Przejdź do treści

Ponadczasowi „Nędznicy” ponownie w Teatrze Muzycznym w Łodzi

„Nędznicy” (w oryginale „Les Misérables”) od lat zachwycają widzów na całym świecie. Adaptacja powieści Victora Hugo, wystawiona na deskach Teatru Muzycznego w Łodzi, przedstawia świat, w którym, aby przeżyć, trzeba przekroczyć swoje granice. Nad nędznikami nikt się nie lituje, a przecież są ludźmi jak każdy z nas. Być może właśnie ta obojętność wobec ich cierpienia najbardziej porusza widza. Przenikając dogłębnie jego umysł, zmusza do refleksji nad funkcjonowaniem świata, bo chociaż losy bohaterów rozgrywają się na początku XIX wieku, pewnych realiów nie jesteśmy w stanie zmienić – są doskonale widoczne w dzisiejszym, rozwijającym się świecie. Przecież nędznicy byli, są i zawsze będą, a ich walka o przetrwanie codziennie rozgrywa się tuż obok nas.

A wszystko zaczyna się od głodu…

Już na samym początku spektaklu, w reżyserii Zbigniewa Maciasa, widzimy więźniów, których strażnicy nieustannie popychają albo biją. Skazany za kradzież chleba – Jean Valjean (Marcin Jajkiewicz) – wychodzi na wolność, jednak już przez całe życie będzie na nim ciążyć miano przestępcy. Mężczyzna próbuje zacząć od nowa, ale nikt nie traktuje go z szacunkiem – dostaje mniejszą pensję, nie może znaleźć schronienia. Każdy twierdzi, że przestępcy nie powinni być traktowani jak reszta społeczeństwa. Jednak czy kradzież chleba w chwili, kiedy rodzina jest zagrożona śmiercią głodową można nazwać przestępstwem? Dopiero pewien ksiądz udziela mu wsparcia i zaprasza pod swój dach. Mimo że Valjean okradł go w nocy, za co został złapany przez strażników i zaprowadzony ponownie do księdza, ten chroni go przed funkcjonariuszami. Mężczyzna początkowo nie rozumie dobroci kapłana, ale to dzięki niemu przechodzi duchową przemianę i już po 8 latach zostaje burmistrzem Montfermeil.

Fot. Teatr Muzyczny w Łodzi/Michał Matuszak

W spektaklu widzimy nędzników, którzy zmuszani są do kradzieży, a nawet prostytucji. Sytuacja życiowa nie pozostawia im innego wyboru. Fantine (Katarzyna Łaska), po zwolnieniu z pracy, sprzedaje drogocenną dla niej biżuterię, ścina ukochane włosy, a także oddaje się prostytucji. Wszystkie jej działania mają na celu chronić córeczkę Cosette (Livia Ernest) i zapewnić jej godne życie. Kobieta jednak czuje się źle ze sposobu, w jaki zarabia na życie. Po stosunku z pewnym mężczyzną wymiotuje, nie może pozostać obojętna jak pozostałe kurtyzany. Przejmujący jest moment kresu życia bohaterki, kiedy na łożu śmierci widzi bawiące się dzieci. Powierza wówczas małą Cosette opiece burmistrza – Jean Valjeana.

Czy można odkupić swoje winy?

Jean Valjean próbuje uciec od swej przeszłości. Zostaje burmistrzem, który dba o dobro wszystkich ludzi. Ratuje mężczyznę przygniecionego przez wóz, staje w obronie prostytutek, a także opiekuje się osieroconą córką jednej z nich. Zanosi także rannego ukochanego Cosette do szpitala, mimo że sam ucierpiał podczas walk i nie ma siły. Mieszkańcy z niższych sfer szanują go za szlachetność w momencie, gdy bogaci nie rozumieją litości mężczyzny nad „nic niewartą częścią społeczeństwa”. Nikt nie wie, że burmistrzem jest wcześniejszy skazany, którego nieustannie ściga inspektor Javert (Piotr Płuska). Dopiero w momencie, kiedy władze chcą skazać niewinnego człowieka, biorąc go za Valjeana, ujawnia się, chociaż zdaje sobie sprawę, że ponownie będzie musiał uciekać. Jean jest bohaterem, który uświadamia, że nawet w najgorszym momencie życia można pozostać dobrym człowiekiem. Chociaż wielokrotnie Javert był dla niego bezwzględny i chciał pozbawić życia, nędznik ocalił inspektora przed śmiercią w trakcie powstania republikanów. Mógł wymierzyć sprawiedliwość za wcześniej doznane krzywdy i zacząć spokojnie żyć, jednak mężczyzna ponownie postawił dobro drugiego człowieka ponad swoje i wypuścił funkcjonariusza na wolność, wiedząc, że ten dalej będzie dążył do jego aresztowania.

Fot. Teatr Muzyczny w Łodzi/Michał Matuszak

Również historia opieki burmistrza nad małą Cosette chwyta widza za serce. Mężczyzna spełnił ostatnią wolę jej zmarłej matki i zaopiekował się dziewczynką. Stał się dla niej prawdziwym ojcem, który starał się ją chronić przed wszelkim złem. Valjean, dopiero w chwili śmierci, wyznaje prawdę, wtedy już dorosłej kobiecie, na temat tego kim jest. Po zamknięciu wszelkich spraw i zobaczeniu Cosette umiera, dostając się do nieba.

Muzyka i inscenizacja

Musical zrobił na mnie ogromne wrażenie przez wyśpiewanie każdego tekstu. Nie ma w nim scen mówionych – aktorzy dają pokaz swych wokalnych umiejętności i robią to naprawdę dobrze. Słowa są idealnie wkomponowane w każdy utwór, przez co wszystkie elementy tworzą spójną całość. Grająca orkiestra w połączeniu ze śpiewem bohaterów wywołuje niekiedy ciarki na ciele, a muzyka sama w sobie potęguje napięcie. Aktorzy poruszają się płynnie na scenie – do tego stopnia, że nie można oderwać od nich wzroku.

Fot. Teatr Muzyczny w Łodzi/Michał Matuszak

Również stroje (Zuzanna Markiewicz) oraz inscenizacja (Grzegorz Policiński) zostały stworzone na najwyższym poziomie. Na scenie możemy zobaczyć między innymi: barykadę, domy, uliczki czy środek baru. W trakcie zmiany dekoracji nie ma zamieszania czy chaosu na scenie – kolejne rekwizyty pojawiają się znienacka. Czasem widz nie zauważa momentu, w którym nastąpiła zmiana inscenizacji, jakby oglądał filmowe obrazy następujące po sobie. Stroje także oddają charakter XIX-wiecznej Francji. Pasują do charakteru postaci, ale przede wszystkim, razem z innymi dekoracjami, idealnie wpisują się w ducha tamtejszych czasów.

Miłość i bezduszność połączone z humorem

„Nędznicy” to nie tylko spektakl ukazujący codzienną walkę ludzi o przetrwanie czy ich pozycję w społeczeństwie. Znajdziemy w nim przede wszystkim motyw miłości – zarówno rodzicielskiej, braterskiej, jak i tej pomiędzy dwojgiem zakochanych. Widz ma możliwość doświadczyć w trakcie trzygodzinnego przedstawienia wszystkich emocji. Smutek i przygnębienie miesza się z humorem oraz rozczuleniem nad relacjami bohaterów. Pisząc o „Nędznikach” nie można zapomnieć o rolach odgrywanych przez dzieci, które były niezwykle czarujące. Wprowadzają do przedstawienia charyzmę oraz dużo uroku. Charakteru dodaje musicalowi również małżeństwo kanciarzy, którzy są odzwierciedleniem moralnego zepsucia i braku jakiejkolwiek empatii. Ich postaci pozostawiają zarówno niesmak jak i rozbawienie – nawet podczas wesela Cosette zabierają ze stołu sztućce, a poległym na barykadzie złote zęby.

„Les Misérables” jest niewątpliwie jednym z tych widowisk, które po prostu trzeba obejrzeć. Aktorzy wręcz oczarowują widzów, o czym świadczą owacje na stojąco, a także liczne dyskusje po zakończeniu spektaklu. „Nędznicy” właśnie tacy są – nie pozwalają na chwilę wytchnienia, pozostawiając człowieka z wieloma rozmyślaniami nad kondycją społeczeństwa, nie tylko tego XIX-wiecznego, ale przede wszystkim obecnego.

Fot. nagłówka: Teatr Muzyczny w Łodzi/Michał Matuszak

O autorze

Studentka Dziennikarstwa Międzynarodowego na Uniwersytecie Łódzkim. Miłośniczka muzyki, koncertów i widowisk teatralnych, ale przede wszystkim pozytywna osoba, poszukująca swojej drogi w tym zwariowanym świecie.