Na świecie menstruuje obecnie około 1,9 mld osób, z czego aż 500 mln dotkniętych jest ubóstwem menstruacyjnym. Pojęcie to do niedawna było dużym tematem tabu, jednak w ostatnich latach to zaczęło się zmieniać. Co to dokładnie oznacza?
Ubóstwo menstruacyjne to ograniczenie dostępu do środków menstruacyjnych z powodów ekonomicznych. Jest to duży problem w społeczeństwie, lecz niestety nadal bagatelizowany. Pierwszą polską fundacją, która powstała w celu walki z ubóstwem menstruacyjnym, jest właśnie Akcja Menstruacja. Została założona przez cztery młode dziewczyny i aby dowiedzieć się więcej o działaniu tej fundacji, jak i również o samym ubóstwie menstruacyjnym, porozmawialiśmy z jedną z założycielek, Magdaleną Demczak.
(Anna Cieciorowska – A. C.) Skąd wziął się pomysł na stworzenie Akcji Menstruacji oraz dlaczego taka inicjatywa jest potrzebna?
(Magdalena Demczak – M. D.) Akcja Menstruacja to pierwsza w Polsce fundacja, która zajmuje się walką z ubóstwem menstruacyjnym i to jest nasz główny cel. Staramy się też walczyć z okresowym tabu i edukować społeczeństwo, ponieważ wierzymy, że to też jest kwestia bardzo ważna. Czym właściwie jest ubóstwo menstruacyjne? Słownikową definicją (chociaż warto pamiętać, że ubóstwo menstruacyjne nie widnieje jeszcze w słownikach, ale pojawiło się ostatnio w naszej polskiej Wikipedii) jest ograniczony lub całkowity brak dostępu do środków menstruacyjnych.
Jeżeli chodzi o naszą historię i początki, to wszystko zaczęło się dosyć niewinnie. W 2019 roku w sezonie wiosennym spotkałyśmy się jako cztery nastolatki, dokładnie maturzystki. Rozmawiałyśmy ze sobą o tym, jakie widzimy złe rzeczy na świecie, co się dzieje, co warto byłoby naprawić. Miałyśmy trochę zaplecza aktywistycznego, za sobą kilka różnych projektów, więc działalność aktywistyczna nie była nam obca. Jedna z nas – Emilia, która teraz jest naszą prezeską, podzieliła się z nami krótkim filmem odnośnie tego, jak wygląda życie osób dotkniętych ubóstwem menstruacyjnym, które są również bezdomne i muszą mieszkać na ulicach Nowego Jorku. Wtedy nas to uderzyło i zrozumiałyśmy, jak bardzo uprzywilejowane jesteśmy w tym, że w każdej chwili możemy kupić sobie podpaski, a te osoby muszą korzystać z naprawdę okropnych metod, czasem niebezpiecznych, zagrażających ich życiu, tylko po to, aby zabezpieczyć się w czasie okresu.
Naszą pierwsza reakcja było wyszukanie tego problemu w internecie. Niestety zawiodłyśmy się, bo okazało się, że w polskiej sieci nie ma w ogóle informacji na temat ubóstwa menstruacyjnego, żadnych danych, żadnych statystyk, tylko jakieś szczątkowe informacje na temat tego, jak ciężko jest osobom bezdomnym w czasie okresu. W tamtym momencie na szczęście już wiedziałyśmy, że to, że nie ma jakiegoś problemu w internecie, to nie znaczy, że on nie istnieje. Jeżeli we Francji, Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Australii, Nowej Zelandii i w innych różnych, wydawałoby się, że dobrze rozwiniętych krajach ubóstwo menstruacyjne jest widoczne oraz nasilone, to dlaczego nie miałoby być tego problemu w Polsce, która jest biedniejszym krajem, dodatkowo z ogromnym tabu dotyczącym ciała i seksualności? Nie załamałyśmy się brakiem danych i zebrałyśmy nasze siły. Rozumiałyśmy, że zaraz przyjdzie nam pisać maturę, lecz wiedziałyśmy, że jeżeli my teraz nie podejmiemy tych naszych drobnych działań, to dalej te osoby będą cierpieć i nikt im nie pomoże, a nie ma czasu na czekanie, aż ktoś się tym zajmie.
Zaczęłyśmy od bardzo małej inicjatywy, czyli zebrania pieniędzy na portalu zrzutka.pl na zakup tysiąca kubeczków menstruacyjnych. Początki były ciężkie. Dokładnie pamiętam, jak cieszyłyśmy się z każdej złotówki, która wpływała na konto, chociaż wiadomo, że na starcie byli to nasi znajomi i nasze rodziny. Jednak później wpadłyśmy w viral, ludzie podchwycili temat. Był to też pierwszy raz, kiedy ktoś tak otwarcie mówił o ubóstwie menstruacyjnym i o samej menstruacji. Zebrałyśmy chyba trzy razy więcej, niż planowałyśmy, dzięki czemu zdołałyśmy zakupić kubeczki i przekazać je potrzebującym. Wiadomo, to też nie było tak, że dowiadując się o tym problemie na świecie, założyłyśmy, że to w Polsce też musi być i jazda, działamy! Kontaktowałyśmy się z osobami pracującymi w organizacjach pomocowych – pytałyśmy, jak u nich to wygląda, o ich nastawienie, czy osoby menstruujące dostają jakąś pomoc. Jak się okazuje, wiele organizacji mówiło nam, że też tak na co dzień nigdy o tym nie myśleli, ale jest to problem i nawet jak dostają dary od ludzi, to wszyscy zapominają o tych środkach menstruacyjnych i o tym, że na to też wydaje się pieniądze. Więc po tej pierwszej akcji zrozumiałyśmy, że nie możemy tej lawiny, która ruszyła, zatrzymać i tak nagle zniknąć. Stwierdziłyśmy więc, że zalegalizujemy nasze działania i udało nam się w marcu 2020 roku założyć fundację. Niedawno też obchodziłyśmy rocznicę naszego oficjalnego istnienia.
(A. C.) Wspomniałaś, że w polskich mediach i internecie informacji na temat ubóstwa menstruacyjnego było bardzo mało. Czy przez dwa lata Waszej działalności w tym kierunku coś się zmieniło? Czy widoczna jest poprawa?
(M. D.) Poprawa jest przeogromna, bardzo zauważalna. Widzimy to też po naszych obserwatorach, bo jednak na samym początku naszej działalności większość komentarzy, które się pojawiały, w dużej mierze krytykowała to, o czym mówimy. W tamtym momencie same musiałyśmy na te komentarze odpowiadać, a teraz już widzimy, że całą tę robotę wykonują za nas nasi obserwatorzy. Dodatkowo czasem w sekcji komentarzy rozwijają się bardzo ciekawe dyskusje. Też widzimy, że społeczeństwo samo edukuje się w kierunku ubóstwa menstruacyjnego, no i przede wszystkim zaczęło o nim rozmawiać. Na samym początku media albo partnerzy, których chciałyśmy uzyskać, mówili nam, że kto będzie chciał rano do kawy czytać o ubóstwie menstruacyjnym, a teraz ku naszemu zdziwieniu te same instytucje zabiegają o wywiad z nami lub o nas w roli ekspertów. Także bardzo dużo się zmieniło w postrzeganiu miesiączki i myślę, że najważniejszą kwestią, która się przez te dwa lata zmieniła, jest to, że zaczęto o ubóstwie menstruacyjnym mówić. Zaczynałyśmy jako osamotnione w tym aktywistycznym świecie, a teraz pojawia się wiele inicjatyw i organizacji jak np. Okresowa Koalicja z ramienia Kulczyk Foundation, w której zresztą jesteśmy. Również Kulczyk Foundation zrobiło pierwsze, i na razie jedyne, badania poziomu ubóstwa menstruacyjnego i poziomu tabu menstruacyjnego w Polsce. Mamy jednak nadzieję, że to nie będą jedyne takie badania i więcej ich będzie powstawało, bo jest na to potrzeba. Widzimy więc, że ta lawina ruszyła i pcha nas też do przodu. Kto wie, może w przyszłości uda nam się wprowadzić jakieś systemowe zmiany jak np. w Szkocji, gdzie środki menstruacyjne są finansowane z pieniędzy rządowych. Jesteśmy na dobrej drodze, żeby to też u nas w Polsce miało miejsce.
(A. C.) Dobrze słyszeć, że tak wiele się zmieniło. Myślę, że wiele osób nawet nie zdaje sobie sprawy, jaka dezinformacja panowała w Polsce jeszcze do niedawna. Przechodząc do kolejnej kwestii, czyli Waszej ostatniej akcji „Tabu na Ławę” – mogłabyś powiedzieć, na czym polega?
(M. D.) Po pierwsze warto zaznaczyć, że takich akcji mamy wiele, ponieważ jest dużo różnych grup dotkniętych ubóstwem menstruacyjnym. Dlatego jest to ważne, żeby zdywersyfikować te projekty. Jeżeli chodzi o naszą ostatnią inicjatywę „Tabu na Ławę”, to połączyłyśmy ją z dniem higieny menstruacyjnej, otwieraniem gastronomii i świata po pandemii. Tutaj warto sobie zadać pytanie, dlaczego będąc w restauracji czy w szkole na lekcji, śmiało możemy wyciągnąć chusteczkę do nosa i nikt nie ma nic przeciwko, jednak jeżeli w tym samym miejscu publicznym wyciągnęłybyśmy (lub wyciągnęlibyśmy) podpaskę, tampon lub inny środek menstruacyjny, to często pojawia się niechęć, odrzucenie, a nawet zniesmaczenie. Myślę, że większość osób menstruujących doświadczyła takich sytuacji i z czasów początków swojej edukacji w podstawówce pamięta, że przejście z podpaską przez korytarz do toalety czy zapytanie koleżanki, czy ma podpaskę, to było nie lada wyzwanie. Ukrywało się to często przed męską częścią społeczeństwa. „Tabu na Ławę” jest więc po to, żebyśmy wreszcie przestali bać się przyznawać, że mamy okres. Żebyśmy zaczęli traktować środki menstruacyjne jak normalny środek higieniczny, ale również żebyśmy przestali mówić „środki higieny kobiecej”, „środki zabezpieczające na »te dni«” i zaczęli po prostu mówić, jak jest. Żebyśmy nie bali się wejść do toalety i nie otwieralijednym szybkim ruchem podpaski, żeby nikt nie słyszał w kabinie obok, bo naprawdę nie ma się czego bać i jest to środek taki sam, jak każdy inny, np. chusteczka do nosa.
(A. C.) Wasze projekty jednak nie kończą się na tym i organizujecie również inicjatywy długotrwałe, jak na przykład utworzona we wrześniu 2020 roku „Hej, dziewczyny!” czy „Pad Sharing”. Jak tworzone są takie projekty i komu są potrzebne?
(M. D.) Takie akcje są bardzo potrzebne w Polsce, ponieważ środki menstruacyjne nadal są uznawane za luksus. Są osoby w kraju, w Europie i na świecie, w XXI wieku, których nie stać na środki menstruacyjne. W przypadku „Hej, dziewczyny!” mówimy akurat o uczennicach, które muszą opuszczać szkołę w czasie miesiączki i ryzykować swoją edukację oraz wiedzę, bo jednak ten tydzień wyciągnięty z każdego miesiąca kilkunastu lat edukacji może znacząco na nią wpłynąć. Pojawia się tu też taki problem, że myślimy, że jeśli dziewczyna nie może pójść do szkoły w czasie okresu i nie ma pieniędzy na podpaski, to od razu myślimy o biednych krajach w Afryce czy Azji – i ok, tak jest, ale musimy sobie jednak zdać sprawę, że to samo dzieje się w Polsce.
Nie rzucając słów na wiatr – nieustannie, niemal każdego dnia, otrzymujemy przeróżne historie. Nawet historie nauczycielek, które z własnych pieniędzy kupowały środki menstruacyjne uczennicom czy wydzielały szafkę na te środki. Również historie dziewcząt, które pochodzą z rodzin przemocowych, w których ojciec jako głowa rodziny uważał środki menstruacyjne za coś luksusowego, zbędnego, jak kosmetyki czy perfumy. Po prostu te dziewczyny musiały i nadal muszą chodzić do szkoły z zawiniętą skarpetą czy kulką papieru toaletowego. To nadal się dzieje w polskich szkołach i z tego powodu wyszłyśmy z tą inicjatywą, i tak dostarczamy darmowe środki menstruacyjne do szkół. Teraz mamy ich około 300-400, ale jest też wiele placówek, które działają samodzielnie i same finansują środki menstruacyjne. Chcemy nadal rozwijać ten projekt i startujemy od września z drugą edycją. Na koniec, żeby jeszcze dotknąć „Punktu Pomocy Okresowej” i „Pad Sharingu”. To są podobne inicjatywy, lecz celują w inne grupy. Jeżeli chodzi o „Punkt Pomocy Okresowej”, to jest to zwyczajna biała szafka z IKEI, którą napełniamy środkami menstruacyjnymi, a nasi wolontariusze dbają o to, żeby była pełna. Umieszczamy je w przestrzeni publicznej, tak, aby każda osoba, która potrzebuje, mogła z niej skorzystać. Z kolei„Pad Sharing” był naszą odpowiedzią na pandemię. Odpowiedź na to, że przez pandemię społeczeństwo ubożeje i ciężej jest poprosić o pomoc oraz ją otrzymać. Jest to więc dosyć prosta inicjatywa. Istnieją dwa formularze: jeden dla osób potrzebujących, który mamy w języku polskim, ukraińskim, rosyjskim i angielskim na ten moment oraz drugi dla darczyńcy. My jesteś takim łącznikiem, który zapewnia anonimowość. Działa to tak, że osoba potrzebująca podaje w formularzu adres najbliższego Rossmanna, gdzie darczyńca zamawia środki menstruacyjne i dzięki temu osoba na spokojnie może odebrać paczkę, tak jakby zamówiła ją sama. Dzięki temu nikt nie wie, że osoba jest dotknięta ubóstwem menstruacyjnym. Jest to bardzo anonimowe, o co to też trzeba dbać, ponieważ temat menstruacji jest nadal ogromnym tematem tabu.
(A. C.) Wracając do akcji „Hej, dziewczyny!”. Jakie jest nastawienie dyrekcji szkół do takich inicjatyw? Czy są świadomi/świadome problemu i chcą dołączyć do projektu, czy raczej przeciwnie?
(M. D.) Głosy pojawiają się różne, ale też w ogromnej mniejszości mamy takie szkoły, które mówią nam nie, bo „nie” i dyrektor nie widzi potrzeby, żeby w szkole „takie coś” się odbywało albo że to młodzież nie będzie tego szanować i wszystko od razu ukradną. Najbardziej pozytywnie są do tego nastawieni uczniowie i uczennice oraz zauważamy, dzięki koordynatorom w szkołach, że komfort uczęszczania do szkoły się poprawia i program nie tylko wpływa na osoby potrzebujące, lecz na ogół. Wszyscy cieszą się, że szkoła dba o ich potrzeby i mają dostęp do środków menstruacyjnych. Pamiętamy też, że osoby niebinarne czy transpłciowe też mogą mieć okres i w szkołach, w których znajdują się toalety koedukacyjne, też takie pudełka się znajdują. Jak zawsze pojawiają się jakieś negatywne głosy i komentarze, ale ta fala pozytywnego odzewu skutecznie je przytłacza.
(A. C.) W jaki sposób jeszcze, oprócz tego, o czym wspomniałaś, możemy wspomóc osoby dotknięte ubóstwem menstruacyjnym?
(M. D.) Tutaj możliwości jest naprawdę sporo i nie trzeba robić nie wiadomo jakich rzeczy ani nawet zakładać fundacji, żeby walczyć z ubóstwem menstruacyjnym. Już feedback w postaci maili do danego miejsca: „Cześć, jestem waszą stałą klientką/waszym stałym klientem, ale niestety w ubikacji nie ma u was dostępu do środków menstruacyjnych. Może fajnie by było je tam umieścić?” może pomóc. Nawet udostępnianie środków w swoim miejscu pracy, w szkole lub na uczelni. Nie trzeba przecież działać w naszym projekcie „Hej, dziewczyny!”, żeby zapewnić środki dla swojej szkoły. Jest to naprawdę bardzo łatwa sprawa. Dodatkowo warto pamiętać, żeby w takich inicjatywach jak Szlachetna Paczka również umieszczać środki menstruacyjne. Jednak najłatwiejszą rzeczą, jaką można zrobić, aby walczyć z ubóstwem menstruacyjnym, jest edukowanie siebie samej/samego, bo to jest podstawa jakichkolwiek działań. My możemy zrzucić deszcz podpasek na Polskę, a bez tego ta zmiana nie będzie tak widoczna, bo nadal będzie tabu menstruacyjne i osoby potrzebujące będą bały się prosić o wsparcie. Ważne jest więc używanie inkluzywnego języka, jak np. „osoby menstruujące”, „środki menstruacyjne”, mówienie wprost „okres”, a nie „te dni” lub „przyjechała ciocia z Ameryki”. To też robi dużo, nawet zwykłe obserwowanie w social mediach organizacji zajmujących się ubóstwem menstruacyjnym. Warto wiedzieć, że niekoniecznie trzeba wspierać fundację, wpłacając pieniądze na jej konto.
(A. C.) Czy macie jakieś plany na przyszłość i rozwój Fundacji?
(M. D.) Planów na przyszłość mamy wiele. Tak jak już wcześniej wspominałam, na pewno chcemy rozszerzyć działalność „Hej, dziewczyny!”. Chcemy do niej włączyć jak najwięcej szkół, bo widzimy zapotrzebowanie i to, że odbiór tego projektu jest bardzo pozytywny. Jednak naszym długoterminowym celem jest zakończyć nasze działania. Może się to wydawać dziwną rzeczą, ale wynika to z nadziei na to, że ubóstwo menstruacyjne kiedyś przejdzie do historii i środki menstruacyjne będą ogólnodostępne, a Polska pójdzie śladem państw udostępniających środki swoim uczennicom i uczniom. Liczymy na to, że pojawią się systemowe zmiany i będziemy mogły z wielką dumą powiedzieć, że nasza rola się tu skończyła, bo problem został rozwiązany.
O autorze
Uczennica drugiej klasy liceum, aktywistka, działaczka społeczna oraz miłośniczka wschodów słońca, kawy i programów pana Roberta Makłowicza. W wolnych chwilach szlifuje umiejętności gry na gitarze lub czyta. Reprezentantka Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, finalistka programu FLEX, współzałożycielka projektów WellNest i Beyond Borders.