Przejdź do treści

Pod prąd. Recenzja gry „Ghost of Tsushima”

„Ghost of Tsushima”, samurajska gra wideo z 2020 autorstwa studia Sucker Punch i wydana przez Sony, to świetna pozycja dla wszystkich miłośników Orientu. Czy jest równocześnie dobrze opowiedzianą historią?

TRON WE KRWI

 „Imperium Mongołów najechało nasz dom. Są bezwzględni, bezlitośni i niestrudzeni. Osiemdziesięciu samurajów… przeciwko armii. Walczymy, by spowolnić inwazję. Dzisiaj umrę za mój lud”.

Tymi słowami samuraj Jin Sakai wprowadza gracza w historię inspirowaną wojnami japońsko-mongolskimi w XIII wieku, epoką samurajów, ich kodeksem, tradycjami i zakazami oraz, patrząc szerzej, całą kulturą japońską. Od poezji haiku, przez filmy Akiry Kurosawy, na nieśmiertelnym ryżu kończąc. Gra studia Sucker Punch jako przekrój kultury Kraju Kwitnącej Wiśni w wersji na PlayStation i komputery osobiste sprawdza się świetnie.

Fot. Liana S

NIEBO I PIEKŁO

Gorzej sprawuje się scenariusz.

Rozumiem, w przypadku „Ghosy of Tsushima” najistotniejsza jest immersja, zanurzenie w świat gry. Gry, w której banalny kompas u dołu ekranu zastąpiony został powiewem wiatru, wskazującym Sakaiowi, w którą stronę należy się udać, by podjąć następne zadanie.

Nie jest to pozycja ze studia Quantic Dream. Fabuła, dialogi i losy postaci nie mają tutaj takiej siły oddziaływania, jak w przypadku gier Davida Cage’a. Akcent położono na rozrywkę, co nie znaczy, że obok pewnych dziwacznych rozwiązań scenariuszowych należy przejść obojętnie.

Przede wszystkim, napotykani przez nas bohaterowie, tacy jak wierny Taka czy groźny Khotun Chan, przywódca mongolskiej inwazji na Cuszimę, są papierowymi wydmuszkami. Ciężko uciec od porównań do „Ostatniego samuraja” z Tomem Cruisem, ponieważ losy postaci przywodzą na myśl inspirowane Dalekim Wschodem amerykańskie dzieła klasy B. Równocześnie, w dialogach, czynach i ogólnym nastroju tej opowieści, wybrzmiewa olbrzymi patos. Brakuje pewnej scenopisarskiej werwy niczym w wydanym dwa lata wcześniej świetnym „Red Dead Redemption 2”. Podczas rozmów Jina z poddanymi na śmierć i życie rolnikami z Cuszimy, ciężko się nie uśmiechnąć, taki to ciężar.

Fot. Yuri Krupenin

ZŁY ŚPI SPOKOJNIE

Gracz nie posiada realnego wpływu na to, w jaki sposób potoczy się historia. Jin, wierny rodzinie i kodeksowi bushido honorowy samuraj, staje się Duchem, przywódcą ludowym. Przywódcą, który w walce z Mongołami nie uznaje żadnego „wystarczy”. Zaczyna stosować metody, które lada moment ściągną na niego gniew szoguna – trucizny, skrytobójstwa, ciosy w plecy.

Historię Jina można interpretować jako bunt młodego człowieka przeciw konserwatywnym zasadom, które nie zdały egzaminu w starciu z wrogiem. Uważam jednak, że studio Sucker Punch powinno pozostawić graczowi wybór, którą ścieżką ma kroczyć – samuraja czy asasyna. Finał tej opowieści jest dość niesmaczny.

PODSUMOWANIE

„Ghost of Tsushima” jest świetną grą dla poszukiwaczy wrażeń. Pojedynki, układanie haiku, podróże przez śniegi – wszystko to składa się na barwną mozaikę. Jeśli jednak ktoś poszukuje po prostu sprawnie poprowadzonej i pogłębionej, osadzonej w czasach feudalnej Japonii historii, może nie być zachwycony.

Do zapowiedzianej adaptacji, nauczony przykładem „The Last of Us”, podchodzę z pewną rezerwą. Historia, w którą gra się nieźle, w wersji aktorskiej wypaść może po prostu koślawo.

Fot. nagłówka: Mikołaj Godyń/Gazeta Kongresy

O autorze

Pomorzanin, urodzony w Warszawie, mieszkający w Krakowie. Student kulturoznawstwa, pasjonat poezji, miłośnik talentu Larsa von Triera i Stanleya Kubricka.