Ważną częścią XIX-wiecznej historii Stanów Zjednoczonych jest kwitnąca wtedy działalność przestępcza. Problemy, z jakimi borykało się w tamtym okresie to społeczeństwo, z pewnością stwarzały dobre warunki do zakładania szemranych organizacji. Rosnąca niechęć wobec imigrantów, silny rasizm i podziały społeczne, tragiczna sytuacja robotników oraz brudne, pełne bezdomnych ulice – taki obraz ukazywał się wielu przybywającym do Ameryki w nadziei na lepsze życie.
Nazwiska i pseudonimy rekinów brudnego biznesu na dobre zapisały się w miejskim folklorze Stanów Zjednoczonych. Wśród nich pojawiają się także te, należące do kobiet, siejących postrach wśród gangsterów i rzezimieszków. W tym artykule skupię się na historiach kilku z nich – brutalnych, tajemniczych i obrośniętych legendami, ale także miejscami zabawnych.
Sadie the Goat
Sadie działała w latach 60. XIX wieku na terenie nowojorskiego Czwartego Okręgu, a swój ciekawy przydomek „The Goat” (z angielskiego „Koza”) zyskała z racji sposobu, w jaki ogłuszała swoje ofiary. Wraz ze wspólnikiem miała opracowaną dość specyficzną metodę kradzieży.
Przewaga zaskoczenia
Była niskiego wzrostu i drobnej postury, więc niezbędnym elementem jej działalności musiało być zaskoczenie. Gdy wypatrzyła szwędającego się po ciemnych alejkach nieszczęśnika, bez zapowiedzi ruszała na niego w pełnym pędzie i szarżując, niczym najprawdziwsza koza, wbijała mu się głową pod żebra. Zdezorientowana i obolała ofiara, nie miała czasu na reakcję, gdy wspólnik Sadie wymierzał jej cios w głowę, korbą pistoletu. Złodzieje zabierali nieprzytomnemu cenne rzeczy: zegarek, portfel, czasami buty – jeśli akurat pasowały na któreś z nich – i znikali niepostrzeżeni.
Ten oryginalny sposób kradzieży przyniósł Sadie pewien rodzaj sławy w nowojorskim półświatku. Sama „Koza” szybko rozlubowała się w tytule królowej nowojorskich doliniarzy i zżerać zaczęła ją pycha. Ta, jak wiadomo, gubi nawet najpoważniejszych wojskowych i polityków – i nie inaczej było z tą drobną złodziejką.
Awantura w Hole in The Wall
Pewnego razu Sadie, siedzącą przy barze osławionego lokalu Hole in The Wall na ulicy Water Street, nieco poniosły emocje. Zaczepiła tamtejszą ochroniarkę (o której mowa będzie w dalszej części artykułu) – wysoką na sześć stóp, krzepką i budzącą postrach Gallus Mag. Rozmowa nie potoczyła się w przyjemnym tonie, na co wpłynąć mógł fakt, że Mag była Angielką – Sadie Irlandką. Ochroniarka ostrzegła Sadie, że jeśli ta w tym momencie nie wyjdzie na własnych nogach, to ona ją stamtąd wyniesie. Stali bywalcy Hole in The Wall nie mieli wątpliwości, że olbrzymia Gallus Mag nie rzuca słów na wiatr. Sadie uniosła się jednak dumą, popijając z kufla, zamiast zwolnić miejsce przy barze.
Gallus Mag chwyciła „Kozę” za ramiona i zrzuciła na ziemię, jakby ta nic nie ważyła. Zszokowana Sadie, gdy tylko zorientowała się, co się stało, skoczyła na równe nogi i rozpoczęła szarżę na brzuch ochroniarki. Nie był to najlepszy pomysł. Gallus Mag pochwyciła ją swoimi wielkimi łapami, po czym przysunęła do siebie lewy profil Sadie i… odgryzła jej ucho!
„Koza” mogła tylko wyć z bólu, gdy ogromna Gallus Mag, z jej uchem w ustach, wynosiła ją z baru, by cisnąć na ulicę przed wejściem. Upokorzona i obolała Sadie nie miała innego wyjścia, jak wynieść się z dzielnicy. Wydawało się, że nie da już rady uratować zszarganej reputacji, a tu… nadarzyła się niepowtarzalna okazja.
Ukryty potencjał
Będąc w drodze po feralnym wydarzeniu, była świadkiem ataku piratów rzecznych. Dosyć nieudolnego. Grupka mężczyzn usiłowała dostać się na pomniejszy slup, by wynieść stamtąd ładunek. Załoganci, uzbrojeni w to, co znaleźli pod ręką, stawili im jednak opór, ostatecznie przepędzając niedoświadczonych piratów. Ich akcja rozbawiła Sadie, ale słynna „Koza” dostrzegła w nich potencjał. To była okazja – dla niej, by uratować swój złodziejski honor, dla nich – no cóż… by zyskać znakomitego kapitana. Zaproponowała im swoje usługi, a oni, nie mając alternatywy, zgodzili się na oddanie jej dowództwa.
Żeglowali po East River, napadając na napotkane po drodze osady. Tutaj ponownie zadziałał sprawdzony modus operandi Sadie – atak z zaskoczenia. Niczego się niespodziewający mieszkańcy w błyskawicznym tempie zostawali przyparci do muru przez grupkę jej ludzi. Wtedy pozostali piraci okradali ich domy i wynosili ze spichlerzy zapasy, by wszystko to sprzedać potem na czarnym rynku.
Królowa piratów
Nic, co dobre nie trwa jednak wiecznie – pod koniec pełnego pirackich sukcesów lata, osadnicy zorganizowali się, by bronić swojego dobytku przed kolejnymi napadami. Złodzieje ponownie zderzyli się z serią niepowodzeń i wkrótce potem, gang się rozpadł.
Jednak reputacja Sadie – królowej piratów rzecznych – była uratowana. Podobnie kieszeń „Kozy” pękała w szwach od brudnych pieniędzy. Wróciła na stare śmieci, do Czwartego Okręgu. Podobno, pogodziła się nawet z ochroniarką Hole in The Wall, która wydobyła jej ucho zza baru i zwróciła, jako prawowitej właścicielce. Od tej pory nieodłączną częścią stroju Sadie stał się pozłacany medalion. Trzymała w nim prezent od Gallus Mag.
Gallus Mag
Fot. Domena publiczna
Mag była ochroniarką w barze Hole in The Wall, zarządzanym przez Charley’a Monnell’a, szerzej znanego pod imieniem „Jednorękiego Charlie’ego”. Na dziewięć stóp wysoka, silna, o nieprzeniknionych rysach twarzy, budziła postrach wśród mieszkańców Czwartego Okręgu. Jej pseudonim – „Gallus” – wziął się prawdopodobnie od – w ten sposób określanych – męskich szelek, które lubiła nosić. Z drugiej strony mógł on nawiązywać do jej awanturniczego charakteru.
Uszy w słoikach
Była jednym z najbardziej zaufanych ludzi Monnella, którego gazeta, „Brooklyn Daily Eagle” opisywała jako władcę złodziei i morderców w regionie. Mag natomiast, nowojorska policja okrzyknęła mianem najbardziej dzikiej kobiety na ulicach miasta. Taka ponura reputacja nie wzięła się znikąd.
Gallus Mag wykonywała swoje obowiązki z prawdziwym oddaniem. Chodziła po barze z pistoletem wciśniętym za pas i pałką przywiązaną do nadgarstka, którą biła niesfornych klientów. Samo wyproszenie delikwenta nie zawsze wystarczało. Tak samo, jak w przypadku Sadie, niektórzy nie potrafili schować dumy do kieszeni. Gallus Mag z łatwością radziła sobie w takich sytuacjach. Nie tolerowała jednak podobnej arogancji. Jeśli klient się stawiał i próbował walczyć, Mag nie patyczkowała się i ogłuszywszy go ciosem w głowę, chwytała zębami jego ucho. Odgryzłszy je, wyrzucała przeciwnika na bruk przed wejściem do baru. To nie był jednak koniec dziwactw, jakie praktykowała.
Odgryzione uszy trzymała za barem, zakonserwowane w słoikach. Czasami wyciągała je i pokazywała – jako ostrzeżenie. Wśród klientów szybko rozprzestrzeniła się jej legenda, a niewielu było śmiałków, skłonnych ryzykować trafieniem na półkę trofeów Gallus Mag.
Droga prawa
Po tym, jak Monnell trafił do więzienia za napaść z zamiarem zabójstwa, Mag musiała szukać nowego źródła zarobku. Ona i jej mąż John, zajęli się prowadzeniem salonu, który przetrwał do połowy lat 70. XIX wieku. Z racji ciekawej przeszłości jego właścicielki, zyskał on w środowisku nazwę „Gallus Mag”. Awanturnicy, którzy poznali bliżej olbrzymią ochroniarkę Hole in The Wall, z pewnością omijali go szerokim łukiem.
Battle Annie
Annie Walsh swój pseudonim zawdzięczała pewnemu specyficznemu talentowi. A ten bardzo się przydawał w szeregach gangu ulicznego „The Gopher” ( z angielskiego „suseł”).
Dzikie susły
Ta szczególnie aktywna grupa działała na terenie Nowego Jorku w okolicach Central Railway Yards. Prowadzili kasyna, burdele, oferowali szemrane usługi na zlecenie. Ich głównym źródłem dochodu szybko stały się jednak napady na pociągi. Ich ataki były na tyle częste i brutalne, że wokół torów rozstawiać zaczęto policję.
O samej Battle Annie wiele informacji się nie zachowało, ale jej najbardziej prominentna zaleta przetrwała w formie pseudonimu. „The Gopher”, będący agresywnym i ambitnym gangiem, często wdawał się w potyczki z konkurencją czy policją. Annie niemal zawsze była wtedy na miejscu jatki, wykorzystując swój osobliwy talent. Miotała ona cegłami z prędkością maszyny, budząc postrach na polu bitwy.
Klub Społeczno-Atletyczny Kobiet
Walka była prawdziwą pasją Battle Annie. Do tego stopnia, że z sukcesem wciągała w nią koleżanki z branży. Pod jej przywództwem powstała żeńska sekcja gangu – „Lady Gopher”. Formalnie znana jako Klub Społeczno-Atletyczny Kobiet Battle-Row, zaczynała z blisko pięćdziesięcioma członkiniami. Szybko jednak ich liczba wzrosła do dwustu – miotających cegłami, walczących pięściami i strzelających z pistoletów członkiń nowojorskiego gangu.
Hell-Cat Maggie
Fot. Kadr z filmu „Gangi Nowego Jorku”, reż. Martin Scorsese
Maggie była członkinią organizacji o dość intrygującej nazwie. „Dead rabbits” (z angielskiego „Martwe króliki”) byli gangiem działający w dzielnicy Five Points na Manhattanie. Spierali się z natywistycznymi grupami ulicznymi, zwalczającymi irlandzkich imigrantów. Ich symbolem był martwy królik nabity na szpic.
Legenda martwego królika
Skąd jednak taka nazwa? Legenda głosiła, że podczas jednego z pierwszych spotkań na ziemię przed obradującymi rzucony został martwy królik. Prawdopodobnie była to sprawka jakiegoś podrzędnego, niezadowolonego początkowym zarobkiem członka. W normalnych okolicznościach, zostałby zapewne brutalnie sprowadzony do pionu, jednak wydarzenie to, koniec końców, zadziałało na korzyść założycieli. Któryś z nich, ironicznie rzucił pomysł na nazwę i… ta jakoś się przyjęła. W ten sposób, jeden ze straszniejszych gangów Nowego Jorku zyskał miano „Martwych królików”.
Chłopcy z Bowery
Dead Rabbits szybko przerodziło się w coś więcej niż szemrane zgromadzenia bezimiennych rzezimieszków. Gang rozrastał się i opanowywał nowe terytoria, niezbyt uprzejmie wypraszając z nich mniej zwarte grupy. W pewnym momencie, „Martwe króliki” natrafiły jednak na twardy orzech do zgryzienia.
Natywistyczna grupa „Bowery Boys”, nie poddała się po jednej czy dwóch walkach ulicznych. Starcia pomiędzy gangami szybko przerodziły się w zacięty konflikt na śmierć i życie. I tutaj wkracza legenda Hell-Cat Maggie – mającej z „Chłopcami z Bowery” ewidentnie na pieńku.
Atak pazurami
Jej zęby spiłowane były w szpic, a na palcach nosiła mosiężne pazury. Podczas walk ulicznych siała postrach, mając w zwyczaju wskakiwać na swoją ofiarę, drapiąc ją po twarzy i gryząc zaciekle. Atak poprzedzała straszliwym okrzykiem bojowym, przyprawiającym najtwardszych uliczników o ciarki na plecach.
Ziarno prawdy
Mrożące krew w żyłach opowieści o bezlitosnych członkiniach gangów Nowego Jorku obrosły z czasem w legendy. Pisarze, jak na przykład Herbert Asbury, często dopisywali im zasługi i ubarwiali ich sylwetki. Powodem mogły być skąpe informacje na ich temat. Faktycznie, w wielu przypadkach by się czegoś dowiedzieć, trzeba polegać na słownych świadectwach i bezbarwnych zapisach policyjnych, aktach potwierdzających ich istnienie.
Najbardziej wątpliwą postacią z tych, przeze mnie przedstawionych jest Sadie The Goat. XIX-wieczny autor książki o gangach Nowego Jorku, Herbert Asbury, barwnie ją opisuje, jednak nie wykluczone, że kompletnie tą historię zmyślił. Co innego tyczy się Gallus Mag, która pojawiała się w policyjnych raportach. Informacje o Battle Annie czerpać można z artykułu Williama Davenporta, ówczesnego redaktora gazety „New York Herald”. Swój tekst miał on opierać na zeznaniach policjantów Hell’s Kitchen, dzielnicy Nowego Jorku.
W tym wypadku prawdy od fałszu nigdy już prawdopodobnie nie oddzielimy. Faktem jest jednak, że historie tych kobiet na dobre zapisały się w folklorze Nowego Jorku. Ich dynamika i specyficzny klimat czynią je niesamowitymi opowieściami, do których nawet po upływie lat, warto wracać.
Fot. nagłówka: domena publiczna