Gdy lata temu zaznajomiłem się ze streszczeniem fabuły gry opowiadającej o ludzkości dotkniętej epidemią grzyba, pomyślałem, że to bzdury. Co więcej, ta gra jest rzekomo jedną z najlepszych w historii. Dopiero później miałem okazję przekonać się, dlaczego przygody Joela i Ellie w świecie po katastrofie, która zniszczyła wszelką cywilizację, stała się takim hitem. I sam się wciągnąłem.
– Hahaha!
– Całkiem ci odbiło?!
– Powinnaś widzieć swoją minę.
– A gdybym utonęła?
– Nie utonęłabyś. Musisz popracować nad pewnością siebie.
– Ta, śmiej się, staruszku. Póki możesz.
Fot. Abolfazl Sorkhi
GRA
Gra studia Naughty Dog, pod względem technicznym, opiera się przede wszystkim na strzelaniu (do ludzi i zombie) oraz eksplorowaniu. Głównym bohaterem pierwszej odsłony „The Last of Us” jest Joel Miller, rzemieślnik z Teksasu, który w dniu swoich urodzin traci córkę, a świat upada, gdy olbrzymia część ludzkości pada ofiarą pasożytującego na ludzkim mózgu grzyba. Teraz, lata po katastrofie, Joel musi przetrwać w świecie zdominowanym przez monstra dawniej będące ludźmi. Przy czym, jak się okazuje, by zostać takim potworem, nie trzeba wcale zostać zarażonym – dowodem tego są gangi w pełni świadomych swoich czynów kanibali. Id tłamsi superego i nawet sam Joel robi rzeczy, które w cywilizowanych warunkach nie przeszłyby mu przez myśl.
Rzecz jasna, apokalipsa zombie nie jest w amerykańskiej popkulturze czymś specjalnie wyrafinowanym, ale to nie potwory są tutaj najważniejsze. Kluczem do zrozumienia sedna tej historii jest relacja między Joelem a Ellie, dziewczyną odporną na ugryzienia zarażonych i ostatnią nadzieją na stworzenie szczepionki. Chociaż ten pomysł fabularny może przywodzić na myśl „Leona Zawodowca” Luca Bessona, stawka jest tutaj nieporównanie większa. Miller ma szansę nie tylko na zbudowanie bliskiej relacji, ale również ocalenie ludzkości. Nie muszę chyba mówić, że sprawa z biegiem czasu okaże się bardziej skomplikowana i bohater będzie musiał udowodnić, jak mocno mu na Ellie zależy.
To właśnie wrażliwość pozwala nam zrozumieć wyjątkowość „The Last of Us”. W pierwszej części gry, w przerwie pomiędzy strzelaniem, zapoznajemy się z żyrafą na terenie opuszczonego zoo w Salt Lake City. W drugiej odsłonie (gdzie główną bohaterką jest już Ellie) ze świata przemocy wyrywa nas scenka zwiedzania dawnego muzeum w urodziny bohaterki, bądź spokojnego spędzania czasu na farmie, gdzie, na ogromnych połaciach terenu, w zasięgu wzroku nie ma ani jednego zagrożenia.
SERIAL
Nie mam nic przeciwko przenoszeniu historii opowiadanych przez gry na inne media, takie jak wysokobudżetowe seriale. Zabieg ten pozwala dotrzeć ze scenariuszem do większej widowni, takiej, która niekoniecznie musi w wolnych chwilach grać na PlayStation. A sam fakt, że za serial „The Last of Us” dla HBO miał (obok Neila Druckmanna, twórcy gry) odpowiadać Craig Mazin od genialnego „Czarnobyla”, zapowiadał znakomite dzieło.
Niestety, pomimo paru dobrych momentów, serial jest moim zdaniem na trójkę z plusem. O ile pierwszy sezon jest wciąż dobrym kinem, tak drugi już tak nie porywa, gdy okazuje się, jak wielkim ubytkiem jest brak w obsadzie Pedra Pascala w roli Joela. Okazuje się, że sceny, które w grze wyglądały imponująco, w serialu nie robią wrażenia. Nie pomógł tutaj casting – obie aktorki, mające grać pierwsze skrzypce w drugim sezonie (Bella Ramsey i Kaitlyn Dever) nie mają w sobie doniosłości i brutalności, z których słynęły ich bohaterki z gry Naughty Dog. Stroje i dekoracje są sztuczne, dialogi – nienaturalne. Co w takim razie przyniesie trzeci sezon (zakładając w ogóle jego powstanie, biorąc pod uwagę, że w związku z fatalnym przyjęciem drugiego sezonu duża część widzów może już po prostu do serialu nie wrócić)?
PODSUMOWANIE
Gry z cyklu „The Last of Us” to ścisła topka scenariuszy dla gier wideo. Nie ukrywam, że czekam na część trzecią, gdyż historia w tym momencie „urywa się”. Szkoda, by to miał być ten finał, po którym widzowie ubierają się i rozchodzą do domów.
Serial wiele by zyskał, gdyby zakończono go po jednym sezonie. Uniknęlibyśmy jako widzowie tragicznych skutków decyzji, by historię z jednej gry rozbić na dwa lub nawet trzy sezony, wypuszczane w kilkuletnim odstępie. Czyżby zatem wirtualna rozrywka miała okazywać się większą sztuką niż tradycyjne kino?
Pomorzanin, urodzony w Warszawie, mieszkający w Krakowie. Student kulturoznawstwa, pasjonat poezji, miłośnik talentu Larsa von Triera i Stanleya Kubricka.
Ta witryna używa ciasteczek, by wspomóc jej działanie. Pamiętaj, że nie musisz zgodzić się na ich obecność!AkceptujęCzytaj więcej
Polityka prywatności i ciasteczek
Privacy Overview
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.