HBO jest marką kojarzoną na całym świecie z jedną rzeczą: jakością. Nic dziwnego – to właśnie ten serwis oferował na przestrzeni lat jedne z najbardziej rozpoznawalnych i najlepszych seriali w historii – „Rodzina Soprano”, „Gra o Tron”, „Sukcesja”, „Euforia”, „The Last of Us”. A to tylko niewielka część wielu hitów stacji. Tutaj nasuwa się pytanie – dlaczego w takim razie Warner Bros. Discovery postanowiło usunąć nazwę HBO ze swojej platformy streamingowej?
Zacznijmy od początku i od tego, dlaczego HBO jest synonimem jakości telewizyjnej. Kiedy stacja zaczęła operować 8 listopada 1972 roku zamysł był prosty: kanał miał być serwisem „premium”, pokazującym filmy wolne od reklam i w pełnej długości, za drobną opłatą wynoszącą 6 dolarów za miesiąc. Widać było więc, że ludzie „na górze” celowali przede wszystkim w jakość. HBO jednak rozłożyło skrzydła dopiero w roku 1999, kiedy na ekranach subskrybentów serwisu pojawił się pierwszy sezon „Rodziny Soprano”. To ten serial właśnie pokazał, że programy telewizyjne mogą być jakości filmowej, co zresztą HBO udowadniało przy każdej kolejnej większej premierze, takiej jak „Darkwood”, „Gra o Tron” czy mający premierę w tym roku „The Last of Us”.

Czasy jednak się zmieniały. W roku 2013 Netflix zadebiutował „House of Cards”, którego sukces pozwolił serwisowi na zarówno wypromowanie swojej platformy, jak i zapewnienie licencji na wiele popularnych filmów i seriali. Popularyzował tym samym streaming za subskrypcją jako najlepszy sposób na oglądanie swoich ulubionych seriali i poznawanie nowych poprzez oglądanie kilku odcinków naraz, co wcześniej było niemożliwe bez zakupu serialu na płytach lub – nie daj Boże – taśmach VHS. HBO więc, jako serwis doświadczony przez lata na rynku wystartował z serwisem HBO Go. Na początku dawał on subskrybentom kanału telewizyjnego dostęp do setek filmów i seriali – w tym oryginalnych produkcji HBO – on demand, czyli, jak w przypadku każdego z setek obecnych dzisiaj serwisu do streamingu, na życzenie.
HBO Go istniało w Ameryce Północnej do 27 maja 2020 roku – bowiem wtedy koncern WarnerMedia wystartował z HBO Max, czyli masywną platformą streamingową oferującą materiały z bibliotek takich studiów, jak HBO, CNN, Cartoon Network, The CW, Warner Bros. Pictures czy New Line Cinema. Serwis pokazał się w Polsce dopiero dwa lata później, 8 marca 2022 roku, jednak nie spotkał się z ciepłym przyjęciem. O ile oferta serwisu jest bez dwóch zdań imponująca, o tyle sama aplikacja po dziś dzień boryka się z wieloma problemami. Dla przykładu – podczas korzystania z aplikacji mobilnej w momencie przejścia z połączenia z transferu danych na połączenie z Wi-Fi, aplikacja wyłącza oglądany film lub odcinek serialu, usprawiedliwiając się brakiem połączenia – chociaż oczywiście połączenie jest. Dzieje się tak zwłaszcza podczas korzystania z HBO na smart TV, przez który większość subskrybentów korzysta z dóbr serwisów.

Jednak HBO Max nie zawita u nas na długo. W 2024 roku zajdzie w Polsce przemiana, do której w Stanach Zjednoczonych doszło już 23 maja. Zmiana do dziś pozostawia wiele osób w stanie niemałej dezorientacji. Z nazwy serwisu zostało bowiem usunięte kojarzone jako wyznacznik jakości HBO, zostawiając serwis nazwany po prostu Max. Pomijając dziwne nazewnictwo, to sam start serwisu był dość kłopotliwy – nie dość, że dalsze korzystanie z serwisu jest możliwe tylko po zainstalowaniu nowej aplikacji Max (jakby wprowadzenie aktualizacji do już istniejącej, chociaż wadliwej, aplikacji HBO Max było co najmniej trzynastą pracą Heraklesa), to jeszcze ta nowa (choć w interfejsie identyczna do poprzednika) jest pełna tych samych problemów, które były uciążliwe na HBO Max.
Nasuwa się jednak pytanie – skąd ta zmiana? Cóż, Warner Bros. Discovery tłumaczy się potrzebą podkreślenia poszerzenia oferty o między innymi tytuły dotychczas eksluzywne dla serwisu Discovery+. Pochylmy się więc na chwilę nad katalogiem tej platformy, a przynajmniej nad tytułami, które w dniu premiery Max weszły w bibliotekę serwisu jako część przechodząca z Discovery+. 23 maja klienci Max mogli się dowiedzieć, co je Zooey Deschanel, zobaczyć podcast panów Bateman’a (nie mylić z popularnym w ostatnich latach bohaterem pewnego filmu z Christianem Balem w roli głównej), Arnett’a oraz Hayes’a w wersji mobilnej, w trasie, czy obejrzeć drugi sezon, anulowanej 20 lat temu, animacji o klonach postaci historycznych, chodzących do liceum. Odpowiednio w kolejności: „What Am I Eating? With Zooey Deschanel”, „SmartLess: On the Road” oraz „Clone High”. Telewizją wysokich lotów osobiście bym tego nie nazwał, ale może właśnie dlatego zostało usunięte z nazwy HBO. JB Perette, szef streamingu w Warner Bros. Discovery, podaje inny powód zmiany nazewnictwa – o ile HBO jest „uwielbiane przez nas wszystkich”, o tyle budowało przez pięć dekad rozrywkę dla dorosłych i „nie jest to coś, co chcielibyśmy pokazać swoim dzieciom”. Ja sam osobiście ojcem nie jestem, ale wiem, że na HBO Max obok seriali nieprzeznaczonych dla dzieci jak „Gra o Tron”, była też wbudowana funkcja kontroli rodzicielskiej oraz dedykowana sekcja z animacjami Cartoon Network. Osobiście nie widzę, dlaczego do stosowania tej samej metody potrzebne było usunięcie HBO z nazwy serwisu.

Co więc oznaczać mogą dziwne decyzje giganta jakim jest Warner Bros. Discovery? Czas pokaże. Jednak bez dwóch zdań obecnie wprowadzają one głównie zamęt, nieporozumienie i zdezorientowanie u przeciętnej klienteli, dla której serwis streamingowy, który pod nazwą HBO znają od prawie 13 lat, nagle zostaje zastąpiony imieniem działającego na nerwy jedenastolatka. Cóż, najwyraźniej niepisane nam jest zrozumienie decyzji wielkich korporacji.
Fot. nagłówka: Dimitrios Kambouris, Getty Images
O autorze
Licealista i oddany fan starych kawałków oraz motoryzacji. Preferuje tematy luźniejsze i bardziej rozrywkowe.