Bez wątpienia każdy, kto choć w najmniejszym stopniu przebywa w przestrzeni mediów społecznościowych ma świadomość sytuacji, która obecnie dzieje się na polskim YouTubie. Zabawni i charyzmatyczni idole sprzed lat, pod ciężarem oskarżeń swoich kolegów i ofiar, obnażają swoje mroczne oblicze naznaczone przemocą, degeneracją i co najbardziej karygodne – pedofilią. W jaki sposób „legendy” polskiego Youtube’a stały się w jednej chwili niemal pato-influencerami wzbudzającymi niechęć, a nawet obrzydzenie? Jak świadczy to o naszych internetowych „autorytetach”?
Wielki sukces, jeszcze większy upadek
Choć najbardziej konkretne i poważne oskarżenia dotyczą Stuu, na światło dzienne wychodzą także głęboko niemoralne i nieakceptowalne zachowania innych twórców, zarówno ze ścisłego kręgu Stuarta, jak i spoza niego. Obserwować możemy coś w rodzaju „masowego zepsucia” środowiska przez wiele lat z uśmiechem na twarzy tworzącego swoje filmy dla dzieci, którymi była wtedy zapewne większość osób śledzących tę aferę. Twarde zderzenie z rzeczywistością dotyczy także tzw. „internetowych strażników moralności” – Gargamela i Krzysztofa Gonciarza – z których komentarzami i poglądami od lat liczyły się tysiące fanów.
Wydaje się, że szybko zdobyta sława zebrała swoje żniwa w ramach dość typowego schematu. Pijani internetowym sukcesem influencerzy postanawiają wykorzystać „swój moment” i w poczuciu bezkarności w pełni czerpać z możliwości własnej kariery. O zrobienie jednego kroku za daleko w takim wypadku nie trudno, natomiast jeszcze trudniej uwolnić się z gęstej siatki zależności, jaka tworzy się między youtuberami „solidarnie” mającymi coś za uszami. Ziarno pada często także na podatny grunt – ktoś, kto w internecie wydaje się przebojowy i uwielbiony, w rzeczywistości może być przygnieciony ciężarem kompleksów i niskiej samooceny. Oto, kogo najczęściej wybieramy na swoje internetowe „autorytety”.

Szok (nie)oswojony
Film Konopsky’ego ukazujący dowody na przestępstwa wielu youtuberów zaledwie w jeden dzień zdobył ponad 10 mln wyświetleń. Gdy cały internet w wręcz chorobliwym podekscytowaniu czekał na publikację materiału, na temat afery wypowiedziały się prawie wszystkie media, a nawet sam premier Mateusz Morawiecki. Hasztag „PandoraGate” obiegł wszystkie media społecznościowe – roi się tam od wszelkiego rodzaju komentarzy i publikacji na ten temat. Pojawiać zaczęły się nawet żarty czy memy zainspirowane ową sytuacją. Być może wszystko to ma na celu oswojenie szoku, który dotknął pokolenie w pewnym sensie wychowujące się na treściach publikowanych przez osoby prześwietlane teraz przez „oko internetowej moralności”. Jest ono raczej bezlitosne – społeczny cancelling wydaje się trwać w najlepsze, wymierzając sprawiedliwość jeszcze przed jakimikolwiek działaniami prokuratury.
Afera PandoraGate pokazała nie tylko, jak bardzo nie należy ufać „fajnym gościom” z internetu, lecz także uwypukliła znaczenie zmian jakie dzieją się na naszych oczach. To nie dziennikarze, lecz youtuberzy demaskują youtuberów. Śledztwo odbywa się na łamach kilkudziesięciominutowych filmików, tworzonych na wzór sensacyjnego dokumentu, który ma nami wstrząsnąć i wzbudzić uczucie podniecającego oczekiwania na więcej. Internet po raz kolejny tworzy precedens i wyraźnie zaznacza swoją wyższość, szkoda natomiast, że w tak dramatycznych okolicznościach.
Aktualizacja
W piątek 13 października br. Warszawski Sąd Okręgowy wydał postanowienie o tymczasowym aresztowaniu Stuarta B. Za internetowym twórcą ma zostać wydany europejski nakaz aresztowania. Będziemy informować o kolejnych krokach w śledztwie.
Fot. nagłówka: Facebook/Marcin Dubiel
O autorze
Studentka polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Zafascynowana literaturą, szczególnie jej twórczą i życiodajną właściwością opowiadania świata. W czasie wolnym amatorka rysunku i tenisa.