Przejdź do treści

Skromne arcydzieło. Rzecz o „Siódmej pieczęci” (reż. Ingmar Bergman, 1957)

Stary Kontynent, którego mieszkańcami możemy się z dumą określać, stawiany jest w pierwszym szeregu, jeśli chodzi o wkład w rozwój światowej Dziesiątej Muzy. To przecież Francuzi, bracia Auguste i Louis Lumiere (XIX-wieczni wynalazcy i propagatorzy kinematografu), położyli podwaliny pod najpiękniejszą dziedzinę sztuki, za jaką powszechnie uważany jest film. Oczywiście mógłbym bez końca wymieniać personalia i wybitne osiągnięcia europejskich reżyserów, których nazwiska zapisały się złotymi zgłoskami w dziejach kina. Lang, Clair, Polański, Bergman… – sztandarowe dzieła wszystkich tych twórców już dawno obrosły legendą.

Przyznam jednak, że szczególne wrażenie wywarł na mnie jedynie ostatni z wymienionych artystów – Szwed, Ingmar Bergman. Wyreżyserował on bowiem bodaj pierwsze monolityczne dzieło w historii kinematografii. Dzieło, którego znajomość jest elementarna, zarówno dla krytyków filmowych, jak i dla osób, pragnących nosić zaszczytne miano humanistów – mowa rzecz jasna o „Siódmej pieczęci” (1957). Jest to utwór co prawda skromny pod względem realizacyjnym, lecz zarazem odznaczający się potężnym ładunkiem emocjonalnym oraz szlachetnym, nieomal chrześcijańskim, przesłaniem filozoficznym.

Bergman – skandalista i innowator

Na wstępie przyjrzyjmy się kontekstowi historycznemu, jaki towarzyszy „Siódmej pieczęci”. Prace nad realizacją filmu rozpoczęły się w II połowie lat 50. Był to okres, w którym reżysera kojarzono raczej z realistycznymi dramatami społecznymi, dotyczącymi relacji damsko-męskich („Letni sen”, „Pragnienie”, „Uśmiech nocy”), aniżeli z obrazami o wymowie egzystencjalnej – takimi, jak np. interesująca nas dzisiaj „Siódma pieczęć”.

Warto przy tym dodać, że za sprawą Bergmana w podobnym okresie (rok 1953) szwedzkim przemysłem filmowym wstrząsnął prawdziwy skandal obyczajowy. Kipiące namiętnością sceny erotyczne z bergmanowskich „Wakacji z Moniką”, okazały się zbyt odważne dla ówczesnego, nieco pruderyjnego, szwedzkiego społeczeństwa. W sprawę zapobiegawczo włączyła się nawet Szwedzka Akademia Filmowa, próbująca wymusić na Bergmanie porzucenie prac nad krystalizującym się dopiero scenariuszem. Koniec końców, film został nakręcony, a nawet osiągnął status kinowego przeboju – nie tylko w rodzimej Szwecji, ale także (co ciekawe) w komunistycznej Polsce. O sensacji, jaką wzbudził w zamierzchłych latach PRL-u wzmiankowany obraz, chętnie opowiada na swoich wykładach m.in. pan Krzysztof Zanussi.

Kadr z filmu „Wakacje z Moniką” (1953). Na zdjęciu Lars Ekborg i Harriet Andersson (źródło: Picturehouse)

Przechodząc dalej – niewątpliwą inspiracją dla Bergmana, jeśli chodzi o sposób prowadzenia opowieści (bohaterowie pozostający w nieustannej podróży, zarówno fizycznej, jak i duchowej), było tzw. kino drogi. Świeży wówczas gatunek przeżywał swój rozkwit, począwszy od roku 1954, kiedy to na włoskie (a później światowe) ekrany trafiła „La strada” w reżyserii Federico Felliniego. Był to współczesny dramat obyczajowy, opowiadający o skomplikowanej relacji miłosnej pomiędzy członkami wędrownej trupy cyrkowej.

Bergman, jak przystało na prawdziwego kinowego innowatora, nie pozwalał sobie jednak na żadne kalki, nawet z dzieł tak uznanego reżysera, jak Fellini. „Siódma pieczęć” jest co prawda pewnego rodzaju filmem drogi, lecz został on osadzony w odległych historycznie realiach epidemii dżumy (czarnej śmierci) – choroby, która zbierała śmiertelne żniwo w XIV wieku.

Transcendentna podróż

Wydarzenia wstrząsające średniowieczną Europą śledzimy z perspektywy powracającego z wyprawy krzyżowej rycerza, Antoniusa Blocka (w tej roli Max von Sydow) oraz jego wiernego giermka, Jönsa (Gunnar Björnstrand). Pierwszy z bohaterów już na początku podróży przystępuje do brzemiennego w skutki pojedynku szachowego ze spersonifikowaną Śmiercią. Reguły gry są bardzo proste – zwycięstwo Rycerza oznacza darowanie mu życia, przegrana natomiast wieszczy rychły zgon. Warto nadmienić, że partia szachów (motyw zaczerpnięty z malowidła Döden spelar schack Albertusa Pictora) jest rozgrywana etapami – odbywa się ona pomiędzy licznymi perypetiami, jakie wędrowcy przeżywają na swojej drodze.

Malowidło Albertusa Pictora (ok. 1480-1490) ze zbiorów Szwedzkiego Muzeum Historycznego w Sztokholmie (źródło: Wikimedia)

Krążenie po wynędzniałych, ginących pod naporem dżumy, europejskich miasteczkach jest dla Blocka i towarzyszącego mu giermka doznaniem głęboko wstrząsającym. Obaj z jednoczesnym zainteresowaniem i przerażeniem obserwują gwałtowną degradację człowieczeństwa w obliczu nieuchronnej (jak się wydaje) Apokalipsy. Część ludzi zatraca się w niepohamowanym obżarstwie i rozpuście, podczas gdy inni drżą ze strachu o własne życie i usiłują przebłagać Najwyższego, wręcz skamląc o odpuszczenie grzechów.

Ciekawym zjawiskiem, skutecznie rozjaśniającym przygnębiający obraz rzeczywistości, jest napotkane w pewnym momencie przez Rycerza i Giermka małżeństwo wędrownych aktorów (kolejny element budzący skojarzenia z „La stradą”), którzy specjalizują się w śpiewie i prostej akrobatyce. To właśnie oni, pełni entuzjazmu i zapału do życia (jak gdyby w kontrze do otaczającego świata), niemal od początku stają się wiernymi kompanami protagonistów w toku mozolnej podróży. Opuszczają ich dopiero na krótko przed finałem opowieści. Impulsem do tak radykalnej decyzji staje się sytuacja, gdy Jons (bo tak ma na imię aktor), przypadkowo dostrzega Rycerza toczącego jeden z etapów szachowej rozgrywki ze Śmiercią. Artysta jest do tego stopnia przerażony całym zajściem, że postanawia pospiesznie uciekać – razem z żoną i niespełna rocznym synkiem.

Kluczowym, szczególnie poruszającym, motywem w filmie jest nieugięta postawa, z jaką Rycerz przyjmuje wszelkiego rodzaju tragiczne zrządzenia losu. Bohater, będąc człowiekiem poszukującym (i wciąż nieodnajdującym) metafizycznego pierwiastka w ziemskiej egzystencji, bezustannie zadaje pytania – o sens cierpienia, o istotę zła, a nawet o istnienie Boga. Jest to paradoksalne, zważywszy, że bohater powraca z brutalnej wojny religijnej, którą średniowieczni Europejczycy wytoczyli niewiernym w imię Jezusa Chrystusa. Być może Rycerz zaangażował się w walkę (oraz w sam fach rycerski) nie podzielając w pełni chrześcijańskich ideałów, a jedynie dążąc do chwały i korzyści materialnych? Niestety, tych wątków scenariusz nie rozwija i pozostają one niewiadomą.

Rozwinięte zostaje jednak zakończenie, które przepięknie odsłania przed widzem całościowe przesłanie opowieści. Rycerz, po ostatecznej porażce ze Śmiercią (ta po rozgrywce enigmatycznie zapowiada swoje nadejście w najmniej spodziewanym momencie), szczęśliwie dociera do domu. W jednej izbie, przy stole, zasiadają wówczas przedstawiciele różnych stanów społecznych. Są to żona i córka Rycerza oraz prosty kowal wraz z towarzyszką życia (z zawodu aktorką). Wszyscy zgromadzeni słuchają treści Apokalipsy wg świętego Jana, którą z przejęciem czyta małżonka Rycerza. W momencie, gdy z niezwykłą siłą wybrzmiewają wersety o Siódmej Pieczęci (opisujące apogeum upadku ludzkości), przez drzwi domostwa niepostrzeżenie wkrada się kostucha – zwiastunka śmierci, wzbudzająca zrozumiałe przerażenie wśród domowników. Wiedzą wszak oni, że los, jaki ich teraz czeka, to szaleńczy taniec ze Śmiercią (danse macabre) i przeraźliwe oczekiwanie na zbawienie.

Danse macabre. Kadr z finałowej sceny filmu „Siódma pieczęć” (źródło: Filmweb)

Dlaczego „Siódma pieczęć” jest ważnym filmem?

„Siódma pieczęć” Bergmana to opowieść metaforyczna, dla której średniowieczna stylistyka stała się jedynie pretekstem do przekazania odbiorcom głębokich, osadzonych w filozofii egzystencjalnej, prawd dotyczących śmierci oraz szeroko pojętego Absolutu. Reżyser, który oparł scenariusz na powstałej kilka lat wcześniej jednoaktówce własnego autorstwa (Malowidło na drzewie, 1955), pragnie zaszczepić w widzach przekonanie, wedle którego dalece bardziej istotne od gromadzenia dóbr materialnych jest uporządkowanie życia duchowego. Twierdzi on również, że nawet do granicznych rozliczeń ze Śmiercią zawsze można podejść ze spokojem i z podniesionym czołem.

Na zakończenie warto odnotować, że ponadprzeciętna warstwa artystyczna filmu zyskała uznanie w zaskakująco odległych od siebie środowiskach. „Siódma pieczęć” najpierw otrzymała nagrody na międzynarodowych festiwalach w Cannes (edycja z 1957) i w Valladolid (1960), aby kilkadziesiąt lat później, w roku 1995, zostać wpisaną na Watykańską Listę 45 filmów o szczególnych walorach religijnych, moralnych i artystycznych.

Ten fakt najlepiej ukazuje zarówno wielkość Bergmana jako reżysera, jak i geniusz arcydzieła filmowego, które stworzył.

fot. nagłówka: Filmweb

O autorze

Student kierunku Dziennikarstwo i nowe media na Uniwersytecie Civitas w Warszawie. Miłośnik poezji i polskiej muzyki art-rockowej z lat 80-tych. Żywo zainteresowany walką z wszelkimi przejawami niesprawiedliwości i nierówności społecznej.