Przejdź do treści

Halloween w teatrze – recenzja spektaklu „Frankenstein”

silhouette of flock of birds on sky

Jesień to czas, kiedy częściej niż zwykle przyglądamy się mrocznej stronie świata. O tej porze roku obchodzimy święta związane ze śmiercią i przemijaniem – od wywodzącego się z celtyckich tradycji Halloween po chrześcijańskie Wszystkich Świętych. Te uroczystości nieprzypadkowo przypadają właśnie na ten czas. Melancholijnemu nastrojowi sprzyja deszczowa pogoda, wydłużające się noce i przyroda, która na przestrzeni jesiennych miesięcy powoli obumiera. Każdego dnia ciemność spowija świat na coraz dłużej, a choć współcześnie opanowaliśmy sztukę rozświetlania mroku niemal do perfekcji, w chłodnym jesiennym powietrzu wciąż unosi się charakterystyczny zapach grozy. W tym roku przejawy mrocznej aury dostrzec można było także na deskach legnickiego Teatru Avatar.

Frankenstein

W ostatni wieczór października – w Halloween – zespół Teatru Avatar wystawił spektakl Frankenstein w reżyserii Kamila J. Przybosia, stanowiący autorską interpretację klasycznej opowieści Mary Shelley o człowieku, który, chcąc dorównać bogom, postanowił nagiąć prawa rządzące życiem i śmiercią. Przedstawienie odbyło się w budynku przy ulicy Świętego Piotra 14 w Legnicy. Gdy przybyłam na miejsce, w środku było już sporo osób – niektórzy mieli na sobie halloweenowe przebrania, inni zaś postawili na klasyczny elegancki strój. Szybko zdjęłam kurtkę i weszłam do sali zadowolona, że wcześniej udało mi się zarezerwować miejsce w pierwszym rzędzie. Wkrótce kurtyna uniosła się, a na scenie rozpoczęła się opowieść.

red curtain stage
Fot. Gwen King

Młody Victor Frankenstein wiedziony zamiłowaniem do nauki i pragnieniem zrozumienia tajemnicy ludzkiego ciała wyjeżdża na studia. Tam odkrywa w sobie fascynację granicami życia i śmierci, która krok po kroku przeradza się w obsesję. Zgłębiając swoje specyficzne zainteresowania, mężczyzna nie ogranicza się do teorii. Z uporem bada ludzkie zwłoki, usiłując odnaleźć sposób na przywrócenie człowieka do życia. Wielkie jest jego zdziwienie, gdy okazuje się, że życie, które stworzył, staje się potworem.

Tanecznym krokiem

W przedstawieniu połączono elementy teatru fizycznego (opartego się na ruchu ciała, gestach i mimice) z tańcem i akrobatyką. Na scenie wielokrotnie pojawiały się tańczące trupy. Zadziwiła mnie piękna, idealna wręcz synchronizacja ich ruchów. Część z tancerzy wykonywała także widowiskowe akrobacje na szarfie, które zapadły mi w pamięć jako wymagające wytrzymałości i ogromnej siły fizycznej. Podczas spektaklu emocje wręcz wylewały się ze sceny. Widowisko było bardzo energiczne i podziwiam aktorów za to, że podołali tak fizycznie wymagającemu przedsięwzięciu, a muszę przyznać, że gra aktorska była na najwyższym poziomie. Zadbano też o piękne kostiumy oraz scenografię. Bardzo spodobało mi się również wykorzystanie światłocienia, za pomocą którego na scenę przemycono sylwetkę narratorki.

Co poszło nie tak?

Światła stroboskopowe były zbyt intensywne i trwały zdecydowanie zbyt długo. Widzowie odwracali wzrok, niektórzy zasłaniali oczy, a przed spektaklem zabrakło jakiegokolwiek ostrzeżenia przed ich użyciem. To poważne niedopatrzenie, szczególnie niebezpieczne dla osób z epilepsją, neuroatypowych, a także dla widzów wrażliwych na tego typu efekty specjalne. Rozumiem potrzebę budowania atmosfery grozy, jednak horror ma swoje granice, a jedną z nich jest bezpieczeństwo publiczności. Dodatkowo na scenie pojawiało się bardzo dużo krzyków – w mojej ocenie zbyt dużo. Z czasem przestały one wnosić jakąkolwiek wartość do spektaklu, a zaczęły rozpraszać i drażnić.

Podsumowanie

Mam bardzo mieszane odczucia względem spektaklu Frankenstein. Z jednej strony ogromne wrażenie wywarły na mnie choreografia, gra aktorska i kostiumy. Widowisko było dopracowane, momentami wzruszające i widać w nim było kawał dobrej roboty wykonanej przez aktorów oraz resztę zespołu. Niestety, brak ostrzeżenia przed wyjątkowo intensywnymi światłami stroboskopowymi sprawia, że trudno mi nie poddać w wątpliwość kompetencji osób zaangażowanych w organizację wydarzenia. Zadziwia mnie fakt, że wśród całej ekipy nie znalazła się ani jedna osoba, która zwróciłaby uwagę na potencjalne zagrożenie. Takie zaniechania są nieprofesjonalne oraz niebezpieczne i nie powinno być na nie miejsca w teatrze.

Fot. nagłówka: Alessandro Benassi

O autorze

Absolwentka twórczego pisania i edytorstwa na Wydziale Filologicznym UWr. Studentka publikowania cyfrowego i sieciowego na Wydziale Komunikacji Społecznej i Mediów UWr. Uwielbia sztukę filmową, literaturę oraz długie spacery.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *