Przejdź do treści

Nadejdzie dzień

bare trees

Z okazji Międzynarodowego Dnia Upamiętniającego Zniesienie Niewolnictwa przypominam moje przemówienie z wrocławskiego protestu BLM.

George Junius Stinney był Afroamerykaninem, najstarszym synem ubogiego młynarza. Wychowywał się w Karolinie Południowej. W 1944 roku oskarżono go o zgwałcenie i zamordowanie dwóch białych dziewczynek: jednej jedenastoletniej, drugiej ośmioletniej. Rodzina musiała opuścić stan i wyjechać na północ, by uchronić się przed linczem.

Wydawać by się mogło, że oskarżenie było nie do utrzymania: dziewczynki zabito kilkoma uderzeniami ciężkiej belki leżącej przy torach. Czy ważący czterdzieści kilogramów i mierzący trochę ponad półtora metra chłopiec byłby fizycznie zdolny podnieść taką belkę? Jedynym dowodem były wymuszone torturami zeznania oskarżonego.

Mimo wątpliwości i braku twardych dowodów dwunastu białych przysięgłych po niecałych trzech godzinach obrad uznało go za winnego zbrodni. Wymierzono mu karę śmierci, chociaż w tym samym stanie biały szesnastolatek za takie samo przestępstwo został ukarany znacznie łagodniej. Gubernator Karoliny Południowej Olin D. Johnston odmówił ułaskawienia George’a, gdyż mogłoby to zaszkodzić jego kampanii wyborczej. 16 czerwca przy czterdziestu świadkach wykonano karę śmierci. 

Mam przed oczami niewinne dziecko, które idzie na egzekucję z Biblią przyciśniętą do piersi. Widzę, jak strażnicy mają problem z zapięciem w pasy wątłego chłopczyka, którego jedyną winą jest bycie Murzynem. Odwracam wzrok, gdy po pierwszym włączeniu prądu opada za duża maska mająca zasłonić twarz wykrzywioną w grymasie bólu i przerażenia. Uśmiecham się gorzko, kiedy po siedemdziesięciu latach Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych uznaje George’a za niewinnego.

George w chwili egzekucji miał zaledwie czternaście lat, siedem miesięcy i dwadzieścia dziewięć dni.

Dzisiaj, po siedemdziesięciu sześciu latach, gromadzimy się, by wyrazić nasz sprzeciw wobec przemocy i dyskryminacji. Spotykamy się, ażeby uczcić pamięć brutalnie zamordowanego Afroamerykanina.

people harvesting crops painting

Mieszkając w Polsce

Bardzo często słyszę z ust różnych ludzi: „Gdzie się tak ładnie nauczyłeś po polsku mówić?”. Na te pełne zdumienia pytania odpowiadam nie bez złośliwości: „Kiedy byłem mały, do mojej rodzinnej wioski przyjechali misjonarze z Polski i mnie nauczyli”. To z pozoru niewinne pytanie w moich uszach brzmi odstręczająco, nieprzyjemnie. Ktoś mógłby się zdziwić lub zarzucić mi, że cierpię na syndrom oblężonej twierdzy. Jednak, gdy się głębiej nad tym zastanowić, takie pytania stanowią jasny komunikat: „Ty nie możesz być Polakiem”.

A przecież ja, tak samo jak Wy, urodziłem się w tym kraju, mam obywatelstwo, paszport z orłem w koronie. Moi pradziadkowie zostali zesłani na Sybir lub byli zmuszeni opuścić Kresy Wschodnie w ramach akcji Wisła i osiąść we Wrocławiu. Znam Lokomotywę, inwokację z Pana Tadeusza czy nieszczęsnego Murzynka Bambo. Gdy za granicą ktoś mnie pyta, skąd jestem, odpowiadam, że z Polski. Jestem dumny, że jestem Polakiem, ale część z was nie chce we mnie widzieć Polaka. Dla niektórych moich współobywateli, dla moich rodaków powinienem być obywatelem drugiej kategorii, tylko dlatego, że jestem innego koloru skóry. 

Noc dyskryminacji

Sto pięćdziesiąt siedem lat po Proklamacji Emancypacji w Stanach i na całym świecie Murzyn wciąż nie jest wolny. Pięćdziesiąt siedem lat po Marszu na Waszyngton nadal trwa czarna noc dyskryminacji. Mimo setek lat niewolnictwa, dekad marszów i manifestacji w obronie praw obywatelskich nadal otrzymujemy czek bez pokrycia.

Jednak dzisiaj, podobnie jak przed pięćdziesięciu siedmiu laty wielki Noblista, zwracamy ten czek z informacją: niewystarczające środki. Nie tylko w imieniu czarnoskórych, ale i wszystkich dyskryminowanych na całym świecie. Naszym hasłem jest – black lives matter, ale dziś czarnymi są również chrześcijanie prześladowani na całym świecie za wiarę. Dziś czarnymi są kobiety, którym odmawia się praw obywatelskich. Dziś czarnymi są osoby nieheteronormatywne. Są czarnymi ci, którym odmawia się prawa do posiadania własnego państwa. Polskimi czarnymi są szczególnie nasi bracia Ukraińcy, którzy mierzą się w Polsce z dyskryminacją, zmuszaniem do pracy na czarno, brakiem opieki zdrowotnej. W ich imieniu staję dziś w tym miejscu, w mieście wielokulturowości, w mieście stu mostów i wzywam rządy wszystkich państw świata, by zrealizowały ten czek! Przyszedł czas, byście oddali nam sprawiedliwość! Przychodzimy dzisiaj odebrać naszą należność!

Albert Camus pisał: „Bakcyl dżumy nie umiera nigdy”. To prawda, ale ta dżuma jest czymś więcej niż chorobą ciała. Dżuma jest przede wszystkim chorobą duszy. Koronawirusem jest przede wszystkim nienawiść, która wyniszcza powoli nasze społeczeństwo. Pandemia nienawiści stała się już zjawiskiem powszechnym. Stała się nowym chlebem. Iluż z nas jest zarażonych tą najgorszą zarazą? Ilu z nas karmi się hejtem? Zapominamy o miłości bliźniego, również tego odmiennego, dziwnego, inaczej myślącego, inaczej wyglądającego. A przecież, mówi Camus, „człowiek to jest idea i idea mizerna od chwili, kiedy odwraca się od miłości”.

Ja również jestem winny nienawiści. Jestem winny za te wszystkie momenty milczenia. Za to, że nie protestowałem, że milcząco przyzwalałem. Tak, ja też jestem winny, bo „każdy nosi w sobie dżumę, nikt bowiem nie jest od niej wolny”, lecz rzecz w tym, by „czuwać nad sobą nieustannie, żeby w chwili roztargnienia nie tchnąć dżumy w twarz drugiego człowieka”.

„Tchórzliwi zapytają: Czy jest to bezpieczne? Oportuniści spytają: czy jest to politycznie poprawne? Próżni zapytają: Czy jest to popularne? Ale świadomi zapytają: Czy jest to słuszne? I nadejdzie czas, gdy ktoś musi zająć pozycję, która nie jest ani bezpieczna, ani polityczna, ani popularna, ale ktoś musi ją zająć, bo jest słuszna”. Dziś nadszedł dzień, w którym wypełniamy ten testament pozostawiony przez Martina Luthera Kinga. Dziś nie możemy już dłużej milczeć. Dziś musimy opowiedzieć się za tym, co słuszne. Dziś przestało się liczyć to, co bezpieczne, co poprawne, co popularne. Dziś łączy nas słuszna sprawa. Dziś stajemy po stronie wolności, równości i braterstwa. Dziś nie są ważne barwy polityczne, narodowość, wiara, kolor skóry, orientacja seksualna, płeć. Nic poza tym nie ma znaczenia. Dziś uczymy się być braćmi i siostrami.

Józef Tischner w Filozofii dramatu pisze tak: „Wokół mnie i obok mnie znajdują się ludzie, szczególnie ci, będący uczestnikami tego samego dramatu, w którym i ja biorę udział […]. Świadomość tego, że Drugi jest obecny, dopełnia się jako świadomość roszczenia, roszczenia, które zobowiązuje. Oto do moich uszu dochodzi twoje pytanie. Jest chwila ciszy, wspólnej teraźniejszości. Oczekujesz ode mnie odpowiedzi. Trzeba dać odpowiedź”. Oto dzisiaj udzielamy odpowiedzi. Wypełniamy święty obowiązek wobec Drugiego, stając solidarnie przeciwko przemocy, rasizmowi i nienawiści. Dziś jest dzień, w którym przeżywamy tę wspólną teraźniejszość. Dziś stajemy się uczestnikami tego samego dramatu – dramatu, który wstrząsa Ameryką i całym światem. Dzisiaj, związani obowiązkiem wobec Boga, Historii i własnego sumienia, mówimy głośne nie. Bo gdy pożar nienawiści trawi ludzkość, jedyną słuszną postawą jest krzyczeć wniebogłosy.

statue of man

Rewolucja – szansa i zagrożenie

Jedna z moich przedmówczyń powiedziała, że cieszy ją płonące Minneapolis. Mnie nie cieszy. Nie cieszą mnie zniszczone pomniki Tadeusza Kościuszki, wielkiego bojownika o wolność dla Afroamerykanów, chociaż, gdyby żył dziś, pewnie jako pierwszy ruszyłby na Biały Dom i obalałby pomniki.

Dla mnie te wydarzenia są jednak symbolem głębokiego kryzysu. Czy naprawdę musi stać się tragedia, byśmy wreszcie się ocknęli z letargu, który nas zabija? Czy rozlew krwi jest konieczny, byśmy wszyscy jednym głosem wołali: wszyscy różni, wszyscy równi? Czy jedynie płonące Minneapolis może spowodować zmianę ludzkiej mentalności? Czy we wzniesionych pięściach musi tkwić kamień, by rewolucja się udała?

Historia nowożytna i współczesna świata zachodniego w rewolucje obfituje, chociaż – zwłaszcza w XX wieku – nieobce były one naszym wschodnim przyjaciołom. Chciałabym zwrócić uwagę na coś, co jest podstawą wszelkich przewrotów: bunt przeciwko niesprawiedliwości. Każda rewolucja niesie na sztandarach hasła wolności, równości, sprawiedliwości. Daje nadzieje na lepsze jutro. Jednak wiemy dobrze, że rewolucja jest również zagrożeniem wtedy, gdy zapomina o swoich ideałach.

Rozpoczynając tę wielką rewolucję, stajemy przed wyborem – czy podążymy drogą wierności wartościom, które obraliśmy za nasze przewodniczki, czy się im sprzeniewierzymy. Protestujemy przeciwko agresji, przemocy i nienawiści, stajemy po stronie miłości, pokoju i wolności. W naszej rewolucji nie ma miejsca na rwanie bruku, starcia z policją, mowę nienawiści wobec nieprzychylnych naszym poglądom. 

Jedyne, co powinno dzisiaj płonąć, to nasze serca pełne gniewu i sprzeciwu! Niech zgaśnie ogień trawiący komisariaty, domy i sklepy, kościoły, synagogi i meczety! Niech on nigdy więcej nie płonie!

Wciąż mam przed oczami niewinne dziecko skazane na śmierć jedynie za kolor skóry, wciąż mam przed oczami jego oprawców. Wciąż mam przed oczami człowieka – istotę, która konstruowała komory gazowe w obozach koncentracyjnych, ale jednocześnie mam przed oczami istotę, która wchodziła do tych komór z podniesioną głową i modlitwą Szema Jisrael na ustach.

Nadzieja

Wierzę głęboko, że nadejdzie dzień, w którym mimo różnic będziemy iść ramię w ramię ku lepszej przyszłości.

Nadejdzie dzień, w którym nikt nie będzie się musiał ukrywać ze swoją miłością do drugiego człowieka.

Nadejdzie dzień, w którym za tę samą pracę ludzie będą otrzymywać taką samą płacę, niezależnie od płci.

Nadejdzie dzień, kiedy nie będę oceniany po kolorze skóry, ale po tym, jakim jestem człowiekiem.

Nadejdzie dzień, w którym zakończą się wszelkie prześladowania religijne i wszyscy, niezależnie od swojej wiary, będą mogli się wspólnie modlić.

Nadejdzie dzień, w którym nikt Drugiemu w chwili roztargnienia nie tchnie bakcyla dżumy w twarz.

Rok 2020 jest jednym z wielu jeszcze przystanków na drodze ku wolności. Nie będzie spokoju na całym świecie, póki nie będą szanowane przyrodzone prawa wszystkich ludzi. Potężny wicher sprzeciwu będzie wstrząsał naszą błękitną planetą, aż się nie skończy noc dyskryminacji, przemocy i nienawiści i wzejdzie piękna jutrzenka sprawiedliwości, pokoju i równości.

O autorze

Christian Wojtyński