Łukasz Trzaska
Stowarzyszenie Demokracja w Praktyce
Źródło: Pixabay.
Czy wiecie, co wspólnego mają ze sobą kiełbasa lisiecka, oscypek, rogal świętomarciński, obwarzanek i szampan? Wszystkie z tych rzeczy, oczywiście, są jadalne (choć może niekoniecznie w tym połączeniu), ale poza tym – każdy z tych rarytasów jest pod wyjątkową, hiper-ultra-specjalną ochroną. Ochroną, która sprawia, że obwarzanek który kupiliście ostatnio od pani przy rynku – faktycznie jest obwarzankiem. A nie jakimś tam na przykład preclem. Wszystko to dzięki „chronionym oznaczeniom geograficznym”.
Na pewno nieraz w sklepie na opakowaniach z żywnością mogliście dostrzec charakterystyczne żółto-niebieskie ząbkowane kółko z symbolem pola uprawnego w środku. Ten przypominający order znaczek to europejski znak jakości symbolizujący chronione oznaczenie geograficzne. Jest on przyznawany specyficznym produktom regionalnym wytwarzanym wyłącznie na określonym obszarze. Chociaż w gwoli ścisłości – „chronione oznaczenie geograficzne” – to tak naprawdę tylko jeden z trzech podtypów chronionych produktów rolnych, jakie można spotkać na terenie Unii Europejskiej. Oprócz niego wyróżniamy jeszcze tzw. chronioną nazwę pochodzenia (oznaczaną na żółto-czerwono) i gwarantowaną tradycyjną specjalność (żółto-niebieski symbol). Różnica między nimi jest taka, że w przypadku „chronionej nazwy pochodzenia” cały proces wytwarzania produktu powinien się odbywać w miejscu wynikającym z jego nazwy. Natomiast „chronione oznaczenie geograficzne” wymaga jedynie, by w określonym miejscu przebiegała jedynie przynajmniej jedna z faz produkcji. Czyli należący do kategorii „chroniona nazwa pochodzenia” oscypek musi być wytwarzany od początku do końca na Podhalu z miejscowych składników i pozyskanego tu mleka. A już taki obwarzanek, który spełnia standardy „tylko” „chronionego oznaczenia geograficznego”, może być na przykład zrobiony z mąki, która nie pochodzi z Krakowa. Wystarczy, że sam jego wypiek będzie miał miejsce w grodzie Kraka, a obwarzanek już swoje warunki ochronne spełni. Ostatnia kategoria, czyli „gwarantowana tradycyjna specjalność”, to standard „najsłabszy”. Dotyczy on produktów wytwarzanych w sposób tradycyjny, ale niepowiązanych z konkretnym regionem. Ten typ ochrony produktów nie zastrzega też ich nazwy. Działa on więc inaczej niż dwie poprzednie kategorie, które z chronionych produktów tworzą coś na kształt… marki.
Bo w sumie oznaczenia geograficzne, to taka trochę ochrona własności intelektualnej i prawo patentowe w jednym, tyle że w tym przypadku przedmiotem ochrony nie jest utwór muzyczny ani wynalazek, a produkt o szczególnym pochodzeniu geograficznym, szczególnych właściwościach lub też cieszący się renomą, której źródłem jest jego pochodzenie. Jakość towaru jest tu ściśle związana z miejscem pochodzenia i tylko taki produkt może być określany chronioną nazwą. W praktyce, w myśl tych zasad prawdziwy „szampan” (czy też poprawnie z francuskiego Champagne) może pochodzić wyłącznie z francuskiej Szampanii i tylko wtedy ma się on prawo tak nazywać. To samo tyczy się oscypków i wszelkich innych (na ten moment) 1349 produktów żywnościowych i 2090 wyrobów alkoholowych spod znaku oznaczeń geograficznych. Tyle obecnie ma w swoim spisie Komisja Europejska, która decyduje o tym, jakie produkty wejdą do chwalebnego grona strzeżonych. A co w ogóle taka ochrona daje? Zarejestrowane w unijnym rejestrze nazwy są zabezpieczone przed nadużyciami, podróbkami i powoływaniem się na nie. Pamiętajmy jednak, że chroniona jest tutaj tylko i wyłącznie nazwa. Nie jest więc tak, że nie mamy prawa upichcić sobie w Warszawie własnego obwarzanka według jakiejś tradycyjnej babcinej receptury, bo zaraz wparuje nam do mieszkania banda wściekłych krakowskich piekarzy z nakazem wypłaty odszkodowania. Mamy prawo. Co więcej, mamy nawet prawo nasz wypiek sprzedawać. Tyle, że pod jakąkolwiek inną nazwą niż obwarzanek. Może być na przykład precel. Ale i to pod warunkiem, że nie dodamy do niego żadnego wyrażenia pokroju: „taki jak produkowane w Krakowie”, „imitacja obwarzanka”, „w stylu obwarzanka”, albo „przy użyciu metody używanej do produkcji obwarzanków”. Jakakolwiek aluzja nawiązująca do nazwy lub chronionego miejsca pochodzenia obwarzanka będzie już tutaj złamaniem przepisów. Wszystko to po to, by ograniczyć, brzydko mówiąc, żerowanie na renomie uznanego produktu.
Oczywiście taka ochrona ma miejsce przede wszystkim wtedy, kiedy produkty „podróbki” są jakkolwiek porównywalne do zarejestrowanych produktów chronionych. Na chłopski rozum, żeby było do czego się przyczepić nasz wypieczony „prawie-obwarzanek” musi przynajmniej przypominać pierścieniowate ciasto z sezamem lub makiem. Ale ochrona nazwy obowiązuje również w sytuacjach mniej oczywistych. Na przykład kiedy o chęci podrobienia produktu, co prawda, nie ma mowy, ale wykorzystanie jego nazwy narusza prestiż nazwy chronionej. Pewien francuski producent wody mineralnej został na przykład ukarany za używanie w reklamie swoich towarów sloganu „szampan wśród wód mineralnych”. Sąd uznał wówczas, że „jest to szkodliwe dla renomy chronionego oznaczenia geograficznego nazwy »szampan« oraz może przynosić nienależną i nieuczciwą korzyść przedsiębiorcy”. Podobnie szwedzka firma produkująca jogurty dostała zakaz reklamowania ich jako „serków o smaku szampana”. Faktycznie jakieś to takie niesmaczne. Aż dziw, że nasze swojskie Delicje Szampańskie jakoś się jeszcze uchowały w marketach. Ale może one po prostu Francuzom smakują.
O autorze
Gazeta Kongresy to młodzieżowe media o ogólnopolskim zasięgu. Jesteśmy blisko spraw ważnych dla młodego pokolenia – naszych spraw.