(Mnie nic nie boli… no, czasami strzyka w kolanie)
Podążając za słowami Epikura „Lepiej być nieszczęśliwym z rozumem niż szczęśliwym bez rozumu”, na myśl nasuwa się oczywista percepcja cytatu – szczęśliwy głupiec albo nieszczęśliwy (anty)głupiec.
Czy rzeczywiście?
Ciężko polemizować z którąkolwiek częścią zdania, i to nie z powodu wyrafinowanej metaforyki pokracznie utkanych przeze mnie słów, a zakorzenionego głęboko nasiona przekonania o wątpliwie obecnej inteligencji, raczej zdawkowo odwiedzającej moją osobę.
Pisząc ten artykuł, korzystam z przeciekających przez palce momentów światłości umysłu.
Sięgając bliżej korzeni problemu, natykam się na trzymającą gardę szermierkę Słownika języka polskiego… GŁUPOTA: «brak wiedzy lub bezmyślność; też: przejaw czyjejś bezmyślności». Niedaleko pada polemika od redefinicji – choć i tutaj trudno szukać wyjaśnień. Znaczeniowość słowa ani drgnie.
U podstaw analizy powinna znaleźć się również lista czynników wpływających na kategoryzację, rodem z tytułu hitu ekranizacji lat 90. – „Głupi i głupszy”. Korzystając z „telefonu do przyjaciela”, łapię koło ratunkowe internetowych posiłków. Przedzierając się przez oferty tabletek regulujących poziom inteligencji, opisy pacjentów zarażonych głupotą, jej znaczeniu, wymiarach, odmianach i sposobach przejawiania się, na abstynencji od telewizyjnego ekranu kończąc – popadłam w przerażającą hipochondrię, niemalże dorównującą nagłości potrzeby zakupu suplementów wspomagających wątrobę po porannym spotkaniu się ze sobą w lustrze.
Korzystając z lubianej przez społeczeństwo alegacji, znajdujemy się w centrum rozważań historycznych.
Prawdopodobnie apogeum mądrości człowieka rzutowało na okres starożytności, filozofię i „człowieka ateńskiego”. Później poszło jak z górki – w okresie urbanizacji, industrializacji i eksplodującego wynalazkami rozwoju technicznego, budująca znaną wszystkim rzeźbę kula śniegowa uderzyła w zasiedziałe społeczeństwo, które w wyniku zachodzących procesów zmaksymalizowało przywiązanie do zakładów pracy i miejsc zamieszkania.
Zerkając przez lupę na prawo Lamarcka (tendencję do postępu), dowiadujemy się, że narządy nieużywane zanikają, co zaś łatwo połączyć ze wspomnianym wcześniej postępem technicznym, czyniącym życie coraz bardziej wygodnym.
Stawiając na szali głupotę i jej antonim, ta ciężko opada w dół pod ciężarem pierwszej z nich. Dał temu wyraz Einstein, komunikując: „Dwie rzeczy są nieskończone – Wszechświat i głupota ludzka”. O mądrości w cytacie ani słowa.
Z drugiej strony osądzanie siebie oskarżeniami względem znikomego przyrostu inteligencji, jest co najmniej niemądre. Uderzający w sedno problemu kolejny, trafny aforyzm Einsteina – „Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić, aż znajdzie się taki jeden, który nie wie, że się nie da, i on to robi.”, nakreśla nam wniosek o perpetuum kreatywności napędzanym przez ludzką niewiedzę.
Bezwiednie odbijając się od praw głupoty do obowiązków mądrości, próbuję znaleźć synonim dorównujący aktualnie stworzonej refleksji. Starając się zrozumieć głupotę, badając poziom pauperyzacji humoru społeczeństwa, podmywam jak morze wyrzeźbiony w dzieciństwie grunt pod nogami, tworzący obraz zimnej, ale spodziewanej jak temperatura w Bałtyku pointy.
O autorze
Licealistka. Nałogowa fanka filmów, ciekawych felietonów i dobrej kawy.