Przejdź do treści

Chopin znów na czasie, czyli co zostanie po ostatnich dźwiękach konkursu?

W październiku 2025 roku Warszawa zamieniła się w stolicę muzyki klasycznej. Na ulice wyjechały przyozdobione tramwaje i autobusy, a do Filharmonii Narodowej zawitali znani artyści i publiczność z całego świata. Wszystko aby wspólnie celebrować dorobek Fryderyka Chopina. Po drodze nie obyło się, rzecz jasna, bez kontrowersji. Wątpliwości wzbudziły decyzje (i nieobecność) jury, chybione komentarze ekspertów, „luźne” stroje uczestników, a nawet kaszel na sali Filharmonii Narodowej.

XIX Konkurs Chopinowski

Od 2 do 23 października 2025 roku w Warszawie odbyła się 19. edycja Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina. Po raz pierwszy wydarzenie to zorganizowano niemal sto lat temu, w 1927 roku. Od tego czasu konkurs, mniej więcej co pięć lat, przyciąga pianistów z całego świata. Podczas tegorocznej edycji, w pierwszym etapie przesłuchań spotkało się 84 pianistów z 19 krajów, m.in. z Chin, Japonii, Polski, USA, Kanady, Korei Południowej, a nawet Malezji czy Gruzji.

Najpierw każdy z nich stanął przed trudnym wyborem instrumentu, który najlepiej odda ducha Chopina. Zaledwie w piętnaście minut musieli rozstrzygnąć czy postawić na klasyczny Fortepian firmy Steinwaya, poprzedniego zwycięzcę marki Fazioli, Shigeru Kawai, Yamaha czy może mniej popularny Bechstein.

Przed przesłuchaniami konkursowymi zainicjowano koncert inauguracyjny. Na sali Filharmonii Narodowej w Warszawie wspólnie zagrali na trzy fortepiany poprzedni najsłynniejsi laureaci jak Bruce Liu, Yulianna Avdeeva oraz Dang Thai Son.

Szkoda, że podczas całego konkursu nieco zabrakło polskich zwycięzców – Krystiana Zimermana, który obchodzi właśnie 50-lecie wygranej czy Rafała Blechacza w 20 rocznicę jego triumfu.

Nocturne, opus i sonata

Podczas samego konkursu uczestnicy zmierzyli się z  przekrojem całej twórczości Fryderyka Chopina. Poczynając od figlarnych dzieł z jego młodości, a kończąc na monumentalnych kompozycjach. Na przestrzeni trzech etapów pianiści wykonali etiudy, mazurki, nokturny, walce, ballady i finalnie sonaty. Można było usłyszeć znane polskie tańce ludowe czy Marsz Żałobny, ale również i poznać zupełnie nowe utwory.

W finale wybrzmiały różnorakie interpretacje Poloneza Fantazji, który, moim zdaniem, w ogóle nie pasował do kompozycji występów i chyba nieco wybijał artystów z rytmu. Pianiści musieli następnie zejść ze sceny, by po chwili na nią powrócić w towarzystwie dyrygenta Andrzeja Boreyko i wykonać Koncert e-moll lub f-moll przy akompaniamencie orkiestry symfonicznej. Był to zdecydowanie najciekawszy moment wszystkich przesłuchań. Każdego wykonania słuchałam z ogromnym zachwytem i podziwem.

Uczestnicy

Kryteria ocen jury niezmiennie budzą moje wątpliwości. 25-punktowa skala wydaje się racjonalnym rozwiązaniem. Kiedy wziąć jednak pod uwagę, że w jury zasiadają nauczyciele uczestników, sprawa się nieco komplikuje. Teoretycznie są oni wyłączeni z bezpośredniej oceny własnych uczniów, ale czy pozostali są w stanie zachować bezstronność?

Pozostaje też sporna kwestia wierności oryginalnym kompozycjom. Czy Fryderyk Chopin wygrałby dzisiaj swój własny konkurs? Istnieje spore ryzyko, że nie. Musiałby dodać do swoich utworów szczyptę modernizmu i wpisać się we współczesne trendy marketingowe. Bo nie oszukujmy się – zwycięstwo w konkursie to świetna szansa na zwiększenie sprzedaży fortepianów, prywatnych lekcji, płyt z muzyką klasyczną czy… luksusowych samochodów na nowe rynki. Poprzedni zwycięzca Bruce Liu, jak przystało na człowieka z wyższej sfery, jeździ na swoje występy tylko Lexusem.

Miejmy jednak nadzieję, że kluczowym kryterium niezmienne pozostają umiejętności i wirtuozeria pianisty. Więc kto z nich poradził sobie najlepiej?

Polacy

Wśród Polaków najlepszy okazał się Piotr Alexewicz, który już w wieku kilku lat został okrzyknięty geniuszem fortepianu. Serce publiczności skradł jednak Piotr Pawlak i jego emocjonalne interpretacje, nieoczywisty repertuar oraz skromna osobowość. Mimo to zakończył zmagania na III etapie. Podobnie zresztą jak 19-letni Yehuda Prokopowicz, który otrzymał za to Nagrodę Polskiego Radia za najlepsze wykonanie mazurków. Z kolei Nagroda im. Belli Davidovich za najlepsze wykonanie ballady przypadła Adamowi Kałduńskiemu, który odpadł po II etapie. Publiczność oburzyła również szybka eliminacja Mateusza Dubiela – zwycięzcy Polskiego konkursu Chopinowskiego.

Zwycięzcy

W finale zmierzyło się łącznie 11 najlepszych pianistów, a wielkim zwycięzcą został Eric Lu, który powrócił na konkurs po 10 latach. Wówczas zajął 4. miejsce i postawił sam sobie bardzo wysoką poprzeczkę. Nic więc dziwnego, że dla wielu od samego początku był oczywistym kandydatem na zwycięzcę. Nie mógł jednak narzekać na brak konkurencji. Podczas konkursu pojawiło się sporo kandydatów, którzy również mogli (a według wielu widzów wręcz powinni) zwyciężyć. Jego głównym bezpośrednim rywalem, jeszcze przed rozpoczęciem przesłuchań, okrzyknięto Kevina Chena – najwyraźniej słusznie, bo Kanadyjczyk uplasował się na II miejscu. Podium zamknęła Zitong Wang z Chin, która ponadto otrzymała Nagrodę specjalną Krystiana Zimermana za najlepsze wykonanie sonaty.

Szczególną sympatię publiczności zyskały wyróżnione ex-aequo IV nagrodą zaledwie 16-letnia Tianyao Lyu (najlepsze wykonanie koncertu) z Chin i Shiori Kuwahara z Japonii. Tuż za nimi znaleźli się Piotr Alexewicz z Polski i Vincent Ong z Malezji. Ostatnią nagrodę otrzymał William Yang reprezentujący USA. Z kolei Tianyou Li z Chin (ważne! to nie ta sama osoba, co Tianyao Lyu) został wyróżniony Nagrodą Towarzystwa im. Fryderyka Chopina za najlepsze wykonanie poloneza.

Każdy z tych artystów bez wątpienia zasłużył na otrzymaną nagrodę. Odnoszę jednak trochę wrażenie, że jury chciało uhonorować każdego, a zamiast tego nie wyróżnili za bardzo nikogo. Miejsca ex-aequo jednak automatycznie odbierają im trochę prestiżu, a nagrody specjalne wyglądają, jak takie na pocieszenie.

Nie tylko konkurs

Istnieje jednak świat zewnętrzny poza filharmonią. Fryderyka Chopina można też uhonorować samemu grając na fortepianowych schodach, zwiedzając wystawę w muzeum czy idąc do kina. Długo wyczekiwana biografia ,,Chopin, Chopin!” jest już na wielkim ekranie. W rolę tytułowego bohatera wcielił się niezwykle autentyczny Eryk Kulm. Aktor zafascynowany postacią polskiego kompozytora postanowił sam nauczyć się grać wszystkie utwory, które można usłyszeć w filmie. Reżyser Michał Kwieciński stworzył mały, psychologiczny, intymny film, który zmusza widza do refleksji. Bez wątpienia jest to jednak wielka produkcja, stworzona z rozmachem, której nie można przegapić. Ale uwaga, wpędza w okropnego doła.

No cóż. Ciężko będzie wrócić do cichej rzeczywistości po tygodniach klasycznych, przepięknych dźwięków. Ale może wcale nie trzeba tego robić. Niech Fryderyk Chopin wybrzmi ponownie również przy innych okazjach. A jeśli nie, to do usłyszenia za 5 lat.

Fot. nagłówka: Geert Pieters | Unsplash

O autorze

studentka dziennikarstwa na UW. Uwielbia czytać literaturę piękną, oglądać thrillery psychologiczne i pisać wszelakie twórcze teksty: artykuły, opowiadania oraz wiersze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *