Niedopuszczalne „wywyższanie jednej osoby, przekształcanie jej w jakiegoś nadczłowieka posiadającego cechy ponadnaturalne na podobieństwo Boga” – to definicja kultu jednostki według Nikity Chruszczowa. Termin ten zyskał na popularności, gdy postalinowska odwilż ogarnęła Związek Radziecki i powoli jej założenia zaczęto wdrażać w krajach Układu Warszawskiego. Takie sformułowanie nie bez powodu zyskało popularność w krajach autorytarnych – jest to żyzna ziemia pod wykształcenie się takiego kultu. Czy „kult jednostki” jest możliwy w demokratycznych warunkach?
Trochę na innych zasadach, ale w dużym uproszczeniu – raczej tak. Dziś jednak na kult jednostki w polityce patrzymy trochę inaczej – głównie obiekty tegoż zjawiska nie są już postrzegane jako wodzowie, liderzy całego narodu, ale jako uosobienie całej formacji. Dla przykładu cała Platforma Obywatelska jest kojarzona z Donaldem Tuskiem. Jego elektorat nie przedstawia go jako idealnego wodza państwa, ale konkretnej grupy Polaków. Ta druga część naszych rodaków przez wyznawców lidera PO, jest poniekąd wykluczona przez pierwszą stronę konfliktu z możliwości nazywania siebie Polakiem.
Analogicznie funkcjonuje druga strona. W kwestii ostracyzmu związanego z narodową identyfikacją działa nawet dużo radykalniej i intensywniej niż Platforma Obywatelska. Częściej słyszymy, że Donald Tusk działa w interesie Niemiec, niż że Kaczyński współpracuje z Rosją. Z dużo większą łatwością strona propisowska „pozbawia obywatelstwa” popleczników premiera.
Kult Jednostki. PO i PiS Tuskiem i Kaczyńskim stoją
Obie opcje polityczne charakteryzują się wielkim podobieństwem w sposobie postrzegania swoich liderów. Platforma Obywatelska to Donald Tusk, Prawo i Sprawiedliwość to Jarosław Kaczyński. Ta dwójka polityków to nie tylko spoiwo skłóconych od wewnątrz partii, ale także liderzy, twarze, generatory gigantycznych słupków poparcia. Nie wiadomo czy dominacja na polskiej scenie politycznej byłaby możliwa, gdyby oba ugrupowania nie miały Tuska i Kaczyńskiego.
Zresztą, gdy Donalda Tuska w Polsce nie było, jego partia spadała w sondażach. Ani Grzegorz Schetyna, ani Borys Budka nie potrafili zająć miejsca aktualnego premiera RP. PO było kilkukrotnie bliskie wypadnięcia z czołowej dwójki w sondażach – wszystko w momencie gdy poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości coraz wyraźniej przekraczało 40%. Apogeum klęski było wystawienie na urząd prezydenta Małgorzatę Kidawę-Błońską. Polityczka w sondażach była wymijana przez Władysława Kosiniaka-Kamysza czy Szymona Hołownie. Wskazywało to na ogromny chaos i desperacje wewnątrz ugrupowania. Mimo że od odejścia Donalda Tuska parę lat minęło, PO nie odzyskiwało swojej dawnej, dominującej pozycji.
Bez Tuska ani rusz!
Od momentu odejścia Donalda Tuska z polskiej polityki PO zaczęło się sypać. W chwili, gdy premierem zostawała Ewa Kopacz, a urząd prezydenta zajmował Bronisław Komorowski, tragedia Platformy Obywatelskiej właśnie się zaczynała. Obie twarzy ugrupowania miały ogromną skłonność do żenujących wpadek, bardzo często wypominanych w przyszłości przez politycznych przeciwników. Donald Tusk wrócił do polityki, Platforma Obywatelska odzyskała władzę, zaufanie i tych nieszczęsnych „wyznawców”.
Kult jednostki w dyktaturze monopartyjnej vs kult jednostki w demokratycznym państwie
Dlaczego nieszczęsnych? Bo kultywowanie jednego polityka kompletnie nie wpisuje się w demokratyczny mindset. Jest szkodliwe dla kraju – zauważono to już w 1956 roku w Związku Radzieckim. Wódz powinien być rozliczany przed partią, by jego wizja nie za bardzo odjechała od głównych idei, wartości związanych z komunistycznym systemem – tak jak to miało miejsce w czasach Józefa Stalina.
W okresie sprawowania władzy przez Gruzina w ZSRR mało kto śmiał podnosić rękę, krytykować sposób jego działań. Kończyło się to zazwyczaj szybką ewaporacją.
Żeby nikt mnie źle nie zrozumiał – absolutnie nie porównuje Jarosława Kaczyńskiego ani Donalda Tuska do Józefa Stalina.
Chodzi o samo zjawisko. Skoro nawet w dyktaturze monopartyjnej zauważono, że kult jednostki może doprowadzić do zdeformowania państwa, człowiek nie wie, czy śmiać się, czy płakać, że w demokratycznym państwie o tym nie wiemy. Bo aktywni na Twitterze Silni Razem i środowiska zgromadzone wokół PiS-u (Kluby Gazety Polskiej, inne skrajnie konserwatywne organizacje) kochają PO, kochają PiS, ale głównymi powodami ich miłości są Donald Tusk i Jarosław Kaczyński. Gdyby w partyjnych strukturach zabrakło ich idoli, wówczas zapanowałaby masowa dezorientacja i zapewne doszłoby do niemałych zawirowań na polskiej scenie politycznej. Takie lata dziewięćdziesiąte w wersji 2.0 – wówczas co chwila dochodziło do fuzji, rozpadu, konfliktu, upadku bądź powstania jakiejś partii.
Kult jednostki, który zabija niewygodne opinie
Zwolennik Prawa i Sprawiedliwości, gdyby tylko spróbował skrytykować Jarosława Kaczyńskiego, choćby miał ku temu solidne, merytoryczne podstawy – zostałby poddany ostracyzmowi. Analogicznie w Platformie Obywatelskiej – decyzji cesarza się przecież nie podważa, będąc zwykłym plebejuszem.
Homo Sovieticus to człowiek podporządkowany partii, pozbawiony własnego zdania, przyjmujący opinie władz za swoją. Dziś mamy jednostki, które wyrabiają swoją opinię na podstawie tego, co Tusk/Kaczyński (niepotrzebne skreślić) powiedzą w telewizji. Rywalizacja między tymi dwoma jegomościami determinuje polaryzacje. Wystarczy, żeby ich zabrakło i polska scena polityczna powoli uległaby pewnemu przekształceniu.
Wizerunek obu panów budują tysiące należące do PiS-u i PO. Za ich plecami są kandydaci na przejęcie pałeczki. W PiS-ie jest nim Mateusz Morawiecki czy Karol Nawrocki, w PO natomiast Rafał Trzaskowski i Radosław Sikorski. Każdy z nich ma już pewną polityczną bazę, to wpływowi politycy, ale wciąż zależni od woli ich de facto przełożonych.
Słynna debata Tusk-Kaczyński z 2007 roku
Tusk i Kaczyński nie należą do najmłodszych, ale utrzymują dobrą formę i wszystko wskazuje na to, że jeszcze kilka lat będą kształtować polską scenę polityczną i twardą ręką decydować o wyglądzie ich partii.
Kult jednostki na rękę mediom
Duopol jest podtrzymywany nie tylko przez tę dwójkę, ale media, które aktywnie promują Tuska, Kaczyńskiego i tych polityków, którzy cieszą się największym uznaniem i błogosławieństwem swoich wodzów. To poniekąd cementuje pewną społeczno-polityczną sytuację i uniemożliwia dokonanie przewrotu. Tylko bardzo, ale to bardzo duża afera związana z którymś z tych nazwisk mogłaby na chwilę obecną zmienić ten stan rzeczy.
Po prostu, myślmy i weryfikujmy
Z tego miejsca mogę jedynie zachęcić do posługiwania się własnym rozumem i weryfikacji słów każdej z opcji politycznych, każdego polityka. Popierania nie tylko tych, którzy aktualnie są na świeczniku, ale zaglądania w głąb struktury partii.
Mimo wszystko, rozum mamy po to, byśmy my z niego korzystali, a nie po to by robili to za nas Donald Tusk czy Jarosław Kaczyński.
Fot. nagłówka: Wikimedia Commons
O autorze
Piszę o polityce, sporcie, sprawach społecznych, kebabach, młodych ludziach i Polsce moich marzeń. Próbuję być publicystą. Lubię historię, od czasu do czasu coś pogotuję. Moje kibicowskie serce jest podzielone między Lecha Poznań a Liverpool FC. Torunianin z urodzenia, Poznaniak z wyboru.