Wydawałoby się, że skoro każdy z nas ma już dość restrykcji, ograniczeń i życia w ciągłym strachu, a uznane badania naukowe wskazują, że istnieje na to wszystko rozwiązanie w postaci szczepionki, to ludzie tłumnie pójdą się szczepić. Nic bardziej mylnego, przynajmniej w Polsce. Na chwilę obecną zaszczepiło się lub chęć zaszczepienia zgłosiło o wiele za mało ludzi, abyśmy mogli marzyć o osiągnięciu odporności zbiorowej. Co to oznacza na jesieni, kiedy nadejdzie czwarta fala koronawirusa? Ponowne zamknięcie ludzi w domach, obciążenie służby zdrowia skutkujące kolejnymi zgonami osób chorych na inne schorzenia niż Covid, którzy nie dostaną się do lekarza, bo ten będzie musiał leczyć chorych antyszczepionkowców, zamrożona gospodarka i kolejne ludzkie tragedie. Do tego dojdzie poważne niebezpieczeństwo zarażenia się i śmierci dla osób, które nie mogły się zaszczepić ze względów medycznych.
Moja opinia, może niepopularna, brzmi tak, że ludzi należy szczepić przymusowo. Państwo jest odpowiedzialne za dobro obywateli. Tym bardziej że – nie boję się użyć tutaj tego słowa – szuryzm tych, którzy nie chcą się szczepić (wyjąwszy oczywiście osoby, które nie mogą tego zrobić ze względu na chociażby przebyte wstrząsy anafilaktyczne – do tych nie mogę mieć pretensji), wywrze wspomniane już przeze mnie negatywne skutki na osobach szczepionych, które będą musiały mierzyć się z brakiem dostępu do służby zdrowia, kryzysem psychicznym i bankructwami. Skoro zatem państwo odpowiada za dobro wspólne, jakim bez wątpienia jest jak najszybsza eliminacja pandemii, to powinno zrobić wszystko aby owo dobro wspólne zapewnić. W tym przypadku może się to odbyć właśnie poprzez przymusowe zaszczepienie społeczeństwa. Wydaje mi się, że rola państwa w stosunku do obywatela powinna czasami przypominać rolę rodzica w stosunku do dziecka. Antyszczepionkowca można tu porównać do przedszkolaka wspinającego się na meble. Jeżeli dziecko błądzi ze względu na jakieś swoje niedostateczne rozwinięcie intelektualne i podejmuje złą decyzję, to rodzic ma takie dziecko odpowiednio nakierować, czasem wbrew jego woli. Mądry rodzic zabroni dziecku chodzenia po meblach, bo może zrobić sobie krzywdę i wyegzekwuje ten zakaz za pomocą odpowiednich zabezpieczeń i kar.
Przymusowe zaszczepienie można przeprowadzić na dwa sposoby. Albo poprzez przymus prawny taki jak mamy w przypadku szczepień ochronnych dzieci (np. przeciwko polio), albo w sposób pośredni: poprzez nałożenie na osoby nieszczepione surowych ograniczeń w życiu społeczno-gospodarczym, które doprowadzą do tego, że te się zaszczepią. Czy jednak można liczyć, że takie ograniczenia podziałają na osoby wierzące w chipowanie ludzi albo spisek rządu światowego i Billa Gatesa? Śmiem w to wątpić. Swoją drogą, szczepienia przeciwko COVID stały się pewnego rodzaju papierkiem lakmusowym, badającym głupotę obywateli.
Czy moje marzenie o przymusowym zaszczepieniu wszystkich się spełni? Niestety, zapewne nie. Żyjemy w kraju demokratycznym, w którym antyszczepionkowcy, jak widać z deklaracji chęci zaszczepienia, stanowią potężną grupę elektoratu, której żaden rząd nie odważy się przeciwstawić ze względu na konsekwencje, jakie by go spotkały w najbliższych wyborach. Mało jest takich chwil, w których żałuję, że żyję w kraju demokratycznym, ale to jedna z nich. Gdyby władza nie była wybierana demokratycznie, nie musiałaby się bać niepopularnej decyzji w postaci przymusowego zaszczepienia społeczeństwa. Niestety, ustrój niedemokratyczny ma inne, poważne wady. Cóż, pozostaje tylko powiedzieć za Churchillem, że demokracja to zły ustrój, ale lepszego, na razie, nie wymyślono…
O autorze
Student. W czasach liceum laureat olimpiad z wiedzy o społeczeństwie. Zwolennik integracji europejskiej, realizmu politycznego w stosunkach międzynarodowych, państwa dobrobytu oraz rozdziału Kościoła od państwa i polityki. Oprócz polityki interesuje się filozofią, ekonomią, historią i turystyką górską.