28 października pożegnaliśmy Matthew Perry’ego. Działacza na rzecz walki z uzależnieniami, świetnego aktora i ukochanego przez cały świat Chandlera – w dokładnie takiej kolejności, w jakiej chciał zostać zapamiętany. Na rok przed śmiercią aktor wydał swoją jedyną, bestsellerową książkę Przyjaciele, kochankowie i ta Wielka Straszna Rzecz. Jest to autobiografia i jednocześnie historia człowieka z „genem autodestrukcji”, który zdobywa wszystko, ale owładnięty sidłami nałogu, wydaje się wciąż nie mieć niczego. To również opowieść o burzliwym dojrzewaniu w dorosłości, na którą, co łatwo przeoczyć, składa się o wiele więcej niż jedna kultowa rola w sitcomie.
Głos z drugiej strony
Oto pierwsze słowa książki, dziś wzmagające na ciele czytelnika niepokojący dreszcz prawdy. Pozostają one tragicznie aktualne, jednak pozwalają skupić się w lekturze na tym, co najważniejsze – świadectwie człowieka, który ocalał. A droga do ocalenia okazuję się z każdą przewróconą stroną coraz bardziej kręta, mroczna, a może nawet pozbawiona jednoznacznej, szczęśliwej destynacji.
Matthew Perry kreśli swoją biografię w sposób niejednolity i nielinearny. Historia w gruncie rzeczy toczy się w ramach chronologii życia bohatera, natomiast kolejne wątki często przedstawione zostają w przeplocie pod względem czasowym. Główna „fabuła” toczy się w jedenastu rozdziałach, natomiast pomiędzy włożone zostają „Interludia”, które zawierają zarówno humorystyczne anegdoty, jak i przykre wspomnienia z najgorszych momentów życia aktywisty. Wszystkie te przerywniki skutecznie wyrywają z jednostajnego rytmu opowiadanej historii, budząc w nas zaskoczenie i chęć szukania punktów wspólnych, ale także powodując uczucie lekkiej dezorientacji.
Wielka Straszna Rzecz i Jeszcze Większy Dar
Ale właśnie takie było życie samego autora – pełne zagubienia, chaosu i niewypełnionej niczym pustki. Perry opowiada o tym, jak pewnego dnia zawarł istnie faustowski pakt z Bogiem, w którym powiedział Mu: „zrób ze mną co chcesz, ale uczyń mnie sławnym”. Bóg, jak stwierdza sam autor, wysłuchał uważnie obu części tej modlitwy i za cenę upragnionej sławy postanowił zrobić z niego przykład. Świetlana kariera nie wypełniła jednak pustki, z którą młody Matthew zmagał się już od dzieciństwa, pozbawiony przez długi czas ojca i wychowany w poczuciu rozbitej rodziny. W te niewypełnione miejsca w sercu alkohol i narkotyki wpasowały się nad wyraz dobrze, zostając tam na wiele lat, a w zasadzie do samego końca.
Nałóg zostaje tu przedstawiony jako integralna część osobowości człowieka, jakby wbudowany w struktury mózgu, odpowiadał za ułożenie wszystkich myśli w jego głowie. Jest to Wielka Straszna Rzecz znajdująca się poza jakąkolwiek ludzką kontrolą, nigdy nieopuszczająca człowieka na zawsze, nawet po wielu latach trzeźwości. Perry’emu to właśnie udało się w tej książce ukazać najlepiej. Jako czytelnicy wpuszczeni zostajemy niejako do zniewolonego umysłu samego autora. Widzimy jego myśli na różnych etapach życia, przeżywamy błędy, które popełnił, aż w końcu razem z nim tracimy kontrolę, zastanawiamy się „jak do tego doszło?”, chociaż doskonale znamy odpowiedź.
To właśnie najmroczniejsze otchłanie dna okazują się miejscem największych przełomów. Bohater dopiero doprowadzony na skraj wytrzymałości, krok od śmierci, znajduje w sobie siłę na dokonanie zmian w swoim życiu, odnalezienie celu, pobudzony wdzięcznością za to, że dane mu zostało jeszcze żyć. Bo na łamach tej książki widać, że Matthew Perry naprawdę chciał żyć. Podczas nawet kilku lat trzeźwości zdołał własnym życiem dać świadectwo i nadzieję ludziom dokładnie takim, jak on sam. Swoim medialnych głosem dał wielu osobom poczucie, że nie są same. Angażował się w terapię uzależnionych, stworzył w swojej dawnej posiadłości ośrodek odwykowy, a przed śmiercią planował założenie fundacji działającej na rzecz walki z nietrzeźwością. To nie sława sama w sobie okazała się więc sensem życia, lecz szczytne jej wykorzystanie.
Jestem sobą. I to powinno wystarczyć. […] Jest jakaś racja, że nadal jestem tu, pośród żywych. Zrozumieć dlaczego – to zadanie, jakie mi postawiono. […] Samo to, że jestem tu i troszczę się o ludzi, jest odpowiedzią.
Matthew Perry w swojej książce obnaża koleje swojego życia, wypełnione wielką walką z Beznadzieją. Walką, która okazuje się być nigdy do końca wygraną, ale też z której sam walczący nigdy nie wychodzi pokonany. Autor prowadzi nas za rękę po najciemniejszych korytarzach swojego życia, jednak na koniec oświetla nam oblicze prawdziwego Piękna i głębokiego, a jakże prostego Sensu, który udało mu się odnaleźć.
Kiedy patrzę na ocean, przeważnie czuję, jak napełnia mnie nie tylko tęsknota, ale i pokój, wdzięczność, głębsze zrozumienie tego, przez co przeszedłem, i miejsca, w którym się teraz znajduję
Ten, w którym tracimy przyjaciela
Matty, bo tak nazywali Perry’ego bliscy, towarzyszył milionom z nas na ekranach telewizorów w każdej chwili, kiedy chcieliśmy się pośmiać, zrelaksować czy oderwać na chwilę od własnej rzeczywistości. Przyjaciele to nie tylko najlepszy sitcom wszechczasów, ale także specjalne miejsce w sercach milionów widzów, regularnie pielęgnowane, np. za sprawą obejrzenia po raz trzydziesty pierwszego odcinka zaraz po skończeniu wszystkich sezonów. W ten sposób bohaterowie Przyjaciół stali się także naszymi przyjaciółmi, a odtwórcy ich ról stanowią szczególnie ważny element tej relacji.
Śmierć Matthew Perry’ego stanowi tragiczny i przełomowy moment dla fanów serialu – oto przyjaciele, którzy mieli być nieśmiertelni, okazują się umierać. Wraz ze śmiercią aktora odchodzi też jego postać – a raczej naiwne, trochę dziecięce wyobrażenie, że „gdzieś tam”, nie wiadomo gdzie, ma się dobrze. A Chandler był przecież tak podobny do swojego odtwórcy, niejako wydawał się być dla niego stworzony, przejął duży kawałek osobowości samego aktora.
Matthew Perry nie otrzymał jednak happy endu na wzór Chandlera. Nie miał pięknej żony i gromadki dzieci, o których marzył. Jak widać życie to nie sitcom – i dobrze. W zamian za to przeżył skomplikowane, bolesne, ale jakże cenne w swojej istocie życie. Dzięki jego książce wiemy, że odszedł, mając w duszy upragniony spokój, całkowicie pogodzony ze swoim losem. My natomiast możemy ożywić go w swojej pamięci jako bohatera w nierównej walce z uzależnieniem i najzabawniejszego na świecie Chandlera. Czy to może być jeszcze piękniejsze?
Fot. nagłówka: facebook.com/MatthewPerry
O autorze
Studentka polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Zafascynowana literaturą, szczególnie jej twórczą i życiodajną właściwością opowiadania świata. W czasie wolnym amatorka rysunku i tenisa.