21 lipca wieczorem czasu polskiego Joe Biden zrezygnował z walki o reelekcję. Była to spodziewana decyzja urzędującego jeszcze prezydenta Stanów Zjednoczonych. Pytania, czy Biden jest dobrym kandydatem Demokratów na kadencję 2025-2029, nasiliły się po ostatnich aktywnościach przywódcy.
Szczególny niepokój w obozie prezydenckim wzbudziła czerwcowa debata, w której Biden zaprezentował się tak, jakby był do niej nieprzygotowany. Wielokrotnie tracił wątek w swoich wypowiedziach. Ulegał też bardzo łatwo prowokacjom ze strony Republikanina Donalda Trumpa. Dodatkowych wątpliwości dostarczał fakt, że z każdym tygodniem pojawiały się coraz to gorsze informacje o stanie zdrowia gospodarza Białego Domu. Ostatecznie Joe Biden wycofał się z wyścigu na nieco ponad cztery miesiące przed datą głosowania.
Rezygnacja prezydenta to kolejny istotny punkt tegorocznej kampanii. Wcześniej w rywalizacji słuchaliśmy wielu brutalnych wypowiedzi, którymi kandydaci atakowali siebie nawzajem. Agresywny był zwłaszcza Donald Trump, choćby wtedy, gdy stwierdził, że Biden jest oszustem, jego administrację nazwał „gestapowcami” lub gdy niekulturalnie wytykał podeszły wiek swojemu przeciwnikowi. Biden nie pozostawał dłużny, określając Republikanina niezrównoważonym politykiem. Paradoksalnie, mimo, że hejt częściej dotykał Joego Bidena, to próba zamachu na Donalda Trumpa, której dopuścił się zaledwie dwudziestoletni Thomas Matthew Crooks, była punktem zwrotnym, po którym obaj kandydaci stonowali emocje. Do tamtego strasznego momentu kampania polegała jednak głównie na wzajemnych oskarżeniach, niewiele zaś było propozycji skierowanych do Amerykanów.
Joe Biden wielokrotnie podkreślał, że jako prezydent chciałby kontynuować pomoc Ukrainie. Był za to wyśmiewany przez sztab Republikanów, którzy argumentowali, że Biden zupełnie zaniedbał problemy wewnętrzne, takie jak niekontrolowana imigracja i wzrastająca przestępczość. Istotę tych kwestii tuż po nominacji na potencjalnego wiceprezydenta uzasadniał J.D. Vance. W wywiadzie dla Fox News senator powiedział, że dalsze zaangażowanie w konflikt rosyjsko-ukraiński, zamiast skoncentrowania uwagi na priorytetach, może doprowadzić do wojny jądrowej.
Nominacja na kandydatkę Demokratów wiceprezydentki Kamali Harris, która zapowiada, że jej polityka nie będzie się znacząco odróżniała od postulatów proponowanych przez Bidena, może zatem nie przynieść oczekiwanego zwrotu w sondażach. Jeśli Demokraci nie przekonają wyborców, że rozwiążą ich codzienne problemy i znajdą sposób na zagrożenia, mogą nie utrzymać władzy, a wtedy kontrowersyjny miliarder ponownie stanie się głową najpotężniejszego państwa świata.
Fot. nagłówka: Openverse
O autorze
Absolwent stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Warszawskim. Od podstawówki zaangażowany w działalność dziennikarską. Najchętniej pisze o polityce krajowej i międzynarodowej oraz sprawach społecznych.
W wolnych chwilach wolontariusz niosący pomoc potrzebującym.
Miłośnik komunikacji miejskiej, dobrej książki i gier planszowych.