Przejdź do treści

Języki powinny przeżywać swój renesans

To już, a może dopiero, druga rozmowa realizowana we współpracy z British Alumni Society oraz Youth Talent Management. Dzisiaj, tak jak zapowiedzieliśmy ostatnio, spotykamy się z troszkę starszą młodzieżą, która jednak przechodzi przez równie ciekawą i pełną wyzwań przygodę z edukacją za granicą. A jak można się przekonać, ta przygoda to coś więcej niż może się wydawać. Miło nam przedstawić wam historię Pauliny Michór oraz Radosława Rochowiaka (kolejno z University College London i University of Cambridge)!

[Maciej Kaczmarek – M.K.]: Wszystko zaczęło się w Polsce, ale, z tego co wiem, to już dość dobrze znasz Wielką Brytanię.

[Paulina Michór – P.M.]: Tak, można tak powiedzieć. Trochę czasu minęło, odkąd dostałam stypendium i wyjechałam za granicę. Ale jeżeli chodzi o początki: pochodzę z okolic Staszowa, gdzie dorastałam w małym środowisku, a dalej w niewielkiej szkole podstawowej, gimnazjum i gdzie przez rok chodziłam do liceum.

Swoje zmagania w tych pierwszych etapach edukacji zaczynałam z językiem polskim, rosyjskim oraz chemią. Konkursów było naprawdę wiele, nie pamiętam już teraz ich dokładnych nazw, ale z czasem odnosiłam coraz większe sukcesy, a dodatkowo pojawiały się tytuły laureata czy finalisty. Nawet nie wiem gdzie „zniknął” ten czas, gdyż teraz jestem już na końcu czwartego roku neurobiologii na University College London [śmiech].

[M.K.]: Jak więc z tej perspektywy widzisz swoją drogę rozwoju?

[P.M.]: Zaczynałam, oczywiście, od nauki jako takiej. To zainteresowanie zarówno przedmiotami, jak i konkretnymi działami nauki powoli się kształtowało. Z czasem prywatnie sięgałam po lekcje angielskiego i rosyjskiego. W pewnym momencie był to również taniec. No, ale jednak to pasja do języków obcych rozwijała się we mnie najwcześniej – od podstawówki. Dalej, w gimnazjum, obok angielskiego, kontynuowałam rosyjski, ale dodatkowo zaczęłam się uczyć niemieckiego, francuskiego, z lekka włoskiego, a już, wychodząc poza ramy szkoły, ostatnio jeszcze zaczęłam hiszpański. Także języki były sporą częścią moją aplikacji [na stypendium BAS-u – przyp. red.]. Podczas rekrutacji mówiłam nawet wiersz po rosyjsku!

Miałam też po drodze z językiem polskim, udało mi się podołać kilku konkursom humanistycznym, a także, jak już wspomniałam, chemicznym. Także głównie skoncentrowałam się na językach, ale później, szczególnie w Wielkiej Brytanii, to skupienie przekułam na przedmioty ścisłe.

[M.K.]: Do czego niedługo wrócimy. Ale może jeszcze słowo o językach?

[P.M.]: Przedstawię to bardziej z perspektywy rosyjskiego. W liceum przeczytałam Eugeniusz Oniegin po rosyjsku i to były chyba moje szczytowe czasy tego języka. Od momentu, kiedy wyjechałam do Anglii, ten rosyjski trochę mi się zepsuł. Mimo że miałam zawsze kontakt z Ukrainkami czy Rosjankami, to nie było to samo. Każdy chciał się dogadać po angielsku i siłą rzeczy tego rosyjskiego mi się trochę zapomniało. Staram się słuchać filmów w tym języku i przymierzam się do Mistrza i Małgorzaty. Mam już wydanie napisane cyrylicą, ale jeszcze się do tego zbieram [śmiech]. Przyznam szczerze, że przeszłam pewną drogę z kilkoma językami, ale od momentu, kiedy trochę lepiej mówię po angielsku, wszystkie inne trochę się pozapominały…

[M.K.]: Właśnie w kontekście zapominania, żebym nie zapomniał o tobie, Radku! Jak twoja edukacja wygląda dzisiaj, a jak wszystko wyglądało wczoraj?

[Radosław Rochowiak – R.R.]: Cześć! Studiuję języki średniowieczne i nowożytne na Uniwersytecie w Cambridge, gdzie w moim przypadku jest to niemiecki i rosyjski. Ale jeżeli chodzi o początki, to w gimnazjum rozwijałem m.in. angielski i niemiecki. Ja również nie pamiętam dokładnie wszystkich konkursów, ale wśród nich były na pewno ogólnopolskie konkursy z j. angielskiego, m.in. FOX. Brałem też udział w finale ogólnopolskiego konkursu z niemieckiego organizowanego przez PSNJN, wojewódzkiego konkursu kuratoryjnego, czy w Sprachdoktorze, gdyż swój niemiecki rozwijałem głównie w gimnazjum.

[M.K.]: Ktoś Cię motywował?

[R.R.]: Szczerze mówiąc, bardzo wiele sam się uczyłem i wiele rzeczy chciałem rozwijać właśnie swoją pracą. Przyznam, że nigdy nie czekałem na pomoc, ale trafiłem na bardzo zmotywowaną nauczycielkę j. niemieckiego – p. Lenart-Siwiec, która wszystko, co związane jest z tym językiem, robiła z pasją. Łączyła to także z dobrym przepisem na edukację, gdyż potrafiła mnie zachęcić do nauki, a sama wielokrotnie wyszukiwała różne konkursy, w których mogłem wziąć udział. Była takim silnikiem tej mojej edukacji i początkiem tej drogi związanej z nauką, ale głównie z niemieckim.

[M.K.]: To było w gimnazjum. Jak było dalej?

[R.R.]: Pierwszą klasę liceum spędziłem w dwujęzycznej szkole w Bielsku Białej – dojazd w każdą stronę zajmował mi ponad godzinę! Poszedłem tam, bo angielski był na bardzo wysokim poziomie, a także klasy i grupy były mniejsze, co pozwalało na lepszy samorozwój. I faktycznie, z czasem w klasie rozmawialiśmy i po polsku, i po angielsku, zależnie, jak nam się chciało i co mieliśmy do powiedzenia. Wtedy też lekko zgłębiłem szwedzki, do którego już niestety nie wróciłem. W każdym razie wtedy też udało mi się wygrać stypendium BAS-u i byłem po prostu w siódmym niebie, bo wiedziałem, że to właśnie teraz będę mógł się rozwijać tak, jak zawsze chciałem. Dodatkowo po otrzymaniu stypendium zdecydowałem podnieść sobie poprzeczkę i doszlifowałem swój niemiecki, a także nauczyłem się francuskiego i hiszpańskiego. Wcześniej nie miałem styczności z tymi językami, więc trzy miesiące wakacji wykorzystałem w zupełności na ich naukę.

[M.K.]: A teraz jak wygląda sprawa z tymi językami?

[R.R.]: Czuję się niezręcznie, kiedy mówię o takich rzeczach, bo może to być źle odebrane [śmiech], ale, jak już wspomniałem, angielski, niemiecki, hiszpański i francuski umiem biegle, ostatnio skończyłem kurs z ukraińskiego, a ciągle rozwijam swój rosyjski, w którym swobodnie sie porozumiewam, a takze niderlandzki i chiński. Ten ostatni dzięki uprzejmości znajomych z internatu, którzy są świetną pomocą w tym wyzwaniu!

[M.K.]: W pewnym momencie oboje skorzystaliście z szansy, jaką daje BAS. Jak to wyglądało u ciebie, Paulino? Miałaś jakieś obawy?

[P.M.]: Miałam mały kompleks tego, że chodziłam do szkoły do małej miejscowości. Bardzo lubiłam swoje liceum i do dziś miło je wspominam, ale nikt o nim nie słyszał. To było z lekka… stresujące. Z drugiej jednak strony, wydaje mi się, że osoby, które chodziły do szkół w dużych miejscowościach, mogły być pod większą presją środowiska, podczas gdy ja miałam takie zbilansowane dzieciństwo. W moim przypadku obyło się bez większego stresu i jakichkolwiek nacisków, więc może dobrze, że dorastałam właśnie w tej małej miejscowości.

Ja do programu British Alumni Society aplikowałam w 2014 r. i we wrześniu wyjechałam do Adcote School for Girls. Czyli pierwszą klasę liceum spędziłam w Polsce, a dwa kolejne lata za granicą. W Anglii byłam w bardzo wiejskiej okolicy – otaczały mnie różne pola, lasy, owce. Szczerze mówiąc, miałam dużo przestrzeni i czasu na odpoczynek. Z upływem czasu w szkole pełniłam różne funkcje, byłam nawet prefektem (tak, takim jak w Harrym Potterze).

[M.K.]: Byłaś Percym!

[P.M.]: Możliwe! Ale nie tylko, bo zostałam prezydentem Eco Clubu, a nawet reprezentowałam naszą szkołę w zawodach z badmintona. Ale jeżeli chodzi stricte o kwestię nauki, to w Wielkiej Brytanii rozszerzałam tylko cztery przedmioty – chemię, matematykę, fizykę i biologię…

[M.K.]: Ale za to jakie przedmioty!

[P.M.]: Takie, które lubię! W sumie w Polsce byłam na biol-chem-fiz-ie, więc w Anglii doszła mi jedynie matematyka. Ten typ edukacji wiele mnie nauczył. Głównie kreatywności w nauce. A sama szkoła za granicą pozwoliła na pokonanie barier. Nauczyłam się otwartości na ludzi i takiego radzenia sobie… ze światem.

[M.K.]: To jakie bariery udało ci się przełamać?

[P.M.]: Jedną z nich była kwestia językowa, którą systematycznie starałam się przezwyciężać. Mimo pewnego kontaktu z językiem, wyjeżdżając do Anglii, niekoniecznie wiedziałam, czego się spodziewać. Nie znałam slangu czy bardziej wyszukanych pojęć np. na biologii. Nie chodzi mi tu o to, że nie znałam czysto naukowych procesów. Polska edukacja pozwoliła mi wiele zrozumieć. Przez pierwsze trzy miesiące wiele słów musiałam jednak analizować i tłumaczyć. Siedziałam po prostu z podręcznikiem i słówko po słówko rozkładałam zdanie. Z czasem weszłam w ten rytm języka, ale, jak na wszystko, trzeba było popracować.

[M.K.]: W dobrej rozmowie tematy szybko płyną, ale chciałem jeszcze wrócić do tego wspólnego punktu, czyli stypendium BAS-u. Radku, jak to się stało, że zostałeś stypendystą?

[R.R.]: To pytanie raczej trzeba zadać rekruterom [śmiech]. Tak naprawdę ja byłem bardzo zmotywowany i zawsze kierowałem się w stronę poznawania nowych ludzi oraz nowych rzeczy. Chciałem wyjechać i spróbować swoich sił w nauce języków obcych w innym języku. To miało być zupełnie nowe doświadczenie dla mnie, choć poprzedziłem to oczywiście odpowiednią wiedzą i przygotowaniem.

Gdy ubiegałem się o stypendium BAS w pierwszej klasie liceum, byłem po dwóch latach ciągłego czytania blogów nt. edukacji w Anglii, więc miałem w sobie takie pokłady fascynacji tym wszystkim. Przekułem to po prostu w pasję. Sam system edukacji, który jest w Anglii, bardziej mi odpowiadał. To ukierunkowanie na konkretne przedmioty, a w moim przypadku na konkretne języki, jest idealnym rozwiązaniem. Tym samym nie twierdzę, że ta obszerność przedmiotów, którą można zaobserwować w Polsce, jest czymś złym. Po prostu nie miałem ochoty uczyć się tych wszystkich rzeczy [śmiech].

[M.K.]: A jak z perspektywy czasu wygląda ten kontakt z British Alumni Society?

[R.R.]: Jest on cały czas. Kiedy jeszcze byłem w liceum, to zawsze na jakichś czat-grupkach mogłem wymieniać się opiniami z innymi stypendystami. Często organizowano dla nas spotkania np. w ambasadzie. Cieszy mnie więc to, że program stypendialny nie oparł się jedynie na wyjeździe jako takim. Nawet teraz często dostaję maile od p. Marzeny Reich na temat różnych wydarzeń, w których mogę wziąć udział. Często też pojawiają się informacje o spotkaniach dla młodszych stypendystów, dla których mój rocznik może być swego rodzaju opoką. Właśnie ostatnio mieliśmy jedno z takich spotkań online. Często tworzone są też takie sesje informacyjne, gdzie starsi odpowiadają na pytania młodszych. Także sumując, na przestrzeni czasu powstała sieć kontaktów, która, dzięki dobremu zarządzaniu, nie marnuje się.

[M.K.]: Przechodząc już bardziej do teraźniejszości: ukończyłeś pierwszy rok w Cambridge. Jak było?

[R.R.]: Świetnie, jestem zadowolony z tego wyboru. Jedyne, co mi się nie podobało, to to, że część tego roku nam zabrano, ale na to już nie mamy wpływu. Fakt, jest ciężko, bo jest wiele pracy, ale robię to, co lubię, więc ten ciężar ma mniejszą wagę.

[M.K.]: Ty, Paulino, jesteś natomiast w trochę innym momencie edukacji.

[P.M.]: Tak, jak wspomniałam, studiuję neurobiologię (MSci Neuroscience). Czekam jeszcze na ostatnie oceny, po których będę mogła ostatecznie powiedzieć, że „studiowałam neurobiologię”. Mam nadzieję, że wszystko poszło mi dobrze, więc pozostaje tylko (lub aż) wytrzymać miesiąc w oczekiwaniu na rezultaty.

[M.K.]: Nie samą nauką człowiek żyje. Jak wypełniałaś te momenty wolne od studiów?

[P.M.]: W międzyczasie trochę zwiedzałam. Przez obowiązki musiałam trochę ograniczyć te wyjazdy, ale co roku staram się odwiedzić jeden kraj. Szczególnie dużo podróżowałam i podróżuję z mamą. Było kilka dalekich podróży, takich jak Tajlandia, Egipt czy Turcja, ale też wiele europejskich wycieczek. Te wyjazdy to nie tylko aspekt odpoczynku czy zwiedzania. Bardzo lubię poznawać różne kultury i, jak tylko usłyszałam gdzieś język rosyjski, angielski, włoski, a nawet niemiecki, to od razu chciałam z kimś pogadać, spróbować swoich sił i poznać trochę tego człowieka z perspektywy jego języka.

Czas wolny spędzałam też inaczej, choć nie było go wiele. Jak wspomniałam, dużą częścią ostatniego okresu była nauka i praca, bo jednak w Londynie muszę się utrzymać. Mimo to, bardzo lubię pływać i jeździć na rolkach, ciągnie mnie do dalszego rozwoju tańca towarzyskiego i do tenisa. Chcę też spróbować garncarstwa! Ciężko pogodzić wszystkie zajęcia oraz przeznaczyć czas na hobby, ale liczę, że już niedługo trochę rozwinę się właśnie w tych kierunkach.

[M.K.]: Myślisz, że osoby, które obecnie decydują się na studia za granicą, mają lepsze warunki od ciebie? W kontekście dostępności programów.

[P.M.]: Swego czasu miałam naprawdę szerokie możliwości rozwoju, lecz faktem jest, że z każdym rokiem młode osoby mają ich coraz więcej. Mam wrażenie, że osoby, które teraz aplikują za granicę, są bardziej świadome tej drogi rozwoju. Pamiętam, że, jak na początku mojej edukacji otrzymałam lokalne stypendium Korab, to byłam pod wrażeniem, że coś takiego w ogóle można dostać. Później, gdy dostałam stypendium z BASu, nie mogłam uwierzyć, że to jest tyle warte, że dostaję takie możliwości.

[M.K.]: Radku, a jak widzisz sytuację osób dopiero co aplikujących?

[R.R.]: Warto zauważyć, że osoby właśnie aplikujące do Anglii znajdują się w nieciekawej sytuacji. Już wiadomo, że rząd nie będzie udzielał tzw. pożyczek studenckich z powodu opuszczenia przez Wielką Brytanię UE. Przez ten ruch momentalnie rosną koszty i wiele osób może odpaść „w przedbiegach z racji kłopotów finansowych”. W moim przypadku w pewien sposób udało się tego problemu uniknąć, choć ta kwestia wróci, gdy będę chciał kontynuować studia po stopniu licencjackim. Ale to jeszcze trochę czasu.

[M.K.]: Pozwolę sobie jeszcze wrócić do kwestii języka. Jak ty go postrzegasz?

[R.R.]: Nauka języka to nie tylko słowa, ale i cała jego kultura oraz historia. Według mnie, nauka języka otwiera na świat i pozwala rozwinąć swoją osobowość, która pozwala patrzeć na różne rzeczy z drugiej strony.

Swoją drogą, bardzo mnie interesują języki słowiańskie i chciałbym uratować jeden z nich. Oczywiście sam tego nie zrobię, ale dla przykładu j. białoruski jest na takim etapie swojej egzystencji, że rosyjski odsuwa go w cień. Jestem zdania, że języki powinny przeżywać swój renesans, gdyż budują tożsamość. Mam dlatego z tym językiem ciągły kontakt, choć na razie aktywnie go nie rozwijam, bo wiem, że troszkę może się pomieszać z rosyjskim i ukraińskim.

[M.K.]: A co z polskim?

[R.R.]: Zawsze bardzo chciałem go mocno rozwinąć. Szczególnie w gimnazjum interesowały mnie jego wszelakie kwestie lingwistyczne. Potem przekuło się to bardziej w patriotyczne podejście, bo z czasem mi go brakowało. Mieszkanie za granicą rozwija inną perspektywę patrzenia na własny kraj. Z drugiej strony jedyną Polką, jaką tam znałem, była pani bibliotekarka. Sam więc musiałem rozwijać polski przez książki czy filmy i cały czas chcę go stopniowo doskonalić.

Rozmowy przeprowadzone w dniach 06.07.2020 r. oraz 07.07.2020 r.

Ilustracja: Agata Szmytkowska

Źródło: Paulina Michór, zbiory prywatne.

Ilustracja: Agata Szmytkowska

Źródło: Radosław Rochowiak, zbiory prywatne.

Maciej Kaczmarek

O autorze

Gazeta Kongresy to młodzieżowe media o ogólnopolskim zasięgu. Jesteśmy blisko spraw ważnych dla młodego pokolenia – naszych spraw.

Tagi: