Niespełna miesiąc temu zakończył się mój autorski minicykl „Węgrzy Wybierają”. Opisywałem w nim najważniejsze kwestie, które każdy powinien rozpatrywać w kontekście niedawnych wyborów na Węgrzech. Wówczas mówiłem o dwóch najważniejszych formacjach, które walczyły o przywództwo w parlamencie, kontrowersyjnym i zaskakującym kandydacie na premiera – Péterze Márki-Zayu oraz niemałej roli osób społeczności LGBTQ+ w aspekcie ostatniego głosowania. Wprawdzie przedstawiciele ów społeczności zostali obrzydliwie wykorzystani do brudnej, politycznej gry Fideszu. Byli, z bólem serca używam tego określenia, instrumentem w rękach Viktora Orbána, aby „zachęcić” do wzięcia udziału w wyborach parlamentarnych, najbardziej zagorzałych fanatyków religijnych i skrajnych konserwatystów, opowiadających się przeciwko pełnej wolności osób nieheteronormatywnych i transpłciowych.
Jeszcze na kilka dni przed wyborami wydawać się mogło, że walka będzie trwała do samego końca. O zwycięstwie miały zadecydować detale – w szczególności wyniki w jednomandatowych okręgach wyborczych. Warto zwrócić w tym miejscu uwagę na sondaż instytutu Median, przeprowadzony dla węgierskiego czasopisma Hvg.hu zaledwie kilka dni przed wyborami. Badanie, choć niezbyt optymistyczne, dawało opozycji cień szansy na końcowe zwycięstwo. W omawianym opracowaniu Fidesz mógł się cieszyć ze zwycięstwa, osiągając 40 proc. poparcia, o 8 p.p. więcej, niż wspólna listy opozycyjnych partii.
Wieczór wyborczy
W niedzielę o godzinie 19:00 zakończył się proces głosowania, być może najważniejszych wyborów parlamentarnych w całej Unii Europejskiej tego roku. Frekwencja wyniosła 67,80 proc. – w głosowaniu wzięło udział ponad 4,5 mln. Węgrów. Obywatele wybrali nowych parlamentarzystów; 106 poprzez głosowanie w jednomandatowych okręgach wyborczych oraz 93 poprzez listy krajowe, wśród partii przekraczających pięcioprocentowy próg wyborczy, zgodnie z systemem wyborczym d’Hondta. Tak jak wcześniej przewidywano, kluczową rolę odegrały JOWy. Dzięki nim Fidesz wprowadzi do Zgromadzenia Narodowego aż 88 (!) parlamentarzystów. Dla porównania, opozycja zaledwie 18. W głosowaniu na listy partyjne znów górą był Fidesz. Partia rządząca uzyskała ponad 53 proc. głosów, podczas gdy zjednoczona opozycja zaledwie 35 proc. W związku z tym mandaty, na zasadzie głosowania na listy wyborcze, obejmą kolejno przedstawiciele: Fideszu (47), zjednoczonej opozycji (38), Ruchu Naszej Ojczyzny (7) oraz mniejszości niemieckiej (1). Oznacza to jedno – Fidesz utrzymał konstytucyjną większość ⅔ głosów.
Ostateczny rezultat można określić tylko jednym słowem: przepaść. Wydawałoby się, że opozycja ma wiele argumentów, aby zaszokować cały świat. Dobry, niezamieszany wcześniej w politycznym bagnie kandydat na premiera, alternatywa w postaci prounijnej polityki zagranicznej i nowe rozdanie w obliczu wojny w Ukrainie oraz bliskich stosunków obecnego szefa rządu z Władimirem Putinem. Wszystko jednak okazało się niczym w obliczu propagandy sukcesu i wplątania Węgier przez opozycję do wojny w Ukrainie.
Odnieśliśmy zwycięstwo tak wielkie, że widać je z księżyca, a z pewnością widać je z Brukseli – powiedział Orbán, ogłaszając zwycięstwo podczas wieczoru wyborczego partii. Lider Fideszu stwierdził przy tym, że podczas kampanii wyborczej, partia mierzyła się z wieloma „przeciwnikami”; jednym z nich nazwał Wołodymyra Zełenskiego.
Referendum wolności
Oddanie głosu w wyborach parlamentarnych nie było jedyną – wątpliwej jakości i przyjemności – atrakcją, jaką na 3 kwietnia przygotował węgierski rząd. Tego samego dnia odbyło się referendum ws. osób nieheteronormatywnych i transpłciowych. Na szczęście głosowanie wymierzone w wolność osób społeczności LGBTQ+ nie uzyskało wymaganej liczby oddanych ważnych głosów – w związku z czym nie jest wiążące. Aby referendum było ważne, ważny głos musiałaby oddać ponad połowa głosujących, w omawianym głosowaniu ważnych było jedynie 45% z nich. To prawdopodobnie jedyny powód do radości osób tęskniących za demokratycznymi standardami na Węgrzech. W referendum musieli odpowiedzieć na cztery poniższe pytania:
- Czy popierasz nauczanie o orientacji seksualnej nieletnich w publicznych placówkach edukacyjnych bez zgody rodziców?
- Czy popierasz promowanie terapii zmiany płci u nieletnich?
- Czy popierasz nieograniczone pokazywanie nieletnim treści medialnych o charakterze seksualnym, które mogą mieć wpływ na ich rozwój?
- Czy popierasz pokazywanie nieletnim treści medialnych dotyczących zmiany płci?
Fidesz nie pozostawił zwycięstwa przypadkowi
Nie od dziś wiadomo, że Węgrzy są uznawani za naród niezwykle konserwatywny na tle całej Europy. Pośród obywateli, do dziś, popularna jest idea Wielkich Węgier – nieprzypadkowo jest ona wspierana przez partię Orbána. Warty uwagi jest również brak pluralizmu mediów, wolności przekazu i wygłaszania, zwłaszcza niezgodnego z linią partii rządzącej, zdania. Orbán „podporządkował” sobie wiele wcześniej niezależnych mediów. Nieoficjalnie mówi się, że aż 90% z nich uzależnionych jest od rządu. Tym dziwniejszy wydaje się więc raport Międzynarodowej Komisji Obserwacyjnej, mówiący, iż od 2010 roku pluralizm mediów na Węgrzech nie zmniejszył się, lecz zwiększył, a potencjalny zasięg prorządowych i antyrządowych treści medialnych jest zrównoważony.
Wojna w Ukrainie w aspekcie wyborów na Węgrzech
Zbrodnicza napaść reżimu Władimira Putina na miesiąc przed kluczowymi wyborami – to scenariusz, który najmniej odpowiadał premierowi Węgier. Viktor Orbán, bezsprzeczny sojusznik Putina na arenie międzynarodowej, na finiszu wymagającej kampanii wyborczej szukał raczej spokoju, finalizacji planu wyborczego i wprowadzeniu na najwyższe obroty prorządowej propagandy w mediach. W jego interesie na pewno nie leżał atak putinowskich wojsk, lecz i takie, z pozoru niesprzyjające kampanii wyborczej, okoliczności postanowił wykorzystać. W kluczowych dniach i tygodniach formacja Orbána starała się wykorzystać napaść na Ukrainę dla własnych celów. Gdy politycy zjednoczonej opozycji, zaliczali rządowi współpracę z Putinem i prowadzenie nieodpowiedniej polityki względem Rosji i w ramach Unii Europejskiej, Fidesz nie próżnował. Przedstawiciele partii rządzącej straszyli wplątaniem Węgier w ukraińsko-rosyjską wojnę oraz nieodpowiedzialną polityką gospodarczą, jaką miałaby praktykować opozycja w razie zwycięstwa w wyborach.
Bez happy-endu
Niedzielny wieczór wyborczy, który wszyscy mieliśmy przyjemność oglądać, zdecydowanie nie napawa optymizmem. Porażka Pétera Márki-Zaya wraz z całą opozycją jest swoistym symbolem upadku demokracji i wolności słowa na Węgrzech. Z przykrością przyszło nam stwierdzić, że w minioną niedzielę zwyciężyła cenzura i brudna polityka demonizowania przeciwników.
O autorze
Redaktor Prowadzący Gazety. W projekt zaangażowany od grudnia 2021 roku. Pisze o polityce, edukacji oraz organizacjach pozarządowych. Laureat programu „Liderzy Innowacji”. W wolnym czasie smakosz kawy, amator książek i miłośnik nauk społecznych.