Lata osiemdziesiąte. Dekada energicznej muzyki, lekko dziwnych wyborów modowych i sitcomów. W środku tego szaleństwa, w roku 1985 pojawił się kultowy już film – Powrót do przyszłości, a w nim, w roli wehikułu czasu będącego powodem wszystkich wydarzeń filmu – DMC DeLorean. Zapadła mi w pamięć pierwsza reakcja Marty’ego McFly’a, po zorientowaniu się, że dr Emmet Brown zbudował z samochodu maszynę zdolną do podróży w czasie: „Chce pan powiedzieć, że zrobił pan wehikuł czasu z DeLoreana?!”. Warto zauważyć, że Marty nie wyglądał na zaskoczonego faktem, iż doświadczył prawdopodobnie największego odkrycia naukowego w historii, ale na zaniepokojonego, że doktorek wybrał sobie kreację Johna DeLoreana na metodę transportu po czasie. Skąd jednak te obawy?
John DeLorean założył DeLorean Motor Company po wyjątkowo owocnej karierze w koncernie General Motors – jest on odpowiedzialny za m.in. Pontiaca GTO, Pontiaca Firebird czy Pontiaca Grand Prix – dziś ikon motoryzacji amerykańskiej. W roku 1975 postanowił jednak wziąć sprawy w swoje ręce i zaczął prace nad pierwszym samochodem stworzonym pod szyldem własnej marki. Samochód byłego wiceprezesa General Motors od początku miał być futurystycznym, sportowym coupé. W 1981 roku ukazał się on – wyprodukowany ze stali nierdzewnej, posiadający drzwi skrzydłowe rodem z Mercedesa 300SL i wyglądający jak prawdziwy samochód z przyszłości – DMC DeLorean. Wszystko to w teorii brzmi pięknie, ale w praktyce DeLorean nie do końca spełniał wymogi klientów szukających samochodu sportowego.
Zacznijmy od najważniejszego elementu dla samochodów tej klasy – silnika. John DeLorean zdecydował się użyć silnika V6 PRV, używanego wtedy aby zasilać zwykłe, spokojne (i troszeczkę nudne, ale to już moja opinia) sedany Peugeota, Renault i Volvo. Dlaczego w amerykańskim, sportowym coupé użyto francuskiego wolnossącego „serca”? Jak się okazuje, prototypy DeLoreana były zasilane Cologne V6 Forda, jednak zostały one uznane za zbyt zawodne i nieprzewidywalne, co poskutkowało zmianą silnika na napędzający kultowego Citroëna CX. Kiedy jednak sam Citroën usłyszał o planach DeLoreana, aby turbodoładować ich silnik, mocno zasugerowali, żeby firma znalazła sobie nową jednostkę napędową. Ostatecznie padło więc na francuskie V6 PRV zamontowane z tyłu (co zresztą okazało się dość dużym kłopotem dla sterowności DeLoreana, która okazała się mieć tyle z samochodem sportowym do czynienia co Daewoo Matiz) – były jednak dwa problemy.
Pierwszy: biorąc pod uwagę fakt, że zrezygnowano z silniejszego „serca” Forda, z powodu obaw o jego zawodność, ironiczny jest fakt, że DMC DeLorean… często się psuje. Osoby, dziś posiadające tę maszynę, powtarzają, że jeśli nie ma się smykałki do naprawiania samochodów, to lepiej sobie prezentu w postaci DeLoreana nie sprawiać. Drugi: jak na samochód sportowy o dwóch drzwiach, futurystycznym wyglądzie i lekkim nadwoziu (samochód ważył tylko 1244 kg – to mniej niż produkowane w tamtych latach i faktycznie sportowe Ferrari F40 i Lamborghini Countach!), był on porażająco wolny. Silnik miał moc zaledwie 130 koni mechanicznych i był napędzany albo pięciobiegową manualną, albo trzybiegową automatyczną skrzynią biegów. Dla kontekstu, to tyle, co najbardziej pospolita jednostka napędowa 1.9 TDI siedząca pod maską najbardziej zwyczajnego samochodu na polskich drogach – Volkswagena Passata B5 o nadwoziu kombi. Dzięki tej jednostce samochód rozpędzał się od zera do setki w 9,5 sekundy – wynik katastrofalny i nie do zaakceptowania w szanującym się samochodzie sportowym.
Ale nie tylko silnik był problemem. DeLoroean miał problemy z zawieszeniem, tarczami hamulcowymi, prędkościomierzem, blokadą drzwi i wieloma innymi. Poza tym w samochodzie zastosowano dość oryginalny pomysł z… oknami. Zamiast zamontowania standardowych już w tych latach, otwieranych za pomocą przycisku i zasilanych prądem okien, John DeLorean zdecydował się na mały otwór, pozwalający jedynie na zapłacenie i odebranie biletu na płatnym parkingu.
Brzmi fantastycznie, prawda? To nie wszystko. Arcydzieło motoryzacyjne Johna Deloreana kosztowało w roku premiery (1981) – 25 000 dolarów ówczesnych, co w przeliczeniu na wartość tej waluty z roku 2021 daje 75 000 dolarów – około 350 000 polskich złotych. DMC DeLorean ujrzał jeszcze dwie podwyżki cen: jedną w roku 1982, do 29 825 dolarów (w roku 2021 84 000 dolarów, 395 000 złotych) i drugą w roku 1983, do 34 000 (w roku 2021 93 000 dolarów, 437 000 złotych). 437 000 złotych za samochód o prędkości Passata załadowanego torbami z ziemniakami i małą polską rodziną z zepsutym prędkościomierzem. Czapki z głów dla pana Johna DeLoreana!
DMC DeLorean jest samochodem zbyt wolnym, niedopracowanym technicznie i na domiar złego był piekielnie drogi w swoich trzech latach produkcji. Jednak nie można mu odmówić jednego – dzięki unikatowemu wyglądowi (i lekkiej pomocy filmu Roberta Zemeckisa) stał się on od razu rozpoznawalny dla zarówno fanów kina, jak i motoryzacji. A nawet jeśli większość osób Powrót do przyszłości kojarzy jak przez mgłę, a o motoryzacji wie tyle, co nic. Mimo wszystko przejeżdżający ulicą DeLorean prawie zawsze zwróci uwagę przechodniów i odwróci parę głów.
O autorze
Licealista i oddany fan starych kawałków oraz motoryzacji. Preferuje tematy luźniejsze i bardziej rozrywkowe.