Przejdź do treści

Moralne credo polskich elit

A man with his hands covered with mud

Elity, jakkolwiek by tej grupy nie definiować, od zawsze miały swoją funkcję w społeczeństwie. Wiele o nich napisano – dość powiedzieć, że jedna z najbardziej popularnych prac światowej sławy socjologa Zygmunta Baumana, zatytułowana „Prawodawcy i tłumacze”, dotyczy roli tychże właśnie. W epoce pozytywizmu chociażby zadaniem wyższych warstw społecznych była pomoc tym, którzy z przyczyn niezależnych od siebie „na salony” się nie dostali. Literatura polska dostarcza nam mnóstwa przykładów – główny bohater „Lalki” Bolesława Prusa, Stanisław Wokulski, spacerując po skrajnie zubożałym warszawskim Powiślu, czuje obowiązek, by wesprzeć prostytutkę Mariannę. Podobnie Witold Korczyński z „Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej, który toczy zajadłe spory z konserwatystami, ponieważ twierdzi, iż Bohatyrowiczom, czyli chłopom mieszkającym nieopodal, należy się pomoc. Im bliżej jednak współczesności, tym bardziej rola elit – ta realizowana w praktyce – ulega zmianie. Osoby, które można by do tej grupy zaliczyć, coraz częściej zamieniają empatię i zrozumienie wobec świata na patos, moralizowanie i pouczanie. Trafnymi literackimi przykładami są wiersze Leopolda Staffa „Kowal” oraz Zbigniewa Herberta „Przesłanie Pana Cogito”. Oba bowiem łączy charakterystyczna dla elit postawa.

***

Zacznijmy od powstałego w neoromantyzmie utworu poety trzech epok. Leopold Staff – zafascynowany filozofią Friedricha Nietzschego, którego dzieła tłumaczył – daje świadectwo wyrażanej przezeń ideałów. Kreśli bowiem postać tytułowego kowala, który bez reszty poświęca się pracy nad sobą, przekraczaniu własnych granic i pokonywaniu słabości. W duchu niemądrego w mojej opinii przysłowia „każdy jest kowalem swojego losu”. Widać to już w pierwszych słowach, kiedy podmiot liryczny, za pomocą metafory o „ciskaniu masą kruszców”, oznajmia, iż pragnie wykorzystać ukryte wewnątrz siebie pokłady ambicji i potencjału. Warto dokładnie przyjrzeć się drugiej strofie, gdyż stanowi ona dość reprezentatywne ujęcie czegoś, co nazwać można kultem pracy. Wyraźnie szczęśliwa osoba mówiąca („w radosnej otusze”) pragnie, a nawet sama siebie zmusza do dokonania wiekopomnego dzieła – „serca”, będącego „mężnym”, „dumnym” i „silnym”. Dalej – w refleksyjnej części sonetu – Staff z wyczuwalną pogardą pisze o słabościach, które są dlań przeklęte, i „chorej niemocy”, konstatując zarazem, iż lepiej jest wręcz zginąć niż poddać się tymże. Co warto zaznaczyć, poeta formułuje te rady jako neofita, bowiem jeszcze niedawno zaliczano go do znużonych życiem dekadentów, od których teraz Staff się odcina, uwierzywszy w nową wiarę – kult potęgi i pracy.

Podobne wzorce, wyrażone w sposób dalece bardziej bezpośredni, odnajdziemy we współczesnym utworze – „Przesłaniu Pana Cogito” autorstwa uznawanego za jednego z najwybitniejszych polskich poetów, czyli Zbigniewa Herberta. Wiersz ten, po raz pierwszy wydrukowany w 1973 roku na łamach „Tygodnika Powszechnego”, jest bodaj najbardziej rozpoznawalnym dziełem Herberta oraz stanowi jego artystyczne i moralne credo. Podmiot liryczny przedstawia czytelnikowi swego rodzaju kodeks etyczny, zestaw zasad, których należy przestrzegać. Po pierwsze więc powinniśmy przyjąć „postawę wyprostowaną”, czyli być pryncypialnie nieugięci „wśród tych co na kolanach”, dając jednocześnie świadectwo swojej wyższości nad nimi. Więcej, nie zważając na sytuację, poeta nawołuje do odwagi, bowiem „w ostatecznym rozrachunku tylko to się liczy”. Postać mówiąca apeluje także o pogardę „dla szpilców katów tchórzy”, czym prowokuje kluczowe dla tej poezji pytanie – dlaczego Herbertowi tak łatwo przychodzi ocenianie innych i klasyfikowanie do krzywdzących kategorii, takich jak „tchórze”, szczególnie w świetle nawoływań do stawania w obronie poniżanych, które twórca poczynił w strofie wyżej. Zastanawia mnie, z jakich względów w wyobrażeniu poety ktoś poniżany nie może być właśnie Herbertowskim „tchórzem”. Czy nie jest tak, że wybory moralne, często dramatyczne, podyktowane są równie skrajnymi okolicznościami? I dlaczego w związku z tym takim ludziom nie należy się empatia i pomoc, a jedynie pogarda, którą notabene podmiot liryczny określa jako „siostrę”? Czy wobec tego Herbert afirmuje takie emocje względem drugiego człowieka? W końcowym fragmencie wiersza Herbert naucza, że jeśli dostatecznie będziemy pracować i „powtarzać wielkie słowa”, to osiągniemy taki symboliczny sukces, jak Hektor czy Roland, będący egzemplifikacjami honoru, męstwa i pozostałych cnót. Cały utwór przesiąknięty jest nieznośnym patosem i pretensjonalnymi zwrotami w tonie rozkazującym („idź wyprostowany”, „trzeba dać świadectwo”, „bądź odważny”).

***

Zarówno „Kowal”, jak i „Przesłanie Pana Cogito” (szczególnie ostatnie słowa), powielają pewien mit na temat społeczeństwa, mit merytokracji. Owa merytokracja to utopijny system, który zakłada, iż awans społeczny i pozycję zyskuje się własną pracą, a hierarchia jest sumą jej rezultatów – kto pracował najciężej, ten wygrywa. Trochę jak słynny „amerykański sen”. Nauka wielokrotnie udowodniła jednak, że nasz świat – za sprawą nierówności na wielu polach – tak nie działa. Moralizowanie i pouczanie więc, a także kolportowanie bezrefleksyjnego kultu siły, pracy i moralnej pryncypialności, z pozycji cokolwiek elitarnych i uprzywilejowanych, jakie niewątpliwie i Leopold Staff, i Zbigniew Herbert posiadali, może nie trafiać do wielu czytelników ze względu na właśnie oderwanie od rzeczywistości. Bowiem – czego poeci zdają się nie zauważać – o ideach czy wartościach można mówić dopiero z pełnym żołądkiem. Oczywiście posiadanie wysokiego statusu nie jest w żadnym razie zarzutem wobec tych twórców, a także nikt nie wymaga od nich zbawienia świata, a jedynie trochę zrozumienia. Takiego, jakie miały elity pozytywistyczne.

O autorze

Licealista. W przyszłości marzy o pracy dziennikarza. Pisze również do "Gazety Młodych", lokalnego dodatku do "Gazety Wyborczej". Wstaje codziennie o szóstej rano. Nawet jak nie musi. Czyta gazety. Wyczulony na punkcie homofobii i antysemityzmu.