Wojna za naszą wschodnią granicą jest nieszczęściem dla wielu milionów ludzi. Polacy w akcie solidaryzmu zaangażowali się w pomoc tak, jak tylko mogli. W obliczu tej trudnej sytuacji nie sposób jednak zapomnieć o sankcjach, które uderzą w światowe gospodarki.
Inflacja
Konflikt może uderzyć w rozwój polskiej gospodarki. Już NBP był zmuszony do rewizji swoich prognoz gospodarczych. Czeka nas znaczny wzrost inflacji. Szacuje się, że w 2022 roku wyniesie ona od 9,3% aż do 12,2%. Jest to spora zmiana, ponieważ wcześniej zakładano, że będzie wynosiła około 6,5%, W 2023 roku również nie możemy liczyć na spadek inflacji do poziomu inflacji pełzającej (poniżej 5%), czeka nas około 7 – 11% inflacji, mimo że wcześniejsze prognozy zakładały już powrót do normy (2,7% – 4,6%). Teoretycznie w 2024 inflacja ma zejść poniżej 5% i być może uplasuje się w celu inflacyjnym, który wynosi od 1,5% do 3,5%.
PKB
Niestety zostały również zrewidowane prognozy rozwoju gospodarczego. Do tej pory nasze prognozy zapowiadały dynamiczny wzrost. Teraz zostały ograniczone. W tym roku wzrost ma się znaleźć między 3,4% a 5,3%, wcześniej przewidywania celowały w przedział 3,8% a 5,9%. Osobiście, być może trochę optymistycznie, stawiam na wzrost 5% w tym roku. Podejrzewam, że zwiększona konsumpcja związana z napływem uchodźców może mieć na to wpływ. Jednak w kolejnych latach rozwój będzie ograniczony, co widać bardzo wyraźnie, w 2023 obecna prognoza celuje w przedział między 1,9% a 4,1% w opozycji do bardzo dobrych prognoz wobec 3,8% a aż 6,1%. Dodano również prognozę na 2024 rok, 1,4% – 4%.
Powyższe prognozy są szacowane z 50% prawdopodobieństwem oraz bez uwzględnienia podniesienia stóp procentowych, co wpłynie zarówno na obniżenie inflacji, jak i prawdopodobnie na obniżenie wzrostu PKB. Oczywiście szacunki są dynamiczne i zależą od eskalacji i skali konfliktu na samej Ukrainie oraz od podjętych sankcji przeciwko Rosji i Białorusi.
Żywność
Już teraz bardzo wyraźna jest znaczna podwyżka cen pszenicy, nawozów oraz żywności. Ukraina i Rosja są największymi eksporterami tych towarów. Na giełdach możemy obserwować skokowy wzrost wartości samego zboża, jak i spółek zajmujących się ich dystrybucją. Wcześniej ich cena była podbijana przez susze występujące w USA, Kanadzie i Rosji, czyli na terytorium głównych eksporterów, których plony mają znaczny wpływ na światowe ceny towarów. Przez działania wojenne na Ukrainie, która odpowiada za 8,3% eksportu pszenicy, ograniczona jest zagraniczna sprzedaż tego surowca. Przekłada się to na jego mniejszą dostępność, podobnie jest z sankcjami i bojkotem rosyjskich produktów. Sama Rosja natomiast odpowiada za 19,3% eksportu tego towaru. Wszystko wskazuje na to, że ceny żywności i tak będą jeszcze rosły. Obecnie dynamika wzrostu cen pszenicy rok do roku wynosi aż 63%.
Najbardziej sytuacja odbije się na państwach Bliskiego Wschodu. Są one jednymi z największych konsumentów tego typu towarów pochodzących z Ukrainy i Rosji. Egipt od tego kierunku dostaw jest uzależniony aż w 80%. Tunezja i Pakistan w okolicach 50-60%. Odbija się to również na importerach z państw afrykańskich. Wszystko to wynika z zablokowania drogi czarnomorskiej, spowodowanego przez okupację rosyjską.
Jeżeli chodzi o sytuację Polski, to możemy być spokojni. Nie czeka nas klęska głodu. Produkujemy około 30% nadwyżki produktów żywieniowych różnego rodzaju. Niestety nie zahamuje to wzrostu cen żywność. Po raz kolejny nasze portfele ucierpią. Jednak dla polskich rolników i producentów może to być okazja do zdobycia większych zysków.
Ropa
Obecnie oglądamy na stacjach dynamiczny wzrost cen paliw. Można usłyszeć opinie, że jest to pokłosie szalonego wyścigu po ten surowiec, który miał miejsce nie tak dawno temu. Po części jest to prawda. Incydent ten miał jednak charakter chwilowy – stacje chciały zarobić, pobijając ceny w okresie tamtych kilku dni. Gdy panika opadła, a Orlen rozwiązał współprace z kilkoma stacjami praktykującymi ten proceder, w większości punktów zniknęły podniesione marże.
Ceny jednak wciąż rosną i zapewne rosnąć jeszcze będą. Jest ku temu kilka przyczyn. Na wszelkich giełdach możemy obserwować, jak prezentuje się cena ropy i jej dynamika zmian. Od momentu rozpoczęcia inwazji na Ukrainę widzimy spory i skokowy wzrost jej wartości. Jest to spowodowane bojkotem rosyjskich szlaków dostaw i poszukiwaniem alternatywy, jak to zrobił np. Orlen, zawierając umowę z Arabią Saudyjską podczas fuzji z Lotosem oraz podpisując niedawno umowę na zwiększenie dostaw. Warto też wspomnieć o embargo na rosyjską ropę i gaz z 8 marca.
Jak wszyscy również wiemy, na światowych rynkach za ropę rozliczamy się w dolarach. Jest to kolejny powód, dlaczego ropa tak drożeje. Przez sytuację na Wschodzie oraz zmiany w koszyku walut i odpływ kapitału, nasza waluta bardzo straciła na wartości. Przekłada się to na to, że musimy wymienić nasze złotówki na drożejące dolary, a następnie kupić za nie również coraz droższą ropę. Chciałbym także przypomnieć, że to wszystko dzieje się na zmniejszonym podatku VAT oraz akcyzie, które prędzej czy później wrócą do poprzedniego stanu. W mojej ocenie pozostaną one obniżone trochę dłużej, niż to było zakładane na początku przez rząd. Cóż, pewne rzeczy znajdują się nawet poza zasięgiem Kaczyńskiego – nawet on nie chciałby podnosić cen, aby przegrać wybory.
Pojawiają się już hasła poszukiwania nowych rynków, które miałyby zaspokoić europejską konsumpcję tego surowca. Głosy, które najgłośniej słuchać, zdają się nadchodzić z Wenezueli, cieszącej się jednymi z największych złóż tego surowca, dążącej do współpracy z Bliskim Wschodem, m.in. z Iranem. Zanim jednak strony te dojdą do porozumienia, umowy zostaną sfinalizowane i ropa popłynie do konsumentów minie trochę czasu. Być może USA wypuści na rynek zewnętrzny trochę więcej tego surowca, aby zmniejszyć ceny.
Gaz
W obecnej sytuacji przyszłość Nord Stream 2 jest raczej przesądzona, a przynajmniej do czasu trwania konfliktu na Ukrainie. Prawdą jest, że nie da się w jednej chwili uniezależnić od dostaw rosyjskiego gazu, na czym zresztą największemu odbiorcy w Europie, czyli Niemcom w ostatnich latach szczególnie nie zależało. Obecnie zmiana kursu jest bardziej widoczna – nasz zachodni sąsiad wstrzymał wygaszanie elektrowni atomowych i planuje wybudować port LNG. Tylko po co? Przecież taki jest już w Polsce, w Świnoujściu. Czyżby był to przejaw megalomanii Niemców? – parafraza. Dla wytłumaczenia, LNG to skroplony gaz ziemny, który nadaje się do przewozu statkami. Jak do tej pory nasz gazoport spełnia swoje zadanie i przyjmuje gości głównie z USA.
Polska już od dłuższego czasu realizuje projekt, który od samego początku spotkał się z dużą krytyką, głównie ze względu na rzekomą nieopłacalność. Mianowicie mowa tu o Baltic Pipe, gazociągu powstającym we współpracy z państwami skandynawskimi, głównie Danią i Norwegią. Nasza spółka skarbu państwa PGNiG uzyskała koncesję na wydobywanie norweskich złóż gazu, stara się również o pozyskanie kolejnych zgód. Obecnie rury kładzione są na lądowym terytorium Dani. Wszystko wskazuje na to, że przesył gazu nastąpi już w październiku tego roku. Byłby to duży krok w dywersyfikacji źródeł gazu w naszym państwie. Nie muszę przypominać, skąd do tej pory był on pozyskiwany na podstawie kilkunastoletnich umów.
Węgiel
Obok poprzednich dobrze znanych surowców, węgiel kamienny jest kolejnym, którego cena poszła rekordowo w górę. Z 2 na 3 marca ceny węgla wzrosły aż o 31% w jeden dzień. W ciągu miesiąca wzrosły o około 120%.
Polska mimo posiadania własnych, nierentownych kopalni, importuje sporo węgla z Rosji, ponieważ jest po prostu tańszy. Już wcześniej wspomniana sytuacja spowodowała oczywiste ograniczenie w zakupie tego surowca. Wszelkie sankcje i bojkoty również podbijają cenę. Warto zaznaczyć, że w Polsce 1/3 gospodarstw domowych ogrzewana jest węglem.
Teoretycznie na tej sytuacji zyskać mogą polskie kopalnie takie jak Bogdanka na Lubelszczyźnie, która jest jedną z niewielu rentownych zakładów górniczych. Na pewno jednak nie skorzystają na tym portfele konsumentów.
Przypomnę jeszcze, że ceny powyższych trzech surowców wpływają również na ceny energii elektrycznej. Mamy jednak tyle szczęścia, że właśnie kończy się okres grzewczy.
Stal
Szok podażowy względem braku stali również napędza ceny tego surowca. W poprzednim roku import stali z Rosji i Ukrainy wynosił 1,37 mln ton. Poza już przetworzoną stalą skupowaliśmy do naszych hut zwykłą rudę ze Wschodu, aby następnie ją przerobić już u siebie. Obecnie jednak brakuję stali na zaspokojenie wszystkich zamówień. Szok podażowy, czyli niewystarczająca ilość towaru na zaspokojenie potrzeb konsumentów, powoduje nagły wzrost cen. Mogliśmy to oglądać w 2020 roku na większą skalę, gdy zamknęliśmy szlaki dostaw, ograniczając je, po czym znów je otworzyliśmy, a wtedy przedsiębiorstwa nie były w stanie wytworzyć odpowiedniej liczby towarów.
Razem z kosztem stali zwiększyła się także cena blachy, jednego z głównych surowców wytwórczych w obecnej gospodarce. Jej ceny również wzrosły prawie dwukrotnie, na co bardzo narzeka mój dziadek, prowadzący firmę opierającą się głównie na tym materiale.
Gorsze od wzrostu cen jest jednak zmniejszenie konsumpcji. Mniejsza konsumpcja oznacza bowiem mniej zleceń dla przedsiębiorców, zmniejszenie produkcji, a co za tym idzie, pogorszenie się sytuacji, a może nawet upadłość wielu polskich firm. Dlatego w tak niepewnych czasach niezwykle ważne jest wspieranie polskiej gospodarki oraz inwestowanie w produkty lokalnego pochodzenia.
O autorze
Cześć. Jestem studentem politologii oraz historii na UMCS w Lublinie. Poza swoimi kierunkami studiów interesuje się mocno ekonomią, dziennikarstwem oraz pisarstwem. Współpracuje i również należę do wielu organizacji politycznych i społecznych. Aktywność obywatelska jest jedną z podstawowych rzeczy państwa demokratycznego 😉