Przejdź do treści

Brexit trafia do kosza

Wielka Brytania to kwitnące gospodarcze państwo, które do niedawna szczyciło się stabilnością polityczną. Była to ekonomiczna potęga, której każdy kraj europejski mógł pozazdrościć. Jednakże dzisiaj Wielka Brytania gospodarczo upada. Pięknie brzmiące obietnice o powrocie do normalności oraz tradycyjnych zasad wolnego rynku, okazują się nie przynosić żadnych pozytywnych efektów. Nowopowstałe brytyjskie problemy skłaniają nawet najbardziej zagorzałych Brexitowców do samokrytyki, a samo państwo zaczyna zajmować się kwestiami, które mają pokazać na pozór, że Wielka Brytania stała się rzeczywiście wielka. Zjednoczonemu Królestwu dolega spowolnienie gospodarcze, niestabilność na scenie politycznej, niepewność co do kształtu relacji międzynarodowych oraz samorozwiązanie.

Brytyjski pisarz

Brytyjscy politycy, jacy by nie byli, są uważani za jednych z najlepszych ustawodawców w Europie i na całym Świecie. Fakt ten stanowił podporę dla postulatów, aby wyjść z Unii, która zamiast pisać „dokładne” prawo, tylko psuje angielski common law. Jednakże okazuje się, że brytyjski pisarz nie chce odejść od europejskiej schedy prawniczej i nic nie zmienił w tej materii od 2021 roku. Redaktorka gazety „The Telegraph” (czasopisma pozytywnie nastawionego do Brexitu) Sherelle Jacobs w ostatnich swoich artykułach pisze o stagnacji Brexitu, który powoli hamuje, a nawet się cofa. Jak uzasadnia, dotychczas rząd Borisa Johnsona nie poczynił żadnych kluczowych zmian, mających zmienić krajobraz Wielkiej Brytanii jako komfortowej przystani dla inwestorów oraz rozwoju biznesu. Zapowiadane obniżki podatków nie doszły do skutku, jak obiecano, a wręcz wprowadzono nowe, które w erze post-covidowej skutecznie zniechęcają przedsiębiorców do rozwijania swoich interesów na wyspach. Autorka wyraża wręcz obawę, iż Brexit się nie dokona. Wielka Brytania, pomimo iż nie jest już w Unii Europejskiej, chodzi ubrana na niebiesko-żółto – wewnętrzne przepisy, w istocie, nie różnią się od systemów państw Unii.  

Wskaźniki gospodarcze

Zjednoczone Królestwo nie tylko miało się stać gospodą biznesów świata, ale również wyróżniać się jako miejsce przyjazne wynalazcom – w tej kwestii również nic nie poczyniono. W istocie Wielka Brytania musi mierzyć się z zatrzymaniem przedsiębiorców w kraju. Jak podaje Tim Wallace, brytyjski powrót do macierzy gospodarczej to miraż. O ile wyspy mogą liczyć na wzrost wskaźników produkcji oraz chwilowy wzrost gospodarczy, inflacja i wzrost kosztów życia powoduje, iż jakiekolwiek predykcje na ten moment są niemożliwe do oszacowania. Ma to również wpływ na decyzje potencjalnych inwestorów. Sektor usług jednak zalicza spadki poniżej 5%. Import przewyższa eksport o 30 miliardów funtów.

Ciekawy jest jednak przypadek usług medycznych, które same napędzają obecny wzrost Królestwa. Okazuje się, że po okresie zamknięcia ludzie masowo chodzą do lekarzy badać swój stan zdrowia. Usługi te zaliczyły wzrost w grudniu poziomu 20% w porównaniu do okresu pre-covidowego. Może to brzmieć optymistycznie, aczkolwiek maj przyniósł już tylko 7% wzrost. Zatem nie należy upatrywać lekarzy oraz medycyny jako lekarstwa na problemy gospodarcze wysp. Produkcja wzrosła, z uwagi na ogromne wydatki rządu podczas pandemii na wytwór szczepionek lub innych koniecznych narzędzi koniecznych do walki z wirusem. Thomas Pugh – ekonomista RSM UK, szóstej co do wielkości firmy świata od dostaw usług podatkowych i konsultingowych – mówi, iż 0,5 procentowy wzrost gospodarczy w maju, sugeruje, iż gospodarka raczej będzie utrzymywała się na tym samym poziomie. To zła perspektywa dla UK, która już teraz osiąga najsłabsze wyniki w zestawieniu rozwoju z państw rozwiniętych OECD.

Polityczna niepewność

Wielka Brytania doświadcza niestabilności sceny politycznej. Początek afery gabinetowej Borisa Johnsona, która sprowadzała się do nieprzestrzegania przez premiera zakazów covidowych, kosztowała go stanowisko. Nie była to jedyna przyczyna jego zwolnienia, w rzeczywistości to jedynie iskra w beczce prochu. Boris Johnson rządził nie jak konserwatysta. Za namową kanclerza Rishiego Sunaka podnosił lub wprowadzał nowe podatki, łamiąc równocześnie swoje wcześniejsze obietnice. Partia konserwatywna wówczas padła ofiarą nagonki i krytyk, iż zaczyna się zmieniać w Partię Pracy 2.0, której wypełnia program polityczny. Konserwatyści nie byli konserwatystami.

Sławny propagator Brexitu Nigel Farage w artykule dla „The Telegraph” pisze, że obecny stan partii konserwatywnej nie jest już nawet śmieszny. Przekonuje, że „Partia Konserwatywna powoli czyni z siebie nieelekcyjną”, gdyż wybór przewodniczącego znów zaczyna przypominać nastroje podczas wytypowania Theresy May w 2016 roku.

Do walki o stanowisko premiera przystąpiła Liz Truss, która chętnie wróciłaby do czasów Margaret Thatcher. Jest przedstawicielką liberalnego skrzydła partii konserwatywnej, propagującą zaostrzenie kursu w stosunku do Unii Europejskiej oraz ogromne obniżki podatków – miałyby one kosztować królewski skarb nawet 30 miliardów funtów, co przekłada się na zawrotne 150 miliardów złotych. Dotychczas była odpowiedzialna za renegocjowanie z Unią zapisów protokołu irlandzkiego (jest to traktat pomiędzy UE a UK, który dotyczy statusu Irlandii Północnej w stosunku do europejskiego wspólnego rynku). Nigel Farage twierdzi, iż jest ona najbardziej podatna na manipulacje grup interesu.

Fot. Guardian Design/Henry Nicholls/Toby Melville/Reuters

W drugim narożniku staje Rishi Sunak, kanclerz za czasów rządu Borisa Johnsona. Reprezentuje on poglądy dość lewicowe, choć jak sam twierdzi: po przejęciu fotela premiera, obniży podatki. Jest pozytywnie odbierany wśród społeczeństwa, choć ponad 63% Brytyjczyków twierdzi, że nie jest zbytnio przywiązany do interesu ludzi pracy. Będąc jednym z najważniejszych polityków w czasie pandemii, skutecznie przeprowadził wyspy przez pandemię. Dotychczas jednak nie był chętny do zmian europejskich standardów polityki, dla których Wielka Brytania specjalnie wyszła z Unii. No. 10 nawołuje wyborców do niegłosowania na Rishiego. Dlaczego? Sunak przez większość czasu był lojalny Johnsonowi, choć podaje się, iż wykorzystał ostatni okres do zdobycia zaplecza politycznego i niejako przeprowadzenia „zamachu stanu” w partii konserwatywnej.

Konserwatyści w tarapatach

Torysi muszą borykać się z większą popularnością partii pracy, która jest na fali od listopada 2021 roku. Aktualnie w sondażach osiąga prawie 40% poparcia, podczas gdy obóz rządzący musi zadowolić się poparciem 33%. Brexit, zamiast dodawać głosów, skutecznie je odbiera. W kraju zaczyna organizować się obywatelski ruch na rzecz powrotu UK do Unii Europejskiej, który przybiera na sile. Aczkolwiek obecny przewodniczący labourzystów Keir Starmer obiecuje, iż jego ugrupowanie nie ma w planie żadnego powrotu. Jak sam ocenia: „Nie wracamy do UE, do jednolitego rynku, do unii celnej lub swobody przemieszczania się. Idziemy do przodu, a nie do tyłu, nie otwieramy ponownie tych podziałów. Nie sądzę, by ponowne otwarcie wszystkich ran i cofanie się pomogło nam w tej misji napędzania gospodarki.”

Pozycja polityczna Wielkiej Brytanii

To nie wszystko, wcześniej wspomniany protokół irlandzki decyduje o włączeniu Północnej Irlandii pod jurysdykcję Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Wraz z Brexitem pojawił się problem granicy brytyjsko-irlandzkiej, która zawczasu była gorącą strefą walki pomiędzy Irlandzkim ruchem wyzwolenia a brytyjskim rządem. Akces UK do Unii Europejskiej pomógł rozwiązać te problemy. Teraz gdy nie można sobie pozwolić na nawrót tych nastrojów, obie strony doszły do kompromisu. Od chwili podpisania dokumentu mieszkańcy północnej Irlandii cieszą się – prawie – takimi samymi prawami i przywilejami jak obywatele Unii Europejskiej. Poniekąd oddala ich to od orbity Londynu, a zbliża do Dublinu i Brukseli. Liz Truss renegocjonowała owe zapisy, aby – co zabawne – pozwolić brytyjskim obywatelom w Irlandii cieszyć się brytyjskimi produktami oraz generalnie byciem Brytyjczykiem. Jednakże okazuje się, iż jakiekolwiek zmiany w zapisach dokumentu mogą przybliżyć widmo murów na granicach.

Przyszły premier będzie musiał zmierzyć się ze sprawą szkockiej niepodległości, która po Brexicie zyskała na popularności. Większość Szkotów głosowała za pozostaniem we wspólnocie w 2016 roku, aczkolwiek wynik głosowania okazał się dla nich niekorzystny i niesprawiedliwy. Pierwsza minister Szkocji – Nicola Sturgeon ogłosiła, iż następne wybory parlamentarne do szkockiego parlamentu będą się obracać wokół kwestii niepodległości, co dodatkowo wzbudzi lęk ludzi w Westminsterze.

„Średnia” Brytania znajduje się w ciepłym kotle, nad gorącą kuchenką. Nie oznacza to jeszcze zapaści państwa – do tego jeszcze daleka droga – aczkolwiek dawne imperium ze statusu państwa pierwszego świata, zbliża się małymi krokami do drugiego. Kocioł powoli się nagrzewa. Oznacza to powrót do starej polityki, która będzie wymagała od rządzących dużych kompetencji i sporo talentu. Może skłoni to polityków do szukania innych sposobów na robienie polityki niż składanie populistycznych obietnic.

O autorze

Uczeń Katolickiego Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Pawła II w Żarach. Interesuje się polityką, historią oraz prawem. Finalista 63 edycji Olimpiady Wiedzy o Polsce i Świecie Współczesnym.