyzwolenie grup zmarginalizowanych. 

Uważam, że stopień mojego zaangażowania nie jest aż tak wysoki, żeby mnie uznać za poetę zaangażowanego. Na pewno pewne sytuacje, których byłem świadkiem, znalazły swoje odbicie w tekstach. Skoro miałem moc, żeby nadać komuś głos w wierszu, to po prostu to zrobiłem.

Dawid Kujawa powiedział, że poeta zaangażowany jest pasożytem na zmarginalizowanej grupie. Ja nie uważam, żebym na jakiejkolwiek grupie próbował pasożytować, po prostu użyłem swoich doświadczeń i obserwacji do opisania pewnych sytuacji.

Halal - Ivan Davydenko | Książka w Lubimyczytac.pl - Opinie, oceny, ceny
Halal-Ivan Davydenko | Lubimyczytać.pl

E.G: W środku tomiku znajdujemy wiersz napisany w całości po ukraińsku. Równocześnie wiele Twoich tekstów zawiera błędy stylistyczne, językowe albo składnie typowe dla Ukraińców uczących się języka polskiego. Co dla Ciebie znaczy ten gest?

ID: To znaczy po prostu, że to ja to pisałem. Ciągle zdarza mi się popełniać błędy podczas mówienia i nie widzę w tym nic złego. Wydaje mi się, że w młodym wieku te popełniane błędy mają jakąś niesamowicie dużą wagę, a w życiu dorosłym ten błąd czasami może być po prostu uroczy, dodaje jakiegoś kolorytu. Bycie cały czas poprawny zamienia człowieka w maszynę.

My, to znaczy ja, moja redaktor Emila Konwerska i korektor Jakub Sęczyk, wszystkie te błędy bardzo dokładnie przedyskutowaliśmy. Każdego z nich musiałem bronić potem, krwią i mailami o trzeciej w nocy. Kuba Sęczyk ciągle mi powtarzał „nie mamy konsensusu”,  „musimy iść w stronę poprawnej polszczyzny”, ale uważam, że to jest moje doświadczenie i gdybym wyczyścił wszystko, to nie byłyby moje wiersze, to jest część mojej tożsamości. Traktuję to jako przyjmowanie samego siebie.

E.G: Tekst Focaccia” jest krytyką poetyki Tadeusza Różewicza, z kolei w wierszy „Krzysiek nie oddycha” przywołujesz postać Krzysia, który się odkleił. Kto, twoim zdaniem, jest bardziej odklejony, Krzysiek czy Tadeusz Różewicz?

ID: No Krzysiek się odkleił (śmiech)

E.G: A Tadeusz Różewicz nie?

ID: Nie, Tadeusz Różewicz jest super. Rozumiem, o co ci chodzi, bo w szkole jest przymus uczenia się o poezji, a ja Tadeusz Różewicza zacząłem czytać po prostu z chęci. Między innymi stąd moje zamiłowanie do języka polskiego. Nigdy nie ukończyłem żadnego kursu. Raz w Żytomierzu poszedłem na kurs polskiego i byłem tam najgorszym studentem, nie potrafiłem nic. Z czasem nauczyłem się czytać, potem słuchać. Uczyłem się polskiego sam, nikt mnie nigdy nie kontrolował i ta przejęta polska kultura naturalnie zintegrowała się z moją osobowością i utworzyła się taka, można powiedzieć, polska narośl, która potem zaczęła się rozrastać.

Tadeusz Różewicz miał tragiczne życie, część jego rodziny została zamordowana w czasie wojny. Przed wojną Różewicz miał rolę śmieszka, ulubieńca wszystkich i słodkiego młodego chłopca. Czytając jego wiersze i widząc to zgorzknienie starego mężczyzny, nagle zastanowiłem się, jaka zmiana musiała zajść w tym człowieku i za kogo on się uważa, że mówi młodym, jak oni mają się zachowywać. Zaciekawiło mnie to, ale też musiałem uzbroić się w cierpliwość. Cierpliwość jest bardzo użytecznym narzędziem. Studiowałem książkę po książce, cały dorobek Różewicza i on zaczął się gdzieś we mnie odkładać, w pewien sposób zżyłem się z jego postacią. Wtedy moje wiersze nabrały trochę innego wymiaru. Mój typowy wiersz Różewiczowski, to jest wiersz pod tytułem „Nic cię” o klapkach, które się rozerwały. 

Więc uważam, że to Krzysiek bardziej się odkleił, bo zbyt wiele o nim nie wiemy, ale pewne elementy jego sylwetki zarysowanej w wierszu nie wskazują na to, żeby był szczególnie ciekawym człowiekiem.

E.G: Mam wrażenie, że język w Twoim tekście często jest grą albo zagadką do odszyfrowania. Tak było na przykład w wierszy napisanym cyrylicą. Często też pozwalasz sobie na dość luźne podejście do języka, wspominałam o przewijających się błędach składniowych. Z drugiej strony w tekście „Bismillah” pokazujesz język z innej perspektywy. Piszesz: „Tak jakby język był zimnym ostrzem, którym dotychczas tylko się bawiłem”. Więc czym dla Ciebie jest język i w jaki sposób możemy go odczytywać w tym tomiku?

ID: Język jest dla mnie bardzo ważnym narzędziem. Jest tym zimnym ostrzem, którym można się bawić. Nie wiem, czy dzieci na podwórkach ciągle bawią się kozikami i wycinają coś tam na ławkach i drzewach. W moim dzieciństwie kozik był ważną zabawką, ale to były lata 90’ i inny kraj. 

Wiersz „Bismillah” jest o tym, że używając języka, trzeba być ostrożnym, bo nigdy nie wiesz, kiedy jesteś poetą, który frywolnie bawi się językiem, a kiedy już tłumaczem języka ukraińskiego w dziecięcym szpitalu onkologicznym. 

E.G: Wracając do tematu błędów. Kojarzyły mi się z formami, których zazwyczaj używają dzieci, kiedy uczą się mówić. I faktycznie nauka obcego języka może przypominać trochę naukę mówienia w ogóle. Czy zatem, to jest skończony proces? I czy w kolejnych tomikach, o ile planujesz takie wydać, ciągle możemy spodziewać się barier językowych?

ID: Nauka w ogóle nigdy się nie kończy. Język cały czas się zmienia, poza tym używamy go na przykład do myślenia, komunikacji, a nauka tych rzeczy nigdy nie jest procesem zakończonym. Cały czas nie potrafię wyrazić pewnych emocji w rozmowie na przykład z bliskimi albo pisząc posty w social mediach. Łatwiej mi zakomunikować coś w wierszu i z tego powodu mogłaś doszukać się w tych wierszach jakiejś dziecinności, bo też dziecko jest pełne emocji. Z wiekiem stajemy się coraz bardziej ukulturowieni, a kultura jest dla nas wytworem absolutnie sztucznym. Bez niej prawdopodobnie zawładnęły nami jakieś zwierzęce instynkty. Wydaje mi się, że ta dziecinność może się łączyć z emocjonalnością. Moja praca poetycka polegała na wyciągnięciu emocji ze słowa. 

To znaczy, coś tam się zmieniło, na pewno ja się zmieniłem. Zależy mi, żeby nie oddzielać pisania od życia. Na pewno nie napiszę kolejnych tomików, dopóki nie przeżyję części swojego życia, która pozwoli mi ułożyć kolejne wiersze.

Pracuję teraz nad swoim debiutem prozatorskim. Idzie powoli, ale staram się go dokładnie przemyśleć. Z kolei w najbliższym czasie ukaże się kolejna książka poetycka, ale staram się tego nie forsować, bo to byłoby robieniem kariery. Choć może zaliczam się do osób, które w ostatnich latach zrobiły karierę literacką, ale to było dla mnie zupełnie nieoczekiwane. Taki trochę efekt uboczny. Moim celem jest w przerwach między przeżytymi sytuacjami pisać nowe wiersze, czasem uciec od świata za biurko i pisać prozę. To dla mnie taki wewnętrzny obowiązek, bo bardzo chcę być artystą. Skoro mam prawo tak się nazywać, to mam też obowiązek włożenia w dzieła literackie pewnego wysiłku. Cały czas staram się publikować wiersze raz na parę miesięcy w czasopismach literackich i bardzo polecam je śledzić. Tam są młode, zdolne osoby piszące. Później można też samemu, samej wysłać coś swojego. 

E.G: To może mała polecajka na koniec. Informacje o współczesnych poetach polskich wydają się poukrywane w polskim Internecie. Czy mógłbyś na koniec podać kilka witryn, nazw czasopism, do których warto zaglądać?

ID: Na pewno „Zakład Magazyn”, „Tlen Literacki”, „Stoner Polski”, „Kontent”. To wszystko jest za darmo w Internecie. Można jeszcze zerknąć do starszych czasopism, takich jak „Odra”, „Akcent”, „Czas Literatury”, „Znak”, „Pismo”, „Przekrój” one są na przykład w Empiku. Polecam po prostu przeszukiwać prasę.

fot. nagłówka: Volodymyr D-k, CC BY-SA 4.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0>, via Wikimedia Commons

O autorze